Sen o Starej Baśni…
Kiedyś w lekturze Starej Baśni,
Zaczytałem się bez pamięci,
W świat tamten jakby się zanurzyłem,
Wszystkie troski daleko za sobą zostawiłem,
Porywającym było oczami niemieckiego kupca Henga,
Oglądać dawny kraj Polan,
Oczyma duszy zaznać prastarej słowiańskiej gościnności,
Przewracając kolejne kartki książki,
By przynajmniej oczyma duszy,
Z niemieckim kupcem Hengo w kraj Polan wyruszyć,
By odmalować w swej wyobraźni,
Jak przed wiekami żyli przodkowie nasi…
Gdy nad książką zasnąłem,
Sen przedziwny po chwili przyśniłem,
Śniąc w świecie Starej Baśni się znalazłem,
Odkryłem, iż sam jego częścią jestem,
Przyśniła mi się pewna Baśń Stara,
Od baśni całego świata zupełnie różna,
Na podstawie starej polskiej legendy,
Napisana przez arcymistrza polskiej powieści,
Wszystko, o czym jeszcze przed chwilą czytałem,
W marzeniu sennym w głowie swej odmalowałem,
Martwe starej książki litery,
W śnie przeobraziły się w żywe obrazy,
Na progu chaty starego kmiecia Wisza,
Siedziały dwie młode siostry Żywia i Dziwa,
Ręce swoje ku mnie wyciągały,
Do przekroczenia progu chaty z uśmiechem zapraszały,
Gdy próg chaty nieśmiało przekroczyłem,
Do świata pradziejów natychmiast wkroczyłem,
W pradziejach Polski cały się zanurzyłem,
Dumny kraj Polan oczyma duszy ujrzałem,
Biegłem po kraju Polan ziemi,
Kędy powiał mnie wiatr historii,
Choć świadomym byłem, że jedynie śniłem,
W śnie tym na zawsze zostać zapragnąłem,
Zapragnąłem w śnie swoim,
Jak żadnym wcześniej realistycznym,
Chatę prostego oracza Piasta odnaleźć,
Protoplaście dynastii Piastów pokłony swe zanieść,
Tam gdzie młoda Dziwa,
Z duchami przodków rozmawiała,
Skierowała się moja natura,
Wiedzy o zamierzchłych czasach głodna,
Biegłem przez kraju Polan lasy,
W pędzie zanurzyłem się pomiędzy czarne bory,
Biegnąc co sił zmęczenia nie czułem,
Lekkim było me ciało gdy śniłem,
Odczułem że z dziupli wydrążonego drzewa,
Przebiegły Znosek mnie podgląda,
Wierny sługa srogiego knezia,
Wysłany by wytropić nieproszonego gościa,
Lecz wkrótce ujrzały oczy moje,
Liczne słowiańskie chaty kmiecie,
W nieładzie rozsypane po okolicy,
Jak rzucone ręką gracza kości,
Z daleka oracza Piasta ujrzałem,
Kim jest ów człowiek natychmiast rozpoznałem,
Do nóg jego od razu przypadłem,
Pierwszemu z dynastii Piastów pokłon tym oddałem,
Spojrzał na mnie wzrokiem wymownym,
Do głębi mej duszy przenikającym,
Jakby wszystko o mnie wiedząc,
Wszelkie tajemnice przeszłości zarazem znając…
Wtem pociemniały chmury na niebie,
Wróżąc tym rzeczy niepomyślne,
Bowiem doniósł swemu panu Znosek przebiegły,
O nieproszonego gościa w baśniowym świecie obecności,
W śnie tym przedziwnym, uśmiech srogiego Chwosta,
Ukazał się na tle burzowego nieba,
I gdy tętent koni posłyszałem,
Z daleka kneziowych smerdów ujrzałem,
Gdy z wyciągniętym mieczem Smerda,
Jął w galopie na mnie nacierać,
Jąłem we śnie panicznie uciekać,
W ciemnym borze na powrót się zanurzać,
Lecz nie obudziłem się z krzykiem,
A wciąż ciemnym borem bez wytchnienia biegłem,
Wtem przed sobą wielkiego tura ujrzałem,
Którego widokiem oczy swe zachwyciłem,
Stał przede mną zwierz dumny,
Siłę i potęgę dawnej Polski symbolizujący,
Przepiękny zwierz srogi,
W którego oczach ujrzałem obraz nowy,
Gdy w oczy tura głęboko spojrzałem,
Ciągnących na gród Chwostka kmieci ujrzałem,
Wtem sam między nimi się znalazłem,
Wraz z nimi na znienawidzonego Chwosta podążyłem,
Wtem ukazał się gród wielki,
Przez wierną Chwostowi załogę twardo obsadzony,
Choć zdawał się nie do zdobycia,
Nie wiedząc skąd dobyłem w śnie miecza,
Owiał moją twarz wiatr zimny,
Gdy z kmieciami jęliśmy szturmować grodu mury,
Silne emocje odczułem niczym na jawie,
Przez szał bitewny w śnie spotęgowane,
I widziałem we śnie jak Chwost przebiegły,
Chroni się ze swą Brunhildą w wieży,
Postrzegłem we śnie przerażone oblicze jego,
W murach wieży trwożnie się chroniącego,
Przepiękny sen przemienił się w koszmar,
Gdy sam znalazłem się w skórze Chwosta,
I niezrozumiałym ludziom snu prawem,
Sam stałem się kneziem Chwostem…
Gdy biegłem po schodach kamiennej wieży,
Jęły plątać się moje nogi,
Tedy z tym większym przestrachem,
Tym szybciej stąpać począłem,
Z przestrachem począłem kroki swe szybciej stawiać,
Wtem jęła wieża samego nieba sięgać,
Im paniczniejszą była ma ucieczka,
Tym wyżej kamienna wieża sięgała nieba,
Gdy cel ucieczki jął się oddalać,
Strachem zarazem począłem się napełniać,
Gdy w moim sennym koszmarze,
Bez celu przerażony wciąż uciekałem,
Gdy cel ucieczki wciąż się oddalał,
Obraz kamiennej wieży począł się rozmywać,
Gdy wszystko wokoło jęło zanikać,
Powieki swoje począłem otwierać…
Że tylko śniłem,
Wnet zrozumiałem,
Gdy okładki Starej Baśni ręką dotknąłem,
Na nowo zapach starej książki poczułem,
Gdy wspomnieniami do młodości swej sięgam,
Po dziś dzień oczarowany wspominam,
Sen tamten przepiękny, wspaniały,
Lekturą Starej Baśni natchniony…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 31 odsłon