Krótka historia świata od jego stworzenia do Borrella i dalej
Dlaczego ekonomia jest taka ważna? Dlaczego wpływa na wszystko i decyduje o wszystkim? Dlaczego akurat ona? Co za trywialne pytanie, prawda? Każdy w miarę myślący uczeń liceum odpowie. (Przynajmniej jeszcze chwilowo, bo za lat dziesięć będzie umiał tylko elokwentnie wytłumaczyć dlaczego kocha Ojrounię. Zaś za lat 15 zrobi to już nawet nie w rodzimym języku, tylko w jakimś nowym, ojropejskim volapüku.)
Cóż nam zatem odpowie ten przemądry licealista? Że "w końcu żeby cokolwiek, trzeba mieć odpowiednie zasoby, żeby zaś mieć zasoby, trzeba produkować, wymieniać..." Tak nam odpowie, taki będzie ogólny tenor jego wypowiedzi. Coś w tym oczywiście jest, nawet sporo, choć na marginesie pozostaje jednak masa spraw: więzi rodzinie i plemienne, niechęci osobiste i międzygrupowe, seks, religia, sztuka i poezja...
Można to oczywiście próbować interpretować w tych samych ekonomicznych kategoriach - to właśnie robi klasyczny marksizm, ten od George'a Lucacsa i Małej Historii WKP(b). Można to też ignorować, mrugając niejako do słuchacza/czytelnika okiem, dając mu do zrozumienia, że I TO dałoby się ekonomicznie wytłumaczyć, ale akurat zajmujemy się ważniejszymi sprawami. To naprawdę przepiękna intelektualna tradycja, ciągnąca się od Oświecenia. (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą.)
Można jednak, choć fakt, że idzie to pod włos całej tej wielkiej intelektualnej tradycji, spojrzeć na całą tę sprawę od innej strony. Otóż może jest tak, że ekonomia służy do wyjaśniania wszystkiego - przynajmniej w historii i życiu społecznym - po prostu dlatego, że daje się stosunkowo łatwo ująć racjonalnym umysłem. Takim działającym algorytmicznie, niczym komputer, operującym pojęciami i logicznymi operacjami, wyciągającym logiczne wnioski z założeń.
Ujmując sprawę inaczej, jest stosunkowo nietrudno stworzyć sobie taki umysłowy model realnej ekonomii, jakoś tam do ekonomicznej rzeczywistości przystający i swymi "mackami" dotykający innych aspektów życia. W końcu wszystko się jakoś z ekonomią wiąże, co do tego nie ma wątpliwości. Zresztą wszystko w historii i życiu społecznym się ze sobą wiąże, więc nie jest to nawet żadne epokowe odkrycie.
Oczywiście to, jak ten model przystaje do realnego życia, to już inna sprawa. Można by też, i należałoby z pewnością, naświetlić kwestię istotnych różnic pomiędzy newtonowskim modelem wszechświata - który stał się inspiracją (co najmniej!) dla Voltaire'a i potem całego Oświecenia (które nam się, jak źle przetrawiony obiad, odbija do dzisiaj) , a tym, co oni "na jego podstawie" stworzyli. I co do dziś daje "naukowe podstawy" oraz po prostu czelność, różnym naprawiaczom świata, do tego nieszczęsnego świata naprawiania. Ale to już, Deo volente, innym razem.
Uznałem, że całą tę kwestię warto tu poruszyć, ponieważ ostatnio się na te tematy sporo zastanawiałem i całkiem niedawno olśniła mnie pewna związana z tym myśl. Otóż, wbrew temu, co się powszechnie uważa, ustrój polityczny zdaje się mieć znacznie wyraźniejszy związek ze sprawami militarnymi, niż z ekonomią! Jasne, liberalizm nie da się zasadniczo oddzielić od demokracji, bo to dwie strony tego samego zjawiska. (Czysto angielskiego, nawiasem mówiąc, jak to dobitnie wykazuje Spengler, a tylko, bez wielkiego sukcesu, zaszczepionego w innych krajach, nie będącymi wyspami i skutkiem tego nie potrafiącymi w tym samym stopniu uciec od polityki zagranicznej. Fascynująca sprawa, ale, Deo volente, też na inny raz.)
