Pozegnanie z Księciem Albertem
No, cóż, koniec podróży na Prince Albert, lecę w ciepłe kraje, do Singapuru. Siedzę sobie na lotnisku w St. Johns w Nowej Funlandii, co jest bezsensownym spolszczeniem nazwy New Foundland, czyli Ziemi Nowo Odkrytej. Trudno mi sobie wyobrazić, że o ten ląd toczyły się walki, i to zaciekłe. Skały, skały, trochę drzew, zimno, wieje, jak w Kieleckiem, trochę rybołówstwa…. Ale, jak mi wyjaśnili nasi wykładowcy, te faktorie w XVII i XVIII wieku to była kopalnie złota, źródło bogactwa większego, niż dzisiaj Kuwejt- skóry, tłuszcz wielorybów, ryby, foki… jedna z wysepek nosi nazwę Battle Island, na pamiątkę bitwy stoczonej między Indianami wspomaganymi przez Francuzów, a Inuitami, czyli Eskimosami. Ponoć na tej wyspie jest cmentarzysko z wieloma ciałami.
Jak to wszystko się zmienia, dzisiaj z pewnością nie walczyłbym o tą wyspę, chcecie, bierzcie, chcecie powiesić flagę, a wieszajcie na zdrowie! Niech sobie powiewa. Z drugiej strony, gdyby tak na szelfie odkryto złoża gazu, czy ropy, zaraz by się wszyscy zlecieli z aktami własności, traktatami wygrzebanymi z archiwów, a przede wszystkim z okrętami wszystkich rodzajów, tak na wszelki wypadek, gdyby dyskusja się przeciągała.
No, dobrze, dosyć tych rozważań. Zastanawiam się, czy w Londynie będzie się podłączyć z laptopem. Przy mojej pracy znam większe lotniska, jak własna kieszeń. Znam dobre miejsca w Amsterdamie, Kopenhadze , Frankfurcie…Podstawa, to znaleźć wygodną leżankę i kontakt, żeby się podłączyć. No i turystyczna wtyczka , bo w każdym kraju jest inna wtyczka. Kiedyś wcisnąłem wtyczkę na siłę i nie mogłem wyciągnąć, wychodziła razem z kontaktem. Incydent międzynarodowy gotowy! Wandalizm, kradzież prądu, stawianie oporu …. W dzisiejszych czasach nie ma żartów. Musiałem, jak na filmie z Jasiem Fasolą, podważać wtyczkę kluczem, sprawiając wrażenie całkowitego spokoju, rozglądając się ze znudzoną i stuprocentowo spokojną miną. Skrzyp! Rozglądnięcie… skrzyyyp!!!! Kamienna twarz….skrzyp!!! Dyskretne otarcie kropli potu…Skrzyp! Wyszło! Uff….. Pakuję laptopa i oddalam się znudzonym krokiem, poświstując ostentacyjnie.
Problem w tym , że przy długiej podróży wszystkie baterie wysiadają po kolei, najpierw w laptopie, potem w Ipodzie, potem w telefonie. W końcu zacząłem kupować książki podróżnicze, czyli książki do przeczytania w czasie jednej podróży. Baterie się w nich nie kończą i nie trzeba ich wyłączać przy starcie i lądowaniu. Tak poznałem całą twórczość Wilbura Smitha i zafascynowałem się historią Afryki Południowej, Rodezji.
Tym razem mam „Klęskę” Suworowa i „Wojnę pancerną” Ripleya. Problem w tym , że przeczytałem je już w drodze na statek, ale trudno, przeczytam jeszcze raz, zostanę ekspertem od taktyki czołgów. Jako, że jeden z rozdziałów jest o walkach ulicznych w Czeczenii i Libanie, przyda się w razie powstania, gdyby Putin przysłał Tuskowi, czy kto tam go zastąpi w roli Mężyka Stanu, pomoc w postaci korpusu pancernego, gdyby lokalna agentura nie wystarczyła.
