4 czerwca, dawniej 22 lipca

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

 

 

 

 

 

 

Każdy, komu przyszło spędzić dzieciństwo w PRL-u na pewno pamięta słodycze, a w szczególności czekolady, na których opakowaniu widniał tajemniczy, przynajmniej dla mnie, jako dziecka napis, „22 lipca, dawniej E.Wedel”. Kiedy pytałem się mamy, co to oznacza dowiadywałem się, że tak przed wojną nazywała się pierwsza w Polsce fabryka czekolady i o dziwo w tych wyjaśnieniach bardziej zauważałem jakąś skrywaną nostalgię za dawnymi czasami niż oburzenie na „kapitalistycznych krwiopijców”.

Zbliża się 4 czerwca, który obecne „elity” okupujące Polskę chcą oficjalnie uczynić Dniem Wolności i Praw Obywatelskich z wyraźnym pragnieniem, aby miejscowy plebs w tym dniu wyległ masowo na ulice świętując odzyskanie wolności.

Dzisiejsza propagandowa obróbka nadwiślańskiego ludu przypomina do złudzenia chamskie wpychanie przez czerwonych w Chełmie Lubelskim, do budynku przy ulicy Lubelskiej 56a, słynnej maszyny drukarskiej, która w tamtejszym muzeum miała przekonywać, że drukowany w Moskwie manifest powstał właśnie w tym miejscu.

Z tego co wiem owa maszyna, czy może lepiej, symbol komunistycznego kłamstwa, poszła na złom jeszcze w latach 90-tych. Kłamstwo założycielskie III RP niestety nadal trwa i dopóki ono także nie wyląduje na złomie, o żadnym świętowaniu wolności i niepodległości mowy być nie może.

Z tym polskim odzyskaniem wolności i końcem PRL-u włodarze III RP mają wielki kłopot gdyż trudno przekonać Polaków do jakieś konkretnej daty, a i sami rodacy chyba nie byliby w stanie wskazać jakiejś cezury czasowej oddzielającej wyraźnie PRL od III RP.

I tak miotamy się od rocznicy obrad okrągłego stołu po kontraktowe wybory i nie oszukujmy się, prawdziwa data oswobodzenia Polski z rąk czerwono-różowej zarazy jest jeszcze przed nami.

Za 4 czerwca, jako świętem wolności optuje głośno sam prezydent Bronisław „Bul” Komorowski wspierany przez okrągłostołową klikę z Czerską i Wiertniczą na czele, ale ci oszuści chyba gdzieś tam skrycie w swoich zakłamanych duszach czują, że nic z tego nie będzie.

No, bo jak tu mówić o 4 czerwca, jako dniu wolności skoro po tej dacie, dnia 19 lipca 1989 roku prezydentem uczyniono Jaruzelskiego, symbol naszego zniewolenia i narodowej zdrady, czyli tego, z rąk którego tę Polskę chcieliśmy wyrwać?

Nie można, jako dnia wolności czcić 12 września 1989 roku, kiedy to powołano rząd Tadeusza Mazowieckiego, bo przecież w jego składzie znajdował się nie tylko bandyta z polską krwią na rękach Kiszczak, ale i sowiecki generał w polskim mundurze Florian Siwicki, prawa ręka Jaruzelskiego, który stał na czele 2 armii LWP wchodzącej w skład 1 Grupy Wojsk „Północ” pod dowództwem radzieckiego gen. Iwana Pawłowskiego, która w 1968 roku najechała Czechosłowację biorąc udział w operacji „Dunaj”.

Jest jednak w naszej historii najnowszej pewna data, która powinna napawać nas dumą i być nie tylko przez Polaków, ale cały wolny świat uważana za wielką historyczną donośną pobudkę odegraną tu nad Wisłą po to, aby poderwać do boju zniewolone przez komunistów narody.

Po co czcić jakieś tam kontraktowe, dogadane z komunistami geszefty, kiedy już osiem lat wcześniej, gdy innym demoludom nawet nie śniło się obalenie komunizmu, w Polsce odbyły się pierwsze historyczne, naprawdę wolne i demokratyczne wybory?

„Solidarność” to nie był jak chcieliby niektórzy, zwykły związek zawodowy, ale wielki 10 milionowy narodowowyzwoleńczy ruch zrzeszający 10 milionów polskich obywateli i właśnie ten ruch jesienią 1981 roku na I Krajowym Zjeździe Solidarności w hali „Oliwia” przeprowadził mimo nerwowego krzątania się komunistycznej agentury, prawdziwie wolne wybory.

Dlaczego ta jedyna data nadająca się bez żadnych wątpliwości do ogólnopolskiego świętowania jest zapomniana i przez Salon III RP kompletnie pomijana?

Odpowiedź jest oczywista.

To wtedy dotkliwą klęskę wyborczą poniosły „różowe pająki”, jak w Solidarności nazywano „lewicę laicką”, a Bronisława Geremka nie wybrano nawet do 100-osobowego składu Komisji Krajowej "Solidarności". To chyba wyraźnie tłumaczy ujawnione później w aktach Stasi słowa Geremka domagającego się niecałe dwa miesiące po tej wyborczej klęsce siłowego rozprawienia się z „Solidarnością”, co stało się ciałem 13 grudnia 1981 roku.

Jakże to dzisiaj przypominać skoro w 1989 roku wywindowano na sam szczyt właśnie owe różowe pająki, którym Polacy w wolnych wyborach powiedzieli WON?

Od tamtej pory w Polsce szarogęsi się ta czerwono-różowa banda, której z zakłamanych pysków nie schodzą frazesy o wolności, demokracji i prawach obywatelskich, a w rzeczywistości ich filozofią są słowa zatwardziałego komunisty Jasińskiego z serialu Dom, który mówił, że: „Demokracja jest dla nas i dla tych, co się z nami zgadzają”, co jeszcze lepiej ujął Rajmund Wrotek, czyli serialowy „Mundi” twierdząc, że „Baba jest jak demokracja – daje, ale nie każdemu”.

Jednym słowem:

 Niech się święci 4 czerwca, dawniej 22 lipca.

Artykuł opublikowany w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta

Polecam moją nową książkę, "Polacy, już czas" ozdobioną rysunkami śp. Arkadiusza "Gaspara"

Gacparskiego, jak i poprzednią, „Jak zabijano Polskę”.
Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6

Najnowszy numer ogólnopolskiego tygodnika Warszawska Gazeta już w kioskach

Brak głosów

Komentarze

Kokos! Ja - w przeciwieństwie do Ciebie - tam byłem.

„Solidarność” to nie był jak chcieliby niektórzy, zwykły związek zawodowy, ale wielki 10 milionowy narodowowyzwoleńczy ruch zrzeszający 10 milionów polskich obywateli i właśnie ten ruch jesienią 1981 roku na I Krajowym Zjeździe Solidarności w hali „Oliwia” przeprowadził mimo nerwowego krzątania się komunistycznej agentury, prawdziwie wolne wybory.

Bardzo kocham pierwszą "S", ale nie pieprz głodnych kawałków.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#360960