Co wolno pomyśleć, powiedzieć, lub napisać o Prezydencie Komorowskim, czy Premierze Tusku?

Obrazek użytkownika Recenzent JM
Kraj

Co jest dopuszczalne, by człowiek doświadczając na sobie działań władzy zachował zdrowie psychiczne, mógł jakoś odreagować, a przy tym nie trafił przed oblicze jakiegoś rozgrzanego sędziego, lub sędzi, za obrazę majestatu?
Sami widzicie, że sprawa nie jest prosta. Już w pierwszym zdaniu napisało mi się „majestatu” i nie wiadomo, czy ktoś tego nie zinterpretuje, jako naigrywanie się z przedstawicieli naszych najwyższych władz.
Co więc można bez obawy myśleć, powiedzieć lub napisać? Myślę, że właściwie wszystko, byle tylko nie rozminąć się z prawdą i by dawało to chociaż cień ulgi. Ale ostrzegam – zawsze należy mieć na uwadze rachunek strat i zysków. A tutaj podstawowa zasada tak, jak w dawnym lecznictwie brzmi – przede wszystkim nie szkodzić (sobie i bliskim).
Pomyśleć o przedstawicielach naszej władzy, to już sobie można rzeczywiście wszystko, a nawet więcej. Myśli sarkastyczne, nieprawomyślne, głupie, czy nienawistne. Do wyboru. Byle nie myśleć na głos. Jak się myśli o nich to, co się naprawdę czuje (tu piszę szczególnie do tzw. zwolenników platformy), to nie trzeba się ograniczać obawami, że za myślenie mogą wyrzucić z pracy, zwolnić ze stanowiska, lub zrobić coś jeszcze straszniejszego. Uwierzcie mi - jeszcze nie wynaleziono maszyny do czytania ludzkich myśli. Tak więc myślcie i „nie lękajcie się”.
Jeśli chodzi o pisanie, to też nie widzę w naszym kraju specjalnych ograniczeń, oczywiście, pod warunkiem, że się tego nie publikuje, ani nie umieszcza na transparentach. Pomyślcie, co mogłoby się stać, gdyby kilka takich transparentów pojawiło się np. na stadionach w czasie mistrzostw Europy. Lekko mówiąc – odwołane mecze albo mistrzostwa przy pustych trybunach. A tego byśmy nie chcieli. Ale można przecież, na przykład w celach terapeutycznych, dla obniżenia sobie ciśnienia lub dla oddalenia nadciągającej apopleksji, napisać sobie o Prezydencie, czy Premierze dowolną ilość nawet „pieprznych wulgaryzmów posmarowanych musztardą”, dowolnie długo się tym napawać i relaksować, a po ustaniu zagrożenia – skasować, lub wydrukować i spalić, czy też schować tak, by nikt nie znalazł. Co do treści, w takim przypadku istnieje pełna dowolność. Co jednak piszemy w takiej sytuacji, to kwestia osobistej kultury piszącego, jego odporności na stres i tego, jakie sformułowania przynoszą mu najszybciej ulgę. Osobom słabszym w ortografii mimo wszystko radziłbym jednak unikać wulgaryzmów z trudniejszą pisownią, bo błędy będą się jeszcze bardziej utrwalać. Osoby darzące władzę miłością platoniczną, tzn. naiwną, głupią i przynoszącą ciągłe rozczarowania oraz nieustanne cierpienie, mogą swoje uczucia opisywać dowolnie dobranymi słowami, mogą je też obwieszczać i publikować bez żadnej obawy. Jak pokazuje życie, w takim przypadku nie obowiązuje nawet bariera językowa, czy granica śmieszności. Za świetny przykład może tutaj posłużyć blog Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej na Salonie 24, ale ostrzegam osoby o słabszej odporności psychicznej – czytając przedmiotowego bloga, robicie to na własną odpowiedzialność. Kto kiedyś przypadkiem zabłądził i nieopatrznie tam trafił, ten wie doskonale, o czym piszę.
