Wędrówka eurodusz czyli jak dusza przechodzi w konia artyleryjskiego
Euro... no te, eurowybory.
Bardzo ciekawe – a wręcz prorocze – miał o tym swoje
ugruntowane zdanie Jaroslav Hasek, wyrażając to
słowami swojego bohatera, Józefa Szwejka.
Patrząc na listę nr 8, reklamowaną na stronie głównej
Wirtualnej, można dojść do ciekawych wniosków...
trzynaście osób, w większości opatrzonych do obrzydzenia,
w tym siedmiu facetów /nie używam określenia mężczyzn
z powodów strategicznych/, i sześć kobitek.
Prawie idealnie ustawiony obowiązujący priorytet 50/50 w relacjach męsko-damskich zgodnie z wytycznymi łunii – sześć na sześć.
I problem – co z tym siódmym? Któryś musi być przedstawicielem trzeciej płci – który wziął na siebie ten obowiązek?
Do kompletu w tej galerii twarzy brakuje mi eurostefana.
Przyglądając się życiorysom tych namaszczonych spotykamy i takie, których właściciele przenosili swoje uczucia i całe jestestwo z jednej organizacji do drugiej i znowu następnej, z tej partii do innej, a mnie mimo woli przypomniał się Hasek / Przez Węgry - cześć III Przesławne lanie/:
- O wędrówce dusz także już słyszałem – odezwał się Szwejk. – Już przed laty postanowiłem z przeproszeniem zabrać się, jak to się mówi, do samokształcenia, żeby dotrzymywać kroku postępowi. /.../ i wypożyczyłem sobie taką jedną książkę o wędrówce dusz. Czytałem ją ze swoim kolegą i wyczytałem w niej, że pewien cesarz indyjski przemienił się po śmierci w świnię, a gdy tę świnię zarżnęli, przemienił się w małpę, z małpy stał się jamnikiem, a z jamnika stał się ministrem. Potem, kiedym już służył w wojsku, przekonałem się, że w tym musi być trochę prawdy, bo kto tylko miał jaką gwiazdkę na kołnierzu, nazywał wszystkich żołnierzy albo morskimi świniami, albo jakimi innymi zwierzętami, z czego dałoby się łatwo wywnioskować, że ci prości żołnierze musieli być kiedyś przed wiekami sławnymi wodzami. Ale podczas wojny wędrówka dusz jest rzeczą bardzo głupią. Diabli wiedzą, ile to trzeba przebyć różnych przemian, zanim się człowiek stanie, powiedzmy, telefonistą, kucharzem czy frajtrem, a tu raptem poszarpie go granat, dusza jego przechodzi w konia artyleryjskiego, atu znowu w tę baterię, gdy jedzie na nowe pozycje, wali nowy granat i zabija konia, w którego wcielił się ten nieboszczyk, i znowu dusza przeprowadza się w pierwszą lepszą krowę przy taborach, a z tej krowy robią gulasz dla żołnierzy, a dusza krowy przechodzi w telefonistę, z telefonisty...
Zakładając – może trochę naiwnie – że jednak ta lista nie zdobędzie uznania tych co pójdą głosować i niektórzy z nich – a może wszyscy – nie zostaną wybrani, znowu podsuwa się Hasek z gotowcem / Dobry wojak Szwejk w dyrekcji Policji – część I Szwejk na tyłach/:
/.../ Wachmistrz żandarmerii przybył do ogrodu i wezwał uczestników, żeby się rozeszli, bo Austria ma żałobę, na co prezes „Dobromila” odpowiedział dobrodusznie:
- Zaczekaj pan chwileczkę, niech dograją Hej Słowianie.
Teraz siedział w areszcie z głową spuszczoną i narzekał:
- W sierpniu mamy nowe wybory zarządu. Jeśli do tego czasu nie będę w domu, to się może zdarzyć, że mnie nie wybiorą. Już po raz dziesiąty jestem prezesem. Ja tego wstydu nie przeżyję.
Mało tego.
Patrząc na reklamę każdego plakatu wyborczego zastanawiam się – na ile, albo w jakim stopniu – jest to ewidentne oszustwo wyborcze i to serwowane od samego początku istnienia tej organizacji zwącej się „Platforma Obywatelska”.
Czy prawnie jest to oszustwo czy nie?
Czy w przestrzeni publicznej jest to dopuszczalne i to w trakcie takiego aktu „konstytucyjnego” jakim są wybory?
Bo jeśli tak, to wmanipulowanie tego skrótu „Platforma Obywatelska”, a jakże często tylko „Platforma” w pamięć mieszkańca Polski, jest z zamierzenia nieuczciwe.
