Syndrom oblężonej twierdzy – partyjniackie spory

Obrazek użytkownika Jadwiga Chmielowska
Kraj

Majstersztyk się udał naszym wrogom – wrogom Polski. Wmówiono istnienie wojny polsko – polskiej, gdy taka w rzeczywistości nie istnieje. Jest wojna rosyjsko – polska, która rozpoczęła się 17 września 1939 r., i z pewnymi różnicami w formie i natężeniu, trwa do dziś. To, że Putin buduje imperium i rozszerza wpływy, jest chyba jasne.

Jeśli ktoś ma wątpliwości, że stare w nowej formie wraca, polecam: http://grani.ru/opinion/m.207214.html . Oczywiście, spory polityczne można toczyć i to właśnie one prowadzą do rozwoju życia politycznego. Trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że dawny podział na lewicę – prawicę nie istnieje, lub jak chcą inni, zmieniła się formuła. Mogą istnieć olbrzymie spory, lecz musi być zachowana podstawowa zasada – czyli wszyscy dyskutujący powinni mieć pozytywny stosunek do istnienia państwa polskiego - polska racja stanu na pierwszym miejscu.

Ostatnio „jakby w rodzinie”, toczą się dwa spory. Jeden w SDP, drugi w „Solidarności Walczącej”. W obydwu środowiskach nastąpił dość głęboki podział. Gorzej, że większość nie rozumie przyczyn sporu. Ten w SDP jest sporem prostszym do zrozumienia.

„Janina Jankowska zaapelowała, żebyśmy nie tracili czasu i nie przenosili wojny polsko-polskiej na teren SDP. I spotkała się z krytyką prawicowych blogerów, nierozumiejących jej intencji. Nie pierwszy raz widzę, że na „salonie” komentarze pisze coraz mniej rozsądnych ludzi. Dynamika rewolucji w głowach i na ulicach pogłębia się. Czasem zastanawiam się czy warto jeszcze tam publikować, bo wielu tam czytających nie rozumie przekazu” – ubolewa Marek Palczewski w swoim felietonie „Czy grozi nam rozłam?”.

To prawda, dzięki środkom przekazu, a więc samym dziennikarzom, zrobił się wielki zamęt w głowach całego społeczeństwa.

Po pierwsze - w sporze wewnątrz SDP nałożyły się dwie warstwy. Pierwsza, ambicjonalna - Przewodniczący Oddziału Warszawskiego toczy walkę z Zarządem Głównym, już trzecią czy nawet czwartą kadencję. Tak się obraża, kiedy nie zostaje przewodniczącym SDP, że nie kandyduje nawet na członka Zarządu Głównego. Druga warstwa - to ideologiczna. Tak się znowu w tej kadencji złożyło, że w Zarządzie Głównym znalazły się osoby faktycznie absolutnie niezależne. Mają własne poglądy i nie reprezentują żadnych koterii politycznych. Nie piszą tekstów na polityczne zamówienie. Nie mają też żadnych fobii i uprzedzeń. Oczywiście prywatnie, w kuluarach, toczą nieraz burzliwe dyskusje, bo przecież w Polsce jest o czym dyskutować. Wg mnie Zarząd Główny jest zbyt ugodowy. Ale w końcu nie każdy musi mieć mój temperament. Ważne, że się szanujemy i potrafimy ze sobą współpracować. Właśnie w warstwie ideologicznej grupa osób wojującego liberalizmu, nihilizmu i ostrych poglądów, usiłuje przykleić Zarządowi Głównemu łatę, klasyfikując go politycznie. Jest to typowe działanie typu: „łapaj złodzieja – krzyczy złodziej”. Czyż niezależne politycznie są osoby jawnie deklarujące nihilizm? Prym w tej materii wodzi Towarzystwo Dziennikarskie. Czy naprawdę wszyscy dziennikarze muszą się zgadzać na narzuconą wizję świata? Czy nie jest podstawowym obowiązkiem dziennikarza nie wierzyć dotąd, dokąd się wszystkiego nie sprawdzi? Czy wszyscy w Polsce mają uważać, że patriotyzm to obciach i w zasadzie prawdy nie ma, więc po co jej szukać? Czy ktoś, kto nie uznaje relatywizmu moralnego i kulturowego, musi być napiętnowany? A może by tak poczytać kilka pozycji naukowych o grach wywiadów, mających ubezwłasnowolnić obywateli wrogiego państwa! Zanim się na mnie rzucicie, wyjaśniam - agentów wpływu jest mało – natomiast pożytecznych idiotów - mnóstwo.

