Fałszywi pośrednicy i tymczasowa planeta

Obrazek użytkownika wawel24
Idee

 

Zwykło się wyśmiewać ludyczne przejawy religijności, procesje, adorację obrazów, figurek. Judaizm i islam zakazują wizerunków wyższych bytów. Grecja przeciwnie – widziała głęboki sens w filozoficznym zagospodarowywaniu ludzkiego imaginarium. W poddawaniu ludzkiej myśli obrazowej bazy do skupienia i kontemplacji poszczególnych mocy kosmicznych w ich zindywidualizowaniu.

Logos nie wypierał rzeźby, mitu i obrazu, lecz się w nie wcielał. Mówiąc słowami Norwida: „uwydatniał” się w wizerunku.

Pod wpływem niektórych neofitów apologetyki chrześcijańskiej zwykło się nazywać ten przebogaty wszechświat wyobraźni Greków i Rzymian – pogańskim bałwochwalstwem. Po wiekach chrześcijaństwo powróciło jednak do wijących się bluszczów ludowych wyobrażeń. Wprawdzie liczba boskich hipostaz trzymała się wiernie nie wykraczania poza triadę, lecz imaginarium obficie wzbogacono o ludzki „panteon herosów”, czyli potężny zbiór przedstawień świętych i patronów oraz o ikonotekę całych chórów bytów anielskich.

To, co fanatyczny intelekt części elit starał się usunąć - wróciło siłą wyobraźni ludu i refleksji takich otwartych, niedogmatycznych umysłów jak Pseudo-Dionizy Areopagita.

Gdy wyobraźnię chrześcijańską dopełniło bestiarium ludzkich wad, małości i dewiacji genialnie unaocznione przez Boscha i Pietera Bruegela Starszego – chrześcijanie hojnością swej sakralnej wyobraźni oraz kompletnością jej spektrum mogli już konkurować z antykiem nic sobie nie robiąc z semickich (żydowskich i arabskich) zakazów.

W początkach naszej ery elity greckie i rzymskie nieraz w swej krytyce chrystianizmu posługiwały się toposem zarzutu niewiary chrześcijan w boskie, pośredniczące moce. Dosyć szybko ten zarzut stawał się anachroniczny, wpływy obrazoburczej mentalności „lewantyńskiej” wygasały, do momentu aż powróciły schizmą w postaci protestanckiej surowości. Rdzeń chrześcijański zdawał się odrzucać przeszczep antymediatorskiej, obcej, ziejącej chiasmą wiary.

Świat mediacji, świat piękna jest niezbędny człowiekowi. Wizerunek natchniony przez mądrość stanowi drogowskaz ku prawdzie i wsparcie w długiej drodze.

Transcendencja nieoswajana odchodzi w bezkres i srogość. Porzucona sfera Piękna łatwo staje się zamieszkana przez najprostsze, archaiczne emocje, ze strachem na czele. Bóg zaprasza nas do stołu nieskończenie długiego, tak długiego, że przestajemy Go dostrzegać na drugim jego końcu. Tak odległy jest, jakby obawiał się zamachu na swoje życie… Jakby był znienawidzonym imperatorem.

Bóg musi być postrzegany w swych manifestacjach – pozostając transcendentnym. To trudne, ale cóż warte są rzeczy łatwe?

Podejście zagospodarowujące przestrzeń między Bogiem a Światem za pomocą wyobrażeń, widzące Najwyższego w najmniejszym, w przyrodzie i sztuce – często spotykało się z zarzutem panteizmu. Niesłusznie – świadomość drabiny hierarchii bytów i zmysł dla wyższego sensu zabezpieczają nas skutecznie przed animalnym panteizmem. I pozwalają się sycić cudownością przejawów przedustanowionej harmonii w czasowych i przestrzennych wcieleniach.

Panteizm jest sakralizacją śmietniska świata. Bez jakiejkolwiek hierarchii i wyższego sensu. Tym jest stręczona obecnie tzw. „religia” Planety, „religia” Matki Ziemi, „religia” Gai. Diaboliczny projekt starego Materializmu w nowym przebraniu. Zamiast fresków i ikon – obrazy plastikowych butelek w Oceanie Indyjskim. Człowiek już nie tworzy noosfery, lecz ślad węglowy. Jest tymczasowym zakłóceniem.

„Religia” Tymczasowej Planety bez sensu błądzącej po otchłani pustej chwili. Na powierzchni mgnienia oka. „Religia” Planety sprowadza się do apoteozy nagiego zwierzęcego instynktu samozachowawczego. Dlatego tak miłośnie uzupełnia się z „religią” Sanitaryzmu, ubóstwieniem Życia za wszelką cenę, Życia wypranego z wolności, "bazy" lockdown-ującej "nadbudowę".

Rozumie się ona bez słów z kultem nigdy się niemogącej zakończyć walki z wirusami zamiast walki z bestialstwem, fałszem i ignorancją pasożytującymi na ludziach.

Współczesny panteizm usuwa z noosfery ludzkiej pośredników zakorzenionych w prawdzie wstawiając na ich miejsce marionetki doczesności. Fałszywe Piękno już nie wskazuje Prawdy, ono reklamuje fałsz niezauważalnie nakłaniając do niego naszą podświadomość.

Łacińskie „planeta” pochodzi z greckiego planao 'błądzę'. I tu właśnie jesteśmy i się urządzamy – błądząc po błądzącej planecie w objęciach indukowanego błędu, gubiąc, zaprzestając wychowywania i nie rozpoznając prawdziwych przewodników i pośredników.

 

 

 

 

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.7 (8 głosów)