Bo może jakiś procent nieszczęśliwie zdezorientowanych wyborców zastanowiłby się nad tym i dotarło do nich, że z nimi się nie utożsamiają...
Wy, członkowie tej partii nazywacie się przecież:
Platforma Obywatelska Rzeczypospolitej Polski
I tak jest to zapisane w rejestrze sadowym.
A na żadnym z plakatów tego nie ma. I to od lat.
Również tu mogę „pojechać” Szwejkiem /część I Szwejk na tyłach/:
Wspominając tę mowę oberfeldkurata Ibla, mógł Szwejk bez najmniejszej obawy pokrzywdzenia kapelana w czymkolwiek nazwać ją bałwanieniem do kwadratu.
Ciekawe, co o tym mogą powiedzieć falandyści i nie falandyści prawa.
Właściwie to nie jest tak obojętne, choć niedawno przytoczoną pewną wypowiedź „że można zamówić każdą ekspertyzę”, stąd wniosek, że ten kto płaci już nami... tzn. że pieniądz rządzi.
Prawdopodobnie tym, którym tą notka zaburzyłem spokój mogliby odszukać odpowiedni fragment z Haska i odpisać mi w te słowa:
- Zostawcie sobie swoje rozumy na własny użytek – jęknął porucznik Lukasz.
Tym, którzy ciągle mają dylemat, czy wybrać dżumę czy cholerę proponuję znowu Haska, który może rzuci odrobinę światła na zachowanie się niezdecydowanych czyli objaśni w prostych żołnierskich słowach /część III Przesławne lanie/:
Ponieważ wszystkie miejsca w szpitalu dla chorych na dyzenterię były zajęte, więc kadeta Bieglera przeniesiono do baraku cholerycznego.
Jakiś madziarski lekarz sztabowy pokręcił głową, gdy kadeta wykąpano i przy mierzeniu temperatury stwierdzono, że ma akurat 37 stopni! Przy cholerze najgorszym objawem jest poważny spadek temperatury. Chory staje się apatyczny.
Kadet Biegler nie okazywał rzeczywiście najmniejszego wzburzenia. Był niezwykle spokojny i w duchu powtarzał sobie, że tak, czy owak, cierpi za najjaśniejszego pana.
Lekarz sztabowy polecił tym razem wsunąć kadetowi Bieglerowi termometr do odbytnicy.
„Ostatnie stadium cholery – pomyślał w duchu – objawy końcowe, najwyższe wyczerpanie, chory traci zainteresowanie dla swego otoczenia, a świadomość jego jest przyćmiona. Uśmiecha się w przedśmiertelnych kurczach.”
Kadet Biegler przy gruntownym mierzeniu temperatury uśmiechał się istotnie, ale z miną męczennika, gdy wtykano mu termometr w miejsce tak niezwykłe. Nie ruszał się.
„Objawy, które przy cholerze prowadzą ku końcowi – myślał węgierski lekarz sztabowy. – Bierna pozycja...”
Zapytał jeszcze podoficera-sanitariusza, czy w kąpieli kadet Biegler wymiotował i miał rozwolnienie.
Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, zapatrzył się w Bieglera. Gdy przy cholerze mija rozwolnienie i kończą się wymioty, to i te objawy są oznaką zbliżającego się końca wypełniając ostatnie godziny życia.
Kadet Biegler, zupełnie nagi, po wyniesieniu go z ciepłej wanny poczuł chłód i zaczął szczękać zębami. Na całym ciele miał gęsią skórę.
- Widzisz pan – rzekł lekarz po madziarsku – okropnie dreszcze. Kończyny zimne. To już koniec.
I pochylając się nad kadetem, zapytał go po niemiecku:
- Also wie gehts?
- S...s...se...hr..hr gu...gu...tt – zaszczękał zębami kadet Biegler. – Ei...ei...ne
De...deck...cke.
- Świadomość częściowo jasna, częściowo przyćmiona – rzekł lekarz węgierski.
- Ciało ogromnie wychudzone, wargi i paznokcie powinny być czarne... Już mam trzeci taki przypadek, że umierają u mnie ludzie na cholerę bez czarnych paznokci i warg.
I jakby na to nie patrzeć to Hasek i jego Szwejk są nieocenieni w tym względzie.
Sceneria jakby dla obecnej Polski, a Cesarstwo jakby z obecnej Unii. Nic się nie zmieniło. Co krok to możliwa analogia do prawie każdej codziennej sytuacji w naszym grajdole.
Hasek wizjonerem dla Polski był?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 890 odsłon