Identyfikacje

Obrazek użytkownika Free Your Mind

<p></p> <p align="JUSTIFY">Utyskiwałem już wiele razy, że żadne polskie służby medyczne przeznaczone do niesienia pomocy w wypadkach polskich obywateli czy po katastrofach z udziałem tychże obywateli, nie zostały wysłane 10 Kwietnia na Siewiernyj, gdy tylko do Polski dotarła wieść o „rozbiciu się prezydenckiego samolotu” - ten jeden zresztą fakt: niewysłania nikogo z tychże jednostek powinien był zaalarmować polską opinię publiczną i polskie media. Takich specjalistycznych i dysponujących odpowiednim, nowoczesnym sprzętem, służb jest w Polsce parę – (stacjonujące częściowo na Okęciu) <b>Lotnicze Pogotowie Ratunkowe</b>, <b>Powietrzna Jednostka Ewakuacji Medycznej</b> należąca do 25. Brygady Kawalerii Powietrznej (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/ewakuacja.html), a i sam słynny <b>36 Pułk</b> ma wśród swoich zadań świadczenie pomocy w akcjach humanitarnych na świecie (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/05/w-polskiej-zonie.html). </p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Utyskiwałem więc, ale chyba nieco na wyrost, bo oto w relacji P. Zołoteńkiego („Mgła”, s. 233-235) pojawia się... szef Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. W jakich okolicznościach? Oczywiście nie 10 Kwietnia, ale na Okęciu. Pozwolę sobie zacytować fragment (przy okazji warto zwrócić uwagę, jaki, celowy, sądzę, bajzel panował w wielu sprawach – nie tylko w neo-ZSSR, ale przede wszystkim nad Wisłą):</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">„Pierwszego dnia nie wiadomo było, co się dalej wydarzy. Następnego dnia, w niedzielę rano przyszliśmy znów do kancelarii. Mniej więcej około godziny jedenastej pojawiła się informacja, że rząd organizuje wylot rodzin do Moskwy, że mogą pojechać, po trzy osoby z każdej rodziny. Pojechaliśmy najpierw po rzeczy i paszporty, potem po Basię (żonę śp. W. Stasiaka – przyp. F.Y.M.), i razem już trafiliśmy do Novotelu – to jest hotel położony niedaleko lotniska Okęcie. Tam był pewien chaos: dużo ludzi, ale dość długo nie mogliśmy ustalić żadnych konkretów: co robimy, kiedy polecimy?</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Pamiętam, że żona ministra Stasiaka była <b>kilka razy wpisywana na listę pasażerów ciągle z tej listy ginęła</b>. Najpierw podaliśmy nazwisko przy wejściu, kolejny raz na sali, potem przy wylocie znów pojawiły się problemy, bo nie było jej na liście. Potem przylocie do Moskwy znowu. (…)</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Rodziny zebrano w dużej sali recepcyjnej. Po dwóch, trzech może godzinach pojawił się szef LOT-u i minister Cichocki z Kancelarii Premiera. Wtedy poznaliśmy pierwsze konkrety. Minister był dość oszczędny w słowach. Miałem wrażenie, że sam nie do końca sobie radzi z tą sytuacją, że nie ma pełnej informacji (ot profesjonalizm w ciemniackim wydaniu – przyp. F.Y.M.). Kilka razy telefonował. Po jakimś czasie zgodził się podać wstępną listę osób zidentyfikowanych, z wieloma zastrzeżeniami, że jest to lista niepewna.</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Pojawił się szef Lotniczego Pogotowia Ratunkowego po to, żeby opowiedzieć, jak wygląda identyfikacja osób po katastrofach lotniczych. <b>Wtedy i wielokrotnie później zniechęcano rodziny do dokonywania osobistej identyfikacji</b>, motywując to tym, że może to być traumatyczne przeżycie, i że jego skutki mogą odzywać się przez lata, że ofiary są w złym stanie (jak to stwierdzono, jeśli 10-go nie wysłano na miejsce specjalistów od medycyny sądowej (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/natychmiast-wszczac-sledztwo.html)? - przyp. F.Y.M.). W każdym razie na zakończenie tego spotkania każdy musiał, przy odczytywaniu listy obecności, podjąć decyzję, czy leci, czy nie leci. My, Basia przede wszystkim, podjęliśmy oczywiście decyzję, żeby lecieć. Zdecydowana większość poleciała. Chociaż były również osoby, które zrezygnowały.”</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">I Zołoteńki na koniec dodaje:</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">„Myślę, że zniechęcanie rodzin do dokonywania identyfikacji było błędem. Na pewno kontakt, naoczne stwierdzenie śmierci bliskiej osoby jest czymś niezwykle ważnym dla zrozumienia, co się stało i właściwego przeżycia żałoby.”