Pamiętać należy, że głoszenie półprawd jest gorsze od kłamstwa, gdyż trudniej oszustwo wykryć. Jeśli ktoś wnikliwie czyta nasz portal (sdp.pl), to spotyka tam teksty od „sasa do lasa”.

Najciekawsze jest to, że Zarząd Oddziału Warszawskiego ma nieuporządkowane swoje sprawy prawne, a jego szef, bez konsultacji z własnym zarządem, zabiera się za porządki w całym SDP.

Warto zaglądać na stronę internetową Oddz. Warszawskiego toczy się tam zażarty spór. http://www.sdpwarszawa.pl/aktualnosci-199,My_sie_na_to_nie_zgadzamy,_prezesie_Skowronski.html Niestety, cześć osób z Warszawy zachowuje się na zasadzie „naszych biją”, nie dochodząc do istoty sporu. Jestem jednak o SDP spokojna. Wierzę w demokrację i mądrość większości.

Drugi spór toczy się w „Solidarności Walczącej”. Chodzi o stosunek do Rosji. W redakcji zupełne niezrozumiano mój tekst krytykujący wypowiedź Morawieckiego: http://niepoprawni.pl/blog/208/nowomowa-belkot-%E2%80%93-pisanie-na-zamowienie. Oczywiście najbardziej poczuli się dotknięci najmniej winni. http://gazetaobywatelska.info/news/show/289 Urszula Radziszewska uważa, że zaatakowałam całą redakcję. Otóż nie, jej tekst w dwugłosie z Morawieckim był bardzo dobry. O nim nie pisałam. Na pewno nie krytykuję tekstów Rafała Brzeskiego, których redaktorzy Gazety Obywatelskiej „Prawda jest ciekawa” powinni się uczyć wręcz na pamięć. Wtedy może coś zrozumieją z tego, o czym piszę.

Po wojnie gruzińskiej agentura rosyjska w Polsce dostała rozkaz przedstawiać działania rosyjskie w pozytywnym świetle i obarczać winą Gruzinów. Pisał o tym w 2008 r. Józef Darski. To wtedy udało się namierzyć pewnego redaktora we Wrocławiu, TW ps. „Skoczek”.

Pisanie na zamówienie, to publikacja tekstów mających na celu ocieplanie naszego stosunku do Rosji. Oswajanie z polityką imperium. Wmawianie jedności słowian i chrześcijan. Jak mam rozumieć tekst Kornela Morawieckiego - „Od Atlantyku do Pacyfiku” cyt. „Chciejmy Europy od Atlantyku do Pacyfiku, wyrastającej ze swojego chrześcijańskiego podglebia, oświeconej i silnej. Stabilizującej sytuację świata swą potęgą. Populacyjną i terytorialną. Gospodarczą i militarną. Dzielmy się z innymi głębią, dojrzałością i oryginalnością naszej kultury. Chciejmy Europy wolnej, otwartej, sprawiedliwej i solidarnej. Europy innowacyjnej oraz konkurencyjnej w nauce, technice i organizacji. Zagospodarowującej Syberię i podbijającej Kosmos. W budowie takiej Europy widzę istotną, polską rolę, a nawet nasze polskie zadanie. Nasze obecne miejsce na granicy Unii Europejskiej, w środku między Zachodnią i Wschodnią Europą, geograficznie i mentalnie stawia nas w roli pośrednika i współtwórcy takiego wielkiego, obliczonego na dziesięciolecia przedsięwzięcia.” Całość tutaj: http://gazetaobywatelska.info/news/show/258 (2012-09-29). O takiej Europie Morawiecki mówi już od kilku lat.