Feudalizm też da się w dużej mierze sprowadzić do czynników ekonomicznych. Tutaj nawet ortodoksyjni marksiści nieprzesadnie bredzą. Zresztą zapewne dlatego, że z ekonomią było w tamtych warunkach na tyle cienko, że decydowała ona o sporej ilości istotnych spraw, po prostu z konieczności. Najpierw trzeba było mieć coś do zjedzenia, paszę dla koni i jakieś mordercze narzędzie - potem dopiero można było dokonywać podbojów czy fundować rotundowe kościoły z apsydami.
Jednak inne epoki przedstawiają już inny obraz i dość trudno jest sprowadzić je do działania "niewidzialnej ręki rynku" w jakiejkolwiek postaci. Choćby bardzo zawoalowanej. A na tym w końcu opiera się cała ta oświeceniowa wizja społeczeństwa i historii. No więc weźmy na warsztat (nie ma jak ekonomiczna terminologia!) ustroje polityczne.
Pierwotne grupy plemienne i taka luźna "demokracja"... Daje się to całkiem łatwo pogodzić i wytłumaczyć: każdy sprawny zdolny do walki mężczyzna był cenny, a więc "ustrój polityczny" był taki, by to uwzględnić. Gdyby tak nie było, byliby niezadowoleni, spoistość grupy by ucierpiała... Oczywiście tutaj nie tylko aspekt "militarny" wydaje się ważny, bo np. sprawa polowania także. (Z tym, że polowanie daje się traktować jako działalność "paramilitarna".)
Neolityczne wioski - w sumie podobnie. Wczesne państwa, jak te w Sumerze czy Babilonii... Tutaj rolnicy i rzemieślnicy tyrali, mobilizowani byli jedynie w momentach wyjątkowo krytycznych, a i tak wartość bojową przedstawiali sobą niewielką. Siłę zbrojną stanowiły stosunkowo elitarne, stosunkowo niewielkie siły zbrojne, karne i zdyscyplinowane. Ustrój polityczny - zamordyzm z silnym zabarwieniem religijnym, czyli między monarchią a teokracją. Nie był to całkowity absolutyzm, choćby dlatego, że zbrojna ręka władzy miała problemy z dotarciem na miejsce.
Miała problemy nawet z dowiedzeniem się o tym, że ktoś coś knuje czy się ma ochotę zbuntować. Stąd terror, kiedy już się autorytet państwa zaangażowało, ale brak kontroli, kiedy jeszcze nie. I tak niewielu było ludzi, którzy by nie musieli cały czas tyrać ze zgiętym grzbietem, a więc mieli czas energię na jakieś knucie czy ambitne plany.
Epoka brązu... Wyjątkowo fascynujący okres! Tutaj ekonomia, oczywiście i jak zwykle, odgrywa swoją rolę. Zawsze w końcu ją odgrywa. Ale i tu także bezpośrednio zdaje się oddziaływać aspekt militarny. Mamy więc masy ludu, przygiętych do ziemi i posługujących się drewnianym oraz kamiennymi narzędziami... Trzeba bowiem pamiętać, że brąz był rzadki i niezwykle drogi! Dlatego przede wszystkim, że wymagał cyny, ta zaś występuje w stosunkowo nielicznych miejscach, w dodatku dość odległych od centrów ówczesnej kultury. (To oczywista sprawa dla ludzi mających styczność z prehistorią, ale może nie każdy inteligentny licealista to dzisiaj wie, więc mówię.)
Mamy więc tych rolników grzebiących w ziemi i mamy wyposażonych w broń z kosztownego brązu arystokrację. W dodatku szybko zaczyna ona jeździć rydwanami - bardzo wyrafinowanymi pojazdami, proszę mi łaskawie uwierzyć! No i walczyć z nich. Do tego łuki kompozytowe - także wymagające b. wyrafinowanej technologii. I cała ta kultura, włączając w to inne aspekty technologiczne, których było całkiem sporo.
