Szanse wyborcze Lecha Kaczyńskiego

Obrazek użytkownika Jerzy Mariusz Zerbe
Blog

Nie umilkły jeszcze echa rezygnacji Tuska z ubiegania się o urząd prezydenta RP. Salon zdążył wyśpiewać hymny pochwalne, wskazujące na doniosłość tej decyzji i leżące u jej podłoża najwyższe dobro państwa, oraz zamiłowanie obecnego premiera do ciężkiej harówki w rządzie. Dowiedzieliśmy się, że nie zaszczyty, pałac i żyrandol, a mozolna i wytrwała praca jest dla Tuska nakazem chwili.

Opozycja polityczna i nieliczne opozycyjne media zdążyły rozebrać powody tuskowej decyzji na czynniki pierwsze, wskazując na jej zgoła odmienne motywy. Elementami o znaczeniu najważniejszym mogą być: obawa przed prawdą, jaka zostanie ujawniona w pracach Komisji Hazardowej w sprawie przecieku, możliwość odkrycia nieznanych jeszcze, a istotnych dla negatywnej oceny rządu i premiera innych szachrajstw członków rządzącego gabinetu, kłamstwa w zeznaniach przed Komisją, wreszcie obnażenie „wyśrubowanych” standardów etycznych towarzyszące urokliwym rządom Platformy Obywatelskiej. Wszystko to mogłoby istotnie zmniejszyć szanse Tuska na osiągnięcie celu, o którym otwarcie mówił i marzył przez kilka ostatnich lat. A porażka wyborcza byłaby klęską trudną do przeżycia i do zachowania pozycji politycznej nie tylko w macierzystej PO. Natomiast w przypadku zwycięstwa i wyboru na prezydenta RP powstałoby zagrożenie dalszych losów osieroconej partii – jej jedności, zwartości i zdolność do przetrwania.

Niepokoje Tuska pojawiły się stosunkowo wcześnie – ponad dwa miesiące temu. Na początku grudnia ubiegłego roku sugerował on prezydentowi Kaczyńskiemu wspólną rezygnację z kandydowania, mającą na celu wyeliminowanie źle odbieranego przez Polaków napięcia między obecnym prezydentem i premierem. Sugestia ta jasno wskazywała, że Tusk:
1. już wtedy utracił pewność swojego zwycięstwa wyborczego;
2. wbrew wszelkim sondażom, możliwość reelekcji Lecha Kaczyńskiego uznał za realną;
3. wiedział, że wycofanie się obecnego prezydenta w 100 procentach zapewni wygraną któremuś z kandydatów wytypowanych przez jego partię.

Rachuby i przemyślenia Tuska nie były pozbawione podstaw. Jak wskazują najnowsze sondaże, w pierwszej turze wyborów prezydenckich Lech Kaczyński pokonałby największego rywala – Bronisława Komorowskiego. Oficjalne zgłoszenie Komorowskiego przez Platformę Obywatelska zdaje się być tylko kwestią czasu (o ile zaszczyty, pałac i żyrandol zadowolą jego próżność). Wtedy zapewne, w ramach kampanii wyborczej, Polacy zainteresują się bliżej osobą marszałka Sejmu, dowiedzą się lub przypomną sobie o jego niewyjaśnionych konszachtach z WSI, w tym z oficerami służb wojskowych w celu pozyskania fragmentu aneksu do raportu o WSI dotyczącego jego osoby.

Jak napisał na swoim blogu Kokos26, Bronisław Komorowski - krynica uczciwości i prawdomówności – już teraz oznajmił przed kamerami telewizyjnymi, że „oszołom” Macierewicz, likwidator WSI, „przegrywa seryjnie procesy sądowe”.

Procesy Antoniemu Macierewiczowi wytoczyli: Mariusz Walter, Jan Wejchert, ITI, Edmund Ochnio, Tomasz Romaniuk, Marcin Krzyszycha, Krzysztof Kluzek, Wojciech Pogonowski, Krzysztof Polkowski, Maciej Górski, Edward Mikołajczyk, Krzysztof Biernat.
Część pozwów odrzucono, a pozostałe procesy Antoni Macierewicz wygrał.

Jak widać, spektakle kłamstw i oczerniania dla zdobycia określonych celów politycznych trwają bezustannie. Pozostaje mieć nadzieję, że wyborcy zachowają zdolność postrzegania w całych wyborach, nie tylko w pierwszej turze.

Brak głosów