O gender w Krakowie

Obrazek użytkownika Smok Eustachy
Idee

I
Brakuje nam dystansu do rzeczywistości, która atakuje nas różnymi dziwnościami. Kto pamięta wieszczby przy okazji Big Brothera, parę lat minęło i co się ziściło? O BB wszyscy zapomnieli bo to była kiszka. Na dłuższą metę nieoglądalna. Tak jest i  teraz z genderem: Poczytajcie sobie pozytywistów o niedolach dzieci, jak to topiły się pasąc krowy bez opieki, jak to Janko Muzykant, jak to "Nasza szkapa". Teraz mimo wszystko dzieciom się polepszyło, więc zabrali się za seksualizację gówniarzy. Jest to zgodne z piramidą potrzeb: jak jest co jeść i dach nad głową to następne jest chędożenie. Nie ma się czemu dziwić. A pisze o tym gdyż udałem się niedawno na konferencje poświęconą zapobieganiu gender (Kraków, 27 marca 2014, organizator CEP prof. Legutko). Ogólnie było nieźle, jednak konferansjerzy nie zdają sobie sprawy, że Naród nie wierzy w różne rewelacje, które się mu zapodaje i trzeba je dokumentować. Opracowałem przykładową listę:

  1. Kary więzienia dla rodziców odmawiających wysyłania dzieci na edukację seksualną, która z kolei stanowi molestowanie seksualne.
  2. Zmuszanie dzieci w przedszkolu do rozbierania się publicznego przed rówieśnikami (Norwegia).
  3. Zakazywanie używania terminów "mama" i "tata" w przedszkolu a zamiast tego rodzic a i rodzic b.
  4. Seksualizacja powszechna nauczania w Szwecji, w sensie że jak mają mierzyć opór elektryczny na fizyce to jest to opór prezerwatywy. Jak na chemii mają badać reakcje to są to reakcje substancji w prezerwatywach.
  5. Zakaz sikania na stojąco przez mężczyzn.
  6. Gender jako wytwór ideowy komunizujących lesbijek.
  7. Obowiązkowe lizanie prezerwatyw naciągniętych na gumowe penisy w celu porównania smaków.
  8. Terapia hormonalno-psychologiczna dla dzieci-ofiar edukacji seksualnej, które popadły w jakieś manie seksualne czy coś. Ale przecież nie wszystkie.
  9. Na uniwersytetach profesorów się nazywa profesorkami.

Nie wszystko tu było zrealizowane, ale wystarczy, że jak przy sikaniu wysunęli go posłowie w Szwecji aby był traktowany jako wytwór równościowy. Mamy bowiem tu elementy wcielanie w życie. I to nie jest jakieś curiosum ale mieści się w głównym nurcie żęderu.

Teoretyczne postawy obecnej ofensywy są lepiej znane. Są to oficjalne dokumenty, przyjęte do wykonu przez rząd. Ostatnio n.p. na tapecie są standardy edukacji seksualnej spłodzone przez WHO:

]]>http://www.federa.org.pl/dokumenty_pdf/edukacja/WHO_BZgA_Standardy_edukacji_seksualnej.pdf]]>

II
Kilka uwag pokonferencyjnych w punktach:

1. X. Dariusz Oko podkreśla znaczenie Judith Butler i paranoi, którą epatuje kolektyw. Owszem, genderyści niewkręceni przyznają jej ogromne znaczenie, ale czy tak jest naprawdę? Jest ona Marxem genderyzmu? Pani, czy też Pana Butler prezentuje ponoć myślenie magiczne: Powiedzmy jak złożysz przysięgę małżeńska to zmienia się Twój stan: stajesz się małżonkiem. Ale jak złożysz oświadczenie, że jesteś jamochłonem to od tego nie staniesz się jamochłonem. Ona tego nie odróżnia i myśli, że jak się powie o baranie że jest krową to on zacznie mleko dawać.

2. Tomasz Terlikowski twierdząc, że John Money ]]>http://youtu.be/9xW8KcvjF_I]]>


sfalsyfikował chcąc-niechcąc założenia genderu jest w błędzie, bo to jest jednostkowy przypadek. Żeby mówić o wykazaniu trzeba represjonować więcej dzieci i sprawdzić, czy to działa. Na prawdę na skalę masową. Ale widać, że gender nie przedstawia jakiegokolwiek dowodów na swoja słuszność, będąc aprioryczną konstrukcją dogmatyczną. Pisałem już, że trzeba tu przeprowadzić eksperymenty (jeden nie wystarczy): pięćset dziewczynek chowanych jako chłopcy i 500 chłopców jako dziewczynki i czy się faktycznie rozwiną zgodnie ze swoją tzw "płcią kulturową". Skąd oni wiedzą że ta płeć jest, może w ogóle nie ma?

3. Aleksander Stępkowski zarysował problem statystyk przemocy w rodzinie, gdzie Polska wypada okazale. Wypada mi tu problem ten rozwinąć polemicznie. Nawiązuję tu do słynnej "Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej":

Jak wiadomo w różnych tam testach psychologicznych są pytania sprawdzające, czy testujące. Np. pytanie, czy kiedykolwiek ukradłeś? I odpowiedź powinna być twierdząca bo każdy coś ukradł, choćby gumkę do mazania w przedszkolu. I podobnie jest z molestowaniem: praktycznie każdy doświadczył, czy tam klepnięcia w zadek, czy czegoś z nowomodnych definicji: dowcipy czy cuś. A podglądanie w toaletach publicznych? Więc dajcie se siana z sondażami, badaniami takimi czy owakimi.

Podobnie każdy doświadczył przemocy domowej którą definiują:

„przemoc domowa” oznacza wszelkie akty fizycznej, seksualnej, psychologicznej lub ekonomicznej przemocy występujące w rodzinie lub gospodarstwie domowym lub pomiędzy byłymi lub obecnymi małżonkami lub partnerami, niezależnie od tego, czy sprawca i ofiara dzielą miejsce zamieszkania, czy też nie;

Zauważcie, że tak to sformułowali, żeby teściowej nie uwzględnić. Czemu teściowej nie ma w konwencji? Ale wracając do tematu: W każdym związku dochodzi do kłótni, awantur itp. Czy tzw cichych dni. I to jest przemoc psychiczna. Każdy jest więc sprawcą przemocy i ofiarą przemocy. Konwencja mówi o _wszelkich_  aktach przemocy. Powiedzmy sobie otwarcie że ten zapis mógłby posłużyć samcom:

  1. Ukróciłby wszelakie zrzędzenia, że mało zarabia, że potrzebna kasa, że czemu nie awansuje. Że to że sio.
  2. Ciche dni - przemoc psychiczna.
  3. Że chcę kupić motor i a tu nie - przemoc ekonomiczna.
  4. Opowiadanie koleżankom, jaki jest beznadziejny.
  5. Awantura jak wróci po pijaku - przemoc fizyczna.

Wywodliwe z wcielanego stanu rzeczy będzie odwiedzanie kochanki. Bo kobieta nie chce seksu ale facet ma prawo do realizacji seksualnej i w tym celu może zmienić partnerkę na chwilę. Tu trzeba spekulować dialektycznie  - ale się da. Problem się zacznie bo postulowane rozwiązania uczą facetów mazgajenia, czyli zaczną zgłaszać przemoc, jaka ich spotyka.

III

CEP prof Legutko słusznie zauważył, że kompromisu katolicyzm-gender być nie może. Albo my ich albo oni nas: zauważcie, ze termin "pluralizm" zakończył swoją karierę, bo nie chodzi o wielość poglądów, ale narzucenie terrorem jednego - genderowego. Miski zapluwające się  z powodu obecności katolicyzmu w życiu publicznym i np. na uczelniach optują za wprowadzeniem tam genderterroru. Ale dlaczego nie stworzyć projektów własnych konwencji i ustaw przeciw katofobii? Nawet jak to odrzucą to mamy mocny argument za ich ksenofobią, nietolerancją  i zacofaniem. Fanatyzmem światopoglądowym. 

Mamy tu przykład bezmózgowia: Naturalnie włącza się im myślowy schemat większościowy: Katolicy naprawdę nie są większością, 40% chodzi do kościoła, nie praktykują, nie zgadzają się z nauczaniem więc nie mogą narzucać. A genderystów ilu jest? Pół procent? I mogą narzucać? A innych ateistów ile jest procent? A feministek ile jest? O reprezentatywności feministek napiszę coś więcej:

Redaktor Łukasz Warzecha udał się jakiś czas temu do Polskiego Radia, aby ponarzekać na Tłiterze na chamstwo ochroniarzy. Tzn nie po to ale aby wziąć udział w dyskusji o gender, feminizmie, takie tam.  Marta Konarzewska naskoczyła na niego, że niby jak może zarzucać oderwanie feministek od problemów kobiet? Posłuchajcie:  ]]>http://www.polskieradio.pl/10/485/Artykul/1006334,Gender-i-ideologia-gender-to-nie-jest-to-samo]]>

Warzecha ma niestety słuszność: Feministek jest może pól procenta, razem z ofiarami przemocy pięć %, niech będzie że 10. Dla pozostałych 90% kobiet problemem jest przykładowa słaba dostępność żłobka i przedszkola. Feministki im tu oferują aborcję. A w jaki sposób uwzględniają one aspirację takich grup kobiecych jak blachary i tipsiary? Że nie reprezentują moherów to chyba jest oczywiste? Samych blachar jest wielokrotnie więcej niż feministek.