Potem mamy wiek żelaza i cały ten system się załamuje. Mamy "ludy morza", mamy Hyksosów, mamy wojnę trojańską... A potem mamy tzw. okres "geometryczny" i w ogóle "ciemne wieki" w klasycznej historii. Broń się demokratyzuje, bo żelazo jest bez porównania łatwiej dostępne, kiedy już opanuje się technologię jego produkcji. Rydwany zaś mogły być straszną bronią wobec spędzonej pod przymusem zbieraniny... A nawet wobec zbieraniny broniącej swego domu, ale niewyszkolonej i pokręconej reumatyzmem... Ale przecież jako broń dalekiego zasięgu, strategiczna, rydwan był dość niewydolny.
Nie było przecież wiele dobrych dróg, a teren np. Grecji całkiem się do dalekich rydwanowych rajdów nie nadaje! Wojna epoki brązu dość szybko musiała się przekształcić w wyrafinowaną, elegancką wojaczkę z udziałem traktujących się z szacunkiem, równych sobie rycerzy. Niemal coś w rodzaju brutalniejszego turnieju. (Co w sumie widać w Iliadzie, która, choć pochodzi ona z o wiele późniejszej, odnosi się do schyłku tamtej właśnie epoki.)
A więc mamy to wytworne rycerskie społeczeństwo, a tu nagle wkracza nam na plac zgraja dobrze uzbrojonych kmiotów, którym nie imponują już nasze rydwany. Ludowa piechota wygrywa z arystokratyczną szarżą uzbrojonych w łuku rydwanów - mamy chaos, okres przypominający epokę wikingów, ale w sumie b. demokratyczny, pomiędzy równymi oczywiście. Ci co nie potrafili lub nie chcieli walczyć, zostawali niewolnikami. (Jak zawsze.)
Ateny to b. sławny przypadek, ukochany zresztą od tysiącleci przez różnych mędrków. Oficjalna wersja głosi, że tam coś skojarzyli i stworzyli sobie taką namiastkę demokracji. Demokracja ta była o tyle niepełna i niedoskonała, że nie zawierała elementu judeo-chrześcijańskiego. Oczywiście z akcentem na judeo, bo to jest przecież to, co stanowi o postępie, humanitaryźmie i w ogóle wszelkiej cudowności. Przenikając wszystko jak jakiś świecki Duch Święty, ach! (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą. Jak by mogły nie?!) Można by to fajnie rozwinąć i by należało, ale to także, Deo volente, w przyszłości.
W sumie jednak każdy kto coś więcej o starożytnych Atenach wie, musi zauważyć, iż tamta demokracja nie wynikała z światłych chęci takiego starożytnego Borrella, który się nazywał Perykles, tylko z dość oczywistych faktów i zjawisk. W ogromnej mierze właśnie militarnych. System arystokratyczny, czyli oligarchiczny, opierał się na hoplitach - formacji w której służyli bogaci obywatele.
Choćby dlatego, że hoplici musieli sami się wyekwipować, byli zaś w dużym stopniu uzbrojeni i opancerzeni brązem, ten zaś był nadal kosztowny. Plus szkolenie, plus odpowiednie morale (nie mylić z moralnością!). W sumie służba wojskowa była dla nich zaszczytem i przywilejem, co zresztą nie jest wcale w historii rzadkie. No i system był arystokratyczny.
Kiedy jednak decydującego znaczenia nabrała flota, a w niej potrzebne były masy wioślarzy... Grecy zaś używali jako wioślarzy wolnych obywateli, przynajmniej z reguły... Wtedy zaczynają się tendencje demokratyczne, które często zwyciężają. Czy to w postaci "autentycznej" demokracji - oczywiście z masą demagogów (bo inaczej się nie da), ale ludem mającym zdecydowanie dużo do gadania, albo też w postaci rządów tyranów, którzy byli popierani przez lud (!), przeciw starej arystokracji.
