10 października pod Smoleńskiem

Zbliża się 10 października – dzień w którym grupa rodzin ofiar tragicznej katastrofy lotniczej ma przybyć do Smoleńska. W mediach podróż tę określa się mianem pielgrzymki.

Pielgrzymkę zwykło się definiować jako podróż podjętą z pobudek religijnych do miejsc świętych, a motywem podjęcia trudu pielgrzymowania może być chęć zadośćuczynienia za popełnione występki lub też chęć wyrażenia prośby, np. o zdrowie lub pomyślność. Dla rodzin poległych obecność w miejscu tragedii jest zrozumiała. Dla nich, i - jak sądzę – dla większości Polaków, miejsce katastrofy jest wyjątkowe, bo uświęcone krwią najbliższych, aż 96 wybitnych przedstawicieli narodu, z prezydentem RP na czele.

Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności towarzyszące wyjazdowi, można mieć jednak wątpliwości, czy nazwanie go pielgrzymką jest trafne. Na czele grupy staje bowiem Anna Komorowska, żona obecnego prezydenta, która według najnowszych doniesień medialnych ma spotkać się tam z żoną prezydenta Rosji, Świetłaną Miedwiediewą. Będą zapewne uściski, kroi się powtórka tuskowo-putinowych czułości, choć zapewne nie będą już tak ostentacyjne. Przy tej okazji nie ma takiej potrzeby.

Nie sądzę też, aby intencją podróży p. Komorowskiej była chęć zadośćuczynienia – w imieniu swojego męża - za jego powszechnie znane, liczne i skandaliczne występki wobec Lecha Kaczyńskiego, jakich śp. Prezydent doznawał za życia.

Smoleńsk szykuje się na przyjęcie gości. Stos szczątków samolotu przyozdobiono plandeką. I drucianym płotem. Szczątków, które przez pięć miesięcy smagane deszczem i wiatrem oraz niszczone przez każdego kto miał na to ochotę, zatraciły praktycznie swoją wartość dowodową.

Można postawić pytanie: Ile w tym grupowym wyjeździe będzie autentycznej pielgrzymki?