W 70 rocznicę deportacji- wywózki Polaków kresowych na nieludzką ziemię! " Jeśli zapomnę o nich, Ty Boże na niebie, zapomnij

Obrazek użytkownika antysalon
Blog

"Jeśli zapomnę o nich, ty Boże na niebie, zapomnij o mnie"*
Tymi słowy kończy swoją przejmującą książkę o losie wywiezionych przez sowietów na "nieludzka ziemię" Polaków! ta co przeżyła!
To jedna z ponad półtora milionowej rzeszy tych twardych, niepokornych nigdy niepokonanych z mrowia tych poniżanych wdeptywanych w śnieg za kołem podbiegunowym, w tajgę, stepy Kazachstanu i Karagandy!
Wywiezieni, maltretowani.
To oni przechowali dla nas, albo zabrali na zawsze do rozlicznych niby grobów rozrzuconych na przepastnych terytoriach sowieckiej Rosji to co przeżywali nasi rodacy deportowani 70 lat temu z kresów zajętych przez Stalina po 17 września 1939r. To czas strachu, głodu, straszliwej śmierci najbliższych.
To czas krzyku, jęku i zatwardziałego milczenia.
Kłamstwa, dobra czy triumfującego zła!
Człowiek pastwił się nad człowiekiem.
I to jak!
To ogrom plag jakie niesie niewola.
To nieprzemijające obrazy obolałych, umęczonych wyjątkowym udręczeniem twarzy towarzyszy niedoli i tych triumfujących, ich prześladowców.
Deportacje Sowieci rozpoczęli wywózką 10 lutego 1940r.
Wywieziono głównie inteligencję i ich rodziny, właścicieli ziemskich, osadników-Piłsudczyków, policjantów, kombatantów wojny 1920 roku, nauczycieli, urzędników, leśników a później także bogatszych rolników i robotników wykwalifikowanych.
Dawano im po kilka albo kilkanaście minut na spakowanie się!
Cztery sowieckie deportacje to grubo ponad milion polskich obywateli.
Ostatnich wywożono jeszcze w czerwcu 1941 a nawet w trakcie ewakuacji sowietów już po ataku Hitlera na Rosję!
Ładowano Polaków do bydlęcych wagonów /celatniki/ i ... wiemy co było dalej!
To znaczy tak niewielu Polaków wie jak było, a jakże wielu nie chce wiedzieć!
A dla aresztowanych Polaków za antysowiecka działalność o ile nie zabrał ich nad ranem czornyj woron i kula w tył głowy, czekały więzienia z celami etapowymi zanim trafiły do bydlęcych wagonów; ponad 5o osób na 20 m.kw.czasem trafia się łóżka po pięć osób na jednym. sienniki, pościel! zapomnijcie o burżuazyjnych zachciankach.
Potem załadunek Ładowano do bydlęcych wagonów /celatniki/ i ...
Pociąg zatrzymał się.
Ci co przeżyli wysiadają.
Siarczysty mróz.
Jaki to dzień, miesiąc?
Tylko co do roku jesteśmy pewni!
Konwojenci z psami na smyczach i przerażliwy widok; mężczyżni kobiety, dzieci w strasznych łachmanach, stopy poowijane szmatami, głowy kawałkami bielizny, niby turbanami.
Zanim wyruszyli ostrzeżenie;krok w lewo krok w prawo-budem strelat!
"...Coraz nam ciężej iść, nogi zapadają się w zaspy śniegu, wicher bije w twarze ostrymi igiełkami lodu hula w naszych łachmanach, mróz przenika do głębi...."
Sołdaty w kozuchach i ciepłych wolonkach popędzaja nas., skorej, skorej!
Niektórzy więżniowie wyrażnie odstają, opóżniają marsz.
Nie mają już więcej sił.
Konwojenci wiedzą co należy z nimi zrobić i kula kończy żywot nieszczęśnika.
Po aresztowaniu, celach przejściowych, wagonach bydlęcych la tych ludzi co jeszcze żyją łager to niemal ziemia obiecana, bez względu na to, co ich tam ma jeszcze spotkać!
".. Usiądżmy godnie na pryczach u ściany,
zgarnijmy nasze więzienne łachmany,
przygładżmy włosy, zamknijmy powieki
Za chwilę dusze nasze ulecą w daleki
rodzinny szlak...

