Kopernik w grobie się przewraca

Obrazek użytkownika Józef Wieczorek
Kraj

W 2023 r. przypada 550 rocznica urodzin i zarazem 480 rocznica śmierci Mikołaja Kopernika, uważanego za największego z polskich uczonych, mimo że swoją karierę akademicką zaczynał jeszcze w czasach średniowiecza – zdaniem wielu akademików w okresie zacofania i ciemności.

Obawa przed powrotem do czasów Kopernika

Współcześni utytułowani, którym daleko do poziomu Kopernika, nieraz protestują przeciwko poczynaniom polskiego rządu, będącego podobno na drodze powrotu do tych rzekomo mrocznych czasów. Taką scenę udokumentowałem w ubiegłym roku przed Collegium Novum UJ, gdzie mając za plecami posąg Mikołaja Kopernika, współcześni ludzie, podobno nauki (z tytułami profesorskimi), prezentowali swoje oburzenie polityką akademicką polskiego rządu.

Fakt, że do tej polityki można mieć wiele zastrzeżeń i trzeba je rządowi przedstawiać, aby ten podążał we właściwym kierunku, ale obawa przed powrotem do czasów Mikołaja Kopernika musi budzić konsternację. Przecież o takim studencie jak Kopernik polskie uczelnie winny marzyć, jak również o przywróceniu krakowskiej wszechnicy takiego poziomu (w relacjach do uczelni zagranicznych), jaki wówczas prezentowała. Niestety w takim kierunku nie idzie rozwój polskiej domeny akademickiej, w praktyce niereformowalnej. To właśnie polski świat akademicki – przez lata negatywnie selekcjonowany – najsilniej hamuje rozwój nauki, torpedując/unieważniając wszelkie ruchy naprawcze, tak rządowe, jak i pozarządowe.

Na naprawę systemu ma tylko jednio remedium – o czym cały świat akademicki mówi jednym głosem: dajcie nam więcej pieniędzy, bo nam się należy. Przed lustracją, projektami antynepotycznymi, ograniczeniem destrukcyjnych patologii, zmianami systemu tytularnego, demokratyczna większość broniła się z sukcesami. O rozlicznych plagach akademickich nie ma zamiaru dyskutować merytorycznie. Na wszystkie bolączki większość beneficjentów patologicznego od lat systemu postuluje tylko jedno lekarstwo – pieniądze.

Kopernik, oprócz astronomii, zajmował się finansami i jest współodkrywcą znanego prawa (prawo Kopernika-Greshama): gorszy pieniądz wypiera lepszy.

Gorsi naukowcy wypierają lepszych

Gdyby Kopernik żył w dzisiejszych czasach, zapewne by wykrył jeszcze jedno prawo, że gorsi naukowcy wypierają lepszych, przynajmniej w polskiej domenie akademickiej, i stąd mamy coś, co można nazwać „rozwojem wstecznym”, bo mimo wzrostu ilościowego naukowców i uczelni z nazwy wyższych, mamy stagnację, a nawet regres.

Kolejne rządy usiłowały – fakt, że nieudolnie – ten stan rzeczy zmienić, ale świat akademicki walczy o to, aby wszystko pozostało po staremu, z wyjątkiem uposażeń ustalanych w relacji do stopni i tytułów, a nie faktycznej wartości pracy. I to ma podobno pozytywnie działać w niezmienianych warunkach autonomicznego wypierania lepszych naukowców przez gorszych.

