#3rp. Przypadek śmiertelny
( ) CAŁOŚĆ - SEE
W nocy, temperatura ciała Adama podnosi się do ponad 39 st.C. Kontaktujemy się telefonicznie z lekarzem POZ (kolejna ankieta na COVID-19: 3x NIE) – otrzymujemy receptę na następny antybiotyk. W piątek jego stan jest bez zmian – wysoka temperatura, brak apetytu, trudności z oddychaniem, ból gardła.
W sobotę 28 marca, po wykonaniu szeregu telefonów do szpitali, udaje się w końcu wybłagać wykonanie testu na COVID-19.
Jedziemy z Adamem do Częstochowy. Jego stan nie poprawia się od kilku dni. Ma problemy z oddychaniem, wysoką gorączkę, jego skóra zaczyna robić się sina, jest bardzo słaby. Na miejscu, w punkcie poboru próbek, spotykamy dwie laborantki, które pobierają wymaz. Na miejscu nie ma lekarza, który oceniłby jego stan zdrowia i podjął decyzję, czy należy go umieścić w szpitalu. Ostatecznie informują nas, że zadzwonią do nas w ciągu 24h, by przekazać informację o wyniku testu (Sanepid skontaktuje się bezzwłocznie jeżeli wynik będzie pozytywny) i każą wracać do domu.
W niedzielę 29 marca w godzinach popołudniowych dzwonię do szpitala, by uzyskać informację o wynikach testu.
Okazuje się, że jest tyle zaległych próbek, że nasz wynik może być znany najpewniej za 4 dni (2 kwietnia, 2 dni po śmierci Adama).
W nocy z niedzieli na poniedziałek stan Adama się pogarsza: pojawiają się znaczne trudności z oddychaniem. Postanawiam zadzwonić po pogotowie. Adam prosi, by tego nie robić - obawia się, że, jeżeli przyczyną choroby jest co innego, niż koronawirus, to w szpitalu na pewno się nim zarazi i umrze. Ostatecznie karetka zostaje wezwana. Ratownicy badają Adama i stwierdzają, że należy go natychmiast zabrać do szpitala. Wychodzi z domu o własnych siłach, wsiada do karetki, gdzie podają mu tlen.
W poniedziałek 30 marca, rano udaje mi się ustalić, że mój mąż jest w szpitalu w Tychach. Podczas rozmowy telefonicznej dowiaduję się, że Adam jest w trakcie badania TK płuc i innych badań. Mam dzwonić ok. 13-tej.
Próbuję poznać wynik testu na COVID-19 - dzwonię do SANEPIDU – próbka oczekuje na badanie.
W południe w szpitalu mówią mi, że Adam znalazł się na oddziale kardiologicznym i leży pod respiratorem. Pani doktor mówi, że stan męża jest bardzo ciężki.
Po południu kontaktuję się ze szpitalem i otrzymuję informację, że stan Adama dramatycznie się pogorszył i jest krytyczny -został zaintubowany i wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną. Dalej nie znamy wyniku testu.
W międzyczasie, dzięki staraniom przyjaciół, udaje się przyśpieszyć testy i otrzymujemy wynik: pozytywny. Lekarze rozpoczynają leczenie z wykorzystaniem leków przeciwmalarycznych.
Rano, we wtorek 31 marca, dzwonię zapytać się o stan męża. Pani Doktor informuje mnie, że Adam jest cały czas podłączony do respiratora. Stan jego płuc jest poważny - wydolność oddechowa porównywalna z wydolnością niemowlaka. Serce bardzo osłabione, wątroba w fatalnym stanie. Rozmawiamy o historii medycznej męża - lekarze chcą ustalić, czy miał w przeszłości jakieś poważne schorzenia i czy choruje na choroby przewlekłe. Pod koniec rozmowy Pani Doktor prosi mnie, by zadzwonić wieczorem- wtedy przekaże mi nowe informacje na temat stanu mojego męża.
Wieczorem dzwonię do szpitala w Tychach. Dowiaduję się, że Adam zmarł.
