Jałtańskie cienie w 2022 roku

Obrazek użytkownika Obserwujący Malkontent
Świat

Decyzja Wielkiej Trójki – Roosevelta, Churchilla i Stalina - z lutego 1945 roku „urządziła” Europę na dekady i otwierając szeroko odrzwia dla materialistycznego marksizmu zbudowanego na fundamencie tzw. „naukowego światopoglądu” doprowadziła podzielony w ten sposób świat na krawędź, nieznanego w tej skali, kryzysu poznawczego. Kryzys ten stał się bezprecedensowy z tego powodu, że znaleźliśmy się w sytuacji utraty, podstawowej dla Homo Sapiens, busoli. Duchowa potrzeba człowieka została zredukowana do funkcji jedynie przyjemności i rozrywki, a jej rola ograniczona do konsumpcji. Zatrzymany został tym samym naturalny proces intelektualnego cywilizowania się człowieka i zastąpiony bezrefleksyjnym rodzajem „myślenia  fizjologicznego” sprowadzonego do prostych pragnień i coraz bardziej dotkliwego strachu przed niemożnością ich spełnienia. Ta brutalna amputacja, dokonana głównie przez zakwestionowanie wszelkiej wiary i  istnienia jakiejś „tajemnicy” wymagającej odpowiedzialności  z  perspektywą ostatecznego nieuchronnego rozliczenia „złego i dobrego”,  wprowadza ludzki rodzaj coraz głębiej w stan braku respektu dla wszelkiego autorytetu, a nawet pogardy. Wszystko staje się możliwe, wszystko już „mieści się w głowie”.

 Ten jałtański podział okazuje się być dziś jednak bardziej zabójczy dla tej wschodniej, „gorszej” strony, bo właśnie tak wybrano granice podziału. Mieliśmy zostać „mesjaszem” narodów, tymczasem społeczeństwa zachodnie, gdzie na fundamencie kultury rzymskiej chrześcijaństwo zostało usankcjonowane bez mała trzy wieki wcześniej, bronią się  jakoś jeszcze przynajmniej swą obywatelską cywilizacją. Te kilkaset lat różnicy w obyczajach, kulturze codziennej i technicznej, a powstałej z chwilą przyjęcia przez Mieszka I chrztu  dopiero w roku 966, udało nam się na przestrzeni wielu wieków tak znakomicie zniwelować, że I Rzeczpospolita mogła stać się europejską awangardą. Nawet Pierwszym Rozbiorem nie naruszono jeszcze jakże twórczego i kreatywnego polskiego poczucia wolności, a postępująca zachodnia dekadencja rewolucji francuskiej, nie sprawiła  wyłomu w naszej duchowej witalności, dla której niewzruszone ramy,  w  najlepszym interesie wspólnoty, stanowiła katolicka religia. Wniesiony tym samym system wartości zawarty w pojęciu „Honor”, święte dobro wspólnoty w słowie „Ojczyzna” i nade wszystko transcendentny „Bóg” tworzyły jeszcze do 1945 roku narodową opokę. W I Wojnie Światowej żołnierz mógł jeszcze ginąć po rycersku, a zaraz później polskie aspiracje do odzyskania niepodległości artykułowane takim właśnie językiem wartości, mimo pragmatyzmu epoki oświecenia, były jakoś rozumiane na światowych salonach. Te trzy pojęcia stały się  w końcu jedynym i ostatecznym już imperatywem dla tragicznego losu ostatnich polskich rycerzy – Żołnierzy Niezłomnych i Wyklętych.  Tragicznego losu wyklęcia przez własną wspólnotę, dla obrony której, spełniając właśnie  swój podstawowy obowiązek, nie złożyli broni do końca.

