Łopatologia smoleńska (5) - Wiśniewski

Obrazek użytkownika civilebellum
Historia

Co wynika z faktów, tak późno, bo po ośmiu przecież latach odkrytych, a przedstawionych właśnie w notce: http://niepoprawni.pl/blog/civilebellum/sensacje-wisniewskiego-nagral-trzy-proby-ladowania ? Prześledźmy je „na zimno”.

Wszyscy pamiętamy, jakie poruszenie wywołały opowieści Wiśniewskiego, snute z pewną tupeciarską dezynwolturą dla poselskiego grona ZP (które mu zbytnio w snuciu nie przeszkadzało) – te opowieści do tego stopnia się „nie zazębiały”, że dociekania (wielu) blogerów natychmiast to wychwyciły, ale co z tego, gdy te opowieści żyją do dziś swoim życiem, choć cały ten medialny spektakl okazał się właśnie rosyjsko-polską „maskirowką”? Włos się jeży na głowie, gdy poddać je na nowo analizie.

 

Najpierw jednak uwagi o „filmach Wiśniewskiego” .

Co do „filmu z polanki”: zanim, jak pamiętamy, nasz dzielny operator prywatnej kamery odzyskał ją (i wolność) z łap FSB – minęła godzina; to wystarczający czas, by jego nagranie zostało „ocenione” (i docenione) przez tych ruskich speców od „autentycznej narracji”; i nie przejmujmy się zarzekaniom Wiśniewskiego, że ich „oszukał”, bo w tę münchhausenowską wersję wydarzeń uwierzyć nie sposób – umknęło powszechnej uwadze choćby to, że jego „film z miejsca „katastrofy” ukazał się w rosyjskiej państwowej telewizji kilka sekund wcześniej, niż w polskiej! – a zatem była to kopia oryginału: skąd by się wzięła w ruskich łapach? Ano stąd, że „oryginał” sam musiał być kopią – starannie przygotowaną kopią…

Co do „filmu z parapetu”: – najwyraźniej także wcześniejsza część nagrań Wiśniewskiego (ta z hotelowego parapetu) ewidentnie tym staraniom FSB także uległa: bo skoro Wiśniewski mówi (patrz cytowany wyżej link), że nagrał TRZY PODEJŚCIA* – a na filmie przedstawionym w sejmie słychać tylko jedno (i nawet widać jego zarys) - to nie tylko pojawiający się wcześniej argument, że film został „domglony”, ale też „wyciszony”, prawda? I tu pojawia się pytanie: kiedy to ci ruscy opiekunowie „prawidłowej narracji” mogli to zrobić (bo godzina na „zrekonstruowanie” obu filmów to trochę jakby mało)? Odpowiedź zna oczywiście nasz montażysta (bo może sam się tym zajął, po otrzymaniu niezbędnych wskazówek i to być może za pośrednictwem… polskiej prokuratury?). W tej sytuacji historia z tą „mgłą Wiśniewskiego” to już tylko dodatkowa fantazja**, mająca ukryć te manipulacje: mgła miała wg niego trwać „dwie godziny”, a przecież nawet wg MAK o połowę krócej (film z parapetu trwa zresztą tylko godzinę)…

Mamy więc do czynienia z mistyfikacją – i nie wińmy jej „bohatera” (co to już raz miał Makarowa przy łbie), bo każdemu życie miłe: weźmy się za tych, którzy tę mistyfikację uwiarygodnili.

 

Trudno sobie wyobrazić aż taką „nieudolność” polskiej prokuratury (wojskowej), jaka się uwidoczniła w traktowaniu „filmów Wiśniewskiego” – zainteresowała się ona nimi „nie od razu” – bo raptem dwa tygodnie po „zdarzeniu lotniczym”! A, przypomnijmy, nagranie z jak-a40 „zaaresztowała” od razu (gdy tylko wylądował na Okęciu, po południu 10.04.2010). To nie są idioci… to musiało być polecenie służbowe, wydane w pierwszych godzinach po „katastrofie” i to przez nie byle kogo: kto to przez godzinę (sic!) rozmawiał w pędzącym do Warszawy samochodzie z gospodin Putinem? Bo przecież nacz. prok. przyleciał tej tragicznej soboty osobiście do Smoleńska i mógł (z taką samą gorliwością jak na Okęciu) zażądać od Wiśniewskiego wydania jego filmów***, a „zapomniałby” tego zrobić? (i czy nie za to „roztargnienie” został generałem?).

