ADAMA MACEDOŃSKIEGO NIE TYLKO LWOWSKIE PRZYPADKI CZ. I
ADAMA MACEDOŃSKIEGO NIE TYLKO LWOWSKIE PRZYPADKI
Aleksander Szumański
Krakowski Klub Gazety Polskiej zorganizował 17 września 2011 roku spotkanie dotyczące początków pierwszej sowieckiej okupacji Lwowa. Spotkanie otworzył prezes Klubu Gazety Polskiej Mirosław Boruta, a całość poprowadził zgrabnie i profesjonalnie historyk Henryk Świątek. Gościem honorowym spotkania była v-ce prezes Zarządu Oddziału Sybiraków w Krakowie – przewodnicząca Komisji Historycznej mgr inż. Aleksandra Szemioth. Jej wypowiedź zapoczątkowała szerokie wspomnienia tamtych ponurych dni. Szczególnie dramatyczne były wspomnienia następnego gościa Adama Macedońskiego:
(…) tamte wrażenia wryły mi się głęboko w pamięć. Kiedy Rosjanie weszli do Lwowa, najgorszy był ten smród, który ze sobą przynieśli – straszny. Lwów jest pięknie położony na wzgórzach. Wszędzie ciągnęły się parki, ogrody, pełno kwiatów, krzewy bzu, kasztany jadalne. Miasto trochę zbliżone stylem życia do śródziemnomorskiego, bo codziennie było corso, wszyscy elegancko ubrani, spacerowali, spotykali się, kłaniali, poznawali, okazywali sobie wzajemny szacunek. I nagle ten odór nadciągnął, taki straszny smród. Bo ci bolszewicy, którzy weszli, nie wyglądali jak armia – to była horda biedaków i żebraków, a do tego dzikusów. Płaszcze mieli postrzępione , niektórzy nosili takie długie, że po ziemi się za nimi wlokły. I wszyscy byli strasznie niscy. Moja matka patrzyła przez okno bo strzegła dzień i noc domu, patrzyła przez firankę i wykrzykuje do nas: „O Boże, to oni dzieci do wojska biorą”! Bo ci bolszewicy byli wszyscy tacy mali. To była wygłodzona horda skośnookich, chorych, zwyrodniałych. Niejednemu brakowało oka, albo nos miał całkiem zniekształcony, bo wśród nich panował syfilis. Śmierdzieli potem, rzygowinami – przecież pili wódkę z aluminiowych manierek. Jakie to jest szkodliwe – aluminium ze spirytusem. Nie mieli co jeść tylko pili, więc z głodu zabierali dzieciom kanapki. Pierwsze ich słowa, których my dzieci nauczyłyśmy się, to „dawaj kuszat”, czyli dawaj jeść. Ta cała hałastra to dzicz, to nie byli żołnierze, dzicz wiecznie pijana. W każdej chwili gotowi zabić, co chwilę strzelali w powietrze, żeby wzbudzić strach.. Nienawidzili nas, bo to był inny świat, inni ludzie, bogate miasto. Obrabowali wszystko. To prawda, że jedli lepy na muchy- bo lepy przed wojna były zrobione z miodu, więc ktoś im powiedział, że to lizaki dla dzieci i oni te lepy rozwijali i lizali (…).
O tym pisała Karolina Lanckorońska, którą wybuch wojny zastał we Lwowie, zapamiętując ziemiste twarze żołnierzy, ogromny portret Stalina nad katedrą w pierwszym dniu roku akademickiego na Uniwersytecie Jana Kazimierza i wrażenie, że nadeszła obca kultura z obcą dla lwowian mentalnością.
Byłem również zaproszony na to spotkanie w Klubie Gazety Polskiej. Wyznaczono dla nas specjalnie krzesła, frontem do publiczności, ale zabieraliśmy głos w innym miejscu sali krakowskiego Klubu Plastyków przy ul. Łobzowskiej. Spóźniony artysta malarz lwowianin Stefan Berdak „Funio” przekazał swoje odczucia dodając jeszcze wiele nieznanych szczegółów o żołnierzach bolszewickich.