Takiej mocy jeszcze żaden polski rząd nie miał i chyba już zrezygnowano z głębokich reform systemowych, z obawy, aby nie doszło do obalenia rządu. W końcu domena akademicka to jest nader potężna siła, bo niemal połowa młodego, głosującego społeczeństwa funkcjonuje na uczelniach, a ponadto mamy ogromne rzesze akademików formujących/formatujących elity nie tylko akademickie, ale i polityczne, ekonomiczne, prawne… Stąd reformy nie dotykają istoty akademickiej rzeczy, nie naruszają zbytnio bronionego status quo, a ogrom tworzonych przepisów nie przekłada się na pozytywne zmiany. Bo nie mogą one nastąpić bez zmiany fundamentów, na których domena jest posadowiona. A jak wiadomo, jest posadowiona na zgniłych fundamentach z okresu komunistycznego, które wadliwej konstrukcji nie są w stanie utrzymać. Uczelnie z czasów Kopernika, tak polskie, jak i włoskie, na których studiował, oparte były na fundamencie prawdy, gdy współczesne uniwersytety z prawdy stopniowo abdykowały, więc nie ma się co dziwić, że w czasach post-prawdy chylą się ku upadkowi.

Świat akademicki heroicznie bronił się też przed poznaniem prawdy o swej historii, co zaznaczyło się protestami przeciwko lustracji i stosowaniem różnych forteli (w tej materii wynalazczość/innowacyjność akademicka była imponująca), aby czasem prawda nie wyszła na światło dzienne. Ze swej historii wymazywano okres komunizmu, przewodnią siłę narodu, stan wojenny, polityczne czystki akademickie epoki Jaruzelskiej… Zasadnicze dla reformowania systemu pytanie, które od lat stawiam („Kurier WNET”, październik 2021 r.): skąd się wzięły obecne kadry akademickie? – pozostaje bez odpowiedzi.

 Reformowanie domeny akademickiej tak, aby obecnym kadrom (niewiadomego pochodzenia?) było lepiej, nie zważając na ich zdolności do rozwoju nauki, nie jest najlepszym pomysłem. Taki Stefan Banach, jeden z naszych nielicznych światowych uczonych, w takim systemie nie miałby żadnych szans, byłby miernotą! W tym systemie długotrwałej, negatywnej selekcji kadr gorsi uczeni wypierają lepszych, nie mają konkurencji i sami się nawzajem awansują, „utytuławiają” wzdłuż, wszerz, a nawet w poprzek. I tak to funkcjonuje na poziomie instytucjonalnym, stąd jakakolwiek próba powołania konkurencyjnej instytucji spotyka się – bez zdziwienia – z nonkonformistyczną postawą, na ogół konformistycznego, bo tak selekcjonowanego, świata akademickiego.

Akademickie NIE dla Akademii Kopernikańskiej

Aby przypomnieć o  pozytywnych aspektach czasów „zacofania”, o wkładzie Kopernika do nauki, na okoliczność jego rocznic rząd podjął próbę utworzenia Akademii Kopernikańskiej, aby ta służyła wzmocnieniu polskiej kadry akademickiej, zwiększeniu jej konkurencyjności i rozwijaniu współpracy międzynarodowej, w założeniu nawiązywała do standardów światowych. Jej podstawowym zadaniem ma być realizacja Narodowego Programu Kopernikańskiego, który ma wzmocnić więzi polskich naukowców oraz silniej włączyć zagranicznych badaczy we współpracę z polskimi ośrodkami naukowymi.

 Łatwiej to zadeklarować, gorzej zrealizować, ale inicjatywa jest godna uwagi i może przynieść wartość dodaną, choć systemu akademickiego nie zmienia. Środowisko, bacznie obserwujące wszelkie poczynania rządu naruszające obecne status quo, zatrwożone możliwością powołania konkurencyjnej instytucji, zareagowało alergicznie i oznajmiło niemal jednogłośnie: NIE dla Akademii Kopernikańskiej.

Protestują zarówno gremia rektorskie KRASP, RGSW, uczelnie, jak i PAN, Warszawskie Towarzystwo Naukowe, Akademia Młodych Uczonych, ale i związki zawodowe, niezależnie od swych orientacji politycznych. Szczególnie wyraziście reaguje PAN, uznając program kopernikański za zagrożenie dla niezależności polskiej nauki i dalszego istnienia Polskiej Akademii Nauk

