TOWARZYSZ GENERAŁ CZEKAŁ NA POLSKI SAMOLOT
O tym, co się działo w smoleńskiej wieży kontroli lotów tragicznego kwietniowego poranka napisano już dziesiątki tekstów, w których osoby zaangażowane w rozwikłanie smoleńskiej zagadki usiłowały znaleźć odpowiedź na pytanie, czy rosyjscy funkcjonariusze sprowadzający nasz samolot uczestniczyli w zbrodniczej grze przeciwko polskiej delegacji? Zawsze przy okazji owych analiz na plan pierwszy wysuwała się tajemnicza postać pułkownika Nikołaja Krasnokutskiego, którego rola tamtego feralnego dnia była nie do przecenienia. Funkcjonariusz ten został odesłany do Smoleńska ze swojej macierzystej jednostki w Twerze tylko do jednego zadania - przyjęcia, a może bardziej „przejęcia”, polskiej delegacji w dniu 10 kwietnia 2010 roku. W dokumencie „Uwagi RP do raportu MAK” można przeczytać między innymi, że strona polska pomimo wielokrotnych próśb nie uzyskała satysfakcjonującej informacji na temat rzeczywistej roli rosyjskiego pułkownika na lotnisku Siewiernyj, który „ …miał znikome doświadczenie w pracy na stanowisku KSL (kierownika strefy lądowania – mój przyp.). Pełnił tę funkcję 7 razy w ciągu 12 ostatnich miesięcy do dnia katastrofy, z czego tylko 1 raz w TWA (trudne warunki atmosferyczne – mój przyp.)” (Uwagi RP…, str. 75).
Wobec powyższego Krasnokutski nie mógł w żaden sposób wesprzeć pracujących w Smoleńsku kontrolerów Pawła Plusnina i Wiktora Ryżenko. Jaka była więc jego rola tamtego dnia? Przede wszystkim to właśnie Nikołaj Krasnokutski podawał polskiej załodze błędne dane, informując ją, że znajduje się na właściwej ścieżce i kursie, a w końcowej fazie sprowadzania polskiego samolotu aktywnie włączył się do korespondencji z polską załogą, do czego nie miał uprawnień. Przy odsłuchiwaniu tego fragmentu rozmów CVR cała ta sytuacja sprawia wrażenie wyrywania sobie mikrofonu przez obu funkcjonariuszy, z których jeden jest zaniepokojony i rozemocjonowany (Plusnin) , zaś drugi (Krasnokutski) spokojnie, bez żadnych emocji, z pełną premedytacją prowadzi polską załogę na śmierć. Zwłaszcza koniec jest niezwykle dramatyczny, kiedy Plusnin krzyczy „horyzont 101”, po czym włącza się Krasnokutski i spokojnym głosem powtarza komendę. Ale to, jak się okazało, nie była jedyna funkcja Krasnokutskiego 10 kwietnia 2010 roku, a jego zadanie zaczęło się kilka godzin wcześniej.
Ów tajemniczy pułkownik w dużej mierze odpowiadał za ogromny chaos informacyjny, jaki powstał w wieży kontroli lotów, choć sam z żelazną konsekwencją realizował swoje, jak się wydaje główne zadanie, czyli sprowadzenie polskiego samolotu nad Siewiernyj, co mogła pokrzyżować pogarszająca się pogoda. Z rozmów pomiędzy kontrolerami lotów w Smoleńsku, jak również z oficerami w Moskwie i Twerze, wyłania się pewien obraz, z którego może wynikać coś zupełnie innego, niż dotychczas opisywano, a co od dłuższego czasu nie daje mi spokoju
. Czy smoleńska mgła nie stała się poważnym problemem dla hipotetycznych zamachowców? Eksperci ZP na podstawie wielomiesięcznych badań postawili tezę, że katastrofa nastąpiła w wyniku dwóch eksplozji, z których jedna miała miejsce w lewym skrzydle, a druga w centropłacie. Można zatem dojść do wniosku: skoro był wybuch musiał być ładunek wybuchowy, a skoro był ładunek to musiał ktoś go tam podłożyć. Logika podpowiada, że hipotetyczny spiskowiec-zamachowiec nie mógł mieć pewności, co do rodzaju pogody w dniu 10 kwietnia 2010 r., a więc musiał zakładać , że jednak TU 154 M znajdzie się w okolicy Siewiernego i będzie można aktywować podłożony ładunek. Pułkownik Krasnokutski, pozostając w kontakcie ze swoimi przełożonymi z Tweru robił wszystko, aby samolot TU 154 M nie został odesłany na inne lotnisko, odstraszony fatalnymi warunkami atmosferycznymi w Smoleńsku. Wskazują na to rozmowy prowadzone zarówno przez Krasnokutskiego z Twerem, któremu melduje o pogorszeniu się warunków pogodowych, jak i Plusnina z meteo w Smoleńsku. Plusnin czyni starania, aby uzyskać oficjalne potwierdzenie od personelu meteorologicznego, aby ten wydał jednoznaczny komunikat o złych warunkach atmosferycznych, by mieć podstawy do oficjalnego zamknięcia lotniska. I tu następuje dość interesująca scena - rozmowa Plusnina (KL) z oficerem „meteo” (M), gdzie pierwszy zdaje się nie rozumieć, dlaczego wobec pogorszenia pogody, „meteo” nie chce wydać jednoznacznego komunikatu:
6:05:41UTC KL: „Co teraz dajesz?”.
6:05:42UTC M: „Teraz, y, daję osiemdziesiąt na osiemset. Pogodę sztormową”.
6:05:48UTC KL: „No sztorm wypisałeś?”. 6:05:49UTC M: „Y, no zameldowałem do Tweru, tego, ale on jako sztorm nieprognozowany”.
6:05:54UTC KL: „Co, co, co?”.
6:05:55 UTCM: „On jako nieprognozow… No jako, y, jako, y, powstały w rzeczywistości. Ale sztormu (ostrzeżenia) nie wypisywałem”.
6:06:00 UTC KL: „No a teraz to co, nie ma sztormu?”.
6:06:02UTC M: „Teraz jest pogoda sztormowa”.
Okazuje się, że pomimo ewidentnego pogarszania się