Niezatarte winy
W poprzedniej notce recenzowałem uduchowiony dialog Oberredaktora z drugą gwiazdą paneuropejskiego dziennikarstwa, czyli Michnika z Żakowskim. Obaj mędrcy zgodzili się, że wyciąganie z otchłani niepamięci kompromitujących epizodów z życia politycznych celebrietes to sączenie trucizny, podła czynność grożąca regresem społecznej aktywności, a może nawet kolapsem państwa:
Przecież komuniści mogli tak grać kwitami, jak teraz robi to Kurtyka. Gdyby wtedy wstrzyknięto Polakom tę truciznę, gdybyśmy zaczęli się spierać […] kim byli Lech Wałęsa, abp Życiński, Andrzej Szczypiorski, to nic byśmy nie zrobili.
45 lat komunistycznego dyktatu było egzaminem z patriotyzmu, który pzpr śpiewająco zdała, zatem zaprawdę słuszne i sprawiedliwe jest nazywanie byłych bolszewików ludźmi honoru. Szefowi czerwonego gestapo, tow. Kiszczakowi, trupów, gwałtów i pałowania się nie wypomina, ponieważ to śmiertelna trucizna (przykład nieuleczalnej nienawiści: Nie będzie przebaczenia). Ta obezwładniająca humanistyczna tolerancja ma jednak swoje nieprzekraczalne granice. Nie, nie dla sowieckich pachołków. Ci są cool. A kto jest niecool? I co ma na sumieniu gorszego od niewolenia polskiego społeczeństwa?
Dziś mamy chyba dzień rozumnej lustracji (piszę chyba, jako że w kalendarzu postępowca nie ma zaznaczonego święta; może to więc forma prezentów pod choinkę?), ponieważ postępowa prasa demaskuje zbrodniarzy sprzed lat. Były wszechpolak w TVP – wrzeszczy Metro, zupełnie nie przejmując się toksycznością donosu:
Piotr Farfał. Był członkiem Młodzieży Wszechpolskiej. […] Był też naczelnym pisma MW - "Wszechpolak". Według "Gazety Wyborczej" w 1993 r. Farfał został skinheadem. Był członkiem Polskiej Wspólnoty Narodowej Bolesława Tejkowskiego znanego z antysemickich haseł. Należał też do Stronnictwa Narodowego "Szczerbiec" i był redaktorem rasistowskiego pisemka "Front". Pismo publikowało np. rysunki łysego osiłka z mieczem, który depcze flagi Izraela i UE, oraz skinheada z ręką w geście "Heil Hitler", a także teksty, iż: "Represje w stosunku do Żydów są rzeczą konieczną". Za publikacje o nim Farfał pozwał "Gazetę Wyborczą" do sądu, ale przegrał. Sąd orzekł, że "Gazeta" miała prawo nazwać go "byłym neonazistą".
Tak jest, to jest ten charakterystyczny sznyt michnikowskiej szkoły: oskarżony był redaktorem pisma, które publikowało paskudne teksty. Sugestia jest oczywista – nawet jeśli antysemickich bredni Farfał nie pisał, to jest za nie odpowiedzialny. I za to Nie będzie przebaczenia, chociaż w 1993 roku podsądny był w dojrzałym wieku 15 (słownie: piętnastu) lat i powinien wiedzieć, że pewnych decyzji nie wolno w życiu podejmować. 30-letniemu w 1955 roku Szczypiorskiemu współpracę z UB wybaczyć można, był młody, zagubiony, nie wiedział o co w tym wszystkim chodzi, donosy na ojca pisał wbrew sobie.
To jeszcze nic. Starsza siostra Metra, GW, ochoczo powtarza za Gazetą Pomorską: poseł PiS, Łukasz Zbonikowski, był ukarany za jazdę po alkoholu. Zbrodnia niesłychana, cóż taki kryminalista robi w sejmie?!
Jak donosi "Gazeta Pomorska", w 1999 roku Zbonikowski kierował autem mając 0,8 promila alkoholu we krwi. Stracił wówczas prawo jazdy na 7 miesięcy i zapłacił grzywnę.
Tyle mają do przekazania czytelnikom odpowiedzialni i precyzyjni dziennikarze śledczy GW. A szkoda, bo zapomnieli przepisać z Gazety Pomorskiej następujących fragmentów:
Alkomat wykazał, że miał we krwi prawie 0,8 promila alkoholu. Przy takiej ilości dziś byłby już przestępcą.
Wtedy jednak obowiązywało łagodniejsze prawo. Stanął przed kolegium ds. wykroczeń, które skazało go na 450 zł grzywny i pozbawienie prawa jazdy na 7 miesięcy.
- Czy to prawda, że zabrano panu prawo jazdy? - pytam w miniony piątek posła Zbonikowskiego.
- To przecież można sprawdzić w Krajowym Rejestrze Skazanych - odpowiada poseł. Nie można, bo sprawa sprzed tylu lat ulega z mocy prawa tzw. zatarciu skazania.
A propos: w prawie karnym obowiązuje instytucja zatarcia skazania, służąca wyeliminowaniu efektu naznaczenia i umożliwienie skazanemu ponownego osiągnięcia statusu pełnoprawnego członka społeczności. Z chwilą zatarcia skazania uważa się je za niebyłe, nie może więc rodzić żadnych konsekwencji prawnych, nikt też nie może ograniczać praw osoby, której skazanie uległo zatarciu. Osoba, której skazanie uległo zatarciu, może twierdzić, iż jest osobą niekaraną.
Wynika z powyższego, iż świetle prawa Zbonikowski nigdy wykroczenia nie popełnił (jego czyn uległ zatarciu po 2 latach, czyli najpóźniej w 2002 roku). Pryncypialni pomorscy żurnaliści mają jednak własną wykładnię jurystyczną:
Jak udało nam się ustalić, w życiorysie posła Zbonikowskiego jest jednak pewien wstydliwy szczegół, który on sam trzymał dotąd w ścisłej tajemnicy. Kiedy przyszły lider toruńskiego okręgu PiS był jeszcze skromnym włocławskim radnym, zdarzyło mu się raz zasiąść za kierownicą po paru głębszych.
Z niejasnych dla mnie przyczyn poseł Zbonikowski Łukasz wdał się w rozmowę z natarczywymi paparazzimi, zamiast grożąc sprawą o zniesławienie posłać ich do diabła. Z całkowicie natomiast oczywistych motywów GW podchwyciła prostackie insynuacje swoich kamratów po fachu, bez żenady sugerując przestępczą przeszłość posła Rzeczpospolitej. Przypomnijmy więc jeszcze raz natchnione słowa Najwyższego Autorytetu Moralnego naszych czasów:
Przecież komuniści mogli tak grać kwitami, jak teraz robi to Kurtyka. Gdyby wtedy wstrzyknięto Polakom tę truciznę, gdybyśmy zaczęli się spierać […] to nic byśmy nie zrobili.
Nie kwestionując oczywistej słuszności owej skrzydlatej frazy muszę jednak zauważyć, że wkradła się w nią drobna nieścisłość: zamiast Kurtyka winno być Gazeta Pomorska. Albo Gazeta Wyborcza. Albo Metro. Reszta – szczególnie trucizna – jest na swoim miejscu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 966 odsłon