Pod względem militarnym, obok wioślarzy i floty, nie bez znaczenia jest też wzrost roli lekkich oddziałów piechoty. Aby się wyposażyć w procę (nie taką na gumę, tylko taką jak miał Dawid na Golitata) , naprawdę nie trzeba być bogatym. A by się nieźle wyszkolić, wystarczy paść owce i umilać sobie czas strzelaniem do celu. (Choć to raczej w sumie rzucanie, niż strzelanie. Wiem, bo sam z procą eksperymentowałem, a nawet chciałem o niej pisać doktorat.) Albo odganianiem wilków, co ma także aspekt b. praktyczny. Są na to udokumentowane przykłady nawet z dzisiejszej Turcji.
Tutaj przeskoczymy epoki, może kiedyś (Deo itd.) to nadrobimy. (Przede wszystkim przeskakujemy fascynującą, ale też skomplikowaną, kwestię Rzymu, oraz niemal równie fascynującą i niewiele mniej skomplikowaną kwestię królestw hellenistycznych. I one jednak dobrze przystają do naszkicowanego tutaj schematu.) W każdym razie potraktujemy je b. skrótowo. A więc mamy system feudalny i rycerstwo. Potem mamy armaty - b. kosztowne, ale straszna broń wobec murów rycerskich zamków! - i wzrost państwowego centralizmu.
Potem mamy państwa w stylu osiemnastowiecznym, jak Prusy Wielkiego Fryca, a tam nieliczne zawodowe armie (choć u Fryca w większości z przymusowego poboru - w sumie wieloletnia służba, obowiązkowa, ale tylko dla części możliwych rekrutów, plus sporo wojsk najemnych, coś jak wcześniej szwedzkie armie Gustawa Adolfa czy Karola XII) , manewrujące jak po szachownicy... I pełny państwowy zamordyzm, przynajmniej w zamierzeniach, bo środki komunikacji i przekazu informacji trochę za tym szczytnym ideałem nie nadążały.
Armia też nie opierała się przecież na jakimś patriotyźmie, czy woli walki, tylko na brutalnej dyscyplinie - po prostu terrorze. I to samo w "cywilnym" społeczeństwie. Które miało tyrać, by król miał na swoją armię, a poza tym morda w kubeł! Co najwyżej pograć wieczorem na wiolonczeli na towarzyskim spotkaniu.
Potem mamy milionowe armie rewolucyjne i napoleońskie. Co musiało, jak nas uczy cała ta wcześniejsza analiza, doprowadzić do wzrostu demokracji. Oczywiście demokracja to abstrakcyjne pojęcie, przeważnie, albo i zawsze, ktoś tym manipuluje... Ale jednak kiedy mu się nie uda, jest marnie. Przeważnie do władzy dorywa się ktoś inny, dający większe nadzieje, że mu się uda. To znaczy tak bywało, bo z demokracją się obecnie żegnamy.
Częściowo już się zresztą pożegnaliśmy, ponieważ po ostatniej wojnie milionowe armie odchodzą w zmierzch, zastępowane przez armie zawodowe... Zaś zasadniczą linią obrony dla najbardziej rozwiniętych państw zachodu stały się rakiety dalekiego zasięgu. Jaki to ma związek z systemem politycznym tych krajów? Wydaje mi się, iż taki, że systemy rakietowe są pod kontrolą ekspertów - ktoś musi je projektować, planować sposób ich użycia, przewidywać kto i kiedy ma nacisnąć czerwony guzik... Ludowi nic do tego, byłoby to zresztą absurdem! I co mamy w systemie politycznym tych krajów? Że spytam.
Mogę też, na marginesie niejako spytać, czy jest zatem cokolwiek dziwnego w fakcie, że wszelkie leberały, łącznie z Guru Korwinem, tak elokwentnie i z takim przekonaniem przemawiają za w pełni zawodową armią, zwalczając niczym najgorszą zarazę wszelką ideę armii narodowej z poboru? Dla mnie nie ma! I jeszcze bardziej na marginesie mogę dodać, że właśnie te brednie (czy gorzej - kłamstwa) na temat całkiem podstawowych spraw militarnych były tym, co otworzyło mi oczy na istotę i skutki działalności Korwina.