Śmierć Adama była i nadal jest ogromnym szokiem dla mnie i dla całej rodziny. Adam był osobą w sile wieku - rok temu świętowaliśmy jego 50. urodziny. Był szczupły, wysportowany - uwielbiał jeździć na rowerze, nie miał żadnych chorób przewlekłych i nigdy nie miał poważnych schorzeń. Był ostatnią osobą, którą podejrzewalibyśmy o ciężki przebieg koronawirusa i śmierć.
( )
Nie mamy wątpliwości co do osobistego zaangażowania lekarzy w leczeniu Adama i innych pacjentów. Wątpliwości budzi ogólna organizacja służby zdrowia. Przez wiele dni staraliśmy się uzyskać pomoc dla Adama, ale nam jej odmawiano, a w trakcie pobierania wymazu nikt go nawet nie zbadał i nie podjął decyzji, żeby rozpocząć leczenie kliniczne (mimo, że nawet dla laika jego stan wydawał się poważny). Uważamy, że stosowana przez lekarzy i SANEPID ankieta jest nieodpowiednia do panującej obecnie sytuacji. Stosowanie jej w obecnym kształcie i uwarunkowanie zlecenia wykonania testów od jej wyników jest kompletną głupotą i może prowadzić do błędnych diagnoz, a w konsekwencji tragedii ludzkich.
Cały czas zadajemy sobie pytanie, czy gdyby wcześniej rozpoczęto leczenie kliniczne, to udałoby się go uratować? Jak wielu ludzi w Polsce dotyka ten problem?
Po śmierci Adama rodzina mieszkająca w sąsiedztwie, która miała kontakt z Adamem w trakcie choroby, nie umiała uzyskać jednoznacznej informacji, czy jest objęta kwarantanną. Ostatecznie sama podjęła decyzję o poddaniu się kwarantannie, ale brak oficjalnych informacji daje poczucie bałaganu w służbach i wskazuje na wadliwość stosowanych procedur.
Razem z rodziną postanowiliśmy opublikować historię choroby Adama z nadzieją, że będzie ona przestrogą dla innych i skłoni ich do uważniejszego dbania o siebie i bliskich w czasach pandemii. Proszę pamiętać, że taka sytuacja może dotknąć każdego - sami mieszkamy w małej, wiejskiej miejscowości i do tej pory sądziliśmy, że zagrożenie dotyczy głównie mieszkańców dużych miast.
Gorąco apelujemy o przestrzeganie ogólnych zaleceń Państwa: niewychodzenie z domu, jeśli nie ma takiej potrzeby, unikanie kontaktu fizycznego z innymi ludźmi, dbanie o własną odporność oraz higienę osobistą. Z naszej perspektywy uniknięcie zakażenia jest jedynym gwarantem uniknięcia komplikacji związanych z chorobą. Należy przede wszystkim liczyć na siebie. Nasza służba zdrowia wydaje się być już przeciążona (a przecież to dopiero początek pandemii!) i ostatecznie nie ma co na nią liczyć.
Mamy nadzieję, że nasza historia będzie dla Państwa przestrogą i uratuje ona chociaż jedno ludzkie życie.”
__________________________
UZUPEŁNIENIE.
Miasto Tychy. Czas pandemii.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 789 odsłon
Komentarze
Nawet najlepsze przygotowanie ankiet i procedur
16 Kwietnia, 2020 - 04:25
nie zastapi zdrowego rozsadku. Na obecnym etapie walki z wirusem widac ogromne poswiecenie zdecydowanej wiekszosci lekarzy, pielegniarek, ratownikow, ale rownoczesnie widac tez ogromne braki... zdrowego rozsadku i zwyklej przyzwoitosci - u czesci "medykow". Sa tez tacy, ktorych postepowanie wynikaze strachu o wlasne zdrowie i zycie, ale tez o wlasne dochody i posady.
W TV liczne przyklady: w jednym Domu Pomocy Spolecznej zaloga zabarykadowala sie - wraz z podopiecznymi - i nikogo nie wpuszczaja - nikt nie jest chory. W innym przypadku: zaloga DPS "uciekla" gdy dowiedzieli sie, ze jest stwierdzony wirus...
Dwie- jaze rozne postawy...
