O proboszczu, który wiejską szkołę uratował
Przeglądając w Internecie poranną prasówkę natknęłam się na reportaż, który wzbudził we mnie nie tylko wzruszenie, ale i niemały podziw - oto, w dobie nieustannych narzekań, utyskiwań, znieczulicy urzędniczo-społecznej,totalnej krytyki i sterowanej nagonki mającej na celu skłócić kogo sie da, na niewielkiej lubelskiej wsi znaleźli się Ludzie, którzy dzięki wspaniałej postawie i determinacji miejscowego duszpasterza, pokazali, jak wiele można zdziałać wspólnymi siłami, kiedy nie poprzestaje się jedynie na biadoleniu, ale próbuje zło dobrem zwyciężać.
Poniżej zamieszczam tekst wspomnianego reportażu, na pohybel wszystkim służalczym dziennikarzynom, którzy w swoich "rewelacyjnych newsach" wypełniają wyłącznie reżimowy program szkalowania i napuszczania jednych na drugich.
Dzisiaj trzeba przede wszystkim pisać o tych , którzy czynią Dobro, nie zaś we wszystkim doszukiwać się złych i tanich sensacji.
Zatem - życzę wzruszającej lektury!
Jak proboszcz szkołę uratował
Katarzyna Woynarowska | Niedziela | 27 Luty 2012 |
W powiecie hrubieszowskim, na wschodniej Lubelszczyźnie, w małej wsi Gdeszyn miejscowy proboszcz ks. Ryszard Ostasz sprzedał plony z własnego pola, nowoczesny traktor, a nawet zlikwidował swój fundusz emerytalny, żeby uchronić wiejską podstawówkę od likwidacji.
Przyjeżdżamy do Gdeszyna w trzaskający mróz. Drogi coraz węższe, w krajobrazie coraz mniej zabudowań. Od jakiegoś czasu jedziemy 40 km/h, bo pod kołami lód. Wreszcie w dole majaczy wieś. Niewielka, biała od szronu. Mijamy po drodze ukraińskie i polskie cmentarze – niemych świadków trudnej przeszłości tych ziem. Bez trudu odnajdujemy parterowy budynek szkolny. Drzwi otwarte. Kilku mężczyzn w roboczych ubraniach kręci się po korytarzu. Jeden z nich na nasz widok wprawnym ruchem wyciąga zza kołnierzyka koszuli koloratkę. Uśmiecha się przepraszająco, a po chwili wraca w sutannie, na którą narzuca sportową kurtkę. Oto nasz gospodarz – znany nie tylko w okolicy ks. Ryszard Ostasz, zwany przez parafian księdzem Rysiem. Za chwilę w drzwiach pojawia się również dyrektor szkoły – Barbara Łapińska.
Patron zobowiązuje Najpierw zwiedzanie. Ksiądz przeprasza, że zimno, ale są ferie i oszczędzają na ogrzewaniu, gdy nie ma dzieci. Klasy i korytarze pachną świeżą farbą. Schludnie, jasno, funkcjonalnie. Niejedna miejska podstawówka chciałaby tak wyglądać. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze kilka miesięcy temu był to obiekt w opłakanym stanie.
– Żeby zrozumieć nas i to, dlaczego tak walczyliśmy o tę szkołę, musicie posłuchać o człowieku, który tutaj kiedyś żył, o ks. Pisarskim... – zaczyna ks. Ryś. – O patronie tej szkoły. Ksiądz Zygmunt Pisarski był gdeszyńskim proboszczem od 1933 r. Niezwykły człowiek – praktykował ekumenizm, zanim ktokolwiek o nim słyszał, godził Polaków i Ukraińców, łagodził waśnie na tle narodowym i religijnym, co sprawiło, że udało mu się w swojej parafii wytworzyć klimat wzajemnej życzliwości. Nawet okrucieństwo wojny nie zmusiło go do zrezygnowania z wyznawanych przez siebie przekonań. Pomagał ludziom w potrzebie bez względu na narodowość: Polakom, Ukraińcom i Żydom. Za jego proboszczowania nikt nie chodził głodny ani nikogo nie wydano Niemcom. I właśnie za to, że nie wyjawił okupantom nazwisk ani Ukraińców, ani Polaków, zginął w mroźny styczniowy dzień 1943 r., rozstrzelany przez Niemców na środku wsi. Jan Paweł II w 1999 r. w Warszawie dokonał uroczystej beatyfikacji 108. męczenników za wiarę, a wśród nich ks. Zygmunta Pisarskiego. W parafii powołano sanktuarium pojednania im. bł. ks. Zygmunta Pisarskiego, do którego przyjeżdża nawet więcej Ukraińców niż Polaków. Gdy opuszczaliśmy Gdeszyn, pojechaliśmy na wiejski cmentarz na grób ks. Pisarskiego. Przy 23-stopniowym mrozie na grobie Błogosławionego, wśród na sopel zamarzniętych sztucznych chryzantem i kalii, stoi kilka płonących zniczy – po prawie 60 latach od śmierci ks. Pisarskiego. – Jak mogliśmy pozwolić, żeby szkoła nosząca imię tak bohaterskiego człowieka została zamknięta? – pyta ks. Ryś. – I to w chwili, gdy po drugiej stronie granicy Ukraińcy nazywają imieniem ks. Pisarskiego szkoły. To jakby amputować część pamięci własnej i narodu. Nie godzi się! Uparli się – Jakby zamknęli tu szkołę, to nic nie zostanie – dodaje dyrektor.