To była dygresja, wracajmy do naszych baranów. Sorry, do naszych rakiet. Co mamy? Prawnik na prawniku, przepis na przepisie. Prawda? Demokracja to już nie realizacja woli większości, tylko odpowiednie stosowanie mądrych przepisów, wydanych przez "przedstawicieli ludu". Jakoś tam przez ten lud wybranych, ale bez żartów - każdy wie, jak to w praktyce wygląda. No a jakie te przepisy? Jeden mniej zrozumiały, bardziej mętny od drugiego... Zgoda?
Nie da się uniknąć refleksji, że o to właśnie chodzi. O to najbardziej! Żeby normalny człowiek, tzw. "obywatel", siedział cicho i nie zabierał głosu. Nie peszył swym głosem certyfikowanych ekspertów. Od ich stosowania, od ich egzegezy, są uczeni w piśmie. Ludowi wara! Jest analogia? Moim zdaniem bardzo wyraźna. Wewnętrzna polityka tych krajów dokładnie odzwierciedla ich system obrony: wszystko zaszyfrowane, a na ew. wrogów miażdżąca w założeniu techniczna nawała żelastwa i materiałów wybuchowych.
Strategia odstraszania krótko mówiąc, choć szyfrowanie wszystkiego co istotne wydaje mi się co najmniej tak samo ważne. A kiedy ktoś państwu naprawdę podpadnie, to wszędzie - dzięki międzynarodowym umowom i międzynarodowym naciskom - sięgnie go zemsta... To takie prawne rakiety balistyczne. (No, nie całkiem wszędzie, bo przestępcy lepszej rasy mogą się zawsze skutecznie ukryć w Ziemi Świętej Świeckiej. Ale to już stosunkowo uboczna sprawa wobec zasadniczego wątku naszego wywodu.)
A że nigdy nie może się obyć bez wzniosłych haseł, bez mantr skutecznie usypiających korę i sumienie późnego, wielkomiejskiego leminga... (Wykształconego, ale oczywiście nie na tyle, by miał się swym wulgarnym rozumem porywać na zrozumienie obowiązującego Prawa. O tego są przecież rabini. Sorry, eksperci!) Tak więc hasło i sztandar "demokracji" - które to hasło ten czy ów bezczelny prostak mógłby jednak próbować w porywach chamstwa interpretować... I mogło by mu wyjść, że to na przykład "władza ludu"...
I co by było? Więc to hasło zastępowane jest przez "prawa człowieka". Tutaj już nie ma cienia ryzyka, że ktokolwiek spoza grupy certyfikowanych rabinów. A wyspecjalizowani w tym akurat eksperci noszą nazwę "autorytetów", to tak na marginesie. Nie ma więc cienia ryzyka, że ktoś spoza tego doborowego grona mógłby to interpretować. Gdyby próbował, to każdy przytomny leming od razu wie, że to przejaw schizofrenii bezobjawowej.
To ostatnie pojęcie nie zostało jeszcze wprawdzie oficjalnie w medycynie przyjęte, medycyna bowiem nie nadąża za prawem w dążeniu do postępu, jednak to się po prostu wie, a medycyna w końcu też zaległości nadrobi. Bo czyż już na wielu frontach ich ładnie nie nadrobiła? W medycynie, przy społeczeństwie tak doszczętnie spacyfikowanym jak obecnie, naprawdę jest potężna siła! Siła która łatwo poruszy z posad bryłę świata. Zapamiętajcie moje słowa! (Jeśli oczywiście wcześniej się wami nie zajmą gorliwi sanitariusze i świadomi swych obowiązków lekarze.)