Na oficjalnym portalu rosyjskiego radia państwowego czytamy: „Celem Rosji w relacjach z UE jest stworzenie wspólnej przestrzeni gospodarczej i ludzkiej na obszarze od Atlantyku do Pacyfiku. Mówi o tym podpisany przez prezydenta Władimira Putina dekret „O środkach realizacji polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej”. Prezydent polecił Ministerstwu Spraw Zagranicznych, aby dążyło do zawarcia porozumienia z UE w sprawie obustronnego zniesienia wiz przy krótkoterminowych podróżach obywateli oraz aby przestrzegało zasad równości i wzajemnych korzyści w pracy nad porozumieniem o partnerstwie strategicznym. Władimir Putin liczy również na obustronnie korzystne partnerstwo energetyczne z UE „w celu stworzenia wspólnego europejskiego kompleksu energetycznego”. (7.05.2012 ) http://polish.ruvr.ru/2012_05_07/74076488/

I teraz widać wyraźnie, jakie są spory w III RP. Są to sprawy fundamentalne dla życia narodu. Wszelkie zachowania rodem z „oblężonych twierdz” są nie tylko śmieszne, ale wprowadzają dodatkowy zamęt.

Partyjniactwo i wypowiadanie wojenek tam, gdzie powinna być rzetelna praca u podstaw, bez względu na drobne różnice w poglądach, prowadzi do zguby państwa. Jeśli ktoś nie wierzy, niech się rozejrzy dookoła, czy państwo jeszcze funkcjonuje?

Jadwiga Chmielowska

12 października 2012r.

http://www.sdp.pl/syndrom-oblezonej-twierdz-partyjniackie-spory-felieton-jadwiga-chmielowska

Brak głosów

Komentarze

Ciekawe czy z takim samym uniesieniem pisze gdziś o rurze z gazem, którą Niemcy i Rosjanie owinęli Polsce szyję i powoli zaciskają.

Vote up!
0
Vote down!
0
#297360

http://gosc.pl/doc/1323729.Polowanie-na-Skowrona

Piotr Legutko

„Grilowanie” prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich trwa już drugi tydzień. Jeśli go to nie zabije… to może wzmocni?

Krzysztof Skowroński stał się negatywnym bohaterem najważniejszych mediów. Koledzy po fachu nie posiadają się z oburzenia i ubolewają nad dokonanym za jego sprawą upolitycznieniem SDP. Czytając sylwetkę prezesa w „Polityce” czy wywiad z nim w „Newsweeku”, trudno oprzeć się wrażeniu, że ktoś tu całkowicie stracił kontakt z rzeczywistością. I to raczej nie popularny Skowron, który ponoć „odleciał”.

Oto w roli oskarżycieli występują publicyści, którzy już nie zauważają, że mówią prozą. Że polityka jest ich żywiołem, bo od pięciu lat ofiarnie wspierają partię rządzącą i zwalczają partię opozycyjną. Robią to oczywiście z przekonaniem, że w ten sposób dobrze służą Polsce (choć to oryginalny wkład w misję IV władzy). Dlaczego? Bo przecież z PiS-em się nie debatuje, PiS się zwalcza (cyt. Waldemar Kuczyński). Bo Jarosław Kaczyński zorganizował partię w taki sposób, jak kiedyś robili to faszyści (cyt. Stefan Bratkowski), więc pokazanie się w jego towarzystwie jest równoznaczne ze śmiercią cywilną. I taki ma być standard oraz punkt odniesienia dla reszty dziennikarzy. A ponieważ nie wszyscy go przyjmują, świat mediów uwikłał się w głęboki konflikt. Dziennikarze znaleźli się na pierwszej linii frontu, niewątpliwie bardziej emocjonalnie zaangażowani w politykę niż sami politycy.

Tyle, że nie wszyscy. Są wciąż tacy, którzy próbują chadzać własnymi ścieżkami. I bardziej od genezy pisowskiego faszyzmu interesuje ich Polska za warszawskimi rogatkami. Takim rarogiem zawsze był Krzysztof Skowroński. Jakaż więc radość zapanowała w stołecznych redakcjach, gdy udało się go zdybać w roli konferansjera na konferencji prasowej PiS. Zaczęła się więc zmasowana akcja wyjmowania rozpalonym żelazem źdźbła z oka prezesa SDP. Zgodnie z zasadą, że news jest wtedy, gdy człowiek pogryzie psa, a nie pies człowieka.