– Wsie, gdzie nie ma ani kościoła, ani szkoły, stają się martwe. Szkoła na wsi jest ośrodkiem kultury, miejscem spotkań. Jest sercem tej małej ojczyzny. Obok tych względów są też czysto praktyczne powody – rodzice nie chcą, by ich dzieci dojeżdżały czasem zdezelowanymi autobusami do powiatowych szkół, wyczekiwały na drogach na szkolny bus. Nie chcą też, by chodziły, jak w XIX wieku, ileś kilometrów do szkoły. Wszyscy wolą szkoły małe, bezpieczne, gdzie lepiej uczyć i egzekwować wiedzę. Niby oczywiste, a jednak… – Do niedawna w Gdeszynie była licząca trzy klasy podstawówka. Dzieci uczyły się w nieremontowanym od blisko 20 lat budynku. Wykorzystywano zaledwie kilka sal lekcyjnych, podczas gdy reszta popadała w ruinę – wspomina ksiądz Ryś. – Gmina postanowiła więc szkołę zlikwidować. A myśmy się uparli i nie dali. Namówiliśmy wójta, żeby nam oddał budynek. Razem z innymi mieszkańcami wsi proboszcz założył Stowarzyszenie Miłośników Ziemi Gdeszyńskiej, a w gminie złożył wniosek o przejęcie szkoły. Na to jednak, żeby poprowadzić placówkę oświaty, nie wystarczą dobre chęci – potrzeba pieniędzy, i to wcale niemałych. Wsie na wschodniej Lubelszczyźnie do najbogatszych nie należą. I tu hart ducha okazał ksiądz. Ryś. Bez namysłu sprzedał cały swój dobytek. Oddał szkole do tej chwili ok. 100 tys. zł. Anna Litwin, nasza redakcyjna koleżanka z Zamościa, opowiada, że wiele osób w diecezji pukało się w głowę i nazywało zachowanie księdza czystym szaleństwem. Nie on jeden, jak się okazało, oszalał. Entuzjazm jest bowiem zaraźliwy. Rzecz jasna nie dla wszystkich – są i tacy, którzy czekali, jak się Stowarzyszeniu noga powinie. Nie powinęła się… Coś z niczego Mieli zaledwie półtora miesiąca na kapitalny remont szkoły, inaczej obiekt wróciłby do gminy. Do remontowania budynku stawiało się więc latem 2011 r. pół wsi, na czele z proboszczem. Harowali na trzy zmiany. Od 8 rano do 3 w nocy. Codziennie ksiądz Ryś przywoził pomoc z zewnątrz – skazanych z zamojskiego więzienia. Dodajmy dla jasności – wszyscy pracowali bez zapłaty. Dla swoich dzieci i wnuków. I udało się.
Szkoła ruszyła. I choć batalia o każdy grosz dofinansowania trwa nadal i sporo energii ciągle traci się na potyczki z urzędnikami, niewątpliwie w Gdeszynie odniesiono sukces. Dyrektor Barbara Łapińska, młoda i energiczna osoba, żartuje, że gdy zaproponowano jej pracę w Gdeszynie, ksiądz Ryś lojalnie ostrzegał, że „będzie się działo”. – Nie sądziłam, że aż tak – śmieje się dzisiaj. – W szkole będzie uczyć się i bawić, bo działa tu także oddział przedszkolny – 44 dzieci. Zatrudnionych jest, często na kilka godzin w tygodniu, 16 nauczycieli, ludzi z zacięciem społecznikowskim. Bo u nas nikt nie patrzy na zegarek...