Kiedyś więc na Zachodzie była "demokracja", na Wschodzie zaś Walka O Pokój... Której nikt oczywiście nie ośmieliłby się samodzielnie interpretować, bez pozwolenia z wiadomo skąd. No to teraz mamy "demokrację", która z dnia na dzień coraz bardziej ma być rozumiana jako "prawa człowieka". Co oznacza "prawa człowieka"? Każdy człowiek oczywiście wie, że oznaczają dokładnie to, co sobie światła i miłująca ludzkość władza życzy, i co wyraża ustami autorytetów. Jeśli tego nie rozumiesz, to nie jesteś człowiek! A jeśli nie jesteś też szympans ani gibbon, no to przykro mi bracie, ale... Sam wiesz - takie są nieuniknione prawa historii.
No dobra. To by była całkiem niezła puenta, jak sądzę, ale ja mam jeszcze coś lepszego... W całkiem ostatnich czasach zagrożenie dla rozwiniętych państw zachodu w dużej mierze przeniosło się z rakietowego, termojądrowego ataku, na atak terrorystyczny. Przy czym metod ściśle technicznych jest do wyboru skolko ugodno. Jak się przed tym te państwa zabezpieczają? Na kim spoczywa odpowiedzialność?
Zdziwiłbym się, gdyby czytelnik, który do tego miejsca ze zrozumieniem doczytał, odpowiedział jakoś zdecydowanie inaczej, niż TAJNE SŁUŻBY. Mamy więc wszechobecne, z każdym dniem bardziej wszechobecne, kamery... Mamy więc wszechobecne podsłuchy, grzebanie po prywatnych komputerach... Czytanie prywatnych mailów... Krótko mówiąc mamy coraz powszechniejszą inwigilację i istny raj dla różnych szpiegów i szpicli. (Nie wypowiadam się w tej chwili na temat tego, na ile jest to konieczne a na ile nie, oraz kto za ten stan odpowiada. Zresztą o tym już parę razy mówiłem, można poszukać.)
Z czego wynika, jeśli oczywiście cały ten wywód ma cień sensu, że obecnie decydującej roli politycznej nabierają ci właśnie szpicle i szpiedzy, agenci i tajniacy - innymi słowy tajne służby. W Polsce dość trudno to ocenić, bo i za PRL'u miały sporo do powiedzenia, choć między '56 a Jaruzelskim to jednak chyba Partia administrowała tą prowincją sowieckiego imperium, a ubecja jej, z większą czy mniejszą ochotą, służyła. (Zaś wojskowa razwiedka, przynajmniej do Jaruzelskiego, realizowała przede wszystkim bezpośrednie rozkazy z Moskwy, więc też nie rządziła.) Jednak na tzw. Zachodzie bardzo bym się zdziwił, gdyby przewidywane tutaj przeze mnie zjawisko nie miało miejsca. W takim zaś razie nasz (nieszczęsny) kraj znalazł się wreszcie na samym froncie postępu, wow! (Co robią chóry starców? Każdy już wie, prawda?)
Że zaś nie dostrzegam żadnej realnej możliwości, by szybko zmienił się układ militarnych zagrożeń wobec Zachodu i jego system militarny (bo traktujemy tutaj wszelkie agentury jako integralną część tego systemu) - nie widzę też możliwości, by coś ten wzrost roli przeróżnych tajniaków mógł zatrzymać. No i oczywiście nie jest tak, by to rakietowo-talmudyczne, możliwe do zrozumienia i należytego zinterpretowania jedynie przez uczonych w piśmie z państwowym certyfikatem, "prawo" nie miało i tutaj ogromnego znaczenia. To "prawo" i działania tych wszystkich szpicli pasują do siebie w istocie jak płaszcz z podszewką, jak dla kawałki układanki, jak Villon i Gruba Małgośka ("w bordelu kędy mamy zacne leże")...
Jakie kto sobie z tego chce wyciągnąć wnioski, to już jego sprawa, ale zachęcałbym do przemyślenia całego problemu, który wydaje mi się intelektualnie interesujący, a do tego wynikają zeń dość konkretne przewidywania na przyszłość, także tę całkiem niedaleką.