W sprawach utrzymania status quo i w sprawach finansowych te gremia mówią jednym głosem! Protest jest silny, tak jak silna jest obawa o konkurencję, o własne interesy, w szczególności o ilość pieniędzy, które winny trafiać do obecnych beneficjentów systemu, a nie do jakichś nowych tworów. Wcześniej środowisko broniło się zdecydowanie przed powstaniem Akademii Zamojskiej nawiązującej do uczelni powołanej pod koniec XVI w. przez hetmana Zamojskiego, kiedy krakowska wszechnica chyliła się ku upadkowi. I w tych czasach w obawie przed konkurencją krakowska wszechnica walczyła, aby konkurencyjny uniwersytet nie powstał w Poznaniu. Środowisko lewicowo-liberalne krytykowało nie tak dawno powołanie konserwatywnego Collegium Intermarium jako platformy współpracy między akademikami państw regionu Międzymorza. Najbardziej przestraszyła się Polska Akademia Nauk, uznając to za zamach na swoje istnienie. Wcześniej przestrzegano przed powołaniem Sieci Badawczej Łukasiewicz, której powstanie podobno miało zdewastować system instytutów badawczych. Te, jak wynika z raportów NIK (Instytuty badawcze czy agencje nieruchomości?, „Kurier WNET”, lipiec 2019 r.), w niemałym stopniu utrzymują się z wynajmu nieruchomości, a w mniejszym – czasem znikomym – z pracy badawczej, więc przestrach był uzasadniony.

Natomiast środowisko z radością reaguje na wzrost swojego prestiżu – w niezbyt zorientowanym w tej materii społeczeństwie – poprzez zmiany nazw uczelni: z wyższych szkół na akademie czy politechniki, a akademii na uniwersytety. Nazwy ulegają zmianie, regionalny, pozorny prestiż rośnie, poziom uczelni zachowuje status quo lub spada, stąd te uczelnie z trudem są wykrywane w rankingach uczelni światowych, a zwykle tam ich brak. Rośnie, co prawda, ilość utytułowanej kadry, z czym uczelnie radzą sobie znakomicie, autonomicznie, wsobnie, ale nie ma to przełożenia na wzrost poziomu nauki i edukacji. Nigdzie tej sztuki, takiego rozwoju nie zdołano tak znakomicie opanować jak u nas

Wpuszczanie prezydenta w maliny?

Protesty środowiska akademickiego się nasiliły, gdy 2 marca 2022 r. prezydent Andrzej Duda skierował do Sejmu, w ramach inicjatywy ustawodawczej, projekt ustawy zakładający powołanie Akademii Kopernikańskiej. Prominentni akademicy ostrzegają, że prezydenta wpuszczono w maliny i namawiają, aby się z nich wydostał. Chyba bezskutecznie. Na łamach „Gazety Prawnej” (GP) prof. Jerzy Langer, prezes Towarzystwa Naukowego Warszawskiego – lidera tych antykopernikańskich protestów – argumentował, że „nauki nie budują instytucje, tylko ludzie”, z czym się zgadzam, bo takie są i moje doświadczenia.

Choć instytucje akademickie mnie wypędziły, ja z działalności naukowej, a nawet z działalności na rzecz naprawienia systemu nauki w Polsce nie zrezygnowałem. Rzecz w tym, że instytucje z nazwy naukowe, nawet jak działają na szkodę nauki, finansuje się, i to z kieszeni podatnika, a mnie nie! Byłem kiedyś w PAN, która szczególnie mocno obawia się powołania Akademii Kopernikańskiej. Tam w latach 90. prowadzono intensywne „badania” nad pasjansami przy użyciu komputerów, do których ja, wyklęty już w wcześniej z krakowskiej wszechnicy, nie miałem dostępu. Fakt, że nie miałem kwalifikacji w domenie pasjansów (nigdy nie ułożyłem w komputerze pasjansa!), ale jest też faktem, że do tej pory nie ujawniono (choć się tego domagałem), jakie były wyniki – ważne, jak sądzę, społecznie– „badań” tych pasjansów.