W tej chwili można powiedzieć, że wiejska szkoła w Gdeszynie ocalała i może stać się przykładem dla innych wsi, w których władza likwiduje małe placówki ze względów ekonomicznych. Jak widać, gdy zmobilizuje się siły i zapyta mądrych ludzi o sposób działania, wiele może się opłacać i to nie tylko w materialnym znaczeniu tego słowa. Opłaca się bowiem – czego rachunek ekonomiczny nie pojmie – budować małe wspólnoty, cementować więzi, uaktywniać ludzi, sprawiać, że wieś żyje własnym i to barwnym życiem.
Gdy odwiedzaliśmy Gdeszyn, właśnie kończył się festiwal kolęd, który nie tylko zgromadził muzykujących z całej okolicy, ale stał się okazją do spotkania się przy stole ze specjałami miejscowych gospodyń. Spotkanie zachwyciło też bp. Mariana Leszczyńskiego z Zamościa, gościa specjalnego, który przygrywał na harmonijce śpiewającej dziatwie. – Szkoła prowadzona przez Stowarzyszenie utrzymuje się z subwencji przekazywanej przez MEN do gminy. Niestety, zazwyczaj nie cała dotacja zostaje przekazywana szkole. Dostaje się tyle, ile wynosi średni koszt utrzymania ucznia w gminie – tłumaczy pani dyrektor. – Czy to wystarczy? Trudna sprawa. Trzeba szukać dobroczyńców, dofinansowania z budżetu państwa. Szczególnie, gdy zaczyna się tak jak my – od zera. Będzie dobrze Stowarzyszenie ma sporo pomysłów na przyszłość. Ksiądz Ryś nie wyobraża sobie, by budynek po zakończeniu lekcji pustoszał. Ma tu powstać kawiarenka internetowa, klub seniora oraz miejsce spotkań propagujących ideę pojednania między narodami. – Jak wszystkim będzie zależeć tylko na tym, żeby było łatwo i wygodnie, to przepadniemy, bo wychowanie dzieci wymaga wielkiego wysiłku i poświęcenia. Dlatego warto zawalczyć o swoje.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3559 odsłon
Komentarze
Tak powinno być w całej Polsce
28 Lutego, 2012 - 08:50
Inicjatywa w ręce mieszkańców, a efekty przekroczą oczekiwania. Trzeba tylko trochę zapału i poczucia odpowiedzialności za swoje.
Ile jest w stanie zrobić lokalna społeczność, niech zaświadczy i ten tekst:
elzbieta23, 07.09.2009, 14:32
Nikt nie zważał na dramatyczne protesty mieszkańców, dla których jedynym argumentem był zazwyczaj ten, że obiekty owe powstawały z ich i przodków obywatelskiej inicjatywy w czasach, kiedy ludzie czuli się współgospodarzami w swojej ojczyźnie.
Podobny los miał spotkać szpital w pewnym kilkutysięcznym miasteczku na północnym Podlasiu. Mieszkańcy nie wyobrażali sobie nawet takiej sytuacji, by w mieście, które od stu lat dysponowało własnym szpitalem, rozbudowanym i unowocześnionym dzięki pracy i działaniom okolicznych obywateli, zabrakło miejsca na ich leczenie w przypadku potrzeby.
W krótkim czasie zrodził sie ruch społeczny, który miał na celu uniemożliwienie wywózki szpitalnego mienia i zabezpieczenie terenu szpitala. Równolegle podjęte zostały szeroko zakrojone działania na każdej możliwej niwie, by cofnąć decyzje, które zapadły pomimo sprzeciwu mieszkańców miasta.
Teren szpitala był "chroniony"przez kilkuosobowe patrole obywatelskie. Rozstawiony wojskowy namiot chronił "strażników" przed deszczem i wiatrem. Klucze do bramy spoczywały w rękach uprawnionej przez obywateli osoby. Każda akcja przejęcia szpitala ponosiła fiasko, ponieważ rozlegający się wtedy, przeraźliwy głos syreny strażackiej sprowadzał natychmiastowe siły obronne.
Przedłużające sie "mediacje" miały na celu osłabić wolę i determinację "obrońców". Reakcje były odwrotne. Rozpoczęły się czarne marsze i manifestacje w miejscach publicznych powiązanych ze sprawą. Zdarzały się akcje Policji zakończone wywożeniem pikietujących w zakratowanych samochodach. Wola obrońców jednak była nieugięta. W miejsce nieobecnych stawali następni.
Miesiące mijały, a ich upór rósł. Chociaż ludność tamtejsza znana jest ze swojej nieprzeciętnej religijności, to jednak słowa rzucane przez ówczesnego proboszcza z ambony o "warcholstwie" protestujących, nie złamały obywatelskiej akcji. Prócz Boga, dla tamtejszej społeczności istnieją jeszcze inne wartości wyssane z mlekiem matek. Poczuli, że bronią swojej małej Ojczyzny.
