Nie daleko pada jabłko od jabłoni

Obrazek użytkownika Andrzej.A
Kraj

Oburzenie, strach, wścieklizna, taka jest reakcja saloonu na wyciąganie przeszłości rodziców obecnych gwiazd i gwiazdeczek saloonu II PRL.
Sadzę, że najważniejszym z tych uczuć jest jednak strach.
Tyle lat się udawało, tyle wysiłku poszło i jakby za naciśnięciem jednego guzika wszystko nagle się przewraca, wszystko ulega przewróceniu i wszystko na nic jak psu w dupę.
Dla nich jest to postawienie sprawy na głowie, dla nas przywrócenie stanu realnego, czyli z głowy na nogi.
Olejnikowa - tatuś ubek, Mistewicz - to samo, sędzia Tuleya - to samo, Morozowski - to samo i zdaje się, że coś tam jeszcze.

Warszawski vel Gebert, o, to jest dopiero ciekawa postać. Niby na zapleczu w GW, ale przecież zawsze gdy jest coś istotnego, to właśnie on pisze wstępniak albo inny istotny artykuł.

To tylko kilka przykładowych nazwisk ludzi, którzy są w konflikcie z dużą częścią naszego społeczeństwa. A gdyby ta reszta, która została przez nich intelektualnie uwiedziona też się zorientowała o co tu na prawdę chodzi, to można by użyć zwrotu, że z całym społeczeństwem.

No to teraz pytanie.
Dlaczego tym ludziom wyciąga się zaszłości rodzinne?
Bo nie robi się tego profilaktycznie - zanim dana osoba zajmie jakieś stanowisko (jak w przypadku sędziego Tulei).
Zaczyna się sprawdzać przeszłość rodzinną danej osoby dopiero po fakcie. Po fakcie gdy dana osoba wykona jakiś ruch pozycjonujący ją względem podziału "my" versus "oni".
Czy gdyby sędzia Tuleya wydał po prostu wyrok i na tym zakończył by sprawę doktora G., to czy ktokolwiek by się interesował jego zaszłościami rodzinnymi. Odpowiedź jest trywialna i oczywista - oczywiście, że nie. Nikogo by nie obchodziło z jakiej rodziny sędzia pochodzi. Wykonał swoja pracę zgodnie z wymogami procedury - koniec, szlus. Ale nie, sędzia się chciał/musiał wykazać. Wykazać, że jest z "onymi".
To samo dotyczy innych. Gdyby Olejnikowa uczciwie wykonywała zawód redaktora - bez ewidentnej stronniczości, to nikt by jej tatusia ubeka nie wypominał.

Czy gdyby społeczeństwo znało zaszłości rodzinne żony Komorowskiego, to czy tak chętnie by na niego oddawano głosy - można szczerze wątpić, a jeszcze ta opowieść o teściu, który "pomagał" Komorowskiemu napisać pracę magisterską w 2 tygodnie. Te fakty nie były znane - a brak wiedzy o faktach powoduje, że ludzie podejmują błędne decyzje.

Dosyć lekko podchodzimy do kwestii przeszłości osób publicznych, według mnie zbyt lekko.

Zmierzajmy jednak do puenty.
Dlaczego ludzie zaczynają się interesować i wyciągać na wierzch przeszłość osób publicznych. Nie z jakiejś niezdrowej ciekawości, nie z chęci "babrania się w szambie", nie z checi upokorzenia tych ludzi.
Powód jest zupełni inny.
Tym powodem jest aktualna działalność osób, którym te rodzinne koneksje się wyciąga. Bo ta działalność tu i teraz świadczy o tym, że są "onymi", że są przeciwko społeczeństwu, że są jak ciąg dalszy armii okupacyjnej. Jednocześnie się bojąc i pogardzając resztą obywateli.

W MSZ-cie, w służbach, w urzędach skarbowych, w sądownictwie i w wielu innych miejscach pracuje trzecie pokolenie tych, którzy zostali tam rzuceni na front walki ideologicznej tuż po 1945 roku.

Norwegia była podczas II WŚ okupowana przez Niemcy. Po wojnie wydano proste prawo. Nikt, kto rodzinnie był zamieszany w kolaborację z Niemcami nie ma prawa pełnić żadnej funkcji publicznej. Niektórych z kolaborantów stracono, niektórzy poszli do więzienia, większości po prostu zabroniono wykonywać pewnych zawodów. Do tych zastrzeżonych zawodów zaliczono: policjant, zawody prawnicze (sędzia, adwokat, prokurator, notariusz), polityk, wykładowca akademicki, nauczyciel w szkole średniej, dziennikarz. I żeby było śmieszniej to obostrzenie skierowano na 3 pokolenia w dół. Czyli dopiero teraz rodzą się w Norwegii ludzie, których pra - pra - pradziadek mógł być kolaborantem podczas II WŚ i ten nowo narodzony młody człowiek będzie mógł wybierać zawód bez żadnych ograniczeń.

