Lepiej już było
Dziś będzie i wulkanach, a szczególnie jednym, nie dość, że leżącym bardzo daleko, na południowym Pacyfiku, to jeszcze jakby go nie było, bo to podwodny wulkan o dziwnej nazwie: Hunga Tonga, Hunga Ha’apai należący do pacyficznego pierścienia ognia. Na powierzchni widać tylko dwie skaliste wysepki, pozostałości kaldery. Najbliżsi sąsiedzi to rajskie wyspy Fidżi – ulubione miejsce bogaczy – i wyspy Tonga, gdzie są głównie tubylcy. Daleko na zachód Australia, na południowy zachód i też daleko Nowa Zelandia. Podwodny wulkan pośrodku oceanicznej pustki. Tyle co nic. Dlatego erupcja tego podwodnego wulkanu z 15 stycznia 2022 prawie nikogo nie zainteresowała, no może poza wulkanologami, czy sejsmologami, których takie zjawiska interesują z obowiązku zawodowego. Nawet fala tsunami, która takiej erupcji zwykle towarzyszy, okazała się nie za groźna. Zginęło w sumie kilka osób, kilka odniosło rany. A była to erupcja nie byle jaka.
Codziennie mamy erupcję kilku, czy kilkunastu wulkanów w różnych miejscach globu, jeden mniej, czy więcej… Nawet wulkanolodzy zlekceważyli erupcja wulkanu Hunga Tonga, nadając mu na skali VEI (Volcanic Explocitivity Index) liczbę 4. Skala eksplozywności erupcji wulkanicznych to skala logarytmiczna. Jest to zbiór liczb od 0 – brak eksplozji, wulkan pluje lawą w sposób ciągły, ale łagodnie, jak wulkany na Hawajach, po liczbę 8 – to erupcja super wulkanu, jak super wulkan w Yellowstone, katastrofa w skali globalnej. Zwiększenie skali o jeden oznacza, że wybuch wulkanu zwiększa moc o rząd wielkości, czyli dziesięć razy więcej!
Nie jestem wulkanologiem. Nie powinno mnie to interesować. Ale, ale. Jako dziecko kochałem filmy wojenne, w tym serial „Czterej pancerni i pies” – najlepszy serial dla dzieci jaki kiedykolwiek i gdziekolwiek nakręcono, i to zainteresowanie wybuchami pozostało. A nic nie wybucha potężniej i bardziej widowiskowo niż wulkan. Straszne to i zdumiewające zjawisko. Ludziom daleko do tej potęgi, na szczęście. Najpotężniejsze głowice termojądrowe to ledwie dziecinne pistoleciki na kapiszony. Oprócz indeksu VEI opisując erupcje wulkanu podaje się wysokość słupa popiołów i objętość wyrzuconych materiałów w km3. W przypadku wulkanu Hunga Tonga satelity zmierzyły wysokość słupa popiołów z erupcji z 15 stycznia na 58 km! Wybuch wyrzucił materiał wulkaniczny ponad stratosferę! Rekordowa wysokość, nigdy wcześniej na notowana. Odgłos eksplozji był słyszany nawet na Alasce, 10 000 kilometrów dalej, a falę uderzeniową, skoki ciśnienia, zanotowano również w Londynie, po drugiej stronie globu. Z oszacowanie ilości wyrzuconej masy jest trudniej, bo to wybuch podwodny. Jednakże ostatnie szacunki dają objętość 14 – 16 km3. Wszystko to razem sprawia, że inkas VEI erupcji wulkanu Hunga Tonga podniesiono z 4 do 6!!! Wybuch wulkanu Hunga Tonga był więcej niż sto razy potężniejszy niż pierwotnie szacowano! Nie jest to zabawa liczbami. Zamiast wybuchu wulkanu gdzieś na końcu świata, zdarzenie lokalne, mamy wydarzenie globalne. Erupcja Hunga Tonga z 15 stycznia to najpotężniejsza erupcja wulkaniczna od ponad stu lat, od 1912 roku, (Novarupta, Alaska, 31 km3, VEI 6). Być może, bo i takie są szacunki, od erupcji wulkanu Krakatau w 1886 roku, (Indonezja, 45 km3, VEI 6). Ostatnia potężna erupcja sprzed 30 lat: wulkan Pinatubo (Filipiny, 1992, 13 km3, VEI 6) była znacznie słabsza.
