Petru, Schetyna, Schmidt: o co tu chodzi?

    Według mnie można to stwierdzić krótko, nie zagłębiając się w czasem skomplikowane relacje damsko-męskie.

Według zasady "Is fecit, cui prodest" winnego zaistniałego "skandalu towarzyskiego" dotyczącego wyprawy Petru i spółki na Maderę szukałbym w osobie Grzegorza Schetyny. Bo kto jest rzeczywistym "szefem totalnej opozycji"? Mam wrażenie że jedyną osobą która osiągnęła korzyść z ujawnienia wyprawy Petru na Maderę w towarzystwie towarzyszki partyjnej jest obecny szef PO, Grzegorz Schetyna.

    Czy dopusciłby do tego że Ryszard Petru uznany by został na "szefa totalnej opozycji"? Nie sądzę. Według Schetyny, spodziewam się, ten tytuł należy się aktualnemu kontynuatorowi Platformy Obywatelskiej - partii bądź co bądź rządzącej przez ostatnie 8 lat. Więc maksymalna dyskredytacja "Kropka-Nowoczesnej" w osobie jej lidera jest konieczna dla utrzymania pozycji Schetyny jako rzeczywistego lidera tejże "totalnej opozycji". Nie próbuję nawet zrekonstruować charakteru kanału w jaki dał się wprowadzić Petru. To nie jest potrzebne. Faktem jest że stało się tak jak się stało. "Kropka-Nowoczesna" nie może być silniejsza niż "PO Schetyny". I zapewne nie będzie. 

    Dociekliwi mogą się zastanawiać kim jest "naprawdę" pani Schmidt. Dla mnie to też nie jest ciekawe. Ważne, że "Totalna opozycja" od wczoraj przestała być totalna, a pan Petru może wrócić do swoich interesów które mu lepiej wychodzą niż polityka. Od dziś liderem "opozycji" jest znów Grzegorz Schetyna. Cała reszta to tylko ramki do obrazka...