No a poza tym, narzuca się z tego naturalny wniosek, że to jednak sprawy militarne mają znaczenie o wiele większe od tego, jakie im się obecnie stara przypisywać. I że to wojna - w takiej czy innej formie, choćby to było szpiclowanie własnego społeczeństwa - nie zaś pokój (a co to w ogóle jest ten "pokój"? jeśli nie z kuchnią i łazienką znaczy?) jest stanem na tym ziemskim łez padole niejako "naturalnym", a więc, że wszelkie takie przydługie "pokoje", jak ten obecny co go mamy w Europie, muszą się kiedyś skończyć. I nie wykluczone, że im były dłuższe i bardziej pokojowe, tym radykalniej.
No i jeszcze jeden wniosek - im bardziej spacyfikowane społeczeństwo, tym bardziej z reguły zniewolone. Trudno wprawdzie we wszystkich przypadkach dokładnie rozstrzygnąć co jest przyczyną, co zaś skutkiem, nie ulega jednak wątpliwości, iż tych każdy z nielicznych znanych z historii przypadków realnej demokracji - a więc suwerenności ludu - zawsze szedł w parze z masową, obywatelską armią.
Szwajcarskie kantony też są na to przykładem, jak i kolonialna Północna Ameryka, kozaczyzna, pirackie wspólnoty Mórz Południowych, czy "maszerujące polis" z Anabasis Ksenofotna. W końcu to nie mniej czy bardziej paternalistyczne obyczaje, czy nawet tych obyczajów brutalność, przesądza o demokracji, a równość szans na awans i stosunek między elitami (które zawsze jakieś istnieją), a większością tych, których się uznaje za wolnych i politycznie pełnoprawnych obywateli. (Których musi być oczywiście dość znaczny procent, jeśli mamy poważnie mówić o demokracji, choć akurat występowanie niewolnictwa, dotyczący określonych klas osób, dość łatwo się z demokracją daje, jak widać z historii, pogodzić.)
I to by było na razie na tyle. Dzięki za uwagę!
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1224 odsłony
Komentarze
Przeczytałem!
2 Sierpnia, 2008 - 01:18
Rozpisałeś się troszkę Tygrysie ;) a ja to wszystko przeczytałem.
Podróż przez epoki w poszukiwaniu reguł rządzących ekonomią w najróżniejszych kontekstach i ujęcie jej wpływu na..Hmmm....Troszke dygresyjnie i w różnych okolicach napisane. Powiedzmy że sie zgadzam;) - ekonomia matką nauk. Wszakże każdy student świeżak uczy sie o najbardziej prymitywnych potrzebach ludzkich i żądzy ich zaspokajania. Czyli sprowadzając troszkę bliżej filozofii problem to wszystko przez egoizm (ten naturalny, fizjologiczny i wyuczony). I pojawia się nam problem stosunku egoizmu do demokracji..Nie lepiej by było być takimi mrówkami, owadami? Takie danikenowskie owadzie społeczności rządzone tylko i wyłącznie prawami ekonomii - rozwój cywilizacyjny gwarantowany..To okresy wojen ciągna postęp..A jak wojny to zamordyzm..Jak zamordyzm to chyba nie można mówić o demokracji..
Czyli dochodzimy do wniosku że ta demokracja to z ekonomiką w parze raczej nie idzie..W sumie jescze wszystko zależy od rozleniwienia władców, którzy trzymając za mordę ciemny lud wcale czasami nie dązyli do wojen..
W sumie to sami ludzie nie wiemy czego chcemy czy spokoju i zastoju czy wojen i nowych technologii? Ty o Spenglerze a ja o Marksie - "byt kształtuje świadomość";)
pozdro
Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.
jednak ja...
2 Sierpnia, 2008 - 17:22
... znam Marksa... No, może nie na pamięć, ale jakoś tam go jednak znam.
A czy Ty znasz Spenglera? ;-)
Przyznam że nie do końca zrozumiałem, jaki jest Twój stosunek do głównej tezy tego mojego tekstu... Który, przynam nieskromnie, mi się osobiście b. podoba, choć oczywiście wiem, że dla czytelnika może to być koszmar, choćby z powodu długości.)