Kilka słów o erupcjach wulkanicznych. W 1815 roku nastąpiła erupcja wulkanu Tambora (Indonezja, 150 km3, VEI 7). Nam rok 1815 kojarzy się z bitwą pod Waterloo, czy z konferencją Wiedeńską, dla współczesnych ten rok, i następny, był pamiętny z powodu strasznej pogody: zimna, opady deszczu, śniegu, z głodu i śmierci głodowej. Tak, w Europie. W środku lata, w lipcu 1816, we Francji padał śnieg! Był rok bez lata. Skutek erupcji Tambory! Wulkany dają życie, wulkany zabijają. Gigantyczna erupcja wulkaniczna 250 mln. lat temu, tak zwana katastrofa permska, zabiła więcej niż 90 % gatunków zwierząt i roślin. Największe wymieranie w dziejach życia na Ziemi. Erupcja super wulkanu Toba 74 tys. lat temu o mało nie zgładziła ludzi, naszych przodków wędrujących przez sawanny i lasy Afryki. Liczba osobników rasy homo sapiens spadła z około miliona do kilku tysięcy, a może nawet kilku setek. Byliśmy na krawędzi zagłady zanim powstaliśmy! Skąd to wiemy? Z naszego DNA. My także jesteśmy żywą skamieliną. W czasach historycznych erupcje wulkaniczne wielokrotnie zmieniały bieg dziejów. Wędrówkę Ludów (IV – VI wie n. e.) i upadek cesarstwa rzymskiego przypisuje się zmianom klimatycznym wywołanym przez wybuch(y) wulkan(ów). Podobnie plaga Justyniana (541 – 549 r. n.e.), wielka epidemia dżumy, która złamała potęgę odradzającego się cesarstwa wschodnio rzymskiego ze stolicą w Konstantynopolu. Pandemia dżumy była skutkiem głodu wywołanego przez wulkaniczną zimę roku 536 – spadek temperatury o ~2.50 C na półkuli północnej. Mała epoka lodowcowa trwająca po rok 660. Jako winowajcę wskazuje się wulkan Ilopango w Salwadorze. Erupcja wulkanu Laki w 1783 roku na stosunkowo bliskiej nam Islandii, jej skutki klimatyczne, uderzyła w Europę Zachodnią, głownie w Brytanię i Francję, wywołując fatalne zbiory, głód i choroby. Dobrze rządzona Brytania wyszła z tego kryzysu wzmocniona. We Francji wyniszczonej przez przeżartą zgnilizną dynastię Bourbonów, skutkiem była rewolucja francuska i upadek Ancien régime. Tak jak napisano w Biblii: temu kto ma, będzie dane, a temu, kto nie ma i to co ma będzie odjęte (Mat. 13, 12).
Czy erupcja wulkanu Hunga Tonga będzie miała tak katastrofalne skutki? Oczywiście, że nie. Ta erupcja jest o wiele za słaba. Mamy szczęście, że to tylko VEI 6 (≥10 m^3), która zdarza się co, powiedzmy, sto lat. Tu trzeba erupcji wulkanu o VEI 7 (≥100 m^3, co zdarza się więcej niż co 1000 lat) lub VEI 8 (≥1000 m^3, na szczęście co kilkadziesiąt tysięcy lat). Statystycznie. Wiadomo, jak jest ze statystyką. Janek ma tysiąc złotych w kieszeni, Maciek ma tyle samo długu. Statystycznie, średnio, mają zero. Taka jest statystyka.