Podsumowanie: Pora zatem teraz na debatę z fikającymi ostatnio środowiskami "Więzi" i "Znaku", które stoją na gruncie zasady "socjalizm tak - wypaczenia nie". Aby się do niej przygotować udokumentować trzeba przebieg inwazji genderu na Europę, z fotografiami, filmami z ostatnich exscesów. I wtedy niech się z tego tłumaczą.

Linki:
Nagranie konferencji w 2 częściach:
]]>http://chomikuj.pl/soplandia/Teologia/Konferancja+Jak+zapobiec+gender+Krak*c3*b3w+2014+03+27]]>
O Konwencji
]]>http://smocze.opary.salon24.pl/571624,w-kazdej-rodzinie-jest-przemoc]]>

 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (3 głosy)

Komentarze

Co słychać starego? 
czyli o nauce polskiej 25 lat później

4 czerwca 1989 r. to dla wielu Polaków jedna z dat przełomowych, data wychodzenia z komunizmu. Ale czy naprawdę wyszliśmy z komunizmu?

Chyba nie do końca. Co więcej nie za bardzo chcemy się z komunizmem rozliczyć. Ustawy dokomunizacyjnej mimo upływu lat nie ma do tej pory i chyba chodzi o to aby już nigdy jej nie było.

W sprawie lustracji środowisko akademickie, zwykle konformistyczne, wykazało się iście heroiczną postawą organizując bunt antylustracyjny.

W walce o niepoznanie własnej historii wreszcie ujawnił się nonkonformizm, tak na codzień deficytowy. Widać przeszłość środowiska akademickiego to sprawa poważna, skoro na jej poznanie uczelnie same sobie nakładają kaganiec, ograniczają wolność swoich badań.

Władza POPów

Na froncie walki o pokój, o wprowadzenie nowego, jedynie słusznego systemu, szczególną rolę mieli odgrywać ludzie nauki - tzn. nowi ludzie nauki, postępowi i ideowi. Ci mieli wychować nową młodzież budującą nowy ustrój.

Wielu 'starych' profesorów uformowanych w Polsce 'burżuazyjnej' nie za bardzo chciało tworzyć Polskę 'demokratyczną' więc zastępowano ich nowymi, uformowanymi często na froncie wschodnim.

Nie wszyscy mieli pojęcie o nauce, ale z braku odpowiednich kadr wielu z nich wyznaczano na Pełniących Obowiązki Profesorów, którzy mieli wspierać Pełniących Obowiązki Polaków wprowadzających nowy ład i porządek, i zakładających Podstawowe Organizacje Partyjne.

Władza POPów, w różnych wcieleniach, odcisnęła się na obliczu Polski Ludowej tak silnie, że skutki są do dziś widoczne, ale ślady ich działalności są skrupulatnie zacierane.

Dyskusje na temat poznawania niechlubnej przeszłości, także autorytetów naukowych, koncentrują się głównie wokół IPN i materiałów wytworzonych przez SB. Ale co z badaniem materiałów PZPR czy archiwów akademickich?

Z tym jest znacznie gorzej. Proszę spróbować odtworzyć składy POP PZPR na uczelniach, czy w instytutach naukowych. Nader rzadko to się udaje.

Bez zgody POP PZPR nie było można nikogo awansować, usunąć, wysłać za granicę. POP rozdawały karty na uczelniach, decydowały o polityce kadrowej, a badań na ten temat nadal nie ma. Nie bez przyczyny.

Wielu członków POP nadal ma się dobrze w systemie szkolnictwa wyższego, które niestety tak dobrze się nie ma, a władze uczelni dzielnie walczą, aby to co zostało ukryte pod dywanem w czasie transformacji nadal nie ujrzało światła dziennego.

Metodologia badań naukowych

Po 25 latach od 'upadku' komunizmu na uczelniach dominują beneficjenci systemu PRL i dbają o 'właściwą' metodologię prowadzonych badań, piętnując każde odchylenia.

Ostatnio było sporo szumu w sprawie - podobno niewłaściwej - metodologii badań historycznych na poziomie magisterskim. Nikt nie jest natomiast zainteresowany metodologią badań historycznych na poziomie profesorskim.

Metody badań profesorów z uczelnianych komisji senackich, 'historycznych', dla ustalenia pokrzywdzonych w PRL, czy nad opracowaniem dziejów uczelni w ostatnich kilkudziesięciu latach - budzą konsternacje, a ich metodologia winna być bez zarzutu, wzorcowa.

Historycy komisji najstarszej polskiej uczelni badają krzywdy, ale głównie wśród beneficjentów systemu, pomijając ofiary systemu, także tych, którzy mają status pokrzywdzonego! Oryginalna metodyka - nieprawdaż? I nikogo to nie razi.