Zabierając głos przypomniałem, jako naoczny świadek, o krwi zmieszanej z mózgami na ścianach wewnątrz podwórka Brygidek przy ul. Kazimierzowskiej, oglądanego przeze mnie w czerwcu 1941 roku.
W mojej książce „Fotografie polskie” wyd. II Chicago opisałem wrażenia okupacyjne czerwonej nocy okupacji Lwowa. Oto fragmenty:
(…) pieśni ma śpiewna, że we Lwowi
Trwają chłupaki honorowi,
Pieśni ma zwiewna Łyczakoską,
A może też Zamarstynoską
Tońcio ze Szczepciem się sprzymierzał
Z nocnikiem do kolejki zmierzał
Do bakaliji spiesząc równo
Nie przejmowali się, że gówno
Na kartki można tylko kupić
I niczym też się nie przejmować
Produktem gwiazdę posmarować
I nie dać się ropusze złupić.
A na mityngach uprawiano
Debaty zaprawiane sianem.
I ludem wrogim lud przymierał
Nad swym mitycznym kształtem chleba
Ubrany propagandą złudną
Błyszczącą jak bakalij gówno,
Bez kartek strojną oczywiście
Mitem papieru, rolka szarą,
Używał więc gazety starej,
Druki zwycięstwa mrowia kiście,
Albo najtaniej zwykłe liście.
Tutki „Herbewo” wycofano
Zmienione na machorki siano,
Zwinięte w zwykłą lwowską „Chwilę”,
A żeby było jeszcze milej,
To panie biegły i rebiata
Na durny zwariowany kark
Do magazynu Berty Stark
Po tę kreację, co mój tata
Dyskretnie nosił pod spodniami,
Aby uchronić się od wiatru,
A one strojne do teatru
W sukniach balowych z lewatywy,
(Śmiały się bawet końskie grzywy).
Na suknie owe nakładały
Żakiet z królików podstarzały,
(W mole wycięty był żakiecik),
A mózg przykryty był w berecik,
Straszny czerwieni swej purpurą,
A gdy się słońce skryło chmurą,
To parasolki rozkładano
Które w śmietnikach wyszukano.
Godziny również pozmieniano
Gdy u mnie było pół do czwartej
To pół do drugiej ogłaszano
I się z radością tym chwalono
Bo życie dłużej będzie trwało
O dwie godziny razem z czartem.
Pożytek z tego był nie mały
W pięcioramienne ideały.
Gdy zmrok zapadał pół do ósmej,
To u nich było pół do szóstej.
I nikt nie wiedział czy jest piąta
A może tylko wczesna trzecia
Inni mówili że dziesiąta,
A jeszcze inni że dwunasta,
I tak nam czas czerwony zmieniał
Tę czerń w czerwienie zdobne miasta.
Była zielona też granica,
San przerażony ciubarykiem,
Ułan frajerski, cyc na głowie,
A obok hitlerowskie mrowie.
I z trupią czachą- wykrzyknikiem,
Czerwono – czarna błyskawica,
Katów przymierze utrwalone
I krwawą łaźnią zespolone.
Lwowie przedziwny miasto stare,
Wrośnięte we mnie jak ogniwo,
Za jaka zbrodnię, czy też karę
Już nie oglądam cię na żywo.
W albumie również jest gestapo,
Brunatna maź z swą trupią czachą,
I jak krzyczałem – tato – tato!
A tato był już piekła czarą.
I pies co konał u wezgłowia
Gdy mu zabrano jego pana,
I piekło wycia pogotowia,
Gdy matką mą poniewierano.
Tak to jest smutne czytelniku,
Gdy w pewną piękną noc wrześniową
Miasto ubrano w bolszewików
Także morderców z trupią głową(…)
Aleszumm
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 628 odsłon