Ta główna teza, dla ułatwienia dodam, jest taka, że system społeczno-polityczny (ach ten marskistowski żargon!) bardziej i bardziej bezpośrednio zależy od spraw związanych z wojną i zamordyzmem, niż od ekonomii. Zrozumiałem, że się nie zgadzasz, ale coś bliższego?
Pozdrawiam
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zostań Maleszką - tysiące czytelników Gazownika nie mogą się mylić!
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów
Tygrysie
4 Sierpnia, 2008 - 00:22
Czytałem Twój tekst tylko jeden raz - na poczatku nie bardzo mnie zaciekawił - przełom nastąpił dopiero po bronzie i rydwanach. Musiałbym przeczytac go jeszcze raz,
żeby polemizować z Tobą używając pojęć w tych samych definicjach.
Powiem tylko, że rzeczy których dotykasz to sa bardzo skomplikowane ustrojstwa, nie dające sie chyba sprowadzić, uprościć jakimkolwiek modelem. Tak jak napisałeś zależeć to bowiem będzie od więzi rodzinnych i plemiennych, seksu, religii itp itd.
System społeczno-polityczny, prawnym zależy od głównych nurtów filozoficznych i ich wpływu na rzeczywistość. Zależy także od poprzedzającej sekwencji dominujących nurtów. To tak ogólnie - w szczegółach tzeba by było polemizować ze wszystkimi filozofami naszej planety. Jakiś tam system polityczny jest niezależnie od tego czy jest pokój czy wojna, czy jest wolność czy niewola. Ekonomia zaś tylko opisuje całość w swoim ujeciu..Jeśli chodzi Ci o reguły rządzące zależnością efektywności tej ekonomii, współczynnika lepszego wykorzystania dóbr i ogólnie postępu cywilizacyjnego do systemu wg kryterium podziału zamordyzm/liberalizm to krótko muszę powiedzieć, że obiektywnie brany pod uwagę współczynnik postępu raczej bedzie większy w przypadku panowania systemu zamordystycznego, przy czym warunkiem i czynnikiem wpływającym na to wszystko bedzie geniusz/głupota wodza. Hitler był tak wielkim skąpcem, że starał się wykorzystywać wszelkie "rzeczy" tak długo jak mogły przynosić pożytek dla ekonomii. Wodzowie prymitywnych ludów nie znając pojęcia ekonomii w czasach wojny musieli marnować sporo energii...
To tak tylko jeśli chodzi o jeden punkt widzenia..
Ja też do końca nie wiem na czym polega Twoja Teza :) dlatego może i nie odpowiadam właściwie.
Pozdro
Podczas kryzysów – powtarzam – strzeżcie się agentur. Idźcie swoją drogą, służąc jedynie Polsce, miłując tylko Polskę i nienawidząc tych, co służą obcym.
Tygrysie
2 Sierpnia, 2008 - 01:32
widzę, że Deo volente, przwija się w tekscie kilka razy.;P
Aż zglupiałam jak to czytałam, boś przeleciał jak rakieta przez wszystkie wieki, zostawijając nam to Deo volente.
A chyba jeszcze raz to muszę przstudiować, żeby co mądrego napisać.:D
" Upupa Epops ".
bo Deo...
2 Sierpnia, 2008 - 17:10
... volente jest najważniejsze. Zawsze!
I całkiem celowo przewija się tyle razy. Można to nazwać hipnotycznym pisaniem. Czegu uczą w lepszych szkołach marketingu. Ale to nie tylko to.
Współczuję ludziom, którzy postanowili to przeczytać, bo długie i nie na siły przeciętnego czytelnika bloków. A nieprzeciętny dlaczego miałby czytać akurat TO?
Ale przyznam, że zadowolony jestem z tego miniesejku, który wyszedł mi w mojej opinii b. zgrabnie, prezentuje całkiem nowe myśli... Chyba będę go stopniowo udoskonalał, bo w mojej prywatnej opinii jest tego wart. W odróżnieniu od masy innych rzeczy, które ostatnio pisałem, i których cały ew. wdzięk w ich spontaniczności.
Pozdrawiam
triarius
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zostań Maleszką - tysiące czytelników Gazownika nie mogą się mylić!
Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów