Niepraworządni żądają praworządności. Czyli nowa twarz totalitaryzmu

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Dodałbym tutaj jeszcze dwie kategorie: przyzwoitość i takt. Pani von der Leyen z pewnością zna niemieckie przysłowie: Takt jest darem serca. Jako – powiedzmy – bezstronna (???) szefowa Komisji Europejskiej, wyrażając życzenie ujrzenia Tuska jako premiera, postawiła pod ścianą demokratycznie wybrany obecny rząd Polski, a właściwie demokrację jako taką. To słowo zniknie zresztą ze słownika brukselskiego, jak kiedyś wymazała je III Rzesza. Totalitarny dyktat, do jakiego zmierza UE wchodzi już jawnie do retoryki jej władz. Nie chodzi więc o Tuska. On i jego ferajna zrobili dla Polski to czego nawet od wroga nie wypadałoby się spodziewać. A dla Brukseli, a właściwie Berlina, tylko serwilizm wobec Niemców się liczy. Tusk potrafi to po mistrzowsku. Niemcy konsekwentnie dążąc do władania Europą, może do spółki z Rosją – Francja jest za słaba, nie mając znaczącego przywódcy – potrzebują takiego Tuska, który będzie aportował, jak dobrze wytrenowany piesek. Hitler chciał odzyskiwać każdą kroplę niemieckiej krwi, stąd Eindeutschung, czyli robienie z Polaków renegatów. Dziś dzieje się podobnie, choć innymi sposobami. Kupuje się ludzi. Ale polskiego Quislinga nie udało się jakoś wyprodukować. Tusk, gdyby tak rozpytał się we własnej rodzinie, dowiedziałby się niejednego na ten temat. Ale mimo wszystko, dzisiejszy pęd Niemiec do zawładnięcia Europą to pewne minimum w stosunku do kiedyś śpiewanej pieśni: heute gehört uns Deutschland und morgen die ganze Welt. Zamiast die ganze Welt, będzie ganz Europa. Póki co, wystarczy, a potem się zobaczy. W każdym razie dziś potrzebny jest Tusk i renegaci w PE, szkoda, że posłani tam przez Polskę i bezkarni. To wszystko zakrawa na jakaś farsę, ale nią nie jest.

A swoją drogą dziwię się, że pani von der Leyen tak otwarcie dała do zrozumienia, gdzie ma demokrację, o kulturze bycia nawet nie wspominając. I trudno powiedzieć co za tym się kryje: ignorancja, buta, pogarda dla narodu polskiego? Wszystko to z przeszłości znamy. Czyżby wracało?

Ruch oporu – tak trzeba nazwać w Polsce opozycję – robi co może, by zadowolić panią von der Leyen i Tuska osadzić na premierostwie, zarazem dając zielone światło złodziejom i specom od zapewniania społeczeństwa, że „piniędzy nie ma i nie będzie”. Może mając to na myśli, pani Kidawa Błońska, kwestionuje odbudowę Pałacu Saskiego, manifestując przy tym swój patriotyzm. Po cóż wskrzeszać pomnik rosyjskiego zaboru, zbudowany przez Rosjan? Swoją drogą, człowiek uczy się do późnej starości, n. p teraz dzięki, pani Kidawie, wiemy, że August II był Rosjaninem, a to znowu może wyjaśniać, dlaczego kanclerz Scholz tak kocha Putina. Słowem, korzystajmy z mądrych ludzi. W „totalnej” aż się od nich roi. Strach pomyśleć, że kiedy dorwą się do władzy to zatratują się wzajemnie w gonitwie do koryta. Trochę z tego może być profitu, bo zabraknie wielu, którzy jak kiedyś to robili, będą Polskę wpędzać w ruinę.

wiem, czy ten wisielczy humor jest na miejscu, ale patrząc na Tuska. Hołownię i innych geniuszy jak n. p. Sikorskiego, ręce opadają. Ferajna dorwawszy się do władzy z pewnością zamknie wiele inwestycji. Zależy co nakaże Berlin. Może nawet zasypią kanał elbląski? Natomiast z pewnością mnożyć się będą inicjatywy postępowe i wymazywanie chrześcijaństwa. Była obietnica dowolnej aborcji, jest już zapowiedź małżeństw homoseksualnych. A zapowiedział to nie byle kto, bo rzecznik PO, Jan Grabiec, absolwent filozofii Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie. Pewne rzeczy idą zatem w dobrym kierunku, co prawda nie wiadomo dla kogo dobrym, ale dla wielu wyborców to i tak nic nie znaczy. Podobnie jak tożsamość narodowa. zły kwiatek wyrósł także ostatnio na niwie sądownictwa.