Skutki słabych erupcji wulkanicznych są lokalne, zaś tych potężniejszych globalne (VEI≥5). Wulkany emitują wielkie ilości głazów, pyłów, czyli sproszkowanej magmy, oraz gazów, w tym tlenków węgla i tlenków siarki. Tlenki siarki są najgorsze, bowiem tlenek siarki (SO2) łącząc się z wodą (H2O) daje kwas siarkowy (H2SO4) w postaci aerozolu. Kropelki kwasu siarkowego w górnych warstwach atmosfery działają jak mikroskopijne lusterka – odbijają światło słoneczne. Sumaryczne działanie pyłów i gazów (SO2) daje zimę wulkaniczną, zjawisko globalne w przypadku szczególnie potężnych erupcji wulkanicznych. Wiele się mówi o gazach cieplarnianych. Niedouczeni pseudospecjaliści podniecają się stężeniami tych gazów, które niby tylko rosną i rosną, i dlatego, według nich, temperatura globalnie będzie tylko rosła i… sky is the limit! Z gazami cieplarnianymi jest jak z lekarstwem. W małych dawkach lekarstwo, w dużych trucizna. Na usprawiedliwienie ekomatołków można powiedzieć, że ci najgłośniejsi wyznawcy efektu cieplarnianego to zazwyczaj humaniści nie mający pojęcia ani o chemii, ani o fizyce, ani matematyce. Ci, co g…no wiedzą, najgłośniej wrzeszczą. Ale to prawo bardziej ogólne. Po jakimś czasie atmosfera się oczyszcza i klimat wraca do normy. Po jakim? To zależy od ilości zanieczyszczeń, czyli mocy erupcji. Może to trwać miesiące, albo lata, czy dziesiątki lat.
Wracając do wulkanu Hunga Tonga. Same złe wieści. Pierwsza to ta, że erupcja miała VEI 6 a nie cztery, czyli była ponad sto razy potężniejsza niż pierwotnie szacowano. Druga, że to najpotężniejsza erupcja wulkaniczna od ponad stu lat, dokładnie od 1912. Wreszcie erupcja wcale się nie skończyła 15 stycznia 2022, jak sądzili sejsmolodzy, ale nadal trwa. Wulkan Hunga Tonga ciągle wyrzuca słupy pyłów i gazów wulkanicznych. Jak długo ta aktywność wulkaniczna będzie trwała i jakie będą skutki, tego rzecz jasna nie sposób przewidzieć. Erupcja wulkanu Pinatubo na Filipinach w 1992 roku obniżyła globalnie temperaturę o pół stopnia Celsjusza. Tegoroczna erupcja Hunga Tonga już jest potężniejsza a wulkan nadal dorzuca do pieca. Historyczne spojrzenie powinno pomóc. Poprzednia potężna erupcja Hunga Tonga z przełomu XI i XII wieku (z lat 1040- 1110) jak się szacuje spowodowała globalne obniżenie temperatury o jeden stopień Celsjusza! To dużo. Dla porównania, według wyznawców efektu cieplarnianego, wskutek działalności człowieka – spalania drewna, paliw kopalnych, węgla, ropy, czy gazu – temperatura na Ziemi podniosła się o 1.5 stopnia Celsjusza. Ciekawe, że podają tylko jedną liczbę, bez błędu. Wynikiem pomiaru naukowego – a to przecież nauka! – jest nie jedna liczba ale przedział określany przez dwie liczby: środek plus minus połowa szerokości przedziału, np. x=5.3 ± 2.1. Poddając wzrost temperatury „naukowcy” od efektu cieplarnianego błędu pomiaru nie podają! A błąd tego pomiaru musi być duży. Zatem to nie nauka, lecz kuglarstwo, albo pseudonauka. Dlaczego nie podają błędu? Z mnóstwa powodów. Pierwszy i najważniejszy. Gdyby ci „naukowcy” napisali, że wzrost temperatury na Ziemi to powiedzmy ∆T = (0.8 ± 0.7) C, to wzrost temperatur może wynieść równie dobrze ∆T= 1.5 C jak ∆T = 0.1 C, być duży, albo nieznaczący, bo obie liczby są równo uprawnione. Byłoby to druzgoczące dla „naukowców” od ocieplenia klimatu i rozmaitych ideologów - ekologów. Nawet gdyby przyjąć wzrost temperatury o jakieś jeden, półtora stopnia (∆T=1.0÷1.5 C), to okazuje się, że wybuch jednego wulkanu, wcale ani specjalnie potężny, czy super potężny, znosi praktycznie cały ten wzrost temperatury wypracowany przez zachodnią cywilizację w ciągu ostatnich dwustu lat!
