Powód do dumy czy zadumy

Obrazek użytkownika Józef Wieczorek
Kraj

Powód do dumy czy zadumy

Wszelkie rankingi odsłaniają słabość polskich uczelni, także tych z największą ilością profesorów i doktorów habilitowanych. Nawet najlepsze nasze uczelnie są w niemocy, jak się je porówna z uczelniami światowymi. Rankingi nie uwzględniają liczby profesorów prezydenckich/belwederskich, a tym bardziej doktorów habilitowanych, bo te kategorie ‘naukowe’ na ogół nie są znane w innych systemach akademickich. Stosowanie innych kryteriów określania mocy naukowej pokazuje, że można być mocarstwem, jeśli chodzi o liczbę naukowców tak utytułowanych, przejawiać niemoc naukową.

Najlepsze polskie uczelnie – tradycyjnie Uniwersytet Warszawski i Jagielloński – zwykle plasują się w 5 setce najlepszych uczelni światowych (ranking szanghajski) czasem trafiając do 4 setki, ale na tak dalekich pozycjach rankingi nie są zbyt precyzyjne. Określanie mianem sukcesu awansowanie uczelni np. o 50 miejsc w którejś tam setce rankingu jest bezpodstawne, jako że dystans naszych nawet najlepszych uczelni od pierwszej setki rankingu jest niemal kosmiczny. I powinien skłaniać do zadumy.

A jakie proponuje się remedia na poprawę prestiżu?.Zwykle jakieś fortele. Ponieważ rankingi preferują raczej wielkie uczelnie, nieraz postulowano, aby nasze uczelnie po prostu łączyć w wielkie molochy. Co prawda poziom nauki i nauczania niekoniecznie się wtedy polepszy, ale za to pozycja w rankingach się podniesie. Rzecz jasna można by zatrudniać na etatach noblistów, których obecność wpływa znacznie na punktację rankingową, ale noblistów naukowych nam brakuje, a jakoś do tej pory uczelnie nie zatrudniły Lecha Wałęsy, w końcu pokojowego noblisty, choć bez matury, ale z wielką ilością doktoratów honorowych. Tych naprawdę naukowych noblistów nie możemy się doczekać, bo czy ktoś o takim potencjale miałby szanse na sukces w systemie trwającej dziesiątki już lat negatywnej selekcji kadr?

Ponieważ rankingi międzynarodowe wysoko punktują poziom umiędzynarodowienia studiów niektóre uczelnie (ostatnio UAM) likwidują limity przyjęć dla obcokrajowców. Zwykle są to u nas Ukraińcy i w mniejszym stopniu Białorusini.

Niestety i takie preferencje nie za wiele się zdają i np. UAM w ostatnim rankingu QS World University Rankings został uwzględniony, ale w odległej 8-10 setce, razem m.in. z uczelniami Bangladeszu.  Widocznie polityka równościowa i skoncentrowanie się na orientacjach seksualnych, przy lekceważeniu orientacji intelektualnych w nauce najważniejszych, prowadzi do równania w dół, a nie w górę. I żadne fortele poprawy ich rankingowej sytuacji nie są skuteczne.

Niestety rektorzy -co gorsza przy pomocy mediów – wprowadzają w błąd polskich podatników finansujących polskie uczelnie, co do sukcesów tychże w skali międzynarodowej. Co prawda w wyżej wymienionym rankingu zidentyfikowano aż 19 (więcej niż dotychczas) wśród ponad tysiąca uczelni z całego świata. Jest to jednak tylko kilka procent polskich uczelni z nazwy wyższych, a i te najlepsze plasują się na pozycjach zajmowanych także przez wiele uczelni tzw. trzeciego świata. Od naszych najlepszych UW i UJ wyżej sklasyfikowano uczelnie m.in. Chile, Kazachstanu, Tajlandii, Kataru, Kolumbii, Brunei, Białorusi.

Określenie mocy uczelni, w takim czy innym rankingu, jest wysoce niedoskonałe i pozycje zajmowane przez uczelnie zawsze są dyskusyjne, a nawet mogą budzić zdziwienie, ale jednak uczelnie uważane od lat za bardzo dobre zajmują pozycje zwykle w pierwszej setce, niezależnie od kryteriów rankingowych. Jeśli uczelnie plasują się w różnych rankingach na odległych pozycjach to jednak uzasadniony jest wniosek, że są słabe, w niemocy.