Chryste, gdzie słodycz błogosławieństw Twoich?
Gdzie balsam słów o wierze? o człowieku-Bogu?
Gdy narodami dzisiaj włada człowiek-zwierzę,
gdy psy kąsają w świątyń Twoich progu,
gdy niebo jest jak całun śmiertelny, a ziemia cała
jedną wytwórnią dział szarpiących ciała...

O przyjdż królestwo światła po mgłach i upiorach!
Królestwo tchu wolnego po dławiących zmorach,
królestwo śmiałych wzlotów, ekstatycznych pieśni
po więzach, które gniotą od piekieł boleśniej...

Zbaw nas od niewoli, Panie
I od podłości strachu!
Amen.
..." / wyrywki z improwizowanej modlitwy Polaków wywożonych na wschód/

Czy wobec takiego ogromu śmierci setek tysięcy Polaków i po takich koszmarach, po takich przeżyciach na "NIELUDZKIEJ ZIEMI" jakich doznało grubo ponad milion wywiezionych tam przez sowietów , deportowanych naszych rodaków z kresów można było być jeszcze zdolnym do takiego antypolskiego plugastwa, jakie stało się udziałem Wojciecha Jaruzelskiego? i jemu podobnych!?

pzdr
p.s.
1.* Wszystkie cytaty z książki Grażyny Lipińskiej,Jeśli zapomnę o nich.... Paris 1988, Editions
2.Moja rodzina też zostawiła tam"ślad" : za kołem podbiegunowym i na Syberii; dwukrotnie pierwej po powstaniu styczniowym, a potem po operacji "Jasna Brama", mieli to szczęście, że przeżyli. I co w 44 wywiezieni żyją do dzisiaj!

Brak głosów

Komentarze

Moi...Przeklęta Wyspa(Kołyma)

...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński

Vote up!
0
Vote down!
0

...Obnoszę po ludziach mój śmiech i bukiety
Rozdaję wokoło i jestem radosną
Wichurą zachwytu i szczęścia poety,
Co zamiast człowiekiem, powinien być wiosną. K.Wierzyński

#46672

tnie powiedziane! To było piekło na ziemi!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#46675

Ryszard Snarski - 12 marca 2007 Polakom z Kresow Wschodnich Gdy w Jalcie przepadly Na laske Kremla oddane Miasta stare, najwierniejsze, Zostali! Nie poddawali sie Gdy padaly krzyze Brzescia, Lwowa i kresowych cmentarzy. Nie tracili nadziei, Gdy nie docieraly listy ze swiata I szly transporty za Ural. Mysleli... Warszawa pamieta, Dobrym slowem doda otuchy. Trwali... A Babcie, resztkami sil Uczyly pacierza. "Nie rzucim ziemi" Z ksiedzem Jerzym spiewali. I wierzyli, Ze Bug,- Polska rzeka Bedzie do przebycia. Mijaly lata... Pol wieku minelo. I zyja Kresy Nie tylko w pamieci i snach.
Vote up!
0
Vote down!
0
#46673

NIGDY NIE ZAPOMNĘ!!!!  NIGDY NIE PRZEBACZĘ!!!!!

Tak mi dopomóż Bóg!

____________________________________________________

"Strzeżcie się Wilki, strzeżcie się przynęty..."

Vote up!
0
Vote down!
0

"...dopomóż Boże i wytrwać daj..."

