Blood and Guts - Generał Patton (2)
8 listopada 1942 roku George Patton, jako dowódca zachodniej grupy operacyjnej, wylądował na afrykańskim brzegu (operacja „Torch) , rozpoczynając swój udział w II wojnie światowej.
Po kapitulacji Francuzów, Generał został zarządcą Maroka, jednak po upokarzającej klęsce Amerykanów na przełęczy Kasserine, na początku marca 1943 roku został dowódcą II Korpusu, błyskawicznie wprowadzając surową dyscyplinę wśród zdemoralizowanych żołnierzy. Równocześnie zgodnie z przesłaniem swego dawnego dowódcy - Wiliama Pershinga starał się być zawsze ze swoimi żołnierzami, zawsze widoczny, a jego energia miała przenikać wszystkich podwładnych. Utrzymując bliskie związki ze swoimi oddziałami, zdołał stworzyć „więź opierającą się na obustronnym szacunku i akceptacji”.
W trakcie zwycięskiego ataku na miasto Gabes, marszałek Alexander rozkazał Amerykanom wycofać się, pragnąc aby cała chwała wyparcia Rommla z Afryki spadła na gen. Montgomery. Nic więc dziwnego, iż odtąd relacje Pattona z Brytyjczykami, a szczególnie Montgomerym, były bardzo wrogie.
Ta rywalizacja między obydwoma alianckimi generałami przybrała bardzo ostrą formę podczas operacji „Husky” , mającej na celu zdobycie Sycylii. Przygotowując swoich żołnierzy do czekającej ich walki, demonstrował swoją wiarę w zwycięstwo, co udzieliło się jego oddziałom. Gdy wchodził na trap statku desantowego, rozlegała się komenda: „Z drogi! Generał idzie!” W tym samym momencie zjawiał się Patton, wyprostowany, nieskazitelnie ubrany i uzbrojony w swoje słynne colty peacemarkery, których kolba wyłożona była kością słoniową.
Zgodnie z planem operacji, najważniejsza rola miała przypaść 8 Armii Mongomery’ego, którego jednostki wylądowały na wschodnim wybrzeżu wyspy, podczas gdy oddziały Pattona miały zabezpieczać lewe skrzydło Brytyjczyków. Jednak Patton w brawurowym rajdzie przez środkową część wyspy, uprzedził Monty’ego i pierwszy wkroczył do Messyny.
W trakcie walk – 3 sierpnia 1943 roku - doszło do incydentu, który mógł przekreślił karierę Generała. „Po drodze zatrzymałem się w szpitalu ewakuacyjnym – zanotował Generał w dzienniku – i rozmawiałem z 350 niedawno ranny. Jeden biedaczek stracił prawą rękę i płakał, innemu obcięli nogę. Wszyscy byli dzielni i trzymali się nieźle. (…) W szpitalu zobaczyłem jedna gnidę. Facet nie był ranny, ale powiedział, że nie może już tego wszystkiego znieść – zwykły tchórz. Zrobiłem mu piekło i trzepnąłem go w twarz rękawiczkami. Kompanie powinny się rozprawiać z takimi ludźmi, a jeżeli usiłują się wymigiwać od walki, niech staną do procesu o tchórzostwo”. W wojskowych kręgach medycznych wydarzenie to szybko stało się znane, jednak nie przeciekło do prasy.
Jednak tydzień później historia powtórzyła się. Generał zapisał: „Widziałem kolejnego pacjenta, rzekomo chorego nerwowo, a w rzeczywistości tchórza. Powiedziałem lekarzowi, że żeby odesłał go do kompanii, a wtedy on zaczął płakać, więc zwymyślałem go i w końcu się zamknął. Może ocaliłem dzięki temu jego dusze, jeżeli w ogóle ją ma”.