Mamy dziś w Polsce do czynienia z niezwykle groźnym zjawiskiem intelektualnej zapaści cywilizacyjnej. Poziom szkół i uniwersytetów ( wypadliśmy z rangi nawet pierwszych 300 !) jest tak żenujący, że nasuwa podejrzenie o jakiś lewacki sabotaż. Tak powszechnie używany knajacki język jest zjawiskiem w Europie bez precedensu. Przybyłe z Armią Czerwoną „j..b twoju  m..ć”, w polskim odpowiedniku stało się współczesnym rytuałem. Kodeksowe paragrafy o obrazie moralności publicznej, czy zakłócaniu porządku publicznego stały się ( celowo ?) prawem martwym, tak jak i wszelki dyscyplinujący proces wychowawczy w szkole. To się przenosi w zastraszającym tempie także na osoby publiczne i ich maniery w poruszaniu się w mediach, parlamencie i na politycznych salonach. Całkowicie wyparto  i wręcz wyeliminowano z politycznej odpowiedzialności pojęcie zdrady. Oglądając obrady polskiego parlamentu  widzi się obraz kilkuset ludzi zdolnych w każdej chwili „przefrymarczyć” 1000-letnią Polskę ! Szczególny kontrast powstaje za zachodnią granicą, za wschodnią za to „skracamy dystans” systematycznie i z determinacją. Stawiamy się na własne życzenie w coraz głębszym cieniu Jałty.  Zaczyna się nas  z trudem tolerować, a symboliczna demonstrowana niechęć do antycovidowej maseczki w miejscach publicznych czy do testu stawia nas po stronie „ciemnogrodu” w świecie kultury rzymskiej.

Stało się tak, ponieważ w wyniku pojałtańskiej sowietyzacji doszło do podmiany, a następnie  deprawacji, jeszcze ocalałej po fizycznej eksterminacji, części polskich elit. Deprawacja elit, obok spisku absolutystycznej Europy, była już jednym z zasadniczych powodów ostatecznego rozbioru Polski. Nie doszło jednak wtedy do ich zupełnej utraty i Polska była w stanie się podnieść i odrodzić. Jałtański podział doprowadził już do pełnej podmiany elit na gremia władzy, które organicznie nie są w stanie wykrzesać z siebie szczerego poczucia polskiego interesu. Rządzą się jedynie własnym partykularnym egoizmem, a więc ze szkodą i krzywdą innych, nie mieszczącym się zatem w kategorii żadnego interesu, tym bardziej wspólnotowego. Chodzi wyłącznie o zaspokojenie własnych ambicji poprzez władzę i pieniądze. W tej „podmiance” nie ma miejsca na służbę „pro publico bono”, bo pseudo-elity z definicji nie muszą się utożsamić z własną wspólnotą. Mogą równie dobrze służyć obcym.  Uporczywy ZMS, później funkcyjny PZPR, by z tego stać się gorliwym solidarnościowym opozycjonistą – to jakże częsta życiowa „ścieżka” dzisiejszych elit pookrągłostołowych. A nie są to przecież li tylko zachodnie ideologiczne „rozterki”. Organizacje te były bowiem podstawowymi  strukturami wykonywania okupacyjnej, sowieckiej władzy w Polsce ! Do tego studia w Moskwie, czy Leningradzie za Breżniewa, nawet fizyki czy matematyki, służyły sowietom przede wszystkim lub jednocześnie  dla celów międzynarodowej indoktrynacji. Iluż było w stanie się „oprzeć” metodom KGB, o najlepszych tradycjach Ochrany, by nie dać z siebie zrobić agentów wpływu, lub nawet nieuświadomionych „pożytecznych idiotów” w najlepszym razie ? Dziś odkrywając skrzętnie „niedopowiadane” życiorysy, czy słuchając ze zdumieniem niektórych wypowiedzi, a zwłaszcza podpowiedzi, można przypuszczać, że bardzo niewielu.