Drugie ogniwo tej międzynarodowej zmowy to „Komisja Millera”. Ona to, przypomnijmy, wykorzystała nagranie Wiśniewskiego (to z polanki) do… ustalenia „godziny katastrofy”. Ustalenia – żeby wskazać dokładnie – ustalonego już (pod koniec kwietnia 2010) przez premiera polskiego rządu. Kuriozalne jest dodatkowo, że film ten zapisu czasowego nie posiadał! (tj. nie posiadał go 10.04.2010, co widać przecież było w czasie prezentowania go w dniu Tragedii, tak w rosyjskiej, jak i polskiej telewizji – a także i później)…

Cóż warta jest zatem „ostateczna godzina (bo początkowo o 15 minut późniejsza – akurat tyle, co potrzebowałby… ił Frołowa na czwarte podejście!) katastrofy”, gdy ogłosił ją najpierw nie specjalny zespół badawczy, a… polski premier (28 kwietnia)? I czy dopiero wtedy**** usłużny Wiśniewski „wklepał” do swego – spreparowanego przez FSB - filmu oznaczenia czasowe, a ten „zespól” (wespół) je w swoim raporcie uwiarygodnił, w końcu zaś także ZP „przyjął je do akceptującej wiadomości”? Bo zauważmy: próbuje nam się wmówić, że skoro oba filmy (na różnych kasetach) nagrywała jedna i ta sama kamera, to logiczne jest, że jej zegar pracował (chodził) niezależnie od tego, co nagrywała – a okazało się, że nie pracował wcale! Że czas został dopisany na nagraniach! Po fakcie! I to zgodnie z ruską instrukcją.

 

Trzecim ogniwem jest zatem to, co stało się po zmianie rządu: nie dowiedzieliśmy się przecież, że filmy Wiśniewskiego nie są oryginałami… bo ich – jak wszystko na to wskazuje - nie zbadano: po co, skoro „już wszystko wiadomo”?

 

W poprzedniej „Łopatologii” wyraziłem przekonanie, że dowiemy się czegoś po kolejnych wyborach do sejmu. Ale czy wszystkiego? Czy np. przesłuchanie Tuska i Arabskiego (był świadkiem tej rozmowy z Putinem – a przy okazji: kto jeszcze z nimi jechał i czy ten kierowca został przesłuchany?) będzie równie nieudolne, jak „wysłuchanie” Wiśniewskiego przed ZP (i czy tak „nieudolne”, jak działanie Parulskiego?)? Czy też państwo polskie będzie dalej obchodzić się z niewygodnymi faktami (np. z tym, co stało się z nagraniami Wiśniewskiego) jak z (zgniłym już) jajkiem?

Bo powtórzmy to jeszcze raz: oba filmy Wiśniewskiego legły u podstaw państwowej mitologii smoleńskiej, scementowały fałszywą (w dodatku rosyjską) narrację nie tylko o „czasie katastrofy”, ale też o tym, co się działo na Siewiernym PRZED tym rzekomym „zdarzeniem lotniczym”; stały się opoką „Raportu Millera” – a nawet nie wiadomo, czy są w posiadaniu prokuratury (która by „wypożyczała” je montażyście - już to na dokonanie "wpisów zegara kamery", już to na występy sejmowe?), czy też nie…

 

PODSUMOWUJĄC ten rozdział „Łopatologii”:

Sławomir Wiśniewski, montażysta telewizyjny, wykonał, czy to świadomie czy przypadkiem, fundamentalną dla rosyjsko-polskiego „śledztwa smoleńskiego” robotę; robotę, która skutecznie, na wiele lat! zamgliła prawdziwy obraz wydarzeń na lotnisku w Smoleńsku. Na szczęście – tylko do teraz.

 

 

*na dodatek - jak wspomniałem w linkowanym artykule (że Wiśniewski godzinę wcześniej słyszał, iż maszyna lądowała. Wówczas również słyszałem huk silników.) – nawet gdyby były tylko dwa***** podejścia do lądowania (pomiędzy lądowaniem jak-a40 a rzekomą próbą tupolewa), to, cyt. „nie ma takiej pary samolotów (wg Mak-Millera), która tym wrażeniom słuchowym Wiśniewskiego mogłaby sprostać”: jedynie nieznane dotąd śledczym dodatkowe podejście (jakiegoś samolotu) tłumaczy ten fakt

**Wiśniewski swego czasu opowiadał, że pomagał swojej ekipie zapakować kamery i sprzęt przed wyjazdem z hotelu Nowyj (gdzie mieszkała cała ekipa TVP) do Katynia; zważywszy, że ekipa ta wyjeżdżała przed ósmą, to początek nagrania (z zamglonym przelotem ił-a) należałoby datować na ok. dwadzieścia minut przed ósmą i wtedy, owszem: mamy ił-a o 7.40 (choć zgodnie z naszą, Blogerów z Ruchu Uporu wiedzą, było to pierwsze, z trzech! – domglonych i wyciszonych - a nie drugie podejście ił-a), na godzinę przed katastrofą (patrz przypis wyżej)… a film Wiśniewskiego okazuje się w ten sposób rzeczywiście godzinny

