Ruska statua wolności
Ten obrazek powinien zawisnąć we wszystkich polskich miastach na bilbordach podsumowujących rządy gabinetu ciemniaków – jakiś ruski żołnierz podnoszący kciuka po wybiciu szyby w polskim rządowym tupolewie niedługo po katastrofie z udziałem 96 osób z Prezydentem Kaczyńskim na czele. Ta migawka z wczorajszego materiału zebranego przez „Misję specjalną” jest najlepszym podsumowaniem i półrocznego „śledztwa” („rosyjsko-polskiego”) i tego, co tak naprawdę zdziałał „rząd Tuska-Pawlaka” w obliczu największej powojennej tragedii w Polsce. Już nikt nam nic nie musi tłumaczyć – wszystko widzieliśmy i wszystkiego dowiedzieliśmy się. W przedwojennej Polsce, gdy dochodziło do nieporównywanie mniejszych skandali, ludzie wysokich szczebli potrafili sobie palnąć w łeb – ale to była Polska, w której słowo „honor” miało swoją wagę, wartość i sens. W peerelu, a szczególnie w jego emanacji, jaką jest neopeerel, słowo „honor” związane zostało, jak pamiętamy, z takimi ludźmi jak Kiszczak czy Jaruzel, więc prędzej ziemia sama się otworzy i czeluście piekielne pochłoną głupców i zbrodniarzy, nim którykolwiek z nich poczuje się winny zaistniałego w związku z tragedią smoleńską, stanu rzeczy. Mnie już nie dziwi to, co wyczyniali i wyczyniają ruscy „funkcjonariusze” po zamachu na polską delegację prezydencką. Wygrali bitwę, wzięli łupy i zwyczajnie oblewają zwycięstwo – na swój, czekistowski czy bolszewicki sposób. Nie dziwi mnie także to, że zwykli Rosjanie chowają się przed kamerami lub też boją się czegokolwiek powiedzieć, zgodnie zresztą z tym, co im po zamachu zalecono. Nie dziwi mnie to, że mechanik samochodowy to były żołnierz i akurat na widok katastrofy zawrócił, jak twierdzi, do warsztatu, bo wolał nie sprawdzać, czy komuś trzeba pomóc. Nie dziwi także to, że w komórce rzekomego autora filmiku Koli znalazły się jeszcze nowsze filmiki, tak jakby "Wołodia Safonienko" robił sobie rundę po całym obszarze katastrofy i „kamerował”, co se chciał. Może przy następnej wizycie reporterów z Polski będzie miał film pełnometrażowy? Na przykład ten dotyczący oględzin wraku, a którego to filmu wciąż polska prokuratura wojskowa nie otrzymała. Na temat tej ostatniej już chyba nie warto się wypowiadać w sytuacji, w której legendarny przystojny płk Rzepa po sześciu miesiącach mówi to samo na temat niszczejącego wraku, co mówił pół roku temu? Ważne przecież jest to, że „rosyjska strona zapewniła”, czyli że „otrzymaliśmy zapewnienie”. Nic bowiem tak nie krzepi duszy jak ruskie zapewnienia.Wiem, że wciąż są osoby, którym zwyczajnie w głowie się nie mieści, że 10 kwietnia mogło dojść do zamachu, czyli że członkowie polskiej delegacji zostali po prostu zamordowani, że na lotnisku przyszykowana była pułapka, że tupolew nie miał wylądować. Że to nie był żaden ale to żaden wypadek. Dla niektórych osób to po prostu przerasta ludzkie pojęcie. Niedawno moja małżonka przypomniała mi więc w tym właśnie kontekście to, co napisał J. Czapski w „Na nieludzkiej ziemi” - jak wtedy gdy szukali jeńców z obozów sowieckich, szukali, szukali i szukali po Rosji (wysłuchując coraz to nowych zapewnień Stalina i jego sługusów) – i też nie byli w stanie uwierzyć, że tych jeńców zwyczajnie zabito. My z Rosją jeszcze będziemy wyrównywać rachunki za zbrodnię smoleńską. Najpierw jednak wypada wyrównać rachunki z gabinetem ciemniaków, który powinien jak najszybciej odejść, a kilku jego członków powinno zostać postawionych przed obliczem sądu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 389 odsłon