Czy potrzebna nam ta wojna ?

Obrazek użytkownika Obserwujący Malkontent
Kraj

Sto lat temu światowa wojna przyniosła Polsce niepodległość. Wojna straszna, pochłaniająca bezprecedensową ilość ofiar, których ziemski ślad naznaczony jest lasami krzyży w całej, szczególnie Zachodniej, Europie. Naszą najbardziej bolesną ceną za tę odzyskaną wolność były ofiary przymusowej bratobójczej walki Polaków po wszystkich stronach frontów tej wojny. Bez tej dziejowej konieczności i ofiary wolnej Polski by jednak nie było. Imperia bowiem rozpadają się na ogół w rezultacie globalnych konfliktów i dopiero wtedy powstaje szansa dla narodów uciemiężonych. Imperium, mocarstwo czy nawet państwo można osłabiać od wewnątrz, po kawałku, podsycając umiejętnie lokalne nacjonalizmy. Jest to proces długotrwały, obliczony czasem nawet na pokolenia, grożący chaosem rozbicia dzielnicowego czego najlepszym przykładem jest rozdrobniona, słaba i coraz bardziej dziś skłócona była Jugosławia.
O ile rozpad państwa jest taką drogą niebezpiecznie możliwy, o tyle imperium może zostać jedynie zmuszone do pewnych koncesji, a po przekroczeniu masy krytycznej musi taki proces zakończyć się wielką wojną. Wydział Wschodni Solidarności Walczącej wspólnie z rosyjskimi dysydentami tak właśnie latami „wspomagał” od środka zimną wojnę. Imperium Rosji musiało w jej rezultacie oddać wszystkie państwa satelickie na rzecz UE i NATO  i nawet pogodzić się z , co prawda wasalną, ale jednak niezależnością swych integralnych prowincji/republik. Dzisiaj te możliwości się już skończyły, co przyznaje wręcz Wydział Wschodni SW i zmuszeni do emigracji rosyjscy dysydenci. Próba odebrania Rosji znaczącej części prowincji Ukraina  musi zakończyć się wojną, bo to jest właśnie przekroczenie masy krytycznej dezintegracji imperium. Rosja zagrożona pozostałymi na Ukrainie atomowymi zasobami zmuszona została do ustępstwa ostatnim już aktem zimnej wojny. Świadczą o tym sygnatariusze umowy i sama umowa nie zawierająca jednak żadnych gwarancji bezpieczeństwa. Rosja dalej cofnąć się nie może bez ryzyka rozpadu imperium. Wiedzą o tym doskonale ci, którym właśnie na ponownym globalnym konflikcie zależy.
Może to być i sama Rosja planująca uderzenie wyprzedzające, ale wpływowych graczy w tej kwestii jest oczywiście więcej, znowu o Niemczech absolutnie nie zapominając. Trwa ostra rozgrywka psychologiczna i wstępna wojna hybrydowa z włączeniem cyberprzestrzeni. Wykorzystuje się społeczne emocje zastępujące gwałtownie  pogłębiający się powszechny kryzys wiedzy i wykształcenia. Globalna pandemia osłabia narody. Kryzys przywództwa w Stanach Zjednoczonych nie mógł zostać niezauważony. Już „wpuszczenie” na waszyngtoński Kapitol rebelianckiej gawiedzi było sygnałem bez precedensu w historii USA, całkowicie niewyobrażalnym na Kremlu. Nasycenie agenturalne tej tłuszczy jest ciągle przedmiotem dochodzenia, którego wstydliwych rezultatów pewnie nie poznamy. Sposób wycofania się amerykańskiej armii z Afganistanu stał się najprawdopodobniej najpoważniejszym przyczynkiem do podjęcia kluczowych decyzji w Moskwie. I trudno się dziwić.
Polska z ogromnymi stratami własnymi jakoś przetrwała ostatnie sto lat. Utraciła praktycznie całą elitę narodową, 20% liczby ludności  i 600 lat dziedzictwa kulturowego zrabowanego przez sowietów 17 września 1939 na zagarniętej połowie terytorium. Sama jest zbyt osłabiona, by upominać się o swoje na wschodzie, ale kolejna wojna niesie ogromne ryzyko utraty  wszystkiego. Powinniśmy zatem wszelkimi dyplomatycznymi siłami zadbać o własne status quo. Tymczasem dajemy się bezkrytycznie zaganiać w niebezpieczny narożnik państwa frontowego. Z zaciekłością oszalałego ratlerka obgryzamy od dekady moskiewskie łydki, choć przez ponad 30. lat stanowimy wschodnią rubież NATO, jakby nie było przy milczącej zgodzie Kremla. Dziś w końcu jednak pada to żądanie wycofania się północno atlantyckiego sojuszu z powrotem nad Odrę. W zameczku Mościckiego w Wiśle prezydent Ukrainy nazywa co chwilę polskiego prezydenta swym przyjacielem. Ta ogłoszona medialnie deklaracja „przyjaźni” pochodzi od państwa, które zgodnie z przyjętą w Kijowie doktryną osadzone jest na nie ulegającej przedawnieniu zbrodni wojennej i zbrodni przeciw ludzkości. Wystarczy tylko przypomnieć deklaracje programowe OUN dopuszczające wszelkie metody z dowolną ilością ofiar, łącznie z czystką etniczną i ludobójstwem, dla Wielkiej Ukrainy. Właśnie my Polacy doświadczyliśmy tego okrutnie, że nie był to jedynie papierowy zapis.„Święte oburzenie” Ławrowa na faszystowską Ukrainę to najlepszy dowód na to o jaki rodzaj intrygi tu chodzi. Zupełnie prostej, bo przecież ciągle na etosie „Wielikiej Atieczestwiennej Wajny protiw faszizmu” osadzona jest współczesna Rosja. To oburzenie może więc mieć daleki zasięg.
Wielu w Polsce oczywiście powie, że jest czymś absolutnie niestosownym wyciąganie tych spraw właśnie dziś, kiedy 130 tys. moskiewskich żołnierzy już stoi nad Ukrainą, a kolejne tysiące azjatów  tejże armii, po przebyciu 6 tys. km, dokonuje być może okrążenia od strony Białorusi. Jednak to w takiej właśnie sytuacji Ukraina zakłada na Polskę blokadę transportową, lwowskie lwy tkwią w paździerzu i szmatach, byłe polskie kościoły restaurowane za polskie pieniądze zamienia na cerkwie, sekuje konsekwentnie polskie szkolnictwo, a proces ekshumacji i grzebania polskich kości jest z żelazną konsekwencją nadal betonowany. Prezydent Ukrainy przedstawia się w Kijowie amerykańskim dyplomatom jako przywódca imperium i to pod mapą od Chełma, Jarosławia, Przemyśla po Kubań, by jednocześnie liczyć na możliwość ucieczki tysięcy Ukraińców właśnie do Polski i na zaplecze tam dla ewentualnej partyzantki. Dziennikarze polskich mediów publicznych nie są dopuszczani do konferencji prasowych. Uzbrojona przez społeczność międzynarodową Ukraina już dziś przewyższa swym potencjałem wojskowym sąsiednie NATO- wskie kraje, w tym Polskę. Uzbrojeni po zęby, za amerykańskie pieniądze, Sowiety zatrzymały się ledwie, lufa w lufę, w połowie Berlina. Wystarczyło parę lat, by próbowali lądować na Kubie. Tak więc chyba tylko wyjątkowym nasyceniem Polski przez rosyjską agenturę można wytłumaczyć postawę wielu, skutkującą relatywizacją takiej wiedzy i takiej pamięci.
Można mieć ogromne wątpliwości, czy obecną polską klasę polityczną w ogóle stać na jakieś szersze i perspektywiczne spojrzenie. Na przewidywanie, że Niemcy będący realnym i już wypróbowanym „kamratem” Ukrainy, szykują się ze wsparciem całej UE także do skoku. Polityczna konstelacja, „zygzakowaty” kurs amerykański, mogą doprowadzić w rezultacie do dyplomatycznej ugody wobec bardzo powiązanych z sobą interesów Waszyngtonu, Berlina i Moskwy. Powtarzając za Dmowskim, że Ukraina stanie się żerowiskiem międzynarodowych interesów, doceniając jego bystrość umysłu, można przypuścić, że zostanie jednak oszczędzona. Wtedy może być potrzebny kozioł ofiarny dla rozładowania nagromadzonych emocji. Wyjątkowo nadającym się kandydatem, może zostać właśnie Polska. Oby nie została obsadzona jednak w roli osła w tej rozgrywce. Dziś wbrew pozorom mogą ważyć się przede wszystkim losy „Kraju nad Wisłą”.