Dowodzi to, kim – my, jako ludzie i nasza cywilizacja – jesteśmy, gdzie jesteśmy i ile znaczymy. Przyjmując, że wzrost temperatury, globalnie, na skutek erupcji wulkanu Hunga Tonga wyniesie więcej niż pół stopnia Celsjusza do powiedzmy jednego stopnia Celsjusza (0.5< ∆T ≤1.0 C). Co z tego wynika? Czy będzie jakiś globalny kataklizm? Oczywiście, że nie. Na to ta erupcja jest za słaba. Nasi przodkowie przeżyli gorsze rzeczy. Tyle że żyli w małych odpodobnionych społecznościach. Jak się nie udało żyto, to mieli ziemniaki. Jak nie było ziemniaków to jedli pokrzywy. My jesteśmy znacznie potężniejsi i mądrzejsi. Tak nam się zdaje. Mamy antybiotyki, samoloty i rakiety kosmiczne. I światową sieć zależności. W istocie jesteśmy znacznie słabsi i mocniej uzależnieni od pogody niż nasi przodkowie. Im wyżej kto wejdzie, z tym wyższej spada wysokości. Erupcja Hunga Tonga oznacza (duże?) perturbacje klimatyczne. W jednej części globu, wzrost wyniesie (średnio) 1.0 C, w drugiej 0.2 C, a gdzie indziej będzie spadek o -0.5 C. W jednych regionach będzie lało jak z cebra, w innych będzie susza. Od pogody zależy produkcja żywności. Wojna na Ukrainie wyłączyła ten kraj jako eksportera żywności. A Ukraina była bardzo ważnym producentem i eksporterem żywności w skali globalnej. Anomalie klimatyczne wywołane przez erupcje wulkanu Hunga Tonga pogłębią światowy niedobór żywności i poszerzą obszary głodu w Afryce, Ameryce łacińskiej i Azji. Wojna w spichlerzu zbożowym i rozbujany klimat to fatalne połączenie. Najgorszy to wariant, miejmy nadzieję, że tylko teoretyczny.
Dla mnie ciekawym aspektem tej erupcji, jest to, że to erupcja podwodna. Część związków siarki (jaka? nie wiadomo) zaabsorbowała woda morska zakwaszając ocean, czy jego część. Pamiętajmy, że klimat to atmosfera plus oceany. Razem. Jaki to będzie miało wpływ na prądy morskie i parowanie oceanów, parowanie Pacyfiku? Pierwszy taki eksperyment, który można zbadać stosując naukowe metody. Mówiąc szczerze, lepiej aby nie było takich doświadczeń, przynajmniej nie za naszych czasów. Jest jak jest. Natura ma gdzieś nas i nasze pragnienia. Dobrą wieścią jest ta, że mogło być gorzej, znacznie gorzej.
