Dzika reprywatyzacja, czyli wojna w rodzinie

Obrazek użytkownika Fedorowicz Ewaryst
Blog

Najpierw stary dowcip, ale jak to ze starymi dowcipami bywa, o, że tak to górnolotnie ujmę - „przesłaniu ponadczasowym”.

„- Po czym odróżnić adwokata od gangstera?
- Adwokat nosi togę.”


To teraz możemy już przejść do następnego etapu, czyli do piosenki (też rzecz jasna starej i też o „przesłaniu ponadczasowym”):

Kolega, koledze, pomoże zawsze w biedzie,

kolega się podzieli, kolega rozweseli.”
 

Jak Szanowni Czytelnicy sądzicie – które ze słów zacytowanej piosenki jest, jak to się teraz modnie mówi, „słowem kluczowym”?

No jak to jakie: podzieli!

Głównym problemem warszawskiej reprywatyzacji nie jest to, że kradli (bo oczywiście, że kradli i to na wydrę, na rympał, a nawet – na chama), ale że się NIE PODZIELILI!

Bo w świecie kryminalnym najgorszy drań to taki, co koleżeństwo na podziale wykuka, a jak ktoś nie wierzy, to niech sobie złodziejską trylogię Piaseckiego przeczyta.

Moim (i całkowicie niesłusznym zdaniem) cała awantura to kolejna odsłona konfliktu pomiędzy dwiema grupami właścicieli okupowanej przez sowiety Polski, czyli między Puławianami i Natolińczykami.

Oczywiście to już 2 i 3 pokolenie wspomnianych właścicieli bierze w dzisiejszej awanturze udział, w tym czasie nastąpiły liczne kooptacje – a to  styropianu z Trójmiasta, a to z Krakowa, ale trzon obu stron konfliktu jest niezmienny:
Po jednej Puławianie – z drugiej Natolińczycy.

I ponieważ takie tuzy są w grze, PiS trzyma się z boku, bo włożenie palca pomiędzy te drzwi może skutkować strasznym wypadkiem, a mianowicie mogą pospadać aureole, a jak żyć bez aureoli?!

Wojna (jak to w rodzinie) idzie na śmierć i życie, bo skoro szef stołecznej adwokatury jest po nazwisku ciągany po szpaltach jak jakiś za przeproszeniem pętak, a i do tego w towarzystwie żony (tym samym pękła zasada święta, że „rodzin nie ruszamy, chyba że mądrość etapu nakazuje inaczej”), to znaczy, że wiele trzeba będzie zmienić, by wszystko zostało po staremu (znów ten Tomasi).

HGW już „idzie w razchod” i niech się cieszy, że nie dosłownie, ale na biedną nie padło to i rozczulać się nie ma potrzeby.
Inna sprawa, że gdyby jej rodzina nie połasila się na tę żydowską kamienicę przy Noakowskiego 16, to rządzilaby sobie Warszawą spokojnie, ale pazerność też kosztuje.

Żeby zakończyć optymistycznie, wspomnę o kimś, kogo zobaczyłem we wczorajszych Wiadomościach.

Ktoś przedstawiony jako rzecznik dyscyplinarny adwokatury stołecznej coś (użyjmy języka elit) nawija, a ja się zastanawiam skąd ja tę fizjonomię znam.
I nagle – olśnienie:

owszem, odchudzona nieco twarz, ale ten głos, ten głos, ten głos! (guglować młodzi, guglować!).
 

To... słynny mecenas Wąsowski, który zasłynął jako reprezentant tzw. strony kościelnej w jeszcze słynniejszej Komisji Majątkowej, którą to komisję opisałem parę lat temu w tekście pt ]]>Lody o smaku święconym]]> *, co tłumaczy wiele, a nawet wszystko, jeśli ktoś jest choć przeciętnie kumaty.

I jak sobie pomyślałem, że stołecznych, „reprywatyzacyjnych” adwokatów Nowaczyka &consortes będzie „sądził” mecenas rzecznik dyscyplinarny Wąsowski od jednej z największych lodziarni reprywatyzacyjnych, jaką była Komisja Majątkowa, to się śmiać zacząłem wczoraj i dopiero dziś przed południem mi przeszło.
 

No co jak co, ale poczucie humoru ptysie mają! :-D

----------------

* ]]>http://ewarystfedorowicz.salon24.pl/298431,lody-o-smaku-swieconym-czyli-komisja-majatkowa]]>

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (4 głosy)