Trudna praca Kowala (polemika z Chinaskim) Łukasz Warzecha
Za zgodą Łukasza Warzechy publikujemy jego polemikę z Chinaskim (publikacja na salonie24.pl).
Prosimy o merytoryczne komentarze.
Dużo już napisano o wyborze Pawła Kowala na szefa PJN, także w Salonie24. Tu akurat bez zaskoczeń. Przesłanie większości tekstów można było odgadnąć po autorze. Jeśli z obozu wielbicieli PiS – nie daje Kowalowi szans.
Przywykłem do emocjonalnego tonu, ale uważam, że od czasu do czasu warto przypominać, dlaczego kompletnie nie nadaje się on do opisywania polityki oraz że jest tonem wyznawcy, a nie obserwatora, który chce zrozumieć i w miarę możliwości przewidzieć. Taką właśnie refleksję wzbudził we mnie tekst, który w Salonie24 umieścił Chinaski. To modelowy przykład emocjonalnej pseudoanalizy politycznej, operującej kategoriami, którymi polityki analizować się nie da. Chinaski nie zastanawia się nad opcjami, jakie Kowal ma przed sobą, nie analizuje jego dotychczasowej drogi, szans, zasobów ludzkich, możliwych kombinacji powyborczych czy w ogóle tego, co tworzy konkretną polityczną konfigurację, ale posługuje się językiem uczuć. Oto przykłady: „Inicjatywa spiskowców, którzy wbili sztylet w plecy poturbowanego Smoleńskiem Kaczyńskiego była wyjątkowa”, „A mimo wszystko rejterada J. Kluzik-Rostkowskiej została przyjęta z wielką, niezrozumiałą sympatią”, „Przedkładali interes swojego, stosunkowo niewielkiego elektoratu, ponad interes twardej 20-30% prawicy. Przekonywali, że tamci będą wierni do końca, że to fanatycy, którzy poprą Kaczyńskiego zawsze i wszędzie, nawet jeśli będzie stawiał na byłych Udeków”, „Już widzę jak nienaganny dyplomata [Kowal], bywalec salonów i kolorowych tefałenowskich studiów, będzie biegał po polskich miasteczkach i wsiach z nową, atrakcyjną nowiną”.
Nie wiem, czy Chinaski zdaje sobie z tego sprawę, ale pisząc takim językiem potwierdza dobitnie opinie o „fanatyzmie” zwolenników PiS, którzy nie potrafią przyglądać się polityce z odpowiednim dystansem, a jedynie ją przeżywać, do głębi swoich jestestw. Przyznaję, zdobycie się w dzisiejszych okolicznościach na dystans jest trudne nawet dla zawodowca, ale też konieczne, jeżeli chce się pojąć mechanizmy, a nie jedynie wygłaszać moralitety.
Sposób pisania, jaki zaprezentował znany bloger, jest charakterystyczny dla „Gazety Wyborczej”, gdy opisuje ona działania nielubianych przez siebie osób lub środowisk – to ona lubuje się w moralistycznych, nadętych określeniach, takich jak „wbijanie sztyletu w plecy”. Kto chce rozumieć, jak działa polityka, musi pojąć, że jest to świat trudnych i często pragmatycznych wyborów. Można je oceniać krytycznie, ale nie językiem „jednej partii, jednego wodza”, bo nie ma to po prostu sensu.
W ostatnich miesiącach miałem kilkakrotnie okazję być zapraszanym na różne spotkania poza Warszawą, związane z promocją mojego wywiadu rzeki ze śp. prezydentem Lechem Kaczyńskim. Część tych spotkań organizowały miejscowe koła PiS, a nawet jeśli organizatorem był ktoś inny, publiczność miała raczej jednolite poglądy. Pytania o PJN oczywiście także padały. „Jak pan ocenia rozłamowców?” – pytano mnie. Wiedziałem oczywiście, jakiej odpowiedzi sala oczekiwała; odzywały się zresztą zwykle przyciszone, ale pełne niechęci podpowiedzi: „Zdrajcy, oczywiście”. Cierpliwie tłumaczyłem, że w polityce każdy ma prawo wybierać własną drogę ze świadomością, że będzie ponosił konsekwencje tego wyboru, zaś pojęcie „zdrady” (na opisanie odejścia z jednej formacji do innej) jest kompletnie niekompatybilne z praktyką demokratycznej polityki i nie nadaje się do jej opisu. To pojęcie z czasów wojny o życie narodu i całość państwa, a nie z czasów normalnych wyborów, chyba że mówimy o „zdradzie ideałów”, czyli otwarcie i mocno głoszonych wartości. Ale to nie jest przypadek PJN i nie w tym sensie bywa wobec jego członków używane pojęcie „zdrady”. O dziwo, to tłumaczenie sala zwykle akceptowała i następnie padały już spokojniejsze, rozsądne pytania o to, jak oceniam szanse tego ugrupowania.
