Zamach w Smoleńsku: udany gambit Putina?
Co Putin chciał osiągnąć w roku 2010 mordując prezydenta Kaczyńskiego z członkami jego świty? Nie przekonywały formułowane po zamachu hipotezy. Za jedną z najbardziej ponurych konsekwencji zamachu mam to, że nikt moim zdaniem nie zaproponował przekonującej odpowiedzi na to pytanie. W szaleństwie państwowym metoda być musi, a zamach musiał nastąpić w ramach realizacji szerszego planu. Innych elementów tego planu (ich współzależności, konsekwencji itd.) nie znamy.
Opisywane w mediach dziś i wczoraj reakcje na kolejny mord, jakim był zamach Rosji na cywilny samolot pasażerski Malezji, mogą zawierać kilka sugestii.
Zamordowanie kilkuset osób, w tym obywateli państw potężnego sojuszu wojskowego, to akt agresji zwykle w historii traktowany jako casus belli – prowadził do wypowiedzenia wojny agresorowi i do uznania, że jest to wojna nie tylko uzasadniona, ale i „słuszna”; w tym wypadku – jako wojna przeciw mordercom. Wojny wymaga nie tylko honor i prestiż napadniętego państwa, którymi często lub na ogół uzasadniano wojny; ale gdyby, jak dziś powszechnie się to czyni, poniechać honoru i prestiżu jako przesłanek wojny to warto przypomnieć, że w skrótowej formie kiedyś wyrażały mniej medialne i jak najbardziej racjonalne względy zbiorowego bezpieczeństwa, wiarygodności rządów (a zatem trwałości sojuszów i traktatów międzynarodowych) itp.
Przypomnijmy i banalną uwagę, że wojna (konflikt, a nawet pokojowa rywalizacja) to przede wszystkim zmagania woli. W grubym uproszczeniu: przegrywa ten, kto uzna się za pokonanego. W kolejnym uproszczeniu: rzeczywisty materialny potencjał państwa znaczenie ma drugorzędne – o ile nie przekłada się na wolę walki i zwycięstwa. I tak, przegranie jednej bitwy łatwo przekłada się na wytworzenie klimatu do dalszych przegranych itd.
Polityka zagraniczna rosyjskiego protektoratu w Polsce, by tak zażartować, o ile istnieje to jest do bólu przewidywalna i stąd nie dziwią wypowiedzi przedstawicieli rządu zamachowców na kolejny zamach. Nie dziwi mnożenie i stręczenie sztucznych i zmyślonych wątpliwości co do sprawstwa zamachu; jak ta, że rakietę odpaliły nie siły zbrojne Rosji na rozkaz prezydenta Rosji, ale przeciwnie – jakieś szympansy; „prorosyjskie” (sic!) – a więc nie po prostu „Rosjanie” – w dodatku za głupie by obsłużyć wyrzutnię. Jeśli nawet najęty pismak nie może jawnie zaprzeczyć sprawstwu, to choć posieje wątpliwości, zmniejszy oburzenie na barbarzyńców[1], itd. Podprogowo kodując odbiorców; zwykle nie słucham polskojęzycznych szczekaczek Rosji – stacji telewizyjnych – stąd niemałym zaskoczeniem nawet dla mnie było powszechne używanie słowa „katastrofa” na kolejny zamach i mord dokonany przez Rosję. Tej dziwacznej manierze nie oparła się nawet Niezależna (zob. zdjęcie):
Na miejscu „katastrofy”???
Wszystko to jest dość oczywiste dla byłej Polski. Ale oto i takie wypowiedzi:
„USA: brak bezpośrednich dowodów na udział Rosji w zestrzeleniu samolotu”[2]
Wojna to zmaganie woli. Właściwa – a po prawdzie, jedyna - odpowiedź na akt agresji to szybkie i w dwójnasób oddanie ciosu; najlepiej w zakresie, w którym wróg jest niegotowy i bezbronny. Sądzę na przykład, że przy takiej optyce korzystne są okresowe koncentracje wojsk rosyjskich tak, że stają się wdzięcznym celem rakiety średniego zasięgu odpalonej – a jakże – przez nie wiadomo kogo; nie wiedzieć, jakiej narodowości i przez kogo wyszkolonego; a rakiety, jak wiadomo, każdy może sobie kupić w sklepie ze sprzętem z demobilu. Takiego uderzenia Putin nie odda. I przeciwnie, oddanie Rosji pola raz zaprogramuje (i już się to dokonało) dalsze ustępstwa i kolejne przegrane.
Grzęznąc coraz bardziej wobec zdecydowanego oporu ukraińskiego, odczuwając (najwyraźniej) pierwsze skutki sankcji i zmianę tonu (bo nie kursu) polityki Zachodu wobec Rosji, Putin postanowił postawić sprawę na ostrzu noża: albo otwarta wojna z NATO, albo wyraźna klęska NATO i dalsze ustępstwa wobec rosyjskiej agresji. Po pierwszym uderzeniu, po pierwszej klęsce i pierwszym ustępstwie może być tylko lepiej („z górki”) dla agresora.
Chyba że ofiara pojmie obłęd własnych ustępstw. I odwróci kartę, co może zrobić tylko w jeden sposób: dowodząc czynem agresorowi obłęd jego agresji.
Ale jeśli i gdy to nastąpi, jej pozycja tak czy owak będzie gorsza niż na początku.
Od zamachu w Smoleńsku była Polska ciągle ustępuje, jest coraz bardziej – w swym mniemaniu – elastyczna i pragmatyczna wobec uzurpacji narzuconego jej rządu najezdniczego, została złamana, nie ma woli walki i zwycięstwa, a nawet woli oporu, istnienia i trwania. W własnym przekonaniu przemieniła się w kupę gnoju (cytować najsłynniejszego z Bartłomiejów?)
W roku 2010 Putin jak w laboratorium sprawdził, jak skuteczny i potężny jest mechanizm kapitulacji.
I cztery lata później uderzył w kolejne państwa: Holandię, a pośrednio - w USA.
Mariusz Cysewski
Kontakt: tel. 511 060 559
https://sites.google.com/site/wolnyczyn
http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn
http://mariuszcysewski.blogspot.com
http://www.facebook.com/cysewski1
[1] Zob. opis dezinformacji autorstwa Katarzyny Kwiatkowskiej-Moskalewicz w proputinowskiej „Polityce” http://niezalezna.pl/57588-obrona-rosyjskich-terrorystow-na-stronie-polityki-historia-pewnego-zdjecia powielanej przez Leszka Millera z partii komunistycznej; albo publikację Defence24.pl (zob. http://niepoprawni.pl/blog/7563/niewyszkoleni-rosyjscy-zbrodniarze ) Oto jak rosyjska stacja TVN streszcza rzekome doniesienia Reutera, w rzeczywistości jednoznaczne: „Źródło wywiadowcze USA, cytowane przez agencję Reutera zastrzegło, że jeśli chodzi o to, kto odpalił rakietę, to "nie znamy nazwiska, nie znamy rangi, nie jesteśmy nawet w 100 proc. pewni narodowości". Źródło dodało, że nie wiadomo też, czy obsługujący rakietę byli szkoleni w Rosji.”
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 708 odsłon