W dziele historyków przygotowanym przez samych profesorów historii na 600- lecie UJ - " Dzieje Uniwersytetu Jagiellońskiego" nie zauważono nawet, że w Polsce, nie tak jeszcze dawno, był stan wojenny. Nie jest to wyjątek, bo stosowana metodologia badań historycznych prowadzi do tego, że historie uczelni polskich zwykle doprowadzane są do roku 1968 r. a potem - przeskok do roku 1989, może z kilkoma ogólnikowymi zdaniami o tym co było w międzyczasie.

Podobnie historycy polemizując z kolejnymi projektami reform w nauce, przypominają jakie szkody w nauce wyrządziły 'reformy' roku 1968, całkiem zapominając o 'reformach' lat 80-tych.

Taka jest metodologia badań i taki poziom niezawisłości od faktów wśród nadal Pełniących Obowiązki Profesorów.

Wielka czystka w nauce

'Reformy' lat 80-tych poskutkowały wielką czystką kadrową w nauce, ale także, jak obecnie widzimy, wielką czystką pamięci środowiska akademickiego. Wyrejestrowano wówczas z systemu nauki tysiące młodych, nonkonformistycznych pracowników akademickich, o zbyt dobrej pamięci i zbytnio aktywnych. Na nich skupiała uwagę i PZPR, i SB, jako na głównych ich wrogach i przeciwnikach systemu, negatywnie wpływających na młodzież akademicką.

O tym można bez trudu przeczytać w archiwach pozauczelnianych (materiały PZPR w Archiwach Akt Nowych, czy materiały SB w archiwach IPN), ale na uczelniach informacje dotyczące tego okresu są na ogół niedostępne. Nieco można znaleźć w internecie.

Uczelnie autonomicznie bronią natomiast dostępu do informacji publicznej, zamienianej w informację sekretną, lub jej brak, powołując się dla jej utajniania np. na ustawodawstwo stanu wojennego, którego istnienia nie zawsze potrafili uchwycić w historiach uczelnianych!

W ciągu ostatnich 25 lat, w mediach słyszymy często o luce pokoleniowej w nauce, ale nie ma odpowiedzi jak to się stało, że taka luka powstała.

Wielka czystka dokonana wśród nieposłusznej kadry akademickiej w latach 80-tych stanowi główny powód tej luki. Beneficjenci tej czystki nie byli w stanie z przyczyn intelektualnych, ani nawet nie mieli zamiaru z przyczyn ekonomicznych, luki ograniczyć.

Z powodu braków kadrowych akademiccy beneficjenci PRL, byli i nadal są produktem poszukiwanym na kwitnącym rynku edukacyjnym i mają zapewnione i po kilka etatów. Po co zatem mają likwidować to co im przynosi profity?

Wielu historyków zastanawia się nad przyczynami okresowej klęski ZSRR po napaści Hitlera 22 czerwca 1941 r. Różne są interpretacje, ale jedną z przyczyn jest luka kadrowa wojskowych po przeprowadzeniu przez Stalina wielkiej czystki w końcu lat 30-tych. Czystka miała miejsce głównie wśród kadry dowódczej i lukę można było szybko uzupełnić i wzmocnić potencjał wojenny.

Czystka w nauce lat 80-tych przeprowadzona na ogromną skalę dotyczyła głównie młodszych, więc spowodowała lukę pokoleniową, trudniejszą do szybkiego wypełnienia i do wzmocnienia potencjału intelektualnego.

Nowe kadry, stare problemy

Po 25 latach mamy już nowe pokolenie w nauce, uformowane przynajmniej na szczeblu szkolnictwa wyższego, już po tzw. transformacji. Winno być inaczej niż w PRL, bo jak zwykle słyszymy - potrzebna jest zmiana pokoleniowa aby coś się mogło zmienić. Pokolenie już nowe - problemy nadal stare.

Otwarto szeroko granice, ale naukę polską poza granicami jakoś słabo widać, oczywiście z wyjątkami, ale te zawsze były, także w czasach PRL. Wiele tych wyjątków, jak nieraz słyszymy, zawdzięczało swą wyjątkowość PZPR, czy SB - ale nie wszyscy.

Blokada rozwoju młodych, strach przed konkurencją, powoduje, że starsze kadry jakby przejęły rolę dawniej pełnioną przez stróży porządku socjalistycznego.

W 1946 r. politruk Włodzimierz Sokorski, który z braku nowej kadry naukowej, po przełamaniu frontu wojennego, rzucony został na front nauki, jasno mówił o zarządzaniu nauką przez scentralizowaną habilitację. Trzeba było znaleźć sposób na uformowanie posłusznych.

I tak zarządzano, nawet dość skutecznie, a nowe środowisko tak się przyzwyczaiło do takiego zarządzania, że o zmianach na wzór zachodni nawet nie chce słyszeć do dnia dzisiejszego.