Świadkiem zdarzenia był dziennikarz z International News Service, który poinformował o zdarzeniu swoich brytyjskich i amerykańskich kolegów. Wedle jego relacji Patton powiedział lekarzom, że „nie ma czegoś takiego jak nerwica frontowa. To żydowskie wymysły”. Dziennikarze pojechali do szpitala, w którym miał miejsce incydent i zebrali „sensacyjne” relacje, zgodnie z którymi Patton miał wrzeszczeć na żołnierza: „Ty cholerny sukinsynu! Ty tchórzliwy draniu! Hańbisz sobą cała armię i zaraz masz wrócić na front”, po czym miał sięgnąć po pistolet i pomachał nim przed nosem żołnierza. Gdy żołnierz zaczął płakać, uderzył go „z taką siłą, że zrzucił mu hełm, który potoczył się na zewnątrz namiotu”. Relacja ta jest mało wiarygodna, gdyż jaki żołnierz nosi hełm w szpitalu. Napastliwe artykuły w prasie skłoniły Eisenhowera do sięgnięcia po środki dyscyplinarne. Nakazał Patronowi przeprosić spoliczkowanych żołnierzy oraz ich jednostki. Co też się stało, jednak Generał nadal wierzył w słuszność swoich działań. „Wytłumaczyłem mu – napisał Patton w dzienniku – że wykląłem go po to, żeby ocalić jego męstwo, że żałuję i że gdyby miał ochotę, to chciałbym uścisnąć mu dłoń. Miał”. Lekarzom i pielęgniarkom, którzy byli świadkami zajścia, opowiedział o swoim przyjacielu, który stchórzył w czasie I wojny światowej, a kiedy mu to przepuszczono, w końcu popełnił samobójstwo. „Mówiłem im, że zachowałem się tak, jak się zachowałem, żeby zapobiec takim przyszłym tragediom”.
W trakcie przemówień wygłoszonych do żołnierzy różnych jednostek, spotykał się jednak z entuzjastycznym przyjęciem. „Był naszym bohaterem. – napisał jego podwładny – Staliśmy po jego stronie. Wiedzieliśmy, na czym polega problem i rozumieliśmy, co zrobił i dlaczego”. Liberalna prasa amerykańska, z „Washington Post” na czele przypięła Generałowi łatkę antysemity i brutala. Ulegając naciskom Ike pozbawił Pattona dowództwa i skierował do Anglii, aby szkolił nowe oddziały. W trakcie przymusowego zesłania Patton dopracował swoją taktykę prowadzenia wojny pancernej oraz bliskiego współdziałania z lotnictwem.
John Marquand, pisarz i laureat nagrody Pulitzera tak opisał Generała: „Oto i on, w mundurze, który z pewnością nie był regulaminowy. (…) Miał na sobie stalowy hełm. Z przodu hełmu widniały trzy gwiazdki wskazujące na jego rangę. (…) Był ubrany w idealnie skrojone bryczesy do jazdy konnej, które mógł uszyć tylko najlepszy krawiec z Bond Street, i wysokie buty jeździeckie, absolutnie idealnie dopasowane do jego kształtnych łydek. (…) Z pewnością musiał to być generał George Patton junior, znów w Londynie, świeżo wypuszczony z wojskowej psiej budy i – na Boga! – widać było, że płonie z niecierpliwości. Chciał jechać i pokazać Ike’owi, Omarowi Bradleyowi i wszystkim tym brytyjskim s…synom (szczególnie generałowi Montgomery’emu), że wie, jak zburzyć niemiecką Linię Zygfryda. I niemal słyszałem, jak tym wysokim, chrapliwym głosem wykrzykuje, że, do cholery, to on jest najlepszym generałem w całej przeklętej amerykańskiej armii, a amerykańscy żołnierze to najlepsi żołnierze na całym cholernym świecie”.
Patton nie został jednak uwzględniony w planach operacji inwazji we Francji. Jego 3 Armia miała włączyć się do akcji dopiero po przełamaniu frontu w Normandii. Równocześnie stworzono mistyfikację, iż jest ona częścią 1 Grupy Armii, przygotowującej się do właściwej inwazji w Pas de Calais. Twórcy planów filmowych zaopatrzyli Pattona w dodatkowe czołgi, ciężarówki, działa i inne elementy wyposażenia wojskowego, wszystkie wykonane z … gumy.
