Dywersyfikacja ryzyka
Zaraz po katastrofie prezydenckiego samolotu wielu blogerów, komentatorów, dziennikarzy i ekspertów rwało sobie włosy z głowy, że brak jednoznacznych procedur doprowadził do tego, że w jednym samolocie zgromadziło się aż tak dużo osób sprawujących kluczowe stanowiska w państwie.
Wyjątkowa lekkomyślność, brak wyobraźni czy wręcz typowa polska głupota, krzyczano.
Jest to opinia zupełnie krzywdząca przynajmniej dla obecnego rządu, a w szczególności dla premiera Donalda Tuska.
Zraz po wygłoszeniu swojego słynnego trzygodzinnego ekspose, z którego jasno wynikało dla nas i całego świata, że Polska jest na najlepszej drodze by stać się światowym mocarstwem, nasz premier i jego otoczenie poczynili wiele przedsięwzięć by dokonać dywersyfikacji tego ryzyka.
Od samego początku Donald Tusk i media odpowiedzialnie dbały o to, aby nasz prezydent był jak najdalej od zagrożonego przez wrogie obce służby specjalne, mocarstwowymi planami, premiera polskiego rządu. Należy przyjąć za pewnik, że wywiady wielkich mocarstw chciały pozbyć się męża stanu o tak dalekosiężnych i groźnych dla obecnych potęg planach.
Dzisiaj dopiero widać głęboki sens, troskę i wyjątkowa odpowiedzialność Premiera Tuska, kiedy przypomnimy sobie jego zabiegi by prezydent nie latał razem z nim samolotem, nie miał krzesła obok podczas unijnych szczytów czy w ogóle nie mógł korzystać z rządowej floty powietrznej.
Inaczej należy dziś spojrzeć na podzielenie uroczystości z okazji narodzin Solidarności na część gdańską z prezydentem i krakowską z premierem.
Zapewne te same intencje przyświecały premierowi, gdy kolaborował z Władimirem Putinem by zorganizować konkurencyjne obchody rocznicy katyńskiej na trzy dni przed tymi oficjalnymi.
Dlatego przerwać należy wszelkie spekulacje na temat przyczyn katastrofy i zabronić z całą stanowczością wszelkich teorii spiskowych. Należy z zadowoleniem przyjąć, że identyfikacją ciał zajęli się błyskawicznie najlepsi, bo rosyjscy patomorfolodzy oraz to, że szczątki trafiły prosto do Moskwy, a nie Warszawy. Należy tez cieszyć się z tego, że unikniemy typowego polskiego piekiełka, które by wybuchło gdyby należące do Polski czarne skrzynki, dokumenty, rzeczy osobiste i telefony komórkowe ofiar wpadły najpierw w ręce polskich śledczych i prokuratorów.
Nie ma powodów by podejrzewać kogoś o chęć pozbycia się nic nieznaczącego polityka, który jedynie był konstytucyjnym dodatkiem do kryształowych żyrandoli.
Gdyby owa tragedia dotyczyła Premiera RP znanego z dalekosiężnych i mocarstwowych planów to wtedy należałoby poważnie brać pod uwagę wersję spisku i zamachu.
Już sam fakt, że premier Rosji Władimir Putin przejął osobiście nadzór nad śledztwem jest gwarancją szczegółowego i zgodnego z prawdą wyjaśnienia wszystkich okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem. Decyzja, że nasi prokuratorzy dostają tylko to, co uznają za stosowne Rosjanie jest jak najbardziej słuszna.
Domaganie się zaś międzynarodowej komisji, która by miała wyjaśnić przyczyny katastrofy to byłby oczywisty afront polskiego rządu wobec zawsze nam przyjaznych władz Federacji Rosyjskiej.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2089 odsłon
Komentarze
Re: Dywersyfikacja ryzyka
18 Kwietnia, 2010 - 15:40
Tusk tak intensywnie "dywersyfikował ryzyko", że aż zabrakło mu czasu na dywersyfikację dostaw gazu. Oto gradacja priorytetów godna III RP.
pozdrowienia
Gadający Grzyb
pozdrowienia
Gadający Grzyb