Nie mam wątpliwości, że w taki sposób gorszy element w instytucjach naukowych wypierał lepszy, tak jak to ma miejsce z pieniądzem w teorii Kopernika. Wyparty z instytucji naukowych, coś w nauce nadal robię, mimo braku finansowania z kieszeni podatnika, a powołanie Akademii Kopernikańskiej, choć mi zapewne nie pomoże, sądzę, że i nie zaszkodzi, gdy finansowane z budżetu instytucje od pasjansów itp. drżą w obawie przed zmniejszeniem strumienia pieniędzy na ich funkcjonowanie Pan profesor w GP jakże słusznie stwierdza: „Nie da się zadekretować, zwłaszcza w nauce, jakości, prestiżu, szacunku – wynikają one z jakości pracy zweryfikowanej przez innych naukowców”. Tak właśnie jest, tyle że nie wymienił tych „innych”, którzy weryfikują prawo pozostałych do posiadania prestiżu i szacunku. Widać ta kontrola jakości bardzo szwankuje, skoro wśród zweryfikowanych pozytywnie naukowców mamy tylu negatywnie wpływających na poziom naszego życia naukowego. Tytułami (w dodatku wsobnie nadawanymi) nie da się zadekretować w nauce jakości, prestiżu, stąd prestiż profesora spada na łeb, na szyję i w rankingach prestiżu zawodowego nie tylko bardzo pożyteczni społecznie strażacy go wyprzedzają (Czy prezydent musi nadawać tytuł profesora?, „Kurier WNET” nr 73/2020).

Profesor objaśnia: „Środowisko akademickie nie toleruje wskazywania palcem (niezbyt kompetentnym), kto jest lepszy”, ale nie przyznaje, że to środowisko nie tylko toleruje, ale wręcz hołubi tych, którzy niezbyt kompetentnym lub wręcz bardzo niekompetentnym palcem wskazywali jako najlepszych z najlepszych samych swoich, których nieraz nieudane/czasem niedorzeczne produkty trzeba wrzucać do kosza, aby społecznie nie szkodziły. Nie wiadomo, skąd pan profesor czerpał wiedzę historyczną, ostrzegając przed tworzeniem Akademii Kopernikańskiej: „To przypomina najczarniejsze czasy stalinizmu, kiedy pomijano takie dyscypliny jak socjologia czy genetyka, uważając je za zbrodnicze”. Przecież to właśnie nowa genetyka, wynoszona na piedestały w czasach stalinowskich, święciła wielkie pseudonaukowe tryumfy (sam Trofim Łysenko!; jego przeciwnicy byli wykluczani z naukowego systemu, a nawet przenoszeni na tamten świat), a socjologów delegowano do formowania nowego, socjalistycznego człowieka, co niestety im się w niemałym stopniu udało. Dalej na łamach GP profesor przestrzega przed naśladowaniem Sieci Łukasiewicza, bo ta podobno powstała „bez jakiejkolwiek analizy merytorycznej, wyrzucając niepokornych dyrektorów”. Dobrze byłoby poznać dokładnie historię tworzenia tej sieci i skonfrontować ją z tworzeniem pajęczyny akademickiej w III RP (Świat akademicki budzi się po »reformie Gowina«, „Kurier WNET” nr 52/2018), powstałej po zweryfikowaniu, wyrzuceniu z systemu – bez jakiejkolwiek analizy merytorycznej – niewygodnych dla przewodniej siły narodu.

Niestety historia tego naukowego barbarzyństwa, tej antykultury unieważniania naukowego/kasowania/ wymazywania do tej pory nie została należycie poznana, a przed jej poznaniem środowisko naukowe broni się nie mniej heroicznie niż przed powstaniem Akademii Kopernikańskiej. Środowisko wymaga pomocy i wsparcia Prof. Langer martwi się o kadry i pieniądze dla Akademii, traktuje projekt jako „bardziej śmieszny niż straszny”, całkowicie niegroźny, ale jednocześnie uważa, że jest to ewidentna próba generowania kolejnego konfliktu i podziałów środowiska akademickiego, które wymaga pomocy i wsparcia. Czyli jednak groźny! Środowisko bez wątpienia wymaga pomocy, bo od lat jest w niemocy i autonomicznie nie może funkcjonować jak należy i – co gorsza – nie potrafi i nie chce się z tej niemocy wydostać. Dlatego potrzebna jest pomoc z zewnątrz.