Czy powtórzenie norweskiego modelu rozwiązania tego problemu nie jest godne rozwagi?

This world is totally fugazi
Andrzej.A

Brak głosów

Komentarze

następującą możliwość: być może jakaś gnida powstrzyma się od dokonania jakiejś kolejnej niegodziwości, jeśli jej wstydliwe koneksje rodzinne będą miały szansę wyjść na jaw. Dlatego - twierdzę - trzeba je ujawniać. Szczególnie, że ci do których historii się dokopujemy, zwykle nie zostali za to nigdy ukarani, lub choćby publicznie napiętnowani.
A tak nawiasem mówiąc - istnienie "czerwonych dynastii" jest najlepszym dowodem, że często niedaleko pada jabłko od jabłoni...

Vote up!
0
Vote down!
0
#327509

Zebrane w Tuluzie Zgromadzenie Narodowe Republiki (Senat i Izba Deputowanych łącznie), z pominięciem Prezydenta Republiki Alberta Lebruna udzieliło 10 lipca 1940 r. nadzwyczajnych pełnomocnictw premierowi, marszałkowi Pétain, który na ich podstawie ogłosił się "głową państwa francuskiego". Ustawa o pełnomocnictwach została uchwalona przygniatającą większością głosów (569 głosów "za" przy 80 "przeciw"[1] przy 30 wstrzymujących się od głosu). III Republika Francuska dobiegła w ten sposób kresu - rozpoczął się okres Francji Vichy. Vichy ogłosiła neutralność w toczącej się wojnie.

We władzach najważniejszą rolę odgrywał początkowo mianowany "zastępcą szefa państwa" Pierre Laval - zdecydowany zwolennik kolaboracji. W roku 1941 Pétain, próbując rozszerzyć swą samodzielność odsunął od władzy proniemieckiego Lavala, powierzając jego obowiązki admirałowi François Darlanowi, który dysponował jedynym realnym atutem Francji Vichy - francuską marynarką wojenną. W 1941 Vichy podpisało układ z USA

czyli byl to legalny rzad francuski

ale nie bylo grubej kreski takiej jak w polsce

przyszedł czas na zapowiadane przez władze Wolnej Francji rozliczenie kolaborantów i zdrajców. Jego ograniczony zasięg spowodował u Francuzów częściowe wymazanie z pamięci czasów rządów Vichy. Ścigano niektórych aktywnych polityków (Pierre Laval, Joseph Darnand - skazani na karę śmierci) oraz niektórych intelektualistów popierających reżim (Louis-Ferdinand Céline). Marszałek Pétain początkowo również skazany na śmierć został ułaskawiony ze względu na wcześniejsze zasługi dla Francji przez gen. de Gaulle'a (zmarł odbywając karę dożywotniego więzienia).
Oszczędzano administrację, policję, sądownictwo, wojsko i fachowców z różnych dziedzin gospodarki, kultury i nauki. Wielu zasłużonych dla Wolnej Francji generałów francuskich jak np. przyszli marszałkowie Francji Alphonse Juin czy Jean de Lattre de Tassigny służyło na odpowiedzialnych stanowiskach w Armii Rozejmowej, zaś w administracji Vichy pracowało wielu przyszłych członków Resistance np. prezydent Francois Mitterand czy premier Maurice Couve de Murville. Bohater Resistance zamordowany przez hitlerowców, twórca i pierwszy komendant Organizacji Ruchu Oporu Armii generał Aubert Frere w 1940 roku przewodniczył sądowi wojskowemu, który zaocznie skazał na śmierć generała Charlesa de Gaulla. Wynikało to po części z faktu, że nieokupowane państwo francuskie w czasie wojny nadal musiało funkcjonować, jak i ze świadomego działania generała de Gaulle’a, który dążył do tego, by przekonać świat i Francuzów, iż Francja nigdy się nie poddała i z wyjątkiem nielicznych zdrajców walczyła u boku aliantów. Vichy aż do listopada 1942 (Operacja Torch) było oficjalnie uznawane m.in. przez USA[9][10], a do 30 czerwca 1941 - utrzymywało stosunki dyplomatyczne z ZSRR (zostały zerwane przez Vichy po ataku III Rzeszy na ZSRR[11]). W Vichy znajdowały się placówki dyplomatyczne 32 państw[12]. Uznawał je także Rząd RP na Uchodźstwie, utrzymujący w Vichy do jesieni 1940 oficjalne przedstawicielstwo konsularne[13] , a do 1942 nieoficjalne przedstawicielstwo dyplomatyczne. Zachowała się korespondencja dyplomatyczna m.in. amerykańska. Związek Kombatantów I wojny światowej popierający marszałka Petaina liczył 5 milionów członków.

Vote up!
0
Vote down!
0
#327526