Ranking „webometryczny” pokazuje także nasze szkoły niepubliczne oraz wiele publicznych, na bardzo odległych pozycjach, na ogół w przedziale 20-30 tysięcznym. I takie jest też odczucie społeczne wartości tych uczelni z nazwy wyższych, którą to nazwę zawdzięczają odpowiedniej ilości profesorów i doktorów habilitowanych. Ta ilość nie ma jednak większego znaczenia dla pozycji w rankingach międzynarodowych, bo w nich nasze tytuły i stopnie naukowe nie są brane pod uwagę.

Rektorzy i media podnoszący rzekome sukcesy polskich uczelnie zdają się jednak bezwarunkowo uznawać rankingi za doskonałe narzędzie do określania poziomu uczelni i do jej promocji uczelni, nawet gdy ta moc jest podobna do uczelni biednych krajów, niezbyt znanych w nauce. Ale rzecz jasna o tym taktownie nie mówią i nie piszą. Na ogół polskie uczelnie i ich uczeni są słabo znani w świecie, z wyjątkiem nielicznych, i to głównie w dziedzinach „twardej” jak mówimy nauki.

Najnowszy ranking szanghajski

W lipcu tego roku ogłoszono ranking szanghajski w rozbiciu na dziedziny naukowe. Ten wygląda nieco bardziej pozytywnie, bo fizyka Uniwersytetu Warszawskiego znalazła się w pierwszej światowej setce (51-75) co jest sukcesem, powodem do zadowolenia, matematykę UW ulokowano na pozycji 101-150 a UJ na pozycji 150-200. W dziedzinie weterynarii w drugiej setce jest SGGW, podobnie jak UJ w dziedzinie zdrowia publicznego.

Ale już nauki o ziemi, podobnie jak informatyka, telekomunikacja czy górnictwo (i wiele innych) z żadnej polskiej uczelni nie zmieściły się w pierwszej 500 uczelni. Co prawda w rankingu, w którym uwzględniono ponad 1,8 tys. uczelni z 96 krajów, odnotowano 25 polskich uczelni (na ok. 350 funkcjonujących obecnie w domenie akademickiej) w 28 dyscyplinach (czyli w połowie dyscyplin uwzględnianych w rankingu), ale to chyba nie powinno nas satysfakcjonować. Nie jest to świadectwo prestiżu polskich uczelni

15 sierpnia, jak co roku, ogłoszono wykaz 1000 najlepszych uczelni świata, ujęty w ogólnym rankingu szanghajskim [2022 Academic Ranking of World Universities] uważanym za najbardziej prestiżowy. Czołową dziesiątkę rankingu stanowią:Harvard University,Stanford University, University of Cambridge, Massachusetts Institute of Technology (MIT), University of California, Berkeley, Princeton University,Columbia University, California Institute of Technology, University of Oxford, University of Chicago

W tym rankingu znalazło się 11 polskich uczelni, ale tylko dwie – UJ i UW w piątej setce, a pozostałe w drugiej połowie rankingu: Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie (w siódmej setce), Politechnika Gdańska, Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego i Uniwersytet Medyczny im. Piastów Śląskich we Wrocławiu (dziewiąta setka). a w dziesiątej setce: Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, Warszawski Uniwersytet Medyczny, Uniwersytet im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, Politechnika Warszawska i Politechnika Wrocławska.

Wśród tych 1000 uczelni tylko w rankingu z 2018 roku było więcej, bo 12 uczelni polskich, ale przed rokiem 2017 r. na ogół pojawiały się tylko dwie – UJ i UW (często w IV setce) a dwukrotnie (r. 2003 i 2005] także Uniwersytet Wrocławski, co mogło być wynikiem niedostatków bazy danych o uczelniach uwzględnianych w rankingu.

Trudno zatem mówić o poprawie notowań polskich uczelni jako o skutku reform naszego szkolnictwa wyższego. Miejsca, tych notowanych najlepszych polskich uczelni, są wciąż dalekie, jak wielu uczelni krajów trzeciego świata.

