Nie wylewajmy szczęścia dziecka z kąpielą.
Właśnie spędziłam dwa dni z wnukami. Uważam, że nie ma nić piękniejszego niż śmiech dziecka. Z przyjemnością patrzyłam, jak biegają i baraszkują. Chętnie bawiłam się z nimi. Mają szczęśliwe dzieciństwo.
Po ich wyjściu zaczęłam się zastanawiać nad losem dzieci, różnych dzieci, nad ich teraźniejszością i przyszłością.
Bardzo wiele maluchów ma dobrych rodziców, odpowiedzialnych i starających się wychować swoje pociech jak najlepiej. Nie zależy to od zamożności, czy statusu społecznego, ale od miłości jaką darzą swoie dzieci.
Są też rodziny patologiczne, w których dzieci są zaniedbywane, maltretowane i często molestowane. Aby temu zapobiec skuteczniej niż dotąd posłanka PiS Joanna Kluzik-Rostkowska zaproponowała system komputerowy monitorujący losy dzieci - dzięki czemu informacje policji, pomocy społecznej i innych instytucji, zajmujących się pomocą rodzinom, zostałyby zebrane w jednym miejscu. Jej zdaniem byłaby to również kontrola, czy te instytucje prawidłowo działają. Jeśli nikt nie zareagowałby na niepokojące sygnały, od razu byłoby wiadomo, w którym miejscu system pomocy rodzinie zawiódł. Myślę, że jest to bardzo dobry pomysł pod warunkiem, że takim monitorowaniem zostaną objęte patologiczne rodziny, a nie wszystkie, bo zamiast pomocy poszkodowanym dzieciom zaczęłaby się zbiorowa inwigilacja.
Druga sprawa, która bulwersuje mnie już od dawna, a która przyniosła niestety zatrważające owoce to prawa dziecka i to nie dlatego, że nie powinno ich być, ale to że dzieci są o nich zawiadamiane już w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Dziecko w tym wieku rozumuje bardzo prosto - ja mam prawo do tego, czy tamtego i już. Nie zastanawia się, że obok siedzą koleżanki i koledzy z takimi samymi prawami jak ono, że nauczyciel ma też swoje prawa, nie mówiąc już o rodzicach, rodzeństwie itd. Do czego to doprowadziło - do kompletnego braku dyscypliny w szkołach, do zachwiania hierarchii w rodzinach i prawa silniejszego wśród rówieśników. Czy na pewno o to chodziło twórcom ustawy?
Wychowawczyni mojego syna, gdy on zaczynał kilkanaście lat temu podstawówkę powiedziała, że u niej uczniowie mają prawo uczyć się i słuchać nauczyciela i że nie będzie dzieciom czytać ich praw. Była to najbardziej zdyscyplinowana klasa osiągająca bardzo dobre wyniki w nauce.
Na koniec chcę wspomnieć o jeszcze jednej sprawie, która
budzi mój niepokój - wprowadzenie ścigania z urzędu za przestępstwa związane z naruszeniem nietykalności cielesnej nieletnich.
Przewodnicząca zarządu Komitetu Ochrony Praw Dzieci Mirosława Kątna powiedziała, że zakaz bicia dzieci powinien znaleźć się w ustawie o przeciwdziałaniu przemocy. "Nie będziemy namawiać dzieci, żeby biegały do pierwszego policjanta i skarżyły się" - podkreśliła. Zaznaczyła, że nie chodzi o bezstresowe wychowanie, ale o poszanowanie praw dziecka.
Znowu moje "ukochane" prawa dziecka. Pewnie, że nikt nie będzie namawiał dzieci, żeby latały na policję, ale kto zagwarantuje rodzicom, że ośmielone taką ustawą nieco większe latorośle nie będą wykorzystywać nowego zakazu przeciw nim nie zawsze uczciwie?
Pamiętam czasy, ze i nauczyciel mógł rozrabiającemu uczniowi dać w ucho, teraz jest to nie do pomyślenie. Gagatek może polecieć do dyrektora i..... nauczyciel ma "przerąbane".
Przykładowo synalek samotnej matki będzie chciał mieć wolną chatę, więc zadzwoni na policję i oskarży matkę (bezpodstawnie oczywiście) o maltretowanie. "Gliny starą wezmą i można balangować do rana."
Przesadzam? Nie apeluję tylko w imię szczęścia dziecka nie wylewajmy tegoż szczęścia z kąpielą.
Bezkarne i znające swoje prawa dziecko wcale nie będzie szczęśliwe, ale teraz, ani w dorosłym życiu. Już rożnie pokolenie świadomej swoich praw rozwydrzonej i bezczelnej młodzieży. Nie uogólniam, bo są chwalebne wyjątki, ale to niewielki procent na tle reszty.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 937 odsłon