Wygrali. Ocalili swój szpital. Stał się jako jeden z pierwszych w Polsce szpitalem samorządowym w pełnym tego słowa znaczeniu.
i właśnie w mądrości i determinacji
28 Lutego, 2012 - 09:14
ludzi tworzących lokalną społeczność tkwi siła, która może skutecznie pokonać destrukcyjną politykę masonerii. Pod warunkiem, że tej siły nie ograniczają wzajemne koligacje, układy i rozmaite korupcyjne powiązania.
******************************************************
Jeszcze Polska nie zginęła /Isten, áldd meg a magyart
data 7.9.2009 a nadto portal onet
28 Lutego, 2012 - 09:14
jaka jest sytuacja dziś? - szpital nadal istnieje?
Szpital istnieje:)
28 Lutego, 2012 - 09:21
Mam nadzieję, że przetrzyma ustrojowych zwolenników prywatyzacji.
http://szukaj.sluzbazdrowia.pl/Szpital/Knyszyn/Ul-grodzienska-96/j15621.html
dziękuję za odpowiedź
28 Lutego, 2012 - 10:14
też mam nadzieję , że
Adres:
ul. Grodzieńska 96
19-120 Knyszyn (woj.podlaskie)
Telefon:
72 79 1741
pozostanie dla ludzi chorych aktualny.
Pozdrowienia
Dopiero niedawno dowiedziałem
16 Lutego, 2015 - 12:46
Dopiero niedawno dowiedziałem się o tej historii. Na szczęście szpital http://www.medbiz.pl/samodzielny-publiczny-zaklad-opieki-zdrowotnej-im-dr-e-jelskiego-knyszyn/ nadal stoi i działa, ostatnio przebywała tam moja siostra i stąd zainteresowanie tematem. Chyba teraz już mu nic nie zagraża?
Niesamowite
28 Lutego, 2012 - 11:11
To jest niesamowity wręcz przykład,w jaki sposób można być Pasterzem .Gdyby wszyscy duszPasterze brali z Niego przykład,jak piękna byłaby Polska.
Prawdę się czasami uwalnia,bo nie ona jest najgorsza.Najgorsi są ci,którzy ją głoszą-tych się krzyżuje. Waldemar Łysiak "MW"
Brawo Sybillo
29 Lutego, 2012 - 03:31
Powinniśmy bronić Kościola i pokazywać jak wielu jest prawdziwych kapłanów.Znacznie więcej niż zwichrownych hierarchów.
Nathanel
Nie da się iść dwiema drogami na raz.
Nathanelu
29 Lutego, 2012 - 08:33
Kapłan, o którym napisała pani Woynarowska jest jedną z prawdziwych pereł na tle wspólczesnego polskiego Kościoła, ale też nie jedyną. Druga rzecz, to właśnie wiejskie szkoły - mam do takich szkół wielki sentyment, bo swoją pracę nauczycielską zaczynałam właśnie w takiej maleńkiej szkółce nieopodal mojego miasta. Nie ma już tej placówki od wielu lat - została zlikwidowana jak szereg innych.
Szkółka była ostoją życia kulturalnego wsi, integracji mieszkańców, rodziców, żadne dziecko nie było tu anonimowe. W takiej szkołce wzajemnie sobie pomagano w potrzebach, niejednokrotnie właśnie z pomocą księży z miejscowej parafii, koła gospodyń i zamozniejszych gospodarzy. Byliśmy jedną wielką rodziną...Ale takie jednoczenie się społeczeństwa, taka niezależna od reżimu zaradność jest dla "przywutcuf" bardzo niewygodna a wręcz niebezpieczna.
Społeczeństwo lokalne tylko tworząc takie wspólnoty może cokolwiek zdziałać, dlatego powinniśmy pisać, pisać i jeszcze raz pisać o takich ludziach, bo tylko wtedy nasza wiara będzie podtrzymywana. Wbrew tym, którzy bombardując społeczeństwo newsami propagujacymi zło, chcą nas tej wiary pozbawić, wprowadzić w stan strachu i zamętu,a więc totalnego zniewolenia i poczucia bezradności.
******************************************************
Jeszcze Polska nie zginęła /Isten, áldd meg a magyart
to są właśnie ludzie z pasją,
20 Października, 2016 - 14:01
to są właśnie ludzie z pasją, z jakimś głębszym celem życia.
http://www.sunsc.pl/