Warto porównać potępienie Skowrońskiego i nabożeństwo, z jakim cytowany jest w głównych tytułach honorowy prezes SDP Stefan Bratkowski, o którym – z całym szacunkiem dla niegdysiejszych dokonań – można powiedzieć, że odleciał już bardzo daleko w politycznym zaangażowaniu. Potępienie tym bardziej niesprawiedliwe, że Skowroński jest dziennikarzem wyjątkowym, nie przez to, z kim się pojawił na ulicy Foksal, ale przez to, co robi na co dzień.

Chodzi oczywiście o jego ukochane dziecko, czyli spółdzielcze media „Wnet”, prawdziwy ewenement na naszym rynku. Podczas gdy jego sędziowie na warszawskich salonach spalają się w politycznych kampaniach, dziennikarze „Wnet” szaleją z mikrofonem po Polsce. I ze Skowronem na szpicy, który sam rozmawia z sołtysami, rolnikom pomaga sprzedawać ziemniaki, promuje powiatowych entuzjastów i wiejskie siłaczki. Jest tam, gdzie właśnie zamknęli ostatnią pocztę i tam, skąd kolej już więcej nie odjedzie. Robi swoje radio o ludziach i dla ludzi. Robi to na przekór receptom, co ponoć dziennikarze muszą robić, by przetrwać. On trwa i pociąga za sobą innych, promując zakładanie spółdzielni.

Sam przez to, co robi, mógłby być wspaniałym tematem dla mediów. I wreszcie się tego doczekał. Ale w „Polityce”, „Wyborczej” czy „Newsweeku” nie ma Skowrona misjonarza. Jest Skowroński, funkcjonariusz PiS. Bo na takiego łatwo urządzić polowanie z nagonką. Ale jeśli nie uda się go ustrzelić, to może ten typ dziennikarstwa któremu służy, paradoksalnie się wzmocni. Bo dla innego żadne stowarzyszenia nie są potrzebne.

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#297378

Szkoda ,że szkodnicy zrobili z niej frywolność
Gdyby mogli sprzedali by Polskę za srebrniki
Są to zwykli zdrajcy, Judasze i szkodniki
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#297472

gość z drogi

od lat,ale ON się nie poddaje i TRWA i to jest najbardziej bolesne dla wszelkiej "plastelinowej gawiedzi"....i rózowemu  salonowi 

pozdr z 10

Vote up!
0
Vote down!
0

gość z drogi

#297495

No to się redakcja Gazety Obywatelskiej "Prawda jest Ciekawa" obudziła.
Publikują krytykę pomysłów Morawieckiego:
http://gazetaobywatelska.info/news/show/297

Dlaczego nie od Atlantyku do Pacyfiku-Rafał Łapiński

Dodano: 2012-10-13 15:39:42

Polityka to zimna gra interesów, w której, kierując się szlachetnymi pobudkami i wzniosłymi ideami, można stracić wszystko, włącznie z życiem.

W poprzednim numerze GO Redaktor naczelny w tekście niejako programowym apeluje do Europy i nas, Polaków, byśmy stali się wielcy. Ma to mieć zarówno charakter dosłowny, jak i przenośny. Europa ma być od Atlantyku po Pacyfik, a przy tym ma duchowo przewodzić światu. Zdaniem autora „już dziś powinniśmy w Warszawie powoływać zachodnio- i wschodnioeuropejskie gremia oraz instytucje przygotowujące przyszłe zjednoczenie Europy z Białorusią, Ukrainą, a także, co głoszę od kilkunastu lat, z Rosją”.

