Zdrowie rządu, Premiera i państwa
Bynajmniej, nie jest to toast na cześć Premiera Tuska i rządu Platformy. Raczej smutna refleksja, jaka przyszła mi do głowy po przypomnieniu sobie pewnego - interesującego zdarzenia.
Pewna, nie pierwszej już młodości pani wybrała się do lekarza skarżąc się na brak energii i mówiąc oględnie - ogólne osłabienie. Widząc mizernie wyglądającą kobietę, lekarz przeprowadził wywiad oraz wykonał wstępne badania i podejrzewając, że przyczyną takiego stanu może być niewłaściwa dieta - polecił pacjentce, aby przez tydzień dokładnie notowała, co i ile zjadła. Po tygodniu starsza pani mniej więcej tak relacjonowała swojej córce kolejną wizytę u lekarza:
- Wiesz - tu chodzi o moje zdrowie, więc napisałam, co jadłam i dałam mu ten spis. Kręcił głową i nie potrafił powiedzieć, co mi jest. Wiesz, żeby nie wyszło głupio, to sobie tam dopisałam dwa schabowe, sałatkę i pyzy. No i parę przekąsek.
Ktoś powie dziwne podejście do swojego zdrowia i będzie miał rację. Ktoś inny uzna, że takie postępowanie jest po prostu głupie i też trudno będzie się z nim nie zgodzić. Jeszcze ktoś powie, że to zwyczajnie śmieszne.
Czy śmieszne? - Nie wiem, ale choć trudno w to uwierzyć, takie rzeczy zdarzają się naprawdę.
Weźmy na przykład taki rząd Platformy i szeroko pojęty organizm państwa, za który ten rząd odpowiada. Czy organizm państwa jest zdrowy? Przecież co krok widzimy, że niemal w każdym aspekcie życia publicznego, gospodarczego i politycznego trapi go jakaś choroba. Możemy się oczywiście spierać na temat przyczyn, ciężkości stanu chorobowego, czy pomysłów na poprawę tej sytuacji, ale myślę, że sam stan choroby nie podlega dyskusji. Przemówienie Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie podczas obrad w sprawie wotum nieufności dla rządu Premiera Tuska było, jakby opisem dolegliwości i próbą wstępnego zdiagnozowania choroby Państwa. Przy postawionej przez prezesa Kaczyńskiego diagnozie - jedyny rozsądny wniosek, jaki się nasuwał był taki, że „raka” trzeba na początek po prostu wyciąć.
Premier Tusk, jako główny odpowiedzialny za stan państwa zawołał z trybuny sejmowej mniej więcej tak, że to wszystko kłamstwo, co wykażą wyniki badań przeprowadzonych i przedstawionych przez jego ministrów.
Premier zarządził, ministrowie przeprowadzili badania i podali wyniki w postaci odpowiednio przygotowanych zestawień oraz opisów. Tam sobie coś dopisali, gdzie indziej coś ujęli - tak po prostu, „żeby nie wyszło głupio”.
Czy nie jest to taka sama mentalność i podobny sposób myślenia, jak u tej starszej pani? Może, gdyby jeszcze żyła, to ucieszyłby ją fakt, że ministrowie polskiego rządu i sam Premier myślą i działają w podobny sposób, jak ona.
I wyszło Premierowi, że nasze państwo nie tylko, że nie ma „raka”, ale nawet jakichkolwiek innych trapiących je chorób. Jest świetnie zarządzane i ma dobrą kondycję.
My widzimy co innego. Czy to znaczy, że to my jesteśmy chorzy?
Tak się zastanawiam, czy te wszystkie milionowe premie oraz nagrody dla prezesów i urzędników, nie są między innymi i po to, by nas przekonać o naszej chorobie.
Bo kto zdrowy na umyśle dopuściłby do siebie taką myśl, że w normalnie rządzonym kraju, coś takiego może dziać się naprawdę? I że władza, mając na uwadze panujące w kraju bezrobocie, głodowe pensje większości pracujących i zwyczajną ludzką biedę nie widzi w tym nic niestosownego i te premie oraz nagrody przydziela. Fakt, że tylko swoim - ale, czy to coś zmienia, w ocenie takiego draństwa? Wystarczy pobawić się kalkulatorem. Czy wyobrażacie sobie, że pracownik zarabiający 1500 zł miesięcznie, aby zarobić tyle, ile otrzymał samej tylko nagrody każdy z dwu prezesów PL2012, musiałby pracować ponad 72 lata?
A snując swoje refleksje dalej, to nasza rzeczywistość nie rysuje się wesoło. Przecież
Grecja i Cypr na słynnej mapie zielonych wysp Europy prezentowanej swego czasu przez Premiera Tuska też były zielone.
Irlandia jeszcze kilka lat temu była tygrysem Europy i wzorem europejskiej gospodarki.
Co te kraje różni od Polski? Chyba głównie to, że my nie weszliśmy jeszcze do strefy „euro”, ale wiemy, że rząd usilnie nad tym pracuje.
Nie wiem, jak Wy, ale ja się zaczynam bać.
Premier obiecywał kiedyś, że staniemy się drugą Irlandią. Boję się, że to będzie pierwsza obietnica Premiera Tuska, która może się spełnić. A może być jeszcze gorzej, bo możemy zostać drugą Grecją, czy drugim Cyprem.
Ale dość straszenia. Już niedługo powinna przyjść wiosna i to mnie pociesza. Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było. A więc, jak klekoczą odlatujące bociany - byle do wiosny.
Niedługo powinien też pojawić się wokół „orlików” świeży szczaw, a potem mirabelki. Tylko nie wyjedzmy od razu wszystkiego - zostawmy trochę dla Premiera i jego rządu. Szczaw, jak pisał „dziennik.pl” jest podobno dobry dla zdrowia. Ale przestrzegam, że tylko w niewielkich ilościach.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1185 odsłon
Komentarze
Szczaw wokół "orlików"
19 Marca, 2013 - 20:04
Wiesz, słyszałem że rząd ma inny projekt. Chcą te tysiące orlików obsiać szczawiem. Będzie wtedy w Polsce wypasiona młodzież.
--------------------------
Reszta nie jest milczeniem.
----------------------------------------------
*Reszta nie jest milczeniem, ale należy do mnie.*
*Ale miejcie nadzieję; bo nadzieja przejdzie z was do przyszłych pokoleń i ożywi je; ale jeśli w was umrze, to przyszłe pokolenia będą z ludzi martwych.*
;) Dobre! Pozdrawiam ********
19 Marca, 2013 - 21:52
;)
Dobre!
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".
Pozdrawiam
**********
Niepoprawni: "pro publico bono".