W rankingu szanghajskim uwzględniono m.in. 190 uczelni amerykańskich, 112 chińskich, 46 niemieckich, 36 japońskich. Z 26 odnotowanych uczelni hiszpańskich 7 ma wyższe miejsca od naszych najlepszych, z 37 uczelni z Włoch wyższe notowanie ma 12. Z małej Holandii uwzględniono 13 uczelni z czego 12 wyżej notowanych od naszych najlepszych a 4 z nich w pierwszej setce, z Danii tylko 6 uczelni, ale 5 wyżej notowanych, w tym 2 w pierwszej setce, z Czech tylko 4, ale za to jedna w trzeciej setce.

Nadal nie ma powodów do zadowolenia

Czy takie pozycje naszych uczelni w rankingu światowym mogą stanowić powód do zadowolenia, jakie wyraża po jego ogłoszeniu wielu rektorów, i media?

Włosi ze swojej domeny akademickiej, o niebo lepiej notowanej w rankingach, nie są zadowoleni i widzą inne niż finansowe przyczyny tego stanu rzeczy. Do nauki trafiają bowiem nie najlepsi merytorycznie, tylko najlepiej ustawieni socjologicznie, w ramach fikcyjnych konkursów. Podobnie zresztą jak u nas. Przy czym u nas jest to standard, a Włosi wszczęli operację „Universita bandita” aby ten proceder zlikwidować. Ustawiacze konkursów we Włoszech kierowani są na ławy sądowe, u nas na piedestały.

Mimo wielu reform, ogromnego wzrostu ilościowego uczelni, utytułowanych naukowców, znakomitego polepszenia infrastruktury uczelnianej, z nieruchomościami na poziomie europejskim, o czym można było tylko marzyć w PRL, nasze uczelnie wypadają słabo, nie tylko na tle potęg naukowych. Szkoda, że w rankingach nie pokazuje się wielkości budżetów uczelni. Nasze uczelnie, co prawda, mają budżety znikome w porównaniu z uczelniami amerykańskimi, ale chyba większe od wielu uczelni trzeciego świata zajmujących podobne, a nawet lepsze miejsca od naszych najlepszych uczelni. Naszą ambicją winno być osiąganie poziomu porównywalnego choćby z uczelniami hiszpańskimi czy włoskimi, ale te w rankingach biją nasze na głowę, choć jeszcze w PRL tego tak się nie odczuwało (nie było jednak takich rankingów). Nie da się wytłumaczyć niemocy polskich uczelni tylko niedofinansowaniem. Nakłady są ważne, ale np. arabski King Abdullah University of Science and Technology ma nakłady podobne jak uczelnie z pierwszej dziesiątki rankingu, a znajduje się w 3 jego setce.

Co więcej, obecny poziom finansowania nauki w Polsce jest wielokrotnie większy niż w PRL, bo wtedy badania prowadziło się na ogół przy kiepskich pensjach, no może z dodatkiem na skromne diety wyjazdowe. Gdy zagraniczni naukowcy pytali mnie o finansowanie projektów badawczych, nie wiedziałem o co chodzi, bo badania realizowało się w ramach własnych pomysłów, w murach skromnych uczelni, nie zawsze mając gdzie mieszkać i gdzie podziać publikacje, które organizowało się w ramach wymiany międzynarodowej i np. za honoraria autorskie.

Gdy zagranicznych naukowców, czy studentów informowałem, że zarabiam kilkanaście dolarów, sądzili, że to na dzień, bo kto by sądził, że na miesiąc! A wyniki jednak były, nie takie jednak jakie mogły być przy takim jak obecnie finansowaniu (pensje jednak powyżej 1000 dol., finansowane projekty, wyjazdy zagraniczne), znane także na Zachodzie, a w ramach wymiany zagranicznej można było dysponować sporymi biblioteczkami, nie gorszymi od kolegów z Zachodu. A obecnie literaturą zagraniczną zainteresowanie jest słabe lub żadne, także bibliotek „naukowych”.

Za PRLu poziom w wielu dyscyplinach zapewne nie był gorszy od dzisiejszego, a może i lepszy (szczególnie w dziedzinach „twardych”) i na tle np. naukowców włoskich czy hiszpańskich wypadaliśmy nieźle. Raczej mamy regres, a nie postęp, mimo lepszych (choć nadal niezadowalających) ekonomicznych warunków pracy naukowej w kraju, a i o niebo lepszych możliwości współpracy zagranicznej. Rzecz w tym, że zapomina się, iż naukę tworzą uczeni, a nie mury. Skutków długotrwałej negatywnej selekcji kadr naukowych nie są w stanie zrekompensować piękne, lecz kosztowne w utrzymaniu nieruchomości.

