Feusette: Pisofobię (kaczorens nienawidzins) można leczyć...

Obrazek użytkownika Andy-aandy
Kraj
Niesiołowaki - nienawiść i pisofobia

 

 

 

]]>Feusette: Pisofobię (kaczorens nienawidzins) można leczyć. Szczepionka jest ukryta w służbie zdrowia]]>

 

 

Nie wiem, czy Państwo zdajecie sobie sprawę z tego, jak ubogie bywają słowniki wiedzy medycznej. Proszę sobie wyobrazić, że mimo uporczywych prób, mimo wielu godzin przegadanych przez telefon z najwybitniejszymi ekspertami, a potem poszukiwań zakrojonych na naprawdę wielką skalę, nie udało mi się nigdzie, w żadnym medycznym periodyku znaleźć choćby wzmianki o jednym z najcięższych schorzeń współczesnej Polski.

O chorobie – atakującej bez uprzedzenia i niezależnie od środowiska czy majętności – bez której trudno zrozumieć to, co działo się w naszym kraju przez ostatnią dekadę. Mowa oczywiście o pisofobii (kaczorens nienawidzins). Czas pokusić się o próbę wyodrębnienia tej jednostki chorobowej, bo i prace nad szczepionką muszą ruszyć pełną parą.

Pisofobia to ciężka choroba, rozsiewana przez „Gazetę Wyborczą”, TVN, „Politykę”, „Newsweek”, przez ich czytelników z Salonu, ale także – jak w przypadku Niesiołowskiego, Kutza czy Palikota – z wychodka. Pisofobię łatwo rozpoznać, bo atakuje w sposób systematyczny, najpierw odbiera rozsądek, potem dystans do życia i świata, na końcu rozum (o ile wcześniej występował). Początkowo objawia się tym, że pacjent niemal zawsze rozmija się z tematem. Rozmowa dotyczy skoków narciarskich, chory atakuje PiS za program 500 plus, a kiedy mowa jest o lekach i służbie zdrowia, on na czym świat stoi przeklina podatek od hipermarketów.

Widać to dobrze na ostatnim przykładzie, kiedy pisofobią zaraził się jeden z autorów współpracujących, a jakże, z „Gazetą Wyborczą”.

W jej wrocławskim wydaniu niejaki Tomasz Pieprzyk czy Pietrzyk, wszystko jedno, pisze o architektonicznych projektach Moritza Haddy i losie jego samego. Ale tak naprawdę – o czymś zupełnie innym: „Niestety, popowickie realizacje nie przetrwały wojny, podobnie jak sam architekt. Moritz Hadda zginął w 1942 r. Dla ówczesnych miłośników prawa i sprawiedliwości wystarczyło żydowskie pochodzenie, aby wysłać go na śmierć do obozu koncentracyjnego KL Kaiserwald”.

Żal człowieka, ale on akurat nic tu nie pomoże. Jak widać – pisofobia bywa okrutna i ciężka do leczenia. Dość przypomnieć pacjenta Kuczyńskiego, który już na samo hasło „ekonomiczny program PiS-u” w TVN natychmiast opowiadał o Smoleńsku. Pacjent Kutz dostawał ataku wściekłości na widok pisowskich kobiet w żałobie. Pacjent Bratkowski chciał pisać o opozycji w Polsce, a opowiadał o narodzinach faszyzmu w Niemczech. Pacjent Wajda mylił ofiary tragedii smoleńskiej z sowieckimi żołnierzami i chciał przekładać znicze z jednego miejsca na drugie. Skrajny przykład – Stefan Niesiołowski, który nawet rozmowę o zwyczajach żywieniowych świni przekształciłby w potok ścieku o „podłych pisowskich podłościach”.

Do czego zaś prowadzi skrajna pisofobia, będąca już nie niechęcią do jednej z partii politycznych czy dziś – po prostu do władzy, ale żywą, zatruwającą debatę publiczną nienawiścią zalewającą oczy, uszy, szare komórki i wątroby kolejnych pacjentów? Ano – chyba do tego, do czego prowadzi każda, nieleczona i co gorsza nieuświadamiana sobie przez człowieka fobia, czyli do lekarza pierwszego, a czasem to nawet ostatniego kontaktu.

Kiedy jest za późno na leczenie? Trudno to jednoznacznie określić, łatwiej pokazać na przykładach: na wyżej wymienionych za późno jest na pewno. Na Hołdysa, który w ramach swej rozbudowanej pisofobii nazywał Kaczyńskiego „ch…” – też. Ale już np. taki Saramonowicz, który prezesa PiS nazwał identycznie (tzn. ch…, nie Hołdysem) być może będzie z niej wychodził, podobnie jak wielu reżyserów filmowych, którzy już zaczynają godowe tańce przed nowymi decydentami. Prawdopodobnie wcześniej pisofobię jedynie udawali. Wiadomo – artyści.