Oops, trzeba iśc do kontroli, ….
Po drugiej stronie widzę trzy dziewczyny ( no, takie już ze starszaków) z Expedition, czworo pasażerów, doktora, grupę moich Filipinów, wszyscy mamy ten sam lot do Londynu, a potem się rozjeżdżamy we wszystkie strony świata. Okazuje się, że tylko ja wpadłem na pomysł, by zażądac hotelu na te kilka godzin, reszta siedziała 10 godzin na lotnisku. No, cóż, nie jestem baby sitterem, tez mogli.
Jak słyszę, lot jest opóźniony, stopniowo coraz więcej ludzi blednie, w zależności , ile czasu maja na przesiadkę, ja na szczęście mam 6 godzin, wszystko powinno być ok., nawet bagaż powinien dolecieć bez problemu. Oj, pamiętam , ile razy gnałem terminalem z obłędem w oczach i potem zalewającym oczy, by dopaść okienka z napisem last call. W tym momencie bagaż nie jest już taki ważny, doleci następnego dnia, nie ma sprawy.
Biedna Karen, fotografka ma prawie łzy w oczach, raczej już ma z głowy następny lot, ma tylko dwa dni wolnego, a ma chorą mamę. Zabawiam towarzystwo swoimi surrealistycznymi żartami, przekomarzamy się, opowiadamy o swoich przygodach , ale ile można, opóźnienie znowu się zwiększa o godzinę, wyciągam laptopa i piszę. Właśnie te słowa.
Cóż, jak się ma o czym pisać, to żadna sztuka. Nie mieć o czym pisać i mimo to pisać, to jest dopiero osiągnięcie. Na miarę Wielkiego Gonzo walczącego na ringu z wielką cegłą ( przegrał przez nokaut), wiem, ze nikt już nie pamięta, ale za czasów mojej młodości Muppety to był hit. Jezu, co ja tu plotę, koniec, bo wyrzucą mnie z salonu za grafomaństwo przekraczające dopuszczalny limit ( nie, żebym był jedyny ;-)))). Lepiej sobie przejrzę zdjęcia i wybiorę parę do swojego lubczasopisma o podróżach ( seawolf- podróże)
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1644 odsłony
Komentarze
Afryka Południowa
26 Września, 2010 - 16:38
Niestety, to melodia przeszłości...
Ale co zawdzięczamy, nie zapominajmy:
ten Wietnam był z pewnością zwycięski, dlatego zupełnie przemilczany...
Uczciwy człowiek po to żyje, aby mieć wrogów.
Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!
To Ci Wilku Morski
26 Września, 2010 - 22:13
To Ci, Wilku Morski, opowiem historię z żeglugi z Mazur, ot tak, dla rozweselenia i przypomnienia klimatów.
Przycumowaliśmy w Kozinie, na przystani w przesmyku z jeziora Jagodnego, do małej ślepej zatoki na zachód od ujścia do Niegocina na północnym końcu Jagodnego.