Obserwując podział dzisiejszych politycznych  lobby w Polsce, można skonstatować tenże jałtański cień, czwartego rozbioru Polski dokonanego 17 września 1939 przez Rosję i Niemcy i usankcjonowanego 4-11 lutego 1945 przez Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Tak jak i wtedy Polska nadal jest traktowana wyłącznie instrumentalnie, jako rezerwuar nieźle kwalifikowanej siły roboczej, źródło surowców lub rynku zbytu, kadrowych rezerw militarnych i ewentualnego terytorium działań na wypadek wojny. Socjologicznie bardzo jest znamienne, że poszczególne obszary wpływów politycznych są „zabezpieczane” w Polsce niemalże klanowo, czy wręcz rodzinnie. To skutecznie, i nie przypadkowo,  eliminuje z procesu decyzyjnego, czy choćby nawet doradczego ekspertów światopoglądowo i naukowo niezależnych. Podejmowane są bowiem działania, wydaje się, racjonalnie nie do pogodzenia z polską racją stanu, a zatem w czyimś innym zewnętrznym interesie.  Świat, Europa nadal podtrzymują wszelkie stosunki dyplomatyczne zarówno z Rosją jak i Białorusią. Jednak to Polska poddana jest najdotkliwiej białoruskim retorsjom, po zafundowaniu w centrum Warszawy willi na siedzibę dla ewentualnego przyszłego tymczasowego rządu (sic!). Najpierw w postaci zamknięcia wszystkich polskich placówek kultury i oświaty, by w końcu trafił do więzienia komplet polonijnych działaczy; i to bez żadnej realnej szansy na pomoc, czego się nawet specjalnie nie ukrywa. Przy całej polskiej słabości to właśnie u nas działa latami, tuż przy granicy, prawnie mocno dyskusyjna,  białoruska telewizja Biełsat. Na taki „luksus” mogła sobie onegdaj pozwolić jedynie struktura monachijska przy pełnym NATO-wskim zabezpieczeniu wywiadowczym i to bezpośrednio amerykańskim. Teraz zmagamy się właściwie samotnie, od wielu już tygodni, jedynie znów poklepywani po plecach , a jakże, przez „Frontex”, z białoruską prowokacją graniczną na masową skalę. „Kawałek” dalej , bo na sojuszniczej Litwie „państwo uchodźcy” wynajmują sobie mieszkania by wygodnie (nie w izolowanym obozie !) poczekać na rozpatrzenie spraw i już bez „schengenowskiej” kontroli wjechać do Niemiec, gdzie trwają intensywne przygotowania do serdecznego ich przyjęcia. Tak decydują litewskie sądy, w NATO-wskim  państwie i w obliczu realnego zagrożenia wojną hybrydową. Świat, niepomny , jak to w roku 2010, za obronę Gruzji, jako jedyni  zapłaciliśmy cenę bez precedensu i najwyższą z możliwych, wyraźnie sobie z nas pokpiwa, i to nie pierwszy raz w historii.

W swoich wyborach odbijamy się od ściany do ściany. Amerykanie z Brytyjczykami i Rosją decydując w 1994 roku o losie Ukrainy, Białorusi i Kazachstanu, na szczycie OBWE w Memorandum Budapesztańskim, nie udzielając jednak gwarancji bezpieczeństwa (Jeffrey Payette – maj 2014), podtrzymali w praktyce i zgodnie nadal jałtańskie ustalenia wobec stref wypływów przyznanych  po II wojnie światowej sowietom. To bezpośredni powód i aneksji Krymu i operacji w Donbasie, szczególnie po insynuacjach „amerykańskiego” Majdanu. Dziś Ukraina pozostawiona jest sama sobie zupełnie podobnie jak Afganistan. Polska utraciła w Jałcie połowę swego terytorium, ale to my staliśmy się pierwszymi, którzy bez wahania i stawiania warunków zaakceptowali powstanie Ukrainy także na naszych ziemiach, włącznie ze Lwowem. Węgrzy też musieli zaakceptować rozstrzygnięcia mocarstw, lecz twardo i głośno do dziś upominają się na wszelkich międzynarodowych forach o prawa swych pozostałych tam obywateli. Austriacy jeszcze długo po II WŚ walczyli o odzyskanie z włoskich rąk Południowego Tyrolu przekazanego Mussoliniemu w prezencie przez Hitlera. Dziś jest to obszar niemalże autonomiczny z oczywistą dwujęzycznością. Nam w kilkusetletnich ośrodkach naszej kultury zainstalowano w całym majestacie prawa państwowy banderyzm z głównym „Banderstadtem”, właśnie Lwowem. Jesteśmy poniżająco zmuszani nie tylko do akceptacji takiego stanu rzeczy, ba zaczynamy już uważać ten porządek za uzasadniony i za sprawiedliwy. Medialnie szczególnie lansowany działacz Solidarności i Solidarności Walczącej, kawaler Krzyża Komandorskiego Orderu Odrodzenia Polski, deklarowany piłsudczyk (!), nie ukrywa, że gotów by był dołożyć nawet Przemyśl i nie tylko. Znany polski dziennikarz, kronikarz najbardziej dziś wpływowej rodziny w Polsce, dyrektor Instytutu Polskiego w Moskwie był zdania, że gdyby nawet sam Bandera został prezydentem Ukrainy, to Polsce by się to i tak opłaciło. Tenże dziennikarz pochwalił się jednocześnie kremlowskiej stacji Sputnik przyjęciem rosyjskiej szczepionki. Pusty gest "przychylności" pułku „Azow” wobec kamiennych lwowskich lwów, pozostających jednak niezmiennie w upokarzającym "opakowaniu" ze szmat i paździerza,  zastąpił jak dotąd zupełnie troskę o polskie rozwleczone i niepogrzebane kości. Tego samego pułku „Azow”, który, oskarżany przez Austrię o zabronione prawem praktyki kultywowania tradycji nazistowskiego SS „Galizien”, stał się powodem sankcji wobec Ołeny Semeniaka, członkini  wyrosłego z niego tzw. Korpusu Narodowego - zapewne także przez wzgląd na zwyczajowo dobre austriackie relacje z Federacją Rosyjską.