Moralne wzdęcie, z jakim Chinaski i wielu innych podsumowywało działania PJN, nie pozwalało spokojnie analizować ich błędów. Bo zgodnie z takim podejściem, błąd był jeden: „zdrada” Kaczyńskiego. To oczywiście kompletne nieporozumienie: ludzie z PJN mieli pełne prawo wybrać, jak wybrali, podobnie jak Jarosław Kaczyński miał prawo postępować wobec nich w sposób wiele razy mocno nieelegancki. Takie są twarde prawa polityki – to nie jest gra dla grzecznych dzieci. Tyle że wszystkich należy traktować równą miarą. Tej równej miary u rozemocjonowanych krytyków PJN także nie ma. Działania JKR i jej partyjnych kolegów są oceniane według kryteriów czysto moralnych, zaś gdy idzie o postępowanie Kaczyńskiego – wszelkie sugestie, że i on nieraz uciekał się i ucieka do metod, mówiąc oględnie, dość nieładnych, są ignorowane. Bo to nie mieści się w wizerunku nieskazitelnego męża opatrznościowego.
Mówiąc krótko – ludzie z PJN wybrali, jak wybrali, a że wielokrotnie wybierali źle – przede wszystkim gdy idzie o liderkę ugrupowania – zarobili mnóstwo ujemnych punktów.
Rozumiem, że Chinaski z powodu miotających nim emocji nie jest w stanie na zimno ocenić szans Kowala. Dla niego Kowal zasługuje tylko na pogardliwe określenie „bywalca salonów” jako „zdrajca”. Przykro mi, ale z analizą polityczną nie ma to nic wspólnego.
Co mogę powiedzieć o Kowalu? Jest z pewnością jednym z najzdolniejszych polskich polityków młodego pokolenia. Jednym z niewielu, którym jeszcze o chodzi o zmienianie państwa – nie jedynie o dorwanie się do władzy. Fanom jednej lub drugiej strony raczej nie może się podobać, bo organicznie nie jest zdolny do zacietrzewienia, obowiązującego dzisiaj w politycznej grze (ciekawie było przyglądać się wyraźnie niechętnym tytułom i lidom na Gazeta.pl zaraz po jego wyborze). To po prostu nie jego natura. Jest otwarty (czyli w małym stopniu dogmatyczny, poza sprawami kardynalnymi) i kompetentny, zwłaszcza gdy idzie o politykę zagraniczną. Jego poglądy społeczne są wyraźnie konserwatywne, daleko od lewicującej JKR. Słowem – gdy idzie o cechy osobiste Pawła Kowala, to jeden z najjaśniejszych punktów polskiego życia politycznego.
Wszystko to jednak może nie wystarczyć, aby z PJN zrobić przed wyborami coś sensownego. Suma popełnionych do dziś błędów jest ogromna. Kowal nie zaczyna szefowania ugrupowaniu z czystą kartą, ale z całą listą minusów. Niewyrazistość programowa, obsesyjne skupienie się na często personalnym atakowaniu Jarosława Kaczyńskiego, wygibasy ze „spinami”, antyradiomaryjne harce Filipa Libickiego, uzależnienie od dyktatu TVN – to tylko najważniejsze z nich. Wszystkie one sprawiły, że PJN nie stał się partią jasnego, jednolitego przekazu, bo choć próby stworzenia takiego przekazu były, wszystkie ginęły wśród potknięć.
Kowal daje gwarancję, że PJN odejdzie od taktyki walenia w PiS. Ale to za mało, żeby odbudować wiarygodność. Do tego potrzebne są dwie rzeczy: po pierwsze – dyscyplina wśród członków, tak aby prowadzili jednolitą politykę wizerunkową, a PJN przestał przypominać przypadkowe towarzystwo, w którym każdy ciągnie w swoją stronę; po drugie – jasne i konsekwentnie głoszone przesłanie, obejmujące kilka klarownych punktów, pokazujących wyraźnie, po której stronie sporu o państwo PJN stoi. Nie wiem, czy Kowal będzie w stanie te punkty zrealizować i nie wiem, czy ma do tego wystarczające zasoby, a zwłaszcza czas. Mam poważne wątpliwości. Jeśli PJN nie zdobędzie w wyborach wystarczająco wielu głosów, aby zdobyć państwowe dofinansowania, będzie to zapewne jego koniec. Choć nie oznacza to końca Pawła Kowala w polskiej polityce. Całe szczęście, bo z PJN czy bez, takie osoby są w niej potrzebne.
Łukasz Warzecha
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1859 odsłon
Komentarze
Jedno male pytanko- oczywiśćie do ŁW
9 Czerwca, 2011 - 13:55
Co skloniło tak "zdolnego' i zapewne inteligentnego człowieka do związania się z bandą dietetycznych szumowin POkroju kluzik,POncyliusza,migotka czy libickiego, tylko głuPOta?
Pozdrowienia
zib1
Pozdrowienia
zib1
"pojęcie „zdrady”
13 Czerwca, 2011 - 04:42
(na opisanie odejścia z jednej formacji do innej) jest kompletnie niekompatybilne z praktyką demokratycznej polityki" - ŁW
"Kluzik będzie jeszcze trudniej wytłumaczyć się z własnej nielojalności, by nie powiedzieć - zdrady" - kataryna
Zdania, jak widać, są różne. Jeśli ŁW bliskie są wartości demokratyczne, to może głosujmy. Czy to była zdrada, czy tylko "ajtam ajtam, zaraz zdrada"?
Po co podłym czynom zmieniać nazwy ? Czy jeden Kowal wart jest takiej operacji na świadomości wielu ludzi?
pees
panu Kowalu wolno było odejść, ale w sposób nie szkodzący innym. Mnie też zaszkodził!