Szczepan Polak

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)

Komentarze

Szczególnie mnie dotyka to, jak Ukraina dzisiaj nas traktuje, o czym wspomniał Pan w tekście. Mnie to bardzo dziwi, że już od jakiegoś czasu właściwie żaden z rządzących nie prowadził poważnej, ostrzejszej polityki w stosunku do Ukrainy - oni zawsze robią co chcą (choćby wspomniana blokada transportu, o której mało kto mówi...), a Polska siedzi cicho i łyka kolejną "żabę"... A kiedy nas potrzebują, to nagle nasi wielcy przyjaciele... Ja również jestem zdania, że obecną sytuację zagrożenia wojennego ze względu na dobro i bezpieczeństwo Polski należy rozwiązać dyplomatycznie, jednak może naprawdę zręczną dyplomacją dałoby się przy okazji "ugrać" coś na polu relacji polsko-ukraińskich? Może dumni Ukraińcy zaczną nas wreszcie traktować poważnie?

Dziękuję za wpis i pozdrawiam,

Vote up!
0
Vote down!
0

MK

#1640793

Polityka historyczna z Ukrainą powinna być bardziej stanowcza.
Powiem więcej.
Polska powinna mieć też na uwadze możliwość odzyskania ziem, które w dalszej perspektywie powinny być objęte wspólną granicą.
Polsce powinno zależeć na uzależnieniu Ukrainy od Polski.
Nie chodzi o to, żeby traktować Ukrainę jako ewentualne państwo kolonialne, ale jako część integralną z korzyścią dla całej ludności całego obszaru.
Żeby móc zaoferować Ukrainie włączenie jej do Polski, najpierw trzeba zadbać o dekomunizację w Polsce.
Jeśli nie potrafimy oczyścić Polski z kacyków PZPR, nie będziemy w stanie oczyścić Ukrainy - i stanie się nam kulą u nogi.

Vote up!
0
Vote down!
0
#1640794