Paradoks małej ojczyzny
Tak przyszła mi słodko-gorzka paralela mojego kochanego miasta do obecnej sytuacji w kraju.
Otóż ćwierć wieku w moim mieście czyli Gdyni, rządy sprawował jegomość, który może i na początku był całkiem sprawny jak na samorządowca ale nie od razu po transformacji. Niemniej jednak pierwsza kadencja minęła, a on jako delfin namaszczony przez zmarłą "Żelazną Frankę" - jedyną Panią Prezydent, jaka podniosła z szarości i marazmu to miasto, kontynuował wówczas jej myśl. Dla znawców tematu pani Franciszka Cegielska była według mnie niczym T.Wenda lub E.Kwiatkowski. Po upadku komuny miała wizję i na prawdę znajomość potrzeb mieszkańców. Cóż, choroba odebrała siły, a i w końcu życie i nastała era kaprawego smutasa popierającego wiadomo kogo. Cwaniak jednak nigdy nie był w tej formacji. Ba! Nawet twierdził, że nie jest zrzeszony i założył własne ugrupowanie. To było raczej towarzystwo wzajemnej adoracji i tzw. klub przyjaciół królika. Przez dwadzieścia pięć lat układał się z deweloperami, dziwnymi inwestorami i podejrzanymi politykami doprowadzając do miliardowego długu moje miasto. W końcu deratyzacja wyborcza spowodowała, że ze stanowiska prezydenta musiał odejść. Tyle krótkiej historii.
Pierwszy akapit w krótkiej formie opisuje to co wydarzyło się w mojej małej Ojczyźnie. Przekładając to na skalę naszej Polski sprawa ma się całkiem podobnie. Może ktoś zapyta: skąd ta analogia? Otóź śpieszę z wyjaśnieniem.
Towarzyszom po 13 grudnia udało się przejąć całkowicie to co pozostało do przejęcia i sprzedania. Tak więc syndykat w KPRM i Wiejskiej systematycznie i metodycznie oddaje za granicę perły naszej Korony. Znikają nieliczne rodzinne biznesy, sprzedawane są nadmiernie lasy, dziczyzna (nomen omen później odkupywana przez restauratorów w Polsce za wielokrotność ceny podstawowej), cukrownie, resztki stoczni i zakładów metalurgii ciężkiej.
W Gdyni zniknęło jak na razie ok. 450 rodzinnych firm, zniszonych przez koszty energii, podatki i wszelkiej maści daniny publiczne ordynowane przez panujących. Problem jest taki, że wystarczył rok aby sytuacja stała się dramatyczna.
Pani Franciszka była wizjonerką. Tak jak ojcowie założyciele Gdyni. W Warszawie natomiast rośnie wrzód, który jeśli pęknie, to rozleje swój rozkład i zgniliznę na całą naszą Ojczyznę. Dobrze prosperującą gospodarkę, zdrajcy i oszuści zdążyli rozłożyć przez mniej więcej rok. Tak się zastanawiam czy nie ma ani jednego rozsądnego prawnika, który wytoczyłby proces obecnej władzy za nieudolność i działanie na szkodę Państwa?
Wybaczcie moją zgorzkniałość ale tak jak napisałem na wstępie: opanowywanie poszczególnych samorządów przez szkodników jest już chorobą, a na taką potrzebny jest lekarz. Kto według was może takim być?
Pozdrawiam serdecznie
Kaszeba.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 121 odsłon
Komentarze
@ Autor
28 Stycznia, 2025 - 15:14
@ Autor
Też nie mogę wyjść ze zdumienia. Jeden facet rozp. całe państwo. I nie ma ani jednego sprawiedliwego. Kiedyś mieliśmy szlachtę, inteligencję II RP, dziś, bez obrazy, pozostali sami folwarczni.
Ja mam więcej pytań: dlaczego rozbudowuje się Gdańsk, a nie naszą Gdynię, która ma lepsze położenie? Przed wojną była największym tonażowo portem przeładunkowym na Bałtyku. Dlaczego na wszelki wypadek nie otorbia się Gdańska?
Ryszard Surmacz
Panie Ryszardzie,
28 Stycznia, 2025 - 22:02
Panie Ryszardzie,
Odpowiedź jest prosta! Przecież nikomu nie zależy na podtrzymywaniu etosu Gdyni jako miasta, które powstało z niczego. Lepiej promować germańskie stereotypy i paradogmaty, które promują jedynego i nieomylnego gaulaitera. Łączę się z Panem w bólu bo szlag mnie trafia kto nami rządzi. Niestety za późno to zrozumiałem.
Pozdrawiam.
Z poważaniem
Kaszeba
"Morbus maximus recentiorum temporum stultitia est. Spero solutionem tandem inveniendam"