Na ławników Sądu Najwyższego wybrani zostali m.in. kandydaci z negatywną rekomendacją Komisji Senackiej, reprezentujący Stowarzyszenie Komitet Obrony Demokracji, tzn. ściśle określoną linię polityczną. Warto tutaj zwrócić uwagę, że niektóre osoby wybrane przez Senat na ławnika Sądu Najwyższego drugiej kadencji prowadzą bardzo aktywną działalność uliczną w mediach społecznościowych oraz uczestniczą w wydarzeniach politycznych konkretnych ugrupowań politycznych, co poddaje w wątpliwość ich niezależność od wpływu czynników politycznych, zwłaszcza partii politycznych”.

przedstawia się stosunek do bezstronności sędziów w wydaniu senatorów opozycji z panem Grodzkim na czele. Ta kpina z praworządności, oczywiście uznana będzie przez panią von der Leyen za wzór praworządności.

A pan Grodzki podskakuje z radości, bo wreszcie ma kumpli w Sądzie Najwyższym, a wiadomo, że Sąd, Najwyższy czy zresztą jakikolwiek inny, to dla niego kłopot, bo przecież kiedyś będzie trzeba się gdzieś schować, gdy immunitet wygaśnie. Dobrze więc mieć kumpli tak wysoko. Nie tylko o niego zresztą chodzi, ale o KOD. Przecież to była i jest szemrana socjeta i o jej apolityczności może mówić tylko ktoś kto Polskę zna z komiksów. A co na to pani von der Leyen? A nic, bo przecież chodzi o wprowadzenie eingedeutschtów do władzy w Polsce i nieważne kto tu pomoże. Może być renegat, a dlaczego nie ma być głupiec i blazen?

Podobno ławnik musi być nieskazitelny, a osoby ze środowiska, które lżyło żołnierzy strzegących polskich granic – jak w przypadku kryzysu na granicy z Białorusią – dziś są oddelegowane do pracy w Sądzie Najwyższym. Zresztą także niektórzy posłowie pluli na polskich funkcjonariuszy, którzy za nich nadstawiali karku. I posłowie ci nadal siedzą na Wiejskiej. Jak może być posłem ktoś, kto jawnie popełniał przestępstwo, biegając z reklamówką do granicy, ścigany przez funkcjonariuszy? Okazuje się, że może, bo jest. Ale podłość i głupota nie zna hamulców. Szkoda tylko, że te „cnoty” półświatka tak sobie upodobała wierchuszka unijna. Nie ma wątpliwości, że walka Brukseli z Polską suwerenną i stale jeszcze wolną od najgorszych zboczeń, toczy się polskimi rękami pod pozorem praworządności, nie dlatego, że jej w Polsce rzekomo nie ma, ale właśnie dlatego, że ona jest, a walczą z nią męty społeczne, gotowe sprzedać ten kraj za odpowiednie apanaże. Dlatego coraz więcej prawdziwych Polaków zadaje sobie pytanie, czy jest sens tkwić w takiej Unii i czy warto dawać polski wkład do jej finansów, skoro UE okrada Polskę nie gorzej niż czynił to Hitler i Sowiety?

W ubiegłym tygodniu na Niezależna.pl ukazała się taka notatka:

„Gdyby wybory parlamentarne odbyły się teraz, na PiS zagłosowałoby 41,9 proc. zdecydowanych wyborców. Na drugim miejscu znalazła się Koalicja Obywatelska z poparciem 25,6 proc. badanych. Na trzecim - Polska 2050 z 13,15 proc. - wynika z sondażu CBOS”.

Ktoś powie, że to pocieszające, a tak naprawdę to nie ta ¼ zwolenników PO stanowi problem. Wiadomo, że ten elektorat walczy o to, by zamącić wodę, bo w takiej coś się zawsze dla siebie ułowi. Problemem jest Polska 2050 i jej wódz – taki deus ex machina, jak i niejaki Kołodziejczak od kabotyńskiej agrounii. Martwi, że aż tak wielu idzie na lep pozerów i osób, które nie mają żadnych atutów, by się pętać w polityce. Bo jest to dziedzina, w której cwaniacy żądni awansu, a nie mający niczego rozsądnego do zaproponowania, nie mają nic do roboty. Hołownia proponuje rząd ocalenia narodowego. Chyba naczytał się o WRONie i sam się na taki chwyt chce załapać, albo może tamci coś mu podszepnęli? Jedno jest pewne, że nie o ocalenie narodu tu chodzi, ale o przyszłe wybory, bo w końcu nawet najgłupsi zwolennicy takiego wodza spostrzegą, że poza gestami Benito Mussoliniego niczym innym nie może się pochwalić.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (12 głosów)