Na koniec wiadomość dobra – dla wszystkich, którzy od wszelkich fobii próbują trzymać się jak najdalej. Ostatnie badania wskazują, że ogniska chorobowe, powtórzmy – nie zaliczamy do nich konkurencyjnych partii i wszystkich, którzy nie kochają, nie lubią czy nie szanują partii Kaczyńskiego, ale tych, którym czysta nienawiść zalewa głowy betonem – no, więc badania te wskazują, że pisofobia zaczyna przygasać. Mainstream rzucił już na pole bitwy niemal wszystkie dywizje pancerne, a sondaże ani drgną.

Tylko patrzeć, jak nowy minister zdrowia i na pisofobię znajdzie skuteczną szczepionkę. Na początek byłoby nią skrócenie terminów oczekiwania na pilną diagnostykę.

Tylko tyle i aż tyle.

autor: ]]>Krzysztof Feusette]]>
5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)

Komentarze

 

Vote up!
4
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1506934

Fakty o Stefanie Niesiołowskim / Elżbieta Królikowska-Avis - Grupa niepodległościowa "Ruch"

Vote up!
4
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1506935

 

Hasło „Duda na Wawel” dowodzi, że KOD tworzą dziś starzy, chorzy z nienawiści palikotowcy

Po haśle „Duda na Wawel”, nawołującym w prostej linii do zabójstwa aktualnie urzędującego prezydenta RP, sprawą powinna zająć się prokuratura. I nie chodzi tu o polityczną zemstę, ale jednoznaczną demonstrację braku społecznego przyzwolenia na tego typu słowny bandytyzm.

Nie było tego przyzwolenia, gdy paru idiotów chciało „wieszać Tuska”, nie ma i teraz – przynajmniej po tej stronie politycznej barykady. A jeśli potworna przestroga, jaką było brutalne zabójstwo działacza PiS dokonane przez byłego członka PO, nie dotarła do niektórych szumowin, czas by dotarła do nich przyzwoitość narzucana odgórnie. Z niektórymi inaczej się nie da.

Pomijając jednak aspekt prawny, trzeba stwierdzić, że hasło „Duda na Wawel”, wykrzykiwane podczas ostatniego marszu KOD, bardzo dużo mówi nam o marszu tego strukturze. Bo coraz trudniej już dziś ukryć nawet wspierającym marsze KOD środowiskom („GW”, „Newsweek” i reszta „salonowego” mainstreamu), że tymi, którzy „skrzyknęli się spontanicznie”, by maszerować w obronie zawłaszczonych przez PO trybunałów i mediów publicznych, są - oprócz polityków PO i Nowoczesnej – starzy, chorzy z nienawiści palikotowcy. Porzuceni przez duchowego ojca, zapomniani przez matkę Środę od banialuk, wyborczym kopniakiem oderwani od radia, telewizji i większych portali internetowych.

Tylko oni mogli wymyślić hasło „Duda na Wawel” i wrzeszczeć je z pełnym samozadowoleniem, że tak pięknie udało się „zaistnieć” w przestrzeni publicznej. Warto pamiętać, że dla ludzi wpatrzonych kiedyś w chama z Biłgoraja to właśnie jest najważniejsze – ów rozgłos i choćby chwilowe zainteresowanie mediów ich pustym jak palikotowe hasła życiem.

Nie narzekajmy więc na poziom debaty publicznej w Polsce. Równie dobrze ludzie ci mogli na środku wawelskiego dziedzińca oddać zbiorowo mocz lub coś gorszego. Starym palikotowcom bowiem polityczna, antykościelna, antypisowska, antypolska wreszcie szajba już dawno przesłoniła resztki przyzwoitości, kultury czy zdolności do wymiany opinii.

Nie martwmy się jednak - to ostatecznie dobra wiadomość. Jeśli ci biedni ludzie wzięli KOD w swoje ręce, za chwilę będzie po marszach.

autor: Krzysztof Feusette

Publicysta "wSieci".

 

Vote up!
4
Vote down!
0

Przemoc nie jest konieczna, by zniszczyć cywilizację. Każda cywilizacja ginie z powodu obojętności wobec unikalnych wartości jakie ją stworzyły. — Nicolas Gomez Davila.

#1506946