W cyklu wielkich mów, z jednej strony mobilizował swych żołnierzy do czekającej ich walki, z drugiej skutecznie utwierdzał Niemców w przekonaniu, że atak nastąpi w Pas de Calais. „Amerykanie kochają zwycięzcę – mówił - i nie tolerują przegranego. Amerykanie gardzą tchórzami. Grają zawsze po to, żeby wygrać. Nie dałbym złamanego grosza za faceta, który by przegrał i potrafił się z tego śmiać. Dlatego Amerykanie nigdy nie przegrali wojny i nigdy nie przegrają, bo sama myśl o przegranej jest dla nich nie do zniesienia”. Patton radził żołnierzom, żeby opanowali strach, gdyż „prawdziwy mężczyzna nigdy nie pozwoli, żeby strach przed śmiercią okazał się silniejszy od jego honoru, poczucia obowiązku wobec ojczyzny i wewnętrznego męstwa”. Armia miała być zgranym zespołem: „Armia żyje, śpi, je i walczy jako zespół. Te gadki na temat indywidualizmu to bzdura”. I przestrzegał Niemców – „Na Boga, naprawdę żal mi tych sukinsynów, którzy będą musieli z nami walczyć. (…) I niech to Niemcy pierwsi dowiedzą się, jak jest naprawdę. Chcę, żeby pewnego dnia stanęli na tylnich łapkach i zawyli: <Chryste! Znowu ta przeklęta 3 Armia i ten sukinsyn Patton !! >”.
Wreszcie w sierpniu 3 Armia wylądowała we Francji biorąc udział w bitwie pod Falaise. W trakcie walk, których celem było okrążenie wojsk niemieckich i uniemożliwienie im ucieczki, XV Korpus armii Pattona mógł z łatwością dojść do Falaise i zamknąć okrążenie, ale został powstrzymany przez Bradley’a dowódcę 12 Grupy Armii. Ten błąd pozwolił wielu niemieckim dywizjom na ucieczkę, zanim okrążenie zostało zamknięte.
Po bitwie 3 Armia rozpoczęła błyskawiczny rajd przez Francję aż na przedmieścia Paryża. Planował następnie natarcie w kierunku Mozeli, jednak Montgomery przeforsował realizację operacji „Market Garden”, która zakończyła się porażką, ponieważ nie zdobyto mostu w Arnhem.
Armii Pattona znacznie ograniczono dostawy benzyny, przez co zmuszona była ograniczyć swe ofensywne działania. Dla Pattona cała sprawa dotyczyła nie tyle benzyny, co filozofii wojny. Im szybciej Amerykanie przekroczyliby Ren, tym mniej ponieśliby ofiar w ludziach i sprzęcie. „Nikt nie zdaje sobie sprawy, - pisał Generał – jak straszliwą wartość ma bezlitosny czas, nikt poza mną. Mimo wszystko wierzę, że jakoś mi się uda”. W połowie września kłopoty paliwowe skończyły się i 3 Armia pomknęła w głąb Lotaryngii, jednak pod Metzem natknęła się na silny opór Niemców. Generał odebrał sobie szansę na sukces angażując się w nazbyt bezpośredni atak na Metz.
W Clermont zatrzymał się na stacji, gdzie jego czołgi zostały wyładowane w 1918 roku, a w pobliżu Neuville błyskawicznie odnalazł miejsce, gdzie prowadził natarcie swoich oddziałów. „Wszystko się tu pozmieniało, - zanotował słowa Generała, sędzia Sądu Najwyższego James Byrnes - ale pamiętam to drzewo. Jestem pewny, ze tu obozowaliśmy w nocy przed bitwą. (…) Chciał się założyć, ze, że kiedy odjedziemy pół mili dalej ta drogą, to znajdziemy boczną odnogę i strumień. Ku mojemu zdziwieniu rzeczywiście znaleźliśmy zarówno drogę, jak i strumień, a zasięgu naszego wzroku stał pomnik wzniesiony ku czci żołnierzy Gwardii Narodowej z Pensylwanii, którzy tam zginęli. (…) Patton nie mógł odnaleźć miejsca gdzie został trafiony. Niestety, ten niegdyś zalesiony teren, obecnie pokrywały pola uprawne, wiec po jakiejś półgodzinie generał poddał się i odjechał, mocno zdegustowany tym, co zobaczył”.
Mimo zatrzymania się Amerykanów na Linii Zygfryda, Patton nalegał – mimo okropnej listopadowej pogody – na wzmożenie wysiłków. Obawiał się, że każda stagnacja po stronie aliantów mogła być wykorzystana przez Niemców. W liście do Bradley’a sugerował, iż „na wschód od Ardenów Niemcy gromadzą jakieś większe siły”. Nie posłuchano go.