#46728

Si-bir ( Śpiąca –ziemia)

/Opowieść autentyczna/

W roku 1979 w Lądku Zdroju poznałem starszego mężczyznę w wieku ponad 70 lat. Wysoki, silny, postawny. Mogę zdradzić jego nazwisko. Nie żyje już od lat i nie miał żadnej rodziny. We wrześniu 1939 Rosjanie wkroczyli do Lwowa – gdy był świeżo po studiach prawniczych na Uniwersytecie Jana Kazimierza. Zabrano go z ulicy w letnim prochowcu ( lato było gorące) – jego narzeczona została zastrzelona tego samego dnia . Broniła się na ulicy przed zalotami krasnoarmiejca i została zabita. Stefana Derżko dołączono do transportu i bydlęcym wagonem dotarł do miejscowości Matygino w głębi Rosji. Relacje jakie ten człowiek mi przekazał poprzedziły wielogodzinne rozmowy – jakie z racji pobytu w uzdrowisku – prowadziliśmy na spacerach po okolicy. Nabrał do mnie zaufania i opowiedział mi swoją historię. Historię Sybiraka, prawnika – drwala w tajdze. W Matygino osadzono go w więzieniu – starej twierdzy. Cela z betonową posadzką, okienko bez szyby, bez ogrzewania i bez jakiegokolwiek posłania i przykrycia. W letnim płaszczu przebywał tam do lutego – śpiąc na betonie. Dostał martwicy pośladków – od mroźnego betonu.
W największe mrozy, ( w Matki Boskiej Gromnicznej) –załadowano go do dużego transportu kolejowego i wyruszyli na spotkanie Sybiru. Podróż była straszna. Na 3 dzień wstawiono im do wagonów żelazne piecyki na drewno. Mężczyźni wyrwali w podłodze otwór. Nieduży - co wartownicy tolerowali. To była toaleta. Gdy załatwiały się kobiety – mężczyźni stawali tyłem. Zresztą w wagonach robiło się luźno. Codziennie wygarniano z nich trupy słabszych i wyrzucano po prostu w śnieg przy torach. „Zamarzajut polskije sabaki” – stwierdzali strażnicy , z obrzydzeniem wygrużając sztywne ciała z wagonów. Dzikie zwierzęta po odjeździe eszelonu czyściły teren do kosteczki. Ustalono, że płaszcze i kożuchy jakie mieli niektórzy zmarli – będą służyć żywym. I tak więzień Derżko wyfasował stary, ale ciepły kożuch po zmarłym koledze. 4 dnia dano im gorącej wody i solone śledzie. Całe szczęście, że do wagonu wpadały tumany śniegu i było czym ugasić pragnienie. Nie wie ile dni jechał. Ale nie krócej niż 3 tygodnie. W środku olbrzymiej tajgi transport zatrzymał się. Krasnoarmiejcy pomagając sobie karabinami i bagnetami – wygarniali wychudłych, sczerniałych – ledwie chodzących ludzi na nasyp kolejowy – skąd staczali się w dół , w głęboki śnieg przy sosnach. Z całego transportu przeżyła ponad połowa. Uformowani w długi wąż brnęli w tajgę – zatrzymując się – gdy strażnicy ( ośmiu na blisko 300 osób) pozwolili. Jedna z kobiet odeszła kilka kroków – by się załatwić. Krasnoarmiejec o twarzy Mongoła – zastrzelił ją – za próbę ucieczki.
Należało więźniów maksymalnie upodlić – by załatwiali się jak zwierzęta – czyli tam gdzie stoją i w grupie. Tym Rosjanie różnili się od Niemców . Ci pierwsi zabijali równie bezwzględnie. Natomiast Rosjanie przed śmiercią musieli jeszcze ofiarę upodlić. I tym generalnie różniła się cywilizacja zachodnia od azjatyckiej.
Pod wieczór żołnierze ni stąd ni zowąd zatrzymali pochód i stwierdzili: „Tut budietie żywiot”. Zresztą co za różnica - 5, 10, czy 50 kilometrów dalej, - było tak samo.
I doradzili – że kto nie zrobi sobie jakiegoś ukrycia na noc - nie przeżyje. W nocy będzie kilkadziesiąt stopni mrozu. Jedynym pocieszeniem był zupełny brak wiatru. Przy dużych mrozach ślina po splunięciu – zamarzała w bryłkę lodu – tuż nad ziemią. Po strasznej nocy – nastał pierwszy poranek w tajdze. Znowu ubyło kilkanaście osób. Przyjechał duży ciągnik wlokący olbrzymie sanie. Były tam piły, siekiery, łomy , oskardy i masa pustych beczek po paliwie. W zamarzniętej ziemi drążyli ziemianki na 5-6 osób. Nakrywali to balami ściętych sosen, ziemią, igliwiem , mchem. W środku ustawiano beczkę po paliwie - w której palono drewnem. Tej jednej rzeczy – nie brakowało na tysiącach kilometrów tajgi. Nikt nie próbował uciekać. Bo nie przebyłby pieszo tysiąca kilometrów. I zwierzęta tajgi –same wymierzyłyby mu wyrok. Zresztą nie mieli nawet pojęcia gdzie są.