Polskie wchodzenie na taką ścieżkę może nas ostatecznie pozbawić historycznego honoru i ogromnej daniny narodowej krwi złożonej wobec odmowy jakiejkolwiek formy kolaboracji z Hitlerem.  Dzisiaj się nas judzi, dla obcych nam mocarstwowych interesów, byśmy nawet w takiej tradycji szli na „bolszewika”, jednocześnie z tymże bolszewikiem jałtańsko się układając i robiąc interesy. Łamiąc zasady ministra Becka, relatywizując Rzeź Wołyńską i turecką Rzeź Ormian poprzez przyjaźń z jakże dalekim od demokratycznych wartości Erdoganem przypieczętujemy w końcu w europejskim sojuszu z Austriacką Partią Wolności, wyrosłą z klubu byłych gestapowców i esesmanów,” ten tak skrywany polski katolicki nacjonalizm skutkujący ostatecznie barbarzyńskim współudziałem w holocauście”. Wiele wskazuje na to, że taki lub podobny scenariusz może być przygotowywany, że na taką dziejową minę możemy być precyzyjnie i agenturalnie naprowadzani. Cała ideologiczna otoczka zarzutu braku praworządności może stanowić prawne przygotowanie takiej operacji, podczas gdy rzeczywisty, łamiący wszelką praktyczną demokrację, polski chaos prawny i powszechny brak poczucia sprawiedliwości w codziennych coraz częściej i coraz bardziej drastycznych sprawach nikomu jakoś nie przeszkadza, jest jakby nawet wskazany.

W obecnym „rozdaniu” został wprawdzie poważnie naruszony, budujący się na wzór rosyjsko-ukraiński, gospodarczy system oligarchiczny, ale szczególnie polityka zagraniczna podlega całkowicie nie transparentnym i niejasnym priorytetom. Przesunięcie jałtańskiej granicy na wschód  ma swoje głębokie polityczne implikacje polegające między innymi na „przewerbowaniu się” , na ryt amerykański i NATO jeszcze niedawnych jakże prosowieckich komunistów, wpisujących ochoczo do polskiej konstytucji socjalizm i dozgonną miłość do związku radzieckiego. Stając się zatem „kolegami z pracy” pilnują teraz pieczołowicie interesów już nie samej Moskwy, ale całej osi Moskwa – Waszyngton i Moskwa – Berlin w ścisłej współpracy rzecz jasna z tymi, którym jeszcze trzy dekady temu kazali wyrywać paznokcie. Rytualne wyzywanie Putina w tym towarzystwie, podczas gdy tzw. „opozycja” pali sobie spokojnie papierosa z Ławrowem, powinno nasuwać pytania, przynajmniej tym, którym  nie są obojętne skutki dla Polski i którzy mają świadomość, że system bolszewicki, sowiecki i postsowiecki oparty był i jest przede wszystkim na kłamstwie i służbach.

Przesunięcie punktu ciężkości porządku jałtańskiego po 1989 roku, nie kwestionuje jak widać jego  zasady. Polska wprawdzie otrzymała teraz politycznie zmodyfikowaną rolę, ale będąca już w amerykańskich rękach stacja telewizyjna TVN przekazując nadal postkomunistyczne treści w miksie z zachodnim lewackim antykulturowym neomarksizmem (także za kadencji Donalda Trampa !) , tymi samymi postkomunistycznymi kadrami , blokując w zarodku lexTVN, wyraźnie wskazuje na nienaruszalność pewnych wpływów. Te wpływy kształtują także konsekwentnie politykę historyczną i edukacyjną. Świadczy o tym dokonywana, pierwszy raz od zakończenia II WŚ i dramatycznie wbrew woli byłych więźniów, gruntowna przebudowa Muzeum Auschwitz, a także w podstawowym zakresie  ahistoryczna ekspozycja Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku.  Ekspozycja ta jest wprawdzie już od dwóch lat przedmiotem sądowego sporu z jej twórcami o prawa autorskie, ale były dyrektor, a obecnie wybrany szef IPN, dr Nawrocki nie odważył się dotąd wnioskować o zamknięcie muzeum do czasu sądowego rozstrzygnięcia. Codziennie dziesiątki obywateli RP, szczególnie młodego pokolenia, wychodzi z muzeum wynosząc z sobą w dalsze życie zmanipulowaną lub niekompletną wiedzę, multiplikując niepowetowane edukacyjne szkody.