Co dla nas, u nas, oznacza ta erupcja na drugim końcu świata? Po pół roku pyły i gazy wulkaniczne dotarły wszędzie tam, gdzie miały dotrzeć. Teraz zaczniemy odczuwać skutki. Mieliśmy zimny maj, czerwiec też nie rozpieszcza ciepłem. Czeka nas zimne lato, i mroźna i śnieżna zima? Fajnie się głosi katastroficzne wizje, ale, szczerze mówiąc, zupełnie nie wiadomo jaka będzie zima u nas, w Polsce, ani gdziekolwiek indziej. Zima może być sroga, może być łagodna, albo i taka i taka na przemian. Pogoda jest nieprzewidywalna. A teraz jest i będzie jeszcze bardziej nieprzewidywalna niż wcześniej. Wszystkie długoterminowe prognozy można spokojnie wyrzucić do kosza. Nasze modele klimatyczne nie uwzględniają skutków potężnych erupcji wulkanicznych. Zobaczymy jak będzie. Najbezpieczniej kupić więcej drzewa, czy węgla na zimę. Tak na wszelki wypadek. Ale węgla i drzewa nie ma na skutek wojny, a jeśli gdzie się znajdą to bardzo drogie. Tak to nieszczęścia przyciągają się, mnożą i wzmacniają nawzajem. Nieszczęścia nie chodzą parami, nieszczęścia chadzają stadami.
Kiedyś, nie tak dawno, ze dwa lata temu, byliśmy piękni i mądrzy. I pełni (sterowanego) entuzjazmu. Stworzymy nowy, lepszy świat bez wojen, przemocy, bez katastrof. Były kłopoty, jak ocieplenie klimatu. Ale wiedzieliśmy, że możemy sami ten problem rozwiązać, jak się postaramy. Uchronić od roztopienia lodowce, czy ocalić wymierające goryle, kaszaloty, czy papugi kakadu. Byliśmy panami świata, a przynajmniej naszej małej, starej Ziemi. Bańka tych… marzeń, czy urojeń, pękła. Najpierw pandemia dwa lata trwająca, potem wojna na Ukrainie i wybuch nikomu nieznanego, podwodnego wulkanu na odległym Pacyfiku. Nie mamy szczęścia. Lub inaczej. Nasze szczęście się skończyło. Lecz zawsze może być gorzej. Lepiej już było.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie tekstu tylko za zgodą autora.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 123 odsłony
Komentarze
Kiedyś na Discovery pokazano film o Waterloo. Granaty francuskie
13 Czerwca, 2022 - 00:09
zamiast eksplodować na powierzchni ziemi grzęzły w błocie i wyrzucały odłamki praktycznie w pionie jedynie. To ograniczyło skuteczność francuskiej artylerii (wówczas najlepszej na świecie) o jakieś 70-80%. Tak więc wybuch wulkanu w dalekiej Indonezji był pośrednią przyczyną upadku Napoleona.
Prawda, pogoda była fatalna,
14 Czerwca, 2022 - 09:24
Prawda, pogoda była fatalna, Napoleon popełniał błędy, ale wieczorem linie angielskie były przełamane a Wellington siedział na kamieniu i płakał, bo musiał wydać rozkaz odwrotu, albo pozwolić zniszczyć swoja armie. Wieczorem nadciągnela armia pruska pod Blucherem, pokonawszy 40 km!, i sytuacja zmieniał się diametralne. To Napoleon nakazał odwrót. Wielokrotnie pokonany i upokarzany przez Napoleona pruski feldmarszałek Blucher, w wieku około 80 lat, miał chwilę zemsty i tryjumfu.
Bitwa pod Waterloo to zwycięstwo nie angielskie, lecz angielsko - niemieckie nad Napoleonem. Czy o tym tez powiedzieli w Discovery? Pewnie nie. Anglicy, ogólnie anglosasi maja bardzo wybiórczą pamięć. Będą wspominać o deszczu i błocie, ale zapomną o Prusakach i Blucherze.
Pogoda nie tłumaczy wszystkiego, w szczególności ludzkiej podłości i małości.
Pozdrawiam
Bielinski