I tak mijały lata. Od rana do zmroku ścinali drzewa. Czasem na wysokości piersi – gdy śnieg był tak wysoki. Kto wyrobił normę - dostawał przydział chleba. Normę zmniejszano stosownie do spadku wydajności. Często kończyło się to zagłodzeniem
i śmiercią – bo coraz słabszy i niedożywiony drwal – po prostu umierał. Tak po prostu gasł w oczach. I cicho odchodził. Leczyli się sami - w zimie najczęściej herbatą z igliwia. Zima trwała 9 miesięcy. W krótkim okresie „wiosny i lata” –zbierali zioła i jagody. Stefan Derżko opowiadał mi, że przez wszystkie te lata spędzone w tajdze tj. przez 18 lat – nigdy nie przespał całej nocy w ziemiance. Kto tak robił i wychodził rano na mróz – nabawiał się choroby płuc zwanej suchotami. I szybko umierał. Dlatego trzeba było co parę godzin wyjść w noc na mróz i przynajmniej raz obejść ziemiankę dookoła. I tak przez kilkanaście lat katorgi. W miejsce zmarłych z chorób i wycieńczenia – przychodziły nowe transporty.
Sowiety wchłaniały każdą ilość drewna jaką chodzące trupy były w stanie dostarczyć na bocznicę. „Nowi” dostarczali szczątkowych wiadomości ze świata. Na początku 1954 roku chodziły słuchy, że wojna się skończyła. Ale nikt w to nie wierzył. Co jakiś czas ktoś był wzywany do komendanta obozu i znikał. Wszyscy myśleli – że był likwidowany. Stefan Derżko został wezwany do Komendanta na wiosnę 1957r. oddał kolegom wszystko co miał – łącznie z kożuchem zmarłego kolegi. Nie sądził by na drugim świecie był mu on potrzebny.
Komendant wypytywał go o wszystko – z lat przedwojennych. Następnie powiedział ,że Hiltler kaput, jest nowa Polsza. On ma jechać do Krakowa – do Nowej Huty. Tam dostanie mieszkanie, będzie przeszkolony na maszynach liczących i będzie pracował w Hucie. Podpisał zobowiązanie, że bez zgody władz sowieckich nie zmieni miejsca zamieszkania , ani nie powie o niczym co widział i słyszał od 1939 roku od aresztowania. Powiedzieli mu ,że jeśli nie dotrzyma słowa –znajdą go wszędzie. Nie ucieknie nawet za granicą. Że mają swoich ludzi na całym świecie. Dostał ciepłe ubranie, worek z jedzeniem , propusk – pismo od władz NKWD obozu – gdzie jedzie i po co. Pismo to było wówczas cenniejsze od najlepszego paszportu na świecie. Strażnik wyprowadził go w tajgę , odwiózł do torów kolejowych i przekazał na pierwszy pociąg jadący na zachód. Człowiek ten opowiadał mi wiele rzeczy strasznych i nieprawdopodobnych – których nawet nie jestem w stanie powtórzyć . Mówiły one o okropnym życiu w tajdze. Szykanach wartowników. Głodzie chorobach i mrozie. Mówił także , że widział tam niesamowite rzeczy – o których nie powie mi nigdy. Chyba ,że leżałby już w grobie i wiedział, że zaraz umrze. To mówił człowiek wykształcony, po wyższych studiach , dzielny i odważny, odporny na straszne trudy. I nigdy mi już nie powiedział o co chodziło. Być może Rosjanie robili z nimi jakieś nieludzkie doświadczenia. Medyczne i nie tylko. Z udziałem ludzi i zwierząt. By udowodnić teorię Darwina. Słyszałem to od jednego Sybiraka. Ale to są domysły. Nie podaję tego za fakty. Prawie na pewno karmiono świnie zwłokami więźniów. Być może jedli trupy. Nie wiem.
Stefan Derżko do roku 1980 – dalej mieszkał jako emeryt w mieszkanku w Nowej Hucie , które przydzieliło mu NKWD. Odwiedziłem go tam. To było niedaleko placu na którym stał Lenin z oberwaną wybuchem piętą. Nie założył rodziny. Zmarł samotnie.
Do ostatniego dnia życia wierzył we wszechmoc potężnego NKWD, GRU i KGB.