Wadliwy system, polegający na zdobywaniu stopni i tytułów, przy nikłym zainteresowaniu zdobywaniem należytej wiedzy i odkrywania prawdy, prowadzi na manowce. Podejmuje się bezpieczne tematy, które zapewnią stopnie, tytuły, unikając tematów niewygodnych dla baronów akademickich i dla ideologów trzymających kasę. Eliminacja z systemu pasjonatów i nonkonformistów jest faktem. Oportuniści i konformiści, miłośnicy wysokich zarobków, nie zapewniają poziomu. Nie tylko jesteśmy słabi w międzynarodowych rankingach, ale i przydatność naukowców uczelnianych dla gospodarki i społeczeństwa jest niezadowalająca. Niestety społeczność akademicka i nie tylko akademicka oraz decydenci wykazują słabe zainteresowanie plagami degradującymi domenę akademicką. Jeśli nie ma monitoringu plag to nie wiadomo jak im zaradzić. Szokujące jest zadowolenie i określanie mianem sukcesu kiepskich wyników naszych uczelni w rankingach światowych. Taki stan rzeczy nie rokuje poprawy polskiej domeny akademickiej i jej przydatności dla rozwoju Polski.

Tekst Rankingi miarą (nie)mocy akademickiej opublikowany w Kurierze WNET we wrześniu 2022 cz. 2.

 

Tekst opublikowany w Kurierze WNET we wrześniu 2022 r. cz. 1

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.5 (8 głosów)

Komentarze

Julian Tuwim
"Karta z dziejów ludzkości"

Spotkali się w święto o piątej przed kinem
Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem.

Tutejsza idiotko! - rzekł kretyn miejscowy -
Czy pragniesz pójść ze mną na film przebojowy?

Miejscowa kretynka odrzekła - Z ochotą,
Albowiem cię kocham, tutejszy idioto.

Więc kretyn miejscowy uśmiechnął się słodko
I poszedł do kina z tutejsza idiotką.

Na miłym macaniu spłynęła godzinka
I była szczęśliwa miejscowa kretynka.

Aż wreszcie szepnęła: - kretynie tutejszy!
Ten film, mam wrażenie, jest coraz nudniejszy.

Więc poszli na sznycel, na melbe, na winko,
Miejscowy idiota z tutejszą kretynką.

Następnie się zwarli w uścisku zmysłowym
Tutejsza idiotka z kretynem miejscowym.

W ten sposób dorobią się córki lub syna:
Idioty, idiotki, kretynki, kretyna.

By znowu się mogli spotykać przed kinem
Tutejsza idiotka z miejscowym kretynem."

pzdr

Vote up!
3
Vote down!
0

antysalon

#1647291

... a ponadto brak jest kompatybilności w dążeniach uczelni do potrzeb polskiej gospodarki.

Tak się złożyło, że polscy studenci uczelni politechnicznych są coraz bardziej zauważalni w świecie nauki i... zbierają "hurtowo" nagrody. Ale, niestety - zauważam zbyt małe wsparcie władz uczelni w rozwijaniu ich talentów.

Dwa lata temu wsparłem bardzo ambitnego doktoranta Collegium Medicum (młodego pracownika tej uczelni) w zrealizowaniu jego doktoratu. A temat był na miarę światowej medycyny, bowiem dotyczył... zlikwidowania komórek nowotworu złośliwego w żywym organizmie nie metodą chemioterapii, a... prądami wysokiej częstotliwości, bez uszkadzania zdrowych tkanek okalających komórki rakowe.
Pracując nad tym tematem, opieraliśmy się w 30 % na literaturze anglojęzycznej, a pozostałe 70% wypracowaliśmy sami. To nie była tylko teoria, ale także przeprowadzenie praktyczne eksperymentu z wykorzystaniem aparatury mojego projektu. Jego skutek był pozytywny.
Protoplastami tej metody byli naukowcy z Izraela (publikujący swe osiągnięcia w jęz. angielskim), a my, mając niejako "punkt zaczepienia",... dołożyliśmy swoje rozwiązania.