Rzec by można: Jak nas partyjniacy ustawili, tak chcemy stać i innych ustawiać!

I tak ustawiają, może z pewnymi modyfikacjami - ale jednak skutecznie, o czym mogliśmy się przekonać i w ciągu ostatnich miesiącach.

Jak dr Jarosław Pająk podniósł publicznie dokonanie plagiatu przez rektora Akademii Medycznej, zaraz przy próbie habilitacji został osadzony na miejscu. Dzięki roztargnieniu prof. Krzysztofa Drewsa, który napisał mu dwie przeciwstawne recenzje - jedną chwalebną, drugą dyskwalifikującą, przynajmniej wiadomo jak w praktyce wygląda 'ocena' prac naukowych. A to tylko wierzchołek góry lodowej, który dotąd był znany tylko w kuluarach.

Dr Marka Migalskiego, niewłaściwie dla środowiska akademickiego ukierunkowanego politycznie, nie dopuszczono nawet do otwarcia przewodu habilitacyjnego. Nieco szczęścia ma prof. Andrzej Nowak, że jego 'odchylenia' wykryto już po habilitacji, więc tylko spotyka się z ostracyzmem.

Nie ma już wiodącej PZPR, ani SB, ale niemerytoryczne - uwarunkowane politycznie, (nie)etycznie - oceny, awanse, degradacje, nominacje - pozostały.

A co na to środowisko ? Rzadko reaguje. Nie na darmo wyselekcjonowano je spośród posłusznych, aby się teraz buntowało! Jak się głowę schowa do piasku, to z 'podręczną strusiówką' można do emerytury przetrwać.

Mamy wolność, ale przed wypowiedzią, po wypowiedzi - nie do końca. Nikt nie wierzy w merytoryczną ocenę jego dokonań naukowych, więc lepiej siedzieć cicho. Wiadomo, że wartość dorobku z dnia na dzień może się drastycznie zmienić. To co było znakomite, może się okazać niedorzeczne, jeśli naukowiec okaże się niepoprawny w swych dociekaniach, w promocjach, petycjach.

Urzędu cenzury co prawda już nie ma, ale cenzura, w tym autocenzura, ma się zupełnie dobrze. Szczególnie wysoko są cenieni ci, którzy potrafią sami z niej korzystać.

Uczelnie mają zagwarantowaną autonomię do zakładania sobie kagańców i z tej autonomii nieraz korzystają. Jak sobie same kaganiec założą, nie muszą się obawiać o finanse, dotacje, nominacje, akceptacje.

Jak widać w nauce polskiej w 25 lat po transformacji - bez zmian. Może mówienie o transformacji nie do końca jest zasadne, skoro wiele zmieniono tak, aby pozostało po staremu?

Vote up!
3
Vote down!
-2
#421599

Powtórka z historii?

Obiegowe powiedzenie głosi, że naród który nie zna swej historii zmuszony jest ją powtarzać. Nie znają jej z pewnością "światłe elity" III RP, nie zna jej też młode POlactwo kształcone w zreformowanych na potrzeby Unii POlskich szkołach.

Jak bardzo nie cenić by sobie fundamentalne wartości współczesnej Europy, takie jak "przedsiębiorczość", "innowacyjność", "świeckość", czy "nowoczesność", warto spojrzeć wstecz w głąb historii i porównać ją z czasami współczesnymi. Jeżeli uda nam się znaleźć jakieś podobieństwo do okresów dawnych, ich konsekwencje mogą nam niejako przepowiedzieć przyszłość.

Odrzućmy więc choć na chwilę jedynie słuszne hasło, "wybierzmy przyszłość" i spójrzmy w przeszłość.

Z socjologicznego punktu widzenia społeczeństwo III RP w znacznym stopniu przypomina te z okresu saskiego. Modna w owym okresie była pogoń za dobrami doczesnymi. Wczasy na Seszelach nie były jeszcze znane, ale zamiłowania obywateli obrazowo określał slogan "jedz, pij i popuszczaj pasa". Prym w tym wiodły ówczesne "elity" czyli arystokracja, a reszta społeczeństwa starała się pozostawać jak najmniej w tyle. Cały kraj stanowił niejako nieruchomość pod zastaw której fundowano sobie ten styl życia. Tak więc dług hipoteczny rósł, ale uciechy było co niemiara. Zabawy, bale, polowania, drogie stroje, klejnoty, wykwintne pojazdy, to była codzienność. Warszawa była wtedy najdroższą stolicą Europy. Wokół znacznych rodów arystokratycznych tworzyły się całe "familie", jak to się wtedy określało, "wiszących u klamki" kompanów. Rody te rywalizowały i walczły z sobą o pierwszeństwo, roztrwaniając gigantyczne fortuny, a powstałe w wyniku tego "dziury budżetowe" łatały służbą dla ościennych mocarstw, w szczególności zaś dla naszych "największych tysiącletnich przyjaciół", jakim są według dzisiejszych ocen Niemcy i Rosja.

