Głód czy gnicie. Co lepsze?

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Tytuł niezbyt apetyczny, ale sprowokowany przez panią dr. Katarinę Barley z SPD, wiceprzewodniczącą Parlamentu Europejskiego, która zabrała głos w sprawie praworządności w Polsce i na Węgrzech, dwóch już tylko krajach europejskich, które bronią się przed procesem gnilnym, jaki na kształt nieuleczalnej choroby, n. p. ostatniego stadium nowotworu, toczy dziś wiele narodów i państw świata. Nie znaczy to wcale, że większość ich mieszkańców na to się godzi. Ale systemy rządzenie nazywające się demokracjami, czyli używającymi nazewnictwa będącego dziś już tylko pustym dźwiękiem, stosują totalitaryzm ideologiczny, pozwalający normalnemu człowiekowi wyznawać uznany przez niego światopogląd jedynie w najgłębszym ukryciu.

Czyli nic się nie zmieniło od czasów kiedy Lenin ogłosił tzw. światopogląd naukowy jako jedynie obowiązujący w kraju, gdzie człowiek oddychał – jak mu wmawiano – niczym nie ograniczoną wolnością. Innym słowy bolszewizm kwitnie także dzisiaj, tyle że się inaczej nazywa. Mniejsza zresztą o nazwę. Choć może nie zupełnie. Pan Trzaskowski zapowiedział tworzenie ruchu „Nowej Solidarności”, mającym w sobie jakoby olbrzymią energię ludzi, którą trzeba „skanalizować”. A więc i słowo kanalizować ma rożne znaczenie. U pana T. winno oznaczać dbałość o ścieki Warszawy. Aliści to mu nie wychodzi, może wyjdzie „Nowa Solidarność”.

Ale, jak to mówią Francuzi revenons à nos moutons, ściślej mówić nie do owiec, a do pani Barley. Cóż to ona wymyśliła, rzecz jasna w obronie wolności; czy praw człowieka, tak jak je ona pojmuje?

A więc: „Sytuacja w obu krajach członkowskich [Polsce i Węgrzech – ZZ] jest szczególnie poważna. Są tam nie tylko pojedyncze pomyłki, ale państwo prawa jest systematycznie przebudowywane. Państwa takie jak Polska i Węgry powinny być finansowo wygłodzone. Subwencje unijne niech będą skuteczną zaporą”. Dalej, panią Barley wsparło oświadczenie czterech dużych frakcji w Parlamencie Europejskim, by budżet unijny zablokować, jeśli nie zostaną ustanowione jasne sankcje w przypadkach naruszeń zasad państwa prawa” (Niezalezna.pl)

W czym to pani Barley i owe cztery duże frakcje w Parlamencie Europejskim widzą naruszenie praworządności? Przede wszystkim w sanacji wymiaru sprawiedliwości, gdyż ten chory, odziedziczony po PRL, gwarantuje skuteczne utrzymywanie w Polsce destrukcyjnego dla państwa lewactwa. Dalej, chodzi o utorowanie drogi ideologiom takim jak LGBT, genderyzm. Czym one są, tego nikomu kto ma jako takie używanie rozumu nie trzeba mówić. Ale takie osoby jak pani Barley i lewicowe ugrupowania w PE mają jeszcze coś innego na względzie. Społeczeństwa, które zdecydowane są obronić się przed nihilizmem wciskającym się dziś w każdą dziedzinę życia są niewygodne dla państw, zwłaszcza na zachodzie Europy, które powoli zanurzają się w bezideowym, pozbawionym tożsamości błotku; po prostu powoli giną. Może to jest proces na dziesiątki lat, ale na dziesiątki, z pewnością nie na setki. Wiadomo, że tonący pociąga często w topiel tego, kto chce go ratować. Giną jeden i drugi. Społeczeństwa mające jeszcze jakiś spory zapas swej tożsamości i nie wyprane z wartości obiektywnych, nie tych preparowanych ad hoc dla czyjegoś widzimisię, chcą trzymać głowę nad wodą, żeby nie powiedzieć szambem, dlatego takie osoby, jak wymieniona pani chcą użyć wszelkich środków, by je w tym zanurzyć. Najlepiej użyć środków znanych dobrze w świecie brudnego biznesu. Bo manipulowanie budżetem UE to przecież łapówka dla wszystkich lewaków w Parlamencie i Radzie Europy.