A co na to władze uczelni doktoranta?
Chyba nie zdawały sobie sprawy z tego, jak ważny jest to temat, albo świadomie... "okroiły" fundusze na jego realizację. Wykluczyłem brak świadomości, bo we władzach uczelni nie zasiadają... pokojówki hotelu (z całym szacunkiem dla owych pokojówek), tylko ludzie... wydawałoby się światli, ale którym niekoniecznie zależy na rozwoju polskiej nauki, a... zależy na ich partykularnych interesach. 
Po części projekt (doktorat) zrealizowaliśmy z własnych środków.

Dałem ten przykład, bo z niego potwierdza się teza, że "ryba psuje się od głowy".
Zmieńmy kryteria w światowych rankingach, także w wyborach władz polskich uczelni, a osiągnięcia polskich młodych naukowców zostaną zauważone w Świecie, co zapewne przełoży się na dużo wyższą pozycję w rankingach polskich uczelni.

Pozdrawiam serdecznie

Satyr       

Vote up!
4
Vote down!
0

___________________________
"Pisz, co uważasz, ale uważaj, co piszesz". 

© Satyr


 

#1647299

Gdyby w światowych rankingach zastosowano polskie kryteria ( liczba prof i dr hab) bylibyśmy na czele ! 

 

Vote up!
3
Vote down!
0

Józef Wieczorek

#1647316

Popieram szanownego Satyra.
Także zauważam, że na naszych Uczelniach nie ceni się ludzi którzy tworzą coś nowatorskiego. Większość "uczonych" przepisuje i kompiluje dokonania innych, bez własnego wkładu. Dotyczy to również artykułów w czasopismach ponad 100 punktów.
Dlatego obecne rankingi są bez sensu.
Pozdrawiam

Vote up!
2
Vote down!
0

Roman Pniewski

#1647328

dokładnie tak, jak “szanowny Satyr” …

Odsyłam tutaj Państwa do mojego komentarza: „Między wiatrakiem a plagiatem”

https://niepoprawni.pl/comment/1645818#comment-1645818

Vote up!
1
Vote down!
0

postronny

#1647336

Jednak w kwestii dostępności zmieniło się niewiele.

Wiadomo, ceny inne. prawie wszystkie oferty zawierają dopisek: przebadane pod względem wykrywalności przez program "Plagiat" lub podobnie.

W sieci dotąd mnóstwo pytań o to czy można zostać"Dohtórem" bo przecież nie Doktorem bez tytułu magistra.

https://natemat.pl/blogi/judytakokoszkiewicz/89463,wystarczy-nawet-1800-zl-by-w-bialymstoku-kupic-gotowa-prace-doktorska-to-szokujace

Tu oferta dla "magistruf: Z roku 2019.

https://www.money.pl/gospodarka/20-zl-za-strone-tyle-jest-w-polsce-warta-praca-magisterska-6426900168587393a.html

Warto zerknąć w komentarze.

Nawiasem. Sam jestem tylko Licencjatem po Kolegium Nauczycielskim. Wprawdzie Bardzo Renomowanym lecz "tylko".

Moja praca miała charakter badawczy, kosztowała mnie od groma "tyrki w terenie" zbierania materiału w formie zapisu nutowego"na żywca", materiału audio i wywiadów z twórcami ludowymi.

Na koniec odkrywcze samonarzucąjące się tezy, udowodnione przez analizę zebranego materiału.

Komisja? Zachwycona. Obrona? Jak złoto.Kto za odrzuceniem? Nie zgadniecie, Pan Promotor!

Wówczas nie wiedziałem dlaczego. Lecz gdy z Kolegami oraz Koleżankami z roku pozbieraliśmy wszystko do kupy, wyszło szydło... Mieliśmy być tylko "murzynami' przewodu doktorskiego. Zgadnijcie kogo? Moje wnioski po prostu nie pasowały mu, Musiał samodzielnie napisać co nieco. Dlatego postanowił mnie ukarać.

Oceniono mnie "tylko i aż" na Dobry. Ciekawostka. Podobne późniejsze badania, oczywiście spod ręki Autorytetu wykazały To Samo. A ich wynik jest obecnie Obowiązującą Wykładnią dotyczącą elementów jazzowych w polskiej muzyce ludowej.

Mnie trzeba było zgnieść"w imię"... interesów. Niech Mu ziemia lekką będzie. Amen.

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0

brian

#1647338