Komentarze

Wierchuszka unijna działa na zasadach lewicowych więc trudno z nią dyskutować o demokracji. Dla nich demokracja jest wtedy gdy oni wydają dyspozycje a naród jak stado baranów meczy ZA. Kto nie akceptuje ten nie jest demokratą. A ci młodzi nie muszą czytać o WRONie bo po co im to? Ktoś inny za nich decyduje. Oni są od wykonywania rozkazów. I to wszystko. W dodatku kasta ma się dobrze dzięki osławionemu wetowaniu PAD więc bałagan dalej ma się dobrze.

Vote up!
2
Vote down!
0

Szpilka

#1647790

Do tej kompaniji, "korzystajmy z mądrych ludzi. W „totalnej” aż się od nich roi." dodam od siebie dwóch tytanów intelektu. Rysiek Petru, ekspert od "sześciu króli" i Arek Myrcha, (Kacper, Melchior i... belzebub). To jeden wątek, śmieszny. Drugi, mniej zabawny, ten od gówniarza z niebieską reklamówką. "Jak może być posłem ktoś, kto jawnie popełniał przestępstwo, biegając z reklamówką do granicy, ścigany przez funkcjonariuszy?" Odpowiedź, "może, bo jest". Mnie jednak chodzi o ostatnie trzy słowa z cytatu powyżej, mianowicie "ścigany przez funkcjonariuszy". Konkretnie użył ksiądz słowa "ścigany". W mojej ocenie te migawki, które obiegły media, nie mają żadnego związku ze ściganiem jako takim, czy pościgiem. Zachowanie (ściganie) funkcjonariuszy Straży Granicznej, w tym konkretnym przypadku to żenada, farsa, kabaret, państwo z dykty. Dlaczego w ten sposób oceniam tę konkretną sytuację? Wyjaśniam. W latach 85-87, ubiegłego wieku powołano mnie odbycia zaszczytnego obowiązku obrony Ojczyzny. Obowiązek ten, zaszczytny, przypadło mi odbyć w Wojskach Ochrony Pogranicza, (WOP). Tam przez pierwsze pół roku, na zajęciach na kompani,  wbijano mi do głowy regulamin służby granicznej i regulamin służby wartowniczej, a utrwalano na poligonie (tuż obok brygady,z racji niedużej odległości, mieliśmy to szczęście bywać tam niemal codziennie), sprawdzoną i dość skuteczną metodą "przez nogi do głowy". Otóż(zgodnie z wówczas obowiązującym regulaminem) w pasie granicznym, bez specjalnego zezwolenia nie ma prawa nikt przebywać (nawet poseł RP) a w pasie drogi granicznej mogą poruszać się tylko patrole Straży Granicznej (nie dotyczy strefy Schengen). Nie będę opisywał procedur jak powinien reagować patrol Straży Granicznej w stosunku do delikwenta, którego tam nie powinno być, a mimo wszystko się tam pojawił. Procedura zaczyna się od wezwania: Stój! Służba Graniczna! Do użycia broni włącznie. Jeśli delikwent okazał by się odporny na wcześniejsze trzy wezwania, to po strzale ostrzegawczym w powietrze, za przeproszeniem, gówno spłynęło by mu portkami do skarpetek. Po strzale ostrzegawczym już nie ma tłumaczenia się. Sprowadza się delikwenta do parteru, mordą do ziemi i lufa karabinu oparta o łeb. Następnie, powiadomienie dyżurnego na strażnicy, przyjeżdża wsparcie, zakuwa w kajdanki i odwozi na strażnice. Dopiero tam jest czas na wyjaśnienia. A co pokazały media? Kabarecik. Uganianie się jak za chomikiem, który uciekł z klatki, i kluczy, umyka a wojsko biega, zagradza mu drogę tak aby nie stało się najmniejsze ałka. Śmiech przez łzy, dramat. W tamtych czasach za takie działanie funkcjonariuszy (raczej jego brak), pas i sznurówki do depozytu i tydzień ancla.       

Vote up!
0
Vote down!
-1
#1647901