Historia pouczajaca - ale zapewne nie pierwsza i nie ostatnia- chocby proste dane statystyczne: w ostatnich dniach wykonuje sie po 5-8 tys. testow na dobe, podczas gdy mozliwe jest wykonywanie 20 tys. testow. Minister Zdrowia apeluje do lekarzy o skierowywanie na testy wiekszej ilosci podejrzanych przypadkow - bezskutecznie.
Ile setek ludzi zachoruje ( a ile umrze?) przez brak zwyklego skierowania?
mikolaj
zamiast komentarza -
29 Kwietnia, 2020 - 01:43
dakowski.pl
O testach i logice tego "DYKTATORA"
Mirosław Dakowski
3 — 4 minuty
O testach i logice tego "DYKTATORA"
z sieci ODSOK (Ośrodek Dokumentujący Skutki Operacji Koronawirus)
https://www.facebook.com/groups/525517928382201
Kochani, dlaczego od dłuższego czasu w swoich postach kładę szczególny nacisk na to, że testy RT PCR, które mają wykrywać coronawirusa są felerne i nie da się z nich zdiagnozować zakażenia wirusem SARS COV-2?
Otóż 7-go kwietnia mieliśmy przeprowadzone testy na obecność owego wirusa.
Okazało się, że każdy z nas, według tych testów, został zarażony tym wirusem.
A zatem od 7-go kwietnia jestem internowany we własnym mieszkaniu!
Od tamtego czasu do dziś dnia czekam na objawy choroby zwanej COVID-19 i do teraz - kiedy piszę, objawów nie mam!
Z początku, tj. DZIEŃ po pierwszych badaniach nie miałem węchu. Niemniej jednak nie czułem i do tej pory nie czuję żadnych innych objawów, np.: suchy kaszel, gorączka, bóle mięśni, ból gardła i ogólne poczucie rozbicia.
O co chodzi?
Oficjalne czynniki piszą, że u ponad 80% zarażonych nie występują żadne wyraźne, charakterystyczne objawy zakażenia tym coronawirusem, oprócz utraty węchu i smaku.
Z drugiej jednak strony, smaku nie utraciłem, a z węchem mam problemy, od kiedy z własnej głupoty dostałem zapalenia zatok, czyli od początku marca!!!
Dlatego też nie wiem czy faktycznie jestem zarażony wirusem SARS COV-2 czy nie jestem?
Dodam, że moja koleżanka miała 3 razy robiony test. Wynik? - zawsze dodatni, podczas gdy jej dzieci mają wyniki ujemne!
Moja druga koleżanka: pierwszy wynik dodatni, drugi (robiony po 10 dniach) ujemny, a po kolejnym tygodniu znów dodatni!!!??? WTF???
To się w pale nie mieści!!
Jak można być zarażonym, ,po czym być niezarażonym i znów być zarażonym???
Najlepsze jest to, że:
- nikt z nas nie miał i nadal nie ma objawów COVID-19, mimo iż od dnia zakażenia (przynajmniej 2 dni przed piereszym testem, który był robiony 7.04) do dnia dzisiejszego upłynęło 19, a tak naprawdę 21 dni!!!
Kobieta z sanepidu bezradna, nie wie co powiedzieć. Jedynie co powiedziała, to postara się, by trzeci wymaz z gardła przeprowadzić jak najszybciej.
Zobaczymy co mi ten test pokaże...
Podejrzewam, że skoro one są w 80% FAŁSZYWIE dodatnie, to z pewnością wynik znów będzie dodatni a to z kolei wydłuży o kolejne 2 tygodnie "internat" zwany izolacją!
Czuję się jakbym znalazł się w jakiejś pułapce bez wyjścia. Nie wiem co robić?
Wiem tylko tyle, że kobieta z sanepidu powiedziała iż jeżeli do tej pory nie mam objawów, to już ich mieć nie będę. Dodała, że po 14 dniach wynik powinien wyjść ujemny!
A jak ma kurwa wyjść ujemny, skoro w 80% daje on wynik fałszywie dodatni????
PS. Moja przełożona miała pobrany wymaz. Jej wynik wyszedł ujemny. No i co z tego, skoro znalazła się w szpitalu we Wrocławiu z objawami SARS COV-2????
PYTAM SIĘ KURWA: I CO Z TEGO???
,,żeby głosić kłamstwo, trzeba całego systemu, żeby głosić prawdę, wystarczy jeden człowiek”.