***już nie mówiąc przecież o tym, że pan Macierewicz, dowiedziawszy się o wyświetleniu „filmu z polanki” w TVP, mógłby – w porozumieniu z panem Sasinem (osobą wtedy wyższą rangą) próbować wyekspediować Wiśniewskiego z jego filmami samolotem pana Sasina (żeby nie wpadły w ruskie łapy – o co kto jak kto, ale on powinien ich podejrzewać - tym bardziej, że jak wiemy z późniejszej rozmowy z pociągu z Ojcem Rydzykiem, wiedział że FSB zabierało dziennikarzom aparaty i kasety z nagranymi filmami). Nie dowiedzieliśmy się jednak, czy taką próbę podjęto, a tymczasem Wiśniewski pętał się przecież po smoleńskim hotelu jeszcze następnego dnia, zanim – i to zwykłym pociągiem – powrócił ze swym skarbem: miał go aby przez ten cały czas w swoich rękach?

****a jednak nie! – to właśnie nasz bohater Wiśniewski ją najwcześniej podał, gdy pokazał w TVP INFO, 24.04.2010, w audycji z godz. 16.28 (]]>https://www.tvp.info/1701973/polska/raport-ze-sledztwa-ws-katastrofy-w-srode/]]> ostatnie sekundy swojego nagrania z polanki) fragment swojego filmu z miejsca „katastrofy” – z już wpisaną nań godz. … 8.49 (a więc ok. 8 minut po usłyszeniu jej i dobiegnięciu na miejsce).

Co ciekawe: wcześniej pokazane tam kadry tego filmu nie mają oznaczeń czasu! – tak pilne to było widać polecenie, że biedak, choć przecież montażysta, nie zdążył z całością - bo akurat tak się złożyło, że tego samego dnia Wiśniewski odbył swą pierwszą wizytę w prokuraturze wojskowej – co wygląda nie tyle na przesłuchanie, co na… instruktaż ze strony tejże prokuratury; ta zaś otrzymała właśnie do swej wiadomości zapis magnetofonowy przywieziony ze smoleńskiej wieży (uzyskany nie bez pewnych czasowych perturbacji – bo wpierw „zaopiekowała się” nim FSB:  ]]>https://www.salon24.pl/u/noweczasy/647129,rewelacje-pawla-plusnina]]> - przez niezawodnego E. Klicha): trudno, żeby premier o tym się pierwszy nie dowiedział i nie przygotował sobie „gruntu” (w postaci tej audycji w TVP z filmem Wiśniewskiego – „ostatecznie udoskonalonym” filmem)…

Autora audycji w TVP INFO, Jarosława Olechowskiego (obecnego prominenta telewizji Kurskiego), polecam zatem prokuratorowi Pasionkowi: niech opowie, jak doszło do tego nagrania?

***** poszukując materiałów do niniejszego artykułu natrafiłem w necie na jeszcze inną ciekawostkę, bo oto na stronie ]]>http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2014/]]> mamy relację z wywiadu, jakiego udzielił Wiśniewski radiu „Plus” – czytamy tam:

[Sławomir Wiśniewski] Owszem udało mi się nagrać lądujący pierwszy samolot, ale to trzeba się dobrze wpatrzeć w tą mgłę, zobaczyć, jak on ląduje. To zrezygnowany mówię: „no, co będę nagrywał…?”

[Rafał Porzeziński, dziennikarz prowadzący audycję] A co to był za samolot? Ten pierwszy, który lądował?

[S.W.] Podejrzewam, z tego, co pamiętam, to był – tym samolotem przyleciały ekipy dziennikarskie. On tylko przemknął tak, więc trzeba się dobrze wpatrzeć w ten materiał nagrany, żeby go dojrzeć. Ja mówię: „no, dobra, to zobaczymy, może się pogoda poprawi.” I stoi ta kamera.

Nawet i ta rewelacja nie tłumaczy jednak żadnej „pary samolotów w odstępie godzinnym”... nie mówiąc już o tym, że tego „lądowania” (a raczej jedynie podejścia do lądowania – bo z hotelowego okna Wiśniewskiego nie sposób było filmować płytę lotniska) w materiale filmowym przedstawianym w sejmie po prostu nie było, a sam początek „filmu z parapetu” został wydatowany (przypominam: ex post!) przez Wiśniewskiego na godz. 7.19, gdy tymczasem - zgodnie z oficjalnymi Raportami – jak40 z dziennikarzami lądował jakoby o 7.15: tak źle, i tak niedobrze; wot zagwozdka

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)