W kwestii mówienia – problem jest nieco bardziej skomplikowany, bo tu właściwie wszystko zależy od tego, kto i o kim mówi, co mówi, kto tego słucha, czy słyszy oraz czy nagrywa i na jakim sprzęcie. Tak więc generalnie należało by najpierw zrobić dokładne rozpoznanie sytuacji i sprawdzić, czy teren jest czysty, a dopiero potem, ewentualnie sobie pozwalać. Po właściwym rozpoznaniu, można w sposób niczym nie skrępowany wyrazić swoją opinię o tuzach władzy. Spokojnie można nawet rzucać „krwistym mięsem”. Tak na marginesie wyszedł mi tu niezamierzony żarcik z wyrazem „spokojnie”, a przecież wiemy, że spokojnie to się czasem nie da. Niekiedy tych przekleństw nie są w stanie przyhamować, ani nasza wrodzona kultura osobista, ani nawet nasze arystokratyczne maniery. Ale uważajmy z tym wyrażaniem, by to nam nie weszło w nawyk. W końcu będziemy jeszcze zwracać się i do normalnych ludzi, którzy w niczym nam nie zawinili. Jednak, kiedy już musicie się nieparlamentarnie wyrażać, to przestrzegam, że amplitudę i natężenie wypowiedzi należy zdecydowanie dostosować do istniejących warunków środowiskowych, pod kątem ich wpływu na propagację fal akustycznych. Jest to może skomplikowane, ale generalnie chodzi o to, że w ferworze wyrażania opinii o przedstawicielach władzy, często głos niesie dalej, niż człowiek byłby skłonny przypuszczać. I od razu tutaj rzuca się w oczy nasza „ograniczoność” w stosunku do pewnej grupy osób niepełnosprawnych. Albowiem nam, osobom z pełnosprawnym aparatem mowy jest znacznie trudniej wypowiadać z pełną ekspresją swoje opinie o Prezydencie, Premierze, czy innych osobach publicznych, niż osobom w tym względzie upośledzonym. Językiem migowym można wszak swoje wypowiedzi wygłaszać bez żadnych zahamowań, a służby specjalne nawet się nie zorientują. To taka mała, choć nie do przecenienia rekompensata za inne utrudnienia w życiu.
A co zrobić, gdy u kogoś kolejna „akcja” władzy spowodowała słowną lub pisemną „reakcję”, a silne wzburzenie nie pozwoliło człowiekowi dostosować się do przedstawionych powyżej reguł?
Jeśli ktoś ukończył filozofię na KUL-u, to chyba niczym nie musi się przejmować. Jak pokazuje dotychczasowe orzecznictwo sądów - może myśleć, mówić, pisać, a nawet robić – na co tylko ma ochotę, w zasadzie bez żadnych konsekwencji prawnych. Trudno mi jednak powiedzieć, czy fakt ukończenia filozofii na innej uczelni sądy również będą traktować jako usprawiedliwienie.
W każdym razie, jeśli ktoś nie kończył filozofii, to ma problem. Dla odpornych na naukę i nie stosujących się do zasad - nie ma przebaczenia. Mając na uwadze los twórcy portalu Antykomor.pl należałoby chyba jak najszybciej opuścić nasz kraj i udać się na dobrowolną banicję do któregoś z krajów, z którym Polska nie ma podpisanej umowy o ekstradycję. Jest też inne, może nawet lepsze rozwiązanie. Trzeba z wielką wiarą – intensywnie się modlić. Tematu modlitwy nikomu nie narzucam. Może być na przykład o zmianę rządzących, o dobrych Pasterzy. O mądrych, godnych, uczciwych, i nie pozbawionych humoru przyszłych przywódców naszego państwa. Jak komu pasuje.
I na koniec jeszcze jedna drobna uwaga. Mimo wszystko, jednak uważam, że zamiast leczenia objawów chorobowych nienawistnymi myślami, wypowiadanymi przekleństwami, czy wypisywaniem niecenzuralnych słów o wiele lepiej jest zwalczyć przyczynę lub stosować profilaktykę. Pozytywne myślenie, samodzielne, logiczne, rozwijające pamięć – to najlepsza profilaktyka. A jako najlepsze lekarstwo na wyeliminowanie przyczyny – właściwie postawiony na kartach do głosowania krzyżyk. Grzechy władzy można moim zdaniem wybaczyć, ale nigdy nie wolno o nich zapominać.

Brak głosów