Kraj zalewały, jakbyśmy to dziś określili, tabuny "europejskich biznesmenów", czyli szubrawców i aferzystów z całego kontynentu, którzy w Polsce wypatrzyli swą ziemię obiecaną i gdzie robili krociowe majątki, będąc przy tym przez autochtonów podziwianymi i przyjmowanymi z otwartymi ramionami.

Z tą działalnością materialną szła też w parze i "ideowa". Liberalizm był na porządku dziennym, zwłaszcza ten dotyczący obyczajowości seksualnej. Rywalizowano w jakości i ilości "związków partnerskich", choć trzeba przyznać, że w dziedzinie najbardziej "postępowej', jaką jest obecnie orientacja homoseksualna, pozostawano nieco w tyle. Drogowskaz kierunków społecznych i politycznych owego okresu stanowiły tajne związki wolnomularskie, do których przynależeli zarówno słudzy obcych mocarstw (exemplum król Staś) jaki i późniejsi rewolucjoniści (exemplum Tadeusz Kościuszko).

Tak więc wielki ogólnokrajowy wieloletni karnawał trwał. Trwał aż do końca czyli do wielkiego postu. Do rozbiorów, wojen, tragicznych powstań, eksploatacji ekonomicznej, rabunku, nędzy, dwu światowych wojen, ludobójstwa niemieckiego i bolszewickiego, PRLu no i ...IIIRP.

Tak, wydaję się nad wyraz słusznym zaliczenie III RP do okresu "wielkiego postu". Stanowi ona w nim jedynie lekki przerywnik, taki mały lokalny i krótkotrwały karnawalik. Mamy w nim taką małą "arystokrację", czyli szubrawców wszelkiej proweniencji, aspirujących do miana "elit", pławiących się w dobrobycie i z kosmopolityczną (o pardon - europejską) pogardą patrzących z góry na Polskę. Na tę z której rabunku i niszczenia wypływa ich "wielkość". Mamy też tłumy POlactwa, z bałwochwalczym zachwytem podziwiające pomiatających nimi "europejczyków". Mamy też tajne związki, te wolnomularskie i te agenturalne, dyktujące politykę państwa.

Ponieważ historia znacznie przyspieszyła, mamy na raz dwóch "mężów stanu", niemieckiego króla Sasa-Donalda Tuska i rosyjskiego króla Stasia-Bronisława Komorowskiego. Tak więc w powtórce z historii mamy aż dwa nieszczęścia na raz. No i nadchodzący szybkimi krokami wielki post też zapewne będzie podwójny. Tak przynajmniej z tej ekstrapolacji wynika.

Vote up!
2
Vote down!
-2
#421601

Witaj

 

Masz celne komentarze i dużo mądrego do powiedzenia.

Zacznij pisać swoje teksty.

 

Powodzenia

Vote up!
1
Vote down!
-3

JK

Przepłynąłeś kiedyś sam ocean? Wokół tylko morze. Stajesz oko w oko ze swoim przeznaczeniem.

 

 

 

 

#421608

Mam zamiar to zrobic

Vote up!
1
Vote down!
-2
#421611

Współczesna wiedza dotycząca fizjologii czy psychologii coraz bardziej uświadamia różnice pomiędzy kobietą i mężczyzną. Równych pod względem godności i różnych ze względu na sposób funkcjonowania.

Wystarczy przyjrzeć się uważnie grupie kilkulatków, by zauważyć, że dziewczynki mają bardziej rozwinięte zdolności słowno-językowe, a chłopcy: przestrzenno-poznawcze. Chłopcy mają też większe potrzeby fizycznej aktywności. Na sali zabaw będą niestrudzenie wspinać się po drabinkach, skakać i strzelać do siebie, na moment tylko odpoczywając: gdy ranni w "walce" kładą się na podłogę. Dziewczynki przez chwilę pobiegają, ale większość z nich wkrótce zajmie się spokojniejszą zabawą, np. lalkami lub rysowaniem.

Oczywiście, omawiamy cechy większości chłopców i dziewcząt. Są dzieci, które nie mieszczą się w tym schemacie.