Pytania

Z czego jednak wynika owa konieczność? Po co się jednoczyć i jakimi sposobami? Formalnie rzecz biorąc Rosja, Białoruś, Ukraina należą dziś do Europy, skoro jednak autor mimo to stawia postulat zjednoczenia, zatem chodzi zapewne o stworzenie jedności politycznej, o jakąś formę wspólnej władzy na całym obszarze. Jest to wszakże od samego początku nierealne. Po pierwsze, i bez Rosji Europa ma nie tylko kłopoty z integracją, ale na granicy rozpadu jest sama Unia. Po drugie, wiele wskazuje, że podobne problemy ma również Rosja. W jej syberyjskiej części narastają tendencje dezintegracyjne czy wręcz niepodległościowe.

Po trzecie, po co komu jeszcze jeden wielki aparat biurokratyczny? Europa i świat cierpią właśnie na nadmiar władzy, przeregulowanie, aksamitny autorytaryzm. Zakres władzy należy ograniczać, a nie rozbudowywać. I jak łączyć przeżarte korupcją, nieodżegnujące się od komunistycznej przeszłości dyktatury Wschodu z – przynajmniej formalnie – demokratycznymi strukturami Zachodu? Jak połączyć poddaństwo (rabstwo) stanowiące podstawę organizacji społecznej Wschodu z wolnościowym etosem społeczeństw Zachodu?

Nikomu to niepotrzebne

Systemy gospodarcze i polityczno-społeczne Wschodu i Zachodu są tak odmienne, że najwięksi europejscy przyjaciele Rosji (a jest ich niemało) nie stawiają integracji z nią jako celu, mowa jest jedynie o partnerstwie. Co więcej, takiego zjednoczenia nie chcą także władze Rosji. Spowodowałoby ono poddanie się wolnościowym standardom Zachodu, rzecz dla nich horrendalna. A w dodatku musiałyby w dużym stopniu zrezygnować z argumentu siły, odwiecznej podstawy funkcjonowania państwa rosyjskiego.

Nasze doświadczenia

Załóżmy jednak hipotetycznie powstanie takiego monstrum – administracji obejmującej obszar od Portugalii po Sachalin. Największe znaczenie miałby tu oczywiście najliczniejszy z narodów – rosyjski. Czy rzeczywiście chcielibyśmy ponownie dostać się pod władzę rosyjską? Czy tak w ciemno i bez zastrzeżeń dobrowolnie pogodzilibyśmy się z tym? Przez ostatnie kilkaset lat poznaliśmy aż nadto dobrodziejstwa wynikające z życia w państwie rosyjskim. Skąd przekonanie, że teraz to już byłoby inaczej?

Obecna władza rosyjska wywodzi się wprost z sowieckich służb specjalnych, tych najbardziej zbrodniczych. To, że posługuje się dziś łagodniejszymi metodami i nieco odmiennym językiem, nie zmienia faktu, że Rosja nie wyrzekła się dążeń hegemonistycznych. Czy chcielibyśmy być kiedyś przywoływani do porządku jak np. Czeczenia?

Polityka to nie wzniosłe idee i piękne słowa. To zimna gra interesów, w której kierując się szlachetnymi pobudkami można przegrać wszystko, włącznie z życiem.

Ciało obce

Przez z górą dwa tysiąclecia, kiedy można mówić o historii Europy, nigdy i pod żadnym względem nie była ona jednością na terenie określonym marzeniem autora. Europę dzieliła polityka, religia, kultura, obyczaje. Wspaniałe dokonania cywilizacyjne, o których z dumą wspomina autor, były dziełem prawie bez wyjątku Europy zachodniej. Owszem, w XIX wieku Rosja weszła do światowej kultury wspaniałymi dziełami literackimi i muzycznymi, ale rozkwitowi temu nie towarzyszyły głębsze zmiany cywilizacyjne, społeczne, polityczne. Rosja była i pozostała w Europie ciałem obcym, a stan ten pogłębiło barbarzyńskie panowanie tam bolszewików przez większość XX w.

Jednostka bzdurą

„Ludiej u nas mnogo” – ironicznie powtarzają władcy wschodni, gardząc masami i wielokrotnie beztrosko wysyłając je na bezcelową śmierć. Nieco upraszczając: tym, co zbudowało wielkość Zachodu, było właśnie poszanowanie jednostek ludzkich, gdy na Wschodzie liczyły się zawsze instrumentalnie traktowane masy. „Jednostka bzdurą” – jak głosił uwielbiany do dziś Majakowski. Ta różnica jest nadal aktualna i wciąż fundamentalna.