</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Tymczasem problem jest o wiele poważniejszy, zwłaszcza gdyby zniechęcanie wiązało się z zupełnie inną kwestią aniżeli możliwa trauma rodzin po ujrzeniu zmasakrowanych zwłok. Część rodzin w ogóle nie widziała ciał swoich bliskich po „katastrofie”. Niektóre ciała były zachowane w takim stanie, jakby ofiary nie brały udziału w żadnym wypadku (a opowieści dotyczące „nieidentyfikowalności” niektórych ciał okazywały się zupełnie nieprawdziwe, jak to było choćby w przypadku ciała p. Prezydentowej http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/identyfikacja-2.html). A. Duda przecież opowiada (potwierdzając w ten sposób relację M. Wierzchowskiego): </p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">„Na jednym wózku (w prosektorium – przyp. F.Y.M.) leżały zwłoki Kasi Doraczyńskiej, która wyglądała bardzo ładnie, <b>nie było widać żadnych obrażeń</b>. Ciało było przykryte prześcieradłem, twarz była odsłonięta, tak że Kasię rozpoznałem od razu. Natomiast jeżeli chodzi o zwłoki Władka Stasiaka i Pawła Wypycha, to one były zapakowane w czarne foliowe worki, do których przypięte były kartki z nazwiskami; <b>powiedziano nam, żebyśmy lepiej ich nie otwierali</b>...” (s. 164)</p> <p></p> <p align="JUSTIFY">Co więcej, nie tylko odwodzono (i w Polsce, i w neo-ZSSR) rodziny czy przyjaciół osób zamordowanych od identyfikacji (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/identyfikacja-2.html), ale też tych, którzy byli zdeterminowani, by jednak obejrzeć ciała bliskich, poddawano w Moskwie w „kostnicy do katastrof” wielogodzinnym przesłuchaniom i swoistym „testom psychologicznym”, nim wreszcie łaskawie zezwolono na jakieś oględziny (a i te bywały nieraz takie, jak wiemy z relacji świadków, że dotyczyły ciała innego martwego człowieka, a nie osoby opisanej przez daną rodzinę). </p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Zołoteńki opowiada o szczegółach takiego „przesłuchania” (s. 237-238):</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">„Pytania były szczegółowe – o tożsamość, o charakter relacji; o cel wizyty ministra Stasiaka w Rosji; o osoby towarzyszące. Były pytania służące identyfikacji: w co był ubrany, co mógł mieć przy sobie, znaki szczególne. Trwało to bardzo długo, całe <b>przesłuchanie łącznie z identyfikacją zajęło około dziewięciu godzin</b>. Prokurator w każdym razie starał się zadawać pytania chyba w sposób jak najbardziej taktowny i starał się tłumaczyć, czemu to służy (ach ta sowiecka uprzejmość – przyp. F.Y.M.) (…)</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Opowiadano dużo o sprawach technicznych, o kwestiach skutków, jakie może wywrzeć osobista identyfikacja, natomiast <b>nie zostaliśmy przygotowani przez polskie władze na to, jak odpowiadać, jak reagować na niektóre pytania</b>. Czy są one ważne, czy nie. Padło na przykład pytanie o zgodę na zniszczenie ubrań. Naturalna odpowiedź, jaka się nasuwała, to „tak”, bo te ubrania były w bardzo złym stanie, ale mogło to być też przyzwolenie na zniszczenie jakiegoś dowodu. Kto wie?”</p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">To, że udało się (czy to polskiej, czy to sowieckiej stronie) uniemożliwić część procedur identyfikacji, pozwoliło potem tworzyć Ruskom zupełnie fikcyjne lub niepasujące do medycznych opisów polskich ofiar, dane „sekcyjne”. Zołoteńki zresztą dodaje (s. 240): „powtarzano, że polscy lekarze byli obecni przy sekcjach, tymczasem przy nas nie było ani jednego Polaka oprócz tłumaczki z ambasady. <strong>Nie widziałem tam żadnego polskiego lekarza</strong>. Może byli wcześniej, może później, ale na pewno nie wtedy, kiedy identyfikowaliśmy Władka”. </p> <p align="JUSTIFY"></p> <p align="JUSTIFY">Możemy więc z tych wszystkich relacji wysnuć jeden wniosek: tak jak ruscy milicjanci i czekiści powiadali od pierwszych minut po ogłoszeniu „wypadku”, że „wsie pogibli” i w związku z tym nie ma po co wzywać karetek pogotowia, tak w przypadku identyfikacji ciał ofiar stawiano sprawę tak, że wszyscy członkowie delegacji są tak zmasakrowani, że nie ma po co jechać na rozpoznawanie bliskich. A może i nawet dokonywać sekcji zwłok.</p>

Brak głosów