Podczas badań przeprowadzonych na Uniwersytecie w Vermont w 1997 r. porównywano obserwacje rodziców dotyczące zachowań swoich dzieci. Badaniami byli objęci przedstawiciele dwunastu odległych kulturowo od siebie krajów, m.in. Stanów Zjednoczonych, Tajlandii, Jamajki. Wynik: chłopcy zdecydowanie częściej od rówieśniczek wybierają rozwiązania siłowe, przeklinają, stosują groźby czy kradną. Także badania prof. Janusza Czapińskiego (w 2009 r. przygotował kwestionariusz do pierwszej w Polsce diagnozy szkolnej, gdzie wyniki podzielono według płci) wskazują na podobne cechy różniące chłopców od dziewcząt: odsetek uczniów ze słabymi ocenami ze sprawowania jest zdecydowanie wyższy niż uczennic. Chłopcy częściej wagarują, mają konflikty z nauczycielami, uznani są za tzw. uczniów problemowych.

Czy to miałoby oznaczać, że tradycja - zgodnie ze stereotypem płci - kształtuje w nich takie cechy? A może przyczyną jest coś zupełnie innego?

Chłopiec w klasie, dziewczynka w klasie

"Maciek uporczywie biegał po korytarzu", "Adam strzelał do kolegów z palców, uformowanych na kształt pistoletu". Takie zachowania nauczyciele często określają jako "nieakceptowalne", zmierzając do ich wykorzenienia, a więc pozbawienia chłopca tego, co wynika z jego natury.

Chłopcy lubią zajęcia, w których mogą współzawodniczyć i podejmować ryzyko. Mają tendencję do podejmowania działań niebezpiecznych. Stąd na lekcjach z nimi sprawdza się metoda "działania z zaskoczenia", np. pytania, gdy się tego nie spodziewają. Oczywiście, gdy zaczyna być niebezpiecznie, wychowawca powinien postawić zdecydowaną granicę. Ważna jest też pomoc w nazywaniu przez chłopców uczuć.

Natomiast niezwykle krzywdzącym byłoby zatrzymanie się na podsumowaniu, że "chłopcy są mniej grzeczni niż dziewczyny". Takie podejście może jedynie zatrzymać dziecko w rozwoju. Wyżej wymienione cechy są dużym wyzwaniem dla wychowawców, niemniej: właściwie ukierunkowane, staną się ogromnym kapitałem w kształtowaniu mężczyzny silnego, samodzielnego i zdolnego do okazywania troski słabszym.

Dziewczynki natomiast są bardziej opiekuńcze, lubią mówić o uczuciach. W ich kształtowaniu należy pamiętać, że głównym zadaniem do przepracowania jest to, że są bardziej pamiętliwe, łatwiej obrażają się i plotkują. Ważne, by kształtować w nich świadomość i umiejętność hierarchizacji uczuć, które służą rozwojowi i które jedynie osłabiają.

Na lekcjach lepiej im się uczy, gdy w klasie panuje spokój i jest ładny wystrój.

Testosteron

Niektóre z wyżej wymienionych różnic są widoczne już w pierwszym dniu po porodzie. Prof. psychiatrii Simon Baron-Cohen z Trinity College na Cambridge, badając jednodniowe noworodki zdiagnozował, że więcej chłopców patrzy dłużej na przedmiot mechaniczny, a więcej dziewczynek na twarz. Pierwszego dnia po urodzeniu, a więc gdy jeszcze nie daje się im zabawek i nie były jeszcze poddane wpływom kulturowym.

- Mierzyliśmy poziom testosteronu każdego dziecka, gdy było jeszcze w macicy - mówi profesor. - Po narodzinach przyglądaliśmy się jego zachowaniu przez wiele lat. Odkryliśmy, że im wyższy poziom testosteronu dziecka przed narodzeniem, tym wolniej rozwijają się zdolności językowe, a dziecko unika kontaktu wzrokowego. A więc wyższy poziom testosteronu powoduje wolniejszy rozwój językowy i społeczny.

Starsze dzieci z wysokim poziomem testosteronu mają problemy z odczuwaniem i okazywaniem empatii, rozpoznaniem emocji u innych ludzi, przyjmowaniem perspektywy drugiej osoby. Interesują się natomiast systemami, technicznym działaniem rzeczy. Prof. Baron-Cohen doszedł do wniosku, że nawet jeśli zignoruje się różnice płci, a weźmie pod uwagę tylko poziom hormonów, można przewidzieć, w jakim kierunku rozwiną się zainteresowania dziecka. Chłopcy już w łonie matki produkują 2 razy więcej testosteronu niż dziewczęta.

Z doświadczeń wynika, że to różnice hormonalne wpływają na różnice pomiędzy sposobami zachowania i preferencjami kobiet i mężczyzn. Jak wiemy z innych badań, duża ilość testosteronu sprzyja np. charakterystycznemu dla chłopców testowaniu granic i działaniu. Natomiast duża ilość estrogenów (kobiety) tworzy naturę refleksyjną, uwrażliwia na piękno. Co ciekawe: poziom hormonów jest zależny od różnic genów na chromosomach X i Y, a więc tych decydujących o płci.