Rosjanie nadal wyznają ową pogardę dla jednostek i kult narodu. Ba, dla dominacji swego państwa wobec innych gotowi są osobiście żyć w nędzy. Najbiedniejsze wioski na zapyziałej prowincji pełne są poddanych (bo przecież nie obywateli!) dumnych z rosyjskich i sowieckich przewag nad resztą świata. To nie patriotyzm, a szowinizm. Jakąż wspólnotę mieliby budować z nimi Europejczycy?!

Nie do wyobrażenia sobie są tysiące czy miliony dzisiejszych Europejczyków – Hiszpanów, Anglików czy nawet Niemców – z entuzjazmem uczestniczących w podbijaniu jakiegokolwiek kraju. Nietrudno jednak wyobrazić sobie w tej roli współczesnych Rosjan.

Sformułowałem kiedyś twierdzenie, które nadal podtrzymuję: pojedynczy Rosjanie (trochę ich znam) mogą być wspaniałymi ludźmi, ale z im większą ich liczbą mamy do czynienia, tym bardziej sympatia przeradza się w niechęć czy obawę, a ich ogół, naród zorganizowany w państwo, jest zawsze czymś straszliwym. Tak było i jest. Być może zasada ta dotyczy i innych narodów – ale w przypadku Rosjan sprawdza się ona z nadmiarem.

Stan umysłów

Z pozoru nie ma wielkiej różnicy między życiem na wschodzie i na zachodzie. Dotyczy to jednak rzeczy bez znaczenia. Faktycznie różnice są zasadnicze. Społeczeństwo rosyjskie akceptuje obecne autorytarne rządy i dumne jest z sowieckiej przeszłości. Uznaje, że cierpienia i śmierć dziesiątek milionów niewinnych ludzi nie liczą się wobec światowego triumfu sowieckiego państwa. A już krzywdy wobec innych narodów są kompletnie bez znaczenia. Mielibyśmy się jednoczyć z tymi, którzy albo kłamią w sprawie Katynia („to niemiecka zbrodnia”), albo uznają go za dziejową konieczność? Budować wspólnotę z tymi, którzy szczycą się najazdem na Polskę w 1939 roku?

Gdy dodać akceptację wobec wojen z pogardzanymi narodami kaukaskimi, instrumentalne traktowanie prawa, podporządkowanie gospodarki polityce, powszechną korupcję, funkcjonowanie oligarchów, nie dostrzegam podstaw do założenia, że ze Wschodu wyjść ma jakaś duchowa wielkość, predysponująca nawet do oświecenia świata. Społeczeństwa Rosji, Białorusi, Ukrainy mają kłopot z własną tożsamością, do dziś nie otrząsnęły się z komunizmu, żyją we własnym anachronicznym świecie, niezrozumiałym, nieprzydatnym dla innych i nietwórczym.

Jaka Europa

Europa dążyć powinna nie do rozrostu struktur biurokratycznych czy – jak chciałby autor – do egzotycznej integracji ze Wschodem, a do ich ograniczania, do powrotu do źródeł. Do odrzucenia niepotrzebnej skorupy politycznej i ideologicznych pomysłów lewicy. Niech Unia będzie taka, jaką zaplanowali ją jej twórcy: wspólnotą gospodarczą. Każdy kraj niech zachowa swą odmienność: kulturową, społeczną, polityczną. Bez brukselskich dyrektyw i poleceń. Unia ułatwiać ma przedsiębiorczość i handel, w tym również ze Wschodem. I to jej zadanie. Jeśli je spełni, Europa będzie wielka i silna, bez budowania zamków na piasku.

Gdyby zaś w Warszawie czy gdziekolwiek indziej zbierać się miały gremia integracyjne postulowane przez autora, należałoby je rozgonić nahajkami. Ludzie Wschodu aluzję pojmą w lot, ale i ci z Zachodu może coś zrozumieją.

Rafał Łapiński

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart

#297905