Tekst autorski. © M.Mozets

Vote up!
0
Vote down!
0

Mozets

#46782

Aż mi się zimno zrobiło jak to przeczytałem ...
Tu aż ciśnie się na usta komentarz ..może na jednym poprzestanę

To rzeczywiście nie ludzka ziemia ..

pozdrawiam
............................
http://andruch.blogspot.com/

Vote up!
0
Vote down!
0

-----------------------------------------
Andruch z Opola
]]>http://andruch.blogspot.com]]>

#46790

Koszmarki z Syberii to przy tych z Kołymy, Wołogdy czy Kazachstanu to naprawdę podobno...drobiazgi!!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#46801

Dlatego należy zbierać wszelkie opisy tragicznych ludzkich losów. Nie po to by by je wartościować w skali np. 1 -100. Bo cierpienie każdego człowieka nie da się opisać statystycznie. I jest subiektywne. Widzimy wypadek gdy matka z dzieckiem na rowerku przechodzi przez ulicę na pasach. Rozpędzona "beemwica" z sobwooferami na maksymalnym wzmocnieniu ( yyyynnnncc, yyyyynnnnccc, yyyynnnnttttaaaa, yyyyynnnnntttaaaa!!!!) na naszych oczach uderza w to dziecko . Rowerek i dziecko wzbijają sie powietrze i lecą 15 m do przodu. Spadają na asfalt. Z rowerka zostaje kupka złomu. Dziecko przypomina jakiś gałaganek podartego materiału. Matka bierze te resztki na ręce. Jest oszalała z bólu. Nikt nie słyszy jej jęku rozpaczy. Bo go nie słychać. Ale ja słyszę jęk jej duszy. To bezgłośny, zwierzęcy ryk nieludzkiego bólu. Idziemy dalej. Pamiętamy ten obraz całe życie.Ale dajemy sobie z tym radę. Przecież trzeba żyć dalej . I słusznie. A teraz wyobraźmy sobie - że to nasze dziecko tak leży jak gałaganek na asfalcie. I także powinniśmy żyć dalej . Ale czy potrafimy? Z kolei dla zaćpanego narkomana, który przed chwilą zadźgał nożem kogos dla paru złotych "na działkę" - ten wypadek - to nudny widok. Jak widać realatywizm pomaga nam żyć. I to jest normalne.

Vote up!
0
Vote down!
0

Mozets

#46914





Vote up!
0
Vote down!
0
#46854