Tuż obok kei rozpalaliśmy grilla. Patrzymy a tu, na grocie (w większości przystani zakaz wpływania na żaglach, to tak dla informacji) wpływa jacht a na pokładzie dwóch grzybków około lat 55 i trzech zastraszonych nastolatków. Na łajbie panuje pełen militarystyczny rygor "tak jest, Panie kapitanie" itp. Płyną równolegle do kei, i ewidentnie chcą zrzucić kotwicę i cośtam modzić z obróceniem dzioba do kei. W każdym razie, na rufę łodzi przemieszcza się jeden z rzeczonych grzybków. Wyobraźcie sobie, bierbauch jakby codziennie cysternę piwka wypijał, góra od sztormiaka ledwo go opinająca... i slipki speedo. Jakby powiedzieli angole: mmmmm, classy! I on się przemieszcza na rufę łodzi z wielkimi kłębami liny w rękach.Pada komenda "kotwicę rzuć!". "Tak jest, Panie kapitanie!" pada odpowiedź, i facet, trzymając linę kotwicy jakieś 10 cm na nią, majta kotwicą przód-tył ze trzy razy... i nagle wielkie CHLUPS! I faceta nie ma. Jeden z rzeczonych nastolatków odwraca się, i trzęsącym głosem wypowiada kwestię "A gdzie jest wujek?". W tej chwili, jak jakiś potwór bagienny, wyłania się spod wody wujek, z liną od kotwicy w zębach, ociekający szlamem i mułem, i gramoli się na łajbę. I wtdey pada pytanie numer dwa wieczoru z ust jednego z nastolatków
"Wujek, gdzie byłeś?"... i zniecierpliwiona odpowiedź (wytarwszy szlam z buzi rękawem sztormiaka) "Za burtą!!!!!!".
Pech (ich pech) chciał, że przycumowali zaraz obok nas, bez wywieszenia odbijaczy jak na wytrawnych wilków jeziernych przystało. I całą noc, z kolegami i koleżankami rozprawialiśmy bardzo głośno o tym, jak to nurkowanie z kotwicą i ręczne jej osadzanie w dnie to sport ekstremalny dla prawdziwych twardzieli.
Wniosek? Nie należy siebie brać zbyt serio. Szczególnie jeżeli się jest dyletantem.
Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!
Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę!
Re: Pozegnanie z Księciem Albertem
26 Września, 2010 - 21:36
Uważam że mistrz Wańkowicz byłby ukontentowany :)
pozdrawiam życząc wielu równie udanych "przestojów"
W. red
W. red
Re: Pozegnanie z Księciem Albertem
26 Września, 2010 - 21:54
Z jakiego salonu?! Kogo obchodzi jakiś tam salon? ;-)
Kojąco- fascynujące na
26 Września, 2010 - 23:52
Kojąco- fascynujące na ten mroczny czas:-)))
Ania
Nie tyko kojąco-fascynujące
27 Września, 2010 - 01:01
jak zauważyła Podlasianka, ale też naukowo-dydaktyczne, boć to przecie i pogadanka historyczna o Nowo Znalezionej/Odkrytej Ziemi (zwanej rzeczywiście idiotycznie po polsku Nową Funlandią, jakby ta ziemia miała coś zabawnego do zaoferowania - po angielsku FUN i LAND czyli ziemia). No i jeszcze to trudne słowo, co to Leming na pewno nie słyszał: Inuici. Brawo Wilku Morski. I jeszcze tylu lądowań co startów w drodze do kolejnego portu życzy krisp, czekając na kolejne doniesienia z morskich szlaków i nie tylko.
Czytanie Twich wpisów
27 Września, 2010 - 01:42
to czysta przyjemność.Życzę szczęśliwej podróży.
re- Pożegnanie z Księciem Albertem.
27 Września, 2010 - 03:50
Dziękuję za taką miłą "odskocznię" od tych wszystkich, jakże smutnych i bolesnych tematów polskich.
"Muppety" doskonale pamiętam i wcale się nie wstydzę powiedzieć, że " once in a blue moon", obejrzę sobie epizod lub dwa i świat zaczyna wyglądać odrobinę lepszy.
Życzę Ci pomyślnych wiatrów na nowym statku, a jeśli kiedykolwiek przywiodą Cię one do Australii - zostań naszym gościem.
Pozdrawiam serdecznie.
pożegnanie z ...
27 Września, 2010 - 10:32
Seawolf - kłaniam sie nisko, cieplutko pozdrawiam i do usłyszenia
Gdyby wzorem Seawolf'a więcej Polaków wyniosło z domu kindersztubę,
chciało czytać i ... myśleć, MIELIBYŚMY POLSKĘ !
Nie zapominaj o nas !
merypol