Atak niemiecki w Ardenach z 16 grudnia zaskoczył Amerykanów, Patton błyskawicznie opracował plan uderzenia swojej armii oraz 7 Armii od południa na lewe skrzydło Niemców.
Gdy Patton przedstawił swój plan Ike’wi i zobowiązał się w ciągu sześciu dni do skoordynowanego ataku całej swej armii, wywołał „chichot wśród zgromadzonych. Sztab Ike’a uważał, że to niemożliwe”. Generał jednak powiedział: „Możemy to zrobić”. Eisenhower dał mu zielone światło. Zadaniem Pattona był zwrot o 90 stopni i ustawienie wojsk pod właściwym kątem do dotychczasowego. Taki manewr jest niezwykle złożony nawet przy optymalnych warunkach, a w realiach wojennych i w dodatku przy złej sieci dróg, staje się wręcz niewykonalny. „On po prostu wiedział, – wspominał po latach gen. Harkins - co i jak trzeba zrobić. Na początku zawrócił całą armię i skierował ją na północ. To było naprawdę genialne. A kiedy już załatwiliśmy to, co trzeba, po dwóch czy trzech dniach dywizje zawróciły i zaczęły przejmować te małe grupy operacyjne. Tak naprawdę to grupy operacyjne zatrzymały wroga, że dywizje mogły poruszać się naprzód. Jak, już mówiłem, to było fantastyczne posunięcie, świetna robota”. Manewr Pattona nie tylko uratował wojska amerykańskie w oblężonym Bastiogne, ale pozwolił na ostateczne zatrzymanie Niemców.
Było to jedno z największych osiągnięć militarnych Generała, który domagał się pójścia za ciosem i przekroczenia Renu na wysokości Bonn. „Gdybym miał do dyspozycji jeszcze trzy dywizje – pisał Generał – mógłbym już teraz wygrać tę wojnę. (…) Monty to stara pierdoła. Wojna wymaga podejmowania ryzyka, a on nigdy go nie podejmie”. Eisenhower nie zaakceptował jednak tego planu, po raz kolejny zgodził się, aby to Monty poprowadził główne uderzenie na Niemcy. Jednak to oddziały Pattona jako pierwsze przekroczyły Ren w połowie marca 1945 roku i zdobyły przyczółek. Generał świętował sukces w niekonwencjonalny sposób. „Wszedłem na most – zapisał w dzienniku – pontonowy i zatrzymałem się na środku, żeby nasikać do Renu, a potem zebrałem trochę ziemi z drugiego brzegu, naśladując Wilhelma Zdobywcę”.
Pod koniec marca dywizje pancerne Pattona błyskawicznie wdarły się na terytorium Niemiec, a w połowie kwietnia przekroczyły granicę Czechosłowacji. Eisenhower nakazał jednak Pattonowi, aby nie zbliżał się do Rosjan, maszerujących od strony Wiednia.5 maja Czesi w Pradze, nie wiedząc o zakazie dalszego marszu Pattona, rozpoczęli rewoltę, krwawo stłumioną przez Niemców. „Byłem rozczarowany – napisał Patton – bo uważałem i nadal uważam, ze powinniśmy pójść dalej do rzeki Moldau, a gdyby Rosjanom się to nie spodobało, niechby szli do diabła”. Sowieci dotarli do Pragi dopiero 9 maja i pomimo rzezi prażan, ogłosili się wyzwolicielami stolicy Czechosłowacji.
8 maja odbyła się ostatnia odprawa jego sztabu. „W tym teatrze wojny – zanotował słowa Generała, Quirk – wojna się skończyła. Myślę, że miałem, mniej roboty niż jakikolwiek inny dowódca w historii, bo każdy z was w tym sztabie radził sobie świetnie. Bardzo wam dziękuję i gratuluje tego, co udało się osiągnąć”. Po czym włożył hełm i wyszedł z pokoju, „a my jeszcze chwilę staliśmy na baczność i czuliśmy się bardzo dumni”.
Wybrana literatura:
S. Hirshson, Generał Patton
G. Patton, Wojna, jak ją poznałem
C. D'Este, Patton, geniusz wojny
W. Breuer, Alianci – Prywatne wojny najwyższych dowódców
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1741 odsłon