zresztą wyczyn pani Barley jest bardziej zrozumiały niż podgryzanie własnego, jak by nie było, kraju przez europosłów z Polski – wahałbym się ich nazwać polskimi. Ale w końcu jej oświadczenie dyskwalifikuje ją z wielu względów. Mówiąc o ogłodzeniu, zapomina ona, kto był mistrzem w zabijaniu głodem, zapomina jak ginęli ludzie w bunkrze śmierci w Auschwitz, jak zginął Ojciec Kolbe, zapomina o tysiącach kościotrupów umierających w dniu wyzwolenia, zapomina o wielu rzeczach, o których polityk zawsze powinien pamiętać. A nie pamięta, że wołając o sankcje dla Polski i Węgier, hołduje hitlerowskiej zasadzie Gleichschaltung. Tak, kto wystaje głową ponad tłum, trzeba mu ją po prostu uciąć. Jeśli nie w Plötzensee, to w Parlamencie Europejskim.

A tego właśnie nie chcemy i mamy prawo nie chcieć. Każdy ma prawo, by jego malucha nie uczono masturbacji, by nie deprawowano dziecka od przedszkola po uniwersytet.

Ale to jest adresowane także do Polaków. Nie mówię o głupim i haniebnym ględzeniu w Niemczech pani Dulkiewicz. Gdzie, gdy mowa o Gdańsku, w tyle głowy pojawiają się Forster, czerwień flag ze swastyką i Freie Stadt Danzig. Dla Polaka Gdańsk kojarzy się z wybuchem wojny, Westerplatte, Pocztą Polską. Czy tak jest z rządzącymi obecnie tym miastem? Tu trzeba by posłać do szkoły podstawowej osobę, która ośmiela się mówić, w dodatku w radiu niemieckim, że w Polsce „wolność jest zabierana po kawałku, a to jest przerażające, bo przecież tak było w III Rzeszy". I dalej skarży się, że jej mama często płacze widząc sytuację w kraju i mówi, że "jest gorzej niż za komuny".

Być może, że mama jej jest starsza, a za komuny dobrze jej było. Toteż niech sobie biada. Ale pani Dulkiewicz z taką wiedzą o dziejach najnowszych, produkująca się z tą wiedzą w kraju, który salwami pancernika Schleswig-Hollstein właśnie w Gdańsku zainaugurował napaść na jej kraj, który ona dziś poniewiera właśnie tam, skąd wyszło uderzenie?! To jest coś co nie uszło by płazem w żadnym kraju, gdzie honor i prawda coś znaczą. Ale jej włos z głowy nie spadnie, podobnie jak wszystkim, którzy przez lata okradali Polskę, a teraz jedyny ich cel, to dopaść ją po resztę. Nie bez racji liczą na głupotę sporej liczby wyborców. Bo na co w końcu liczyła Warszawa? A Gdańsk nie lepszy. Freie Stadt Danzig wielu chodzi po głowie.

Wracając do tytułu, co w końcu lepsze? Historycznie to pierwsze, bo ani Hitler ani Stalin głodem nas nie zmogli, choć kto wtedy żył, wie jak było i wie na co można liczyć, jeśli tacy ludzie jak pani Barley będą trząść Europą. Każdy mający oczy otwarte wie, że proces gnilny, powolny, ale nieubłagany się toczy. Ante portas a także już inta muros, czyli przed bramami i w środku stoją już gotowi posprzątać po nieboszczykach i w miejsce krzyży zawiesić półksiężyce. I oni potrafią wybić z zakutych łbów te kilkadziesiąt płci, parzenie się na każdym rogu ulicy. I będzie znowu ojciec, matka, mąż żona, a nie jakiś partner, partnerka, pierwszy, drugi rodzic, jakaś ideologia LBGT. Bo te ludy, które lądują w Grecji i wlewają się przez granice Schengen nie poprawiają tego, co natura dała. Natomiast okażą się nielitościwi dla poprawiaczy.

Można spytać po co wszystko to pisać, o tym mówić? Ktoś powiedział, że nie warto, bo mądry to wie, a głupiemu nic po tym. Pewnie coś w tym jest.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)