Natura w akcji

- Chłopcy są urodzonymi majsterkowiczami. Jest w nich ogromna potrzeba rozkręcania wszystkiego na kawałki, przekodowywania pierwotnego przeznaczenia przedmiotów i tworzenia czegoś nowego - Sumitra Rajagopalan, profesor biomechaniki na Uniwersytecie w McGill w Kanadzie, dzieli się doświadczeniem pracy z chłopcami, zagrożonymi wydaleniem ze szkoły w Quibecku.

Dane Departamentu Edukacji w Stanach Zjednoczonych z wielu lat pokazują, że na testach z matematyki i nauk przyrodniczych lepiej wypadają chłopcy; natomiast dziewczęta są ogólnie lepszymi uczennicami (por. m.in. raport z 2004 r. Dane te potwierdza OECD - Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, która zrzesza 36 krajów rozwiniętych i uruchomiła program międzynarodowy program ewaluacji uczniów 15-letnich: PISA ). W pięciu szczytowych procentach na 100 dziewcząt mających dobre wyniki z matematyki przypada 172 chłopców. Jeśli chodzi o czytelnictwo, proporcje są odwrotne. Dziewczyny spędzają natomiast dużo czasu nad pracami domowymi i projektami, są staranniejsze, wrażliwsze na piękno, bardziej empatyczne.

- Kobiety rodzą i karmią, wychowują dzieci. Byłoby zatem bardzo dziwne, gdyby nie było też jakiegoś mechanizmu psychologicznego, który pomagałby nam wykonywać te zadania i sprawiał, że byłyby dla nich szczególnie przyjemne - mówi prof. Ann Campbell, psycholog ewolucyjny, pracująca w Durham, w północnej Anglii. - Zatem rzeczy takie jak empatia w kobietach, takie jak unikanie niebezpiecznych konfrontacji, unikanie społecznego wykluczenia, który pozostawiłby cię poza nawiasem grupy. Wszystkie te cechy znaczą, że masz większe szanse przetrwania. Będziesz miała potomstwo, które urodzi kolejne pokolenia.

Strasz mnie jeszcze

Jeśli chodzi o różnice biologiczne, także układ nerwowy działa u mężczyzn i kobiet inaczej. Wystarczy w klasie przebić z hukiem papierową torbę, by doświadczyć, że dziewczynki będą przerażone, a chłopcy - zachwyceni. Dzieje się tak dlatego, bo u mężczyzny w momencie stresu przeważa hormon walki i ekscytacji: adrenalina (ma to uzasadnienie naturalne: kiedyś trzeba było trafić mamuta i zdążyć uciec); u kobiet natomiast przeważa acetylocholina, powodująca blokadę myślenia i działania.

Badania nad mózgiem już jakiś czas temu wykazały, że mózg kobiecy ma mniejszą objętość, ale większą gęstość połączeń nerwowych w stosunku do mózgu męskiego. Odległość od siebie obu półkul u pań jest także mniejsza.

Kobiety mają większe zdolności słuchowe ("lepiej niż mężczyźni słyszą"), mężczyźni - wzrokowe. Kobiety potrafią zajmować się kilkoma różnymi sprawami jednocześnie, podczas gdy mężczyźni koncentrują się na jednej sprawie. Panie radzą sobie ze stresem na średnim poziomie, panowie ze stresem na wysokim poziomie.

Tożsamość

Wielu dyrektorów przedszkoli i szkół w Stanach Zjednoczonych i Europie - popierając ideologię gender - stało się specjalistami od zrównywania płci. Dlatego niezwykle ważne w wychowaniu naszych dzieci i w samowychowaniu jest szanowanie cech, które określają tożsamość na poziomie podstawowym: bycia kobietą lub mężczyzną. Takie wychowanie to skuteczny sposób na kryzys męskości i na kryzys kobiecości (widoczny np. w postawach współczesnych przedstawicielek feminizmu). Kobieta, aby w pełni zabłysnąć wewnętrznym pięknem potrzebuje doświadczyć w swoim życiu wsparcia mocnego, mądrego i spójnego emocjonalnie mężczyzny. Aby stało się to możliwe, niezbędne jest mądre wychowanie kolejnych pokoleń.

Dorota Niedźwiecka

19.03.2014r.

Vote up!
7
Vote down!
-2
#421607

Źle oceniony komentarz

Komentarz użytkownika ardawl nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.

Krótko i na temat - wszystko się sprowadza do tego, aby prawdziwi rodzice stali się tylko reproduktorami zrobili dzieci a resztą zajmą się brudne łapska genderyzmu. Oczywiście jest cool wlaenie się w to czym się s...a i z kim popadnie, a jeszcze lepiej oby jak najwcześniej....ku.....a nie mam słów.....

Vote up!
0
Vote down!
-2

ardawl

#421675