Zachód dziś jest znów oszołomiony lewactwem. W drugim co do wielkości mieście Austrii Grazu wybory do Parlamentu Landu Styrii wygrała Komunistyczna Partia Austrii, jedna z najstarszych w Europie, bo powstała w 1918 roku. Kiedy lewactwo wyszło  ze Stanów Zjednoczonych jako sekciarski eksces, nie znajdując miejsca w anglosaskiej filozofii kapitalizmu, znalazło pożywkę wśród niemieckiego proletariatu. Eksportowane do Rosji wpłynęło na zakończenie I Wojny Światowej wywołując wśród niecywilizowanego ludu najbardziej krwawą rewolucję na świecie – z co najmniej 3 milionami ofiar sztucznego głodu na Ukrainie,  by dwie dekady później odbić się rykoszetem w Niemczech w postaci narodowego-socjalizmu budującego obozy koncentracyjne, na „wzór i podobieństwo”, z udoskonalonym technicznie „przemysłowym” mordowaniem ludzi. To mordowanie ludzi dotyczyło jednak przede wszystkim „wschodu” objętego późniejszą jałtańską linią, słowiańskich „podludzi” według  niemieckiej klasyfikacji. Nawet „wschodni żydzi” byli „gorsi” od tych zachodnich. Dziś, gdy do ponurego austriackiego „zamku śmierci” Hartheim, gdzie ofiarą niemieckich i austriackich zbrodniarzy padło 30 tysięcy zagazowanych i spalonych istnień, przyjeżdżają na doroczne uroczystości żałobne przedstawiciele dyplomatyczni 21 krajów, państwowa telewizja ORF poświęca temu wydarzeniu ledwie 17 sekund (sic!) swej relacji. Jak zatem należy traktować wszelkie słowa wygłoszone jednocześnie w Auschwitz przez prezydenta Austrii podczas właśnie składanej oficjalnej wizyty w Polsce ? Czym może się skończyć, lub czym przyjdzie nam zapłacić za doproszenie Austrii, a może nawet Niemiec do „Intermarium” ?

W świętym dla Polaków bożonarodzeniowym okresie mamy swoje rodzinne obowiązki, ale mamy także i nasze …polskie. Dziś, gdy znów w 20. obwodach Ukrainy hucznie obchodzono kolejną rocznicę urodzin Bandery, a w samym Lwowie pod jego pomnik  przyszło pół tysiąca mieszkańców by wziąć udział w mszy za duszę tego mordercy i ludobójcy, gdy polski minister wchodzi w Stanisławowie do budynku opatrzonego czarno-czerwoną flagą, my módlmy się za wszystkie jakże tragiczne ofiary Jałty. Za Żołnierzy Niezłomnych, którzy polegli za nas, w ciągle nie do końca znanych nam miejscach, z ideałami które pozwoliły im umierać z Polską na ustach, a których nauczyli się tak zupełnie zwyczajnie w domu, w szkole, w kościele, wśród ludzi na ulicy, żyjąc w trudnym czasie wielu wojen i znoju codziennego dnia , ale jednak w świecie powszechnego szacunku dla podstawowych wartości ludzkiej egzystencji. Za setki tysięcy polskich istnień wywożonych kilometrami wagonów na śmierć, na wschód i na zachód, pozostawionych w porąbanych stosach na polach geograficznej Ukrainy. Ich cierpienie pozwala zrozumieć kondycję współczesnej Polski. Tylko jednak ta pamięć o Nich i o ich jakże naturalnym obowiązku  wobec Ojczyzny pozwoli nam Polakom znowu powstać z kolan.

 

Szczepan Polak

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.1 (6 głosów)