Ale w swej schizofrenicznej postawie środowisko uważa się za tak autonomiczne (poza sferą finansowania), że na każdą ingerencję, pomoc z zewnątrz reaguje alergicznie. Nieraz oferowałem wsparcie – osobowe, naukowe, edukacyjne, organizacyjne i materialne (zbiory naukowe, biblioteczne). Nic z tego. Środowisko jest zamknięte, otwiera się tylko na samych siebie – samych swoich. Zdumiewające, że profesorowi obecny stan rzeczy kojarzy się z marcem ´68, ale nie objaśnia, skąd takie omamy. Widać, że jak chyba większość środowiska, jest negatywnie nastawiony do obecnej władzy i każdy jej zamiar budzi jego sprzeciw. Podobno ta władza ma skłonność do centralizacji instytucji, lokowania „swoich” na wysokopłatnych stanowiskach oraz zajmuje się dystrybucją środków „po uważaniu”. Tak było w PRL i w tej materii niewiele się zmieniło, dlatego domena akademicka funkcjonuje zdominowana przez zwycięzców ustawianych na nich konkursów na etaty.

Ale to nie ta władza ten system wymyśliła, lecz go odziedziczyła i nie zdołała zmienić, bo opór jego beneficjentów przeciwko wszelkim zmianom jest wielki. Profesor zasadnie stwierdza: „Oczywiście w nauce, jak wszędzie, są osoby łase na stanowiska, apanaże i formalne wyrazy uznania”, tyle że wykazuje się zarazem kiepską znajomością środowiska, skoro twierdzi, że to jest margines, a nie zdecydowana, demokratyczna większość. Na to wskazuje analiza plag akademickich, o których ani większość, ani zdrowszy margines nie podejmuje merytorycznej dyskusji. Profesor wskazuje, że młode kadry naukowe są niszczone rzekomo przez ten margines, gdy tymczasem jest to sprawa systemowa, trwająca od lat, stąd skutki są tak dotkliwe. Gdyby to było dzieło marginesu, można by go zlikwidować, ale demokratyczna większość etatowej społeczności jest autonomicznie za takim właśnie stanem rzeczy.

Negatywna selekcja kadr ma długie tradycje i znakomite ulokowanie, stąd takie negatywne sukcesy.

Kopernik zapewne w grobie się przewraca

 Jeśli będzie dalej tak, jak jest, to lepiej nie będzie. Projekt Akademii nie zmienia systemu, zapewne nie jest bez wad, ale może stanowić wartość dodaną i sam fakt, że narusza spokój stabilnego swoimi patologiami i brakiem konkurencji środowiska, świadczy o nim pozytywnie. Ale reakcja jest jednoznaczna: „Na taki projekt ani nie ten czas, ani miejsce, ani ten styl. Ani kroku dalej”.

Kopernik zapewne w grobie się przewraca na taką antykopernikańską postawę polskiego środowiska akademickiego, które nie idzie śladami swojego wielkiego poprzednika i nawet nie chce wracać do standardów epoki, w której dopiero co powstające uniwersytety miały za zadanie poszukiwanie prawdy, gdy demokratyczna większość, a nie tylko margines obecnego środowiska, z tego abdykuje. Pan profesor, zdaje się, jest przekonany, że w swych argumentach antykopernikańskich ma 100% racji, zapominając, że jeszcze nie tak dawno (internetowa dyskusja ze mną przed kilkunastu laty) był zwolennikiem poglądu starego Żyda z Podkarpacia: „Taki, co mówi, że ma 100 procent racji, to paskudny gwałtownik, straszny rabuśnik, największy łajdak” (Cz. Miłosz, Zniewolony umysł). Może i dla niego byłoby korzystne, aby przyznał jakiś procent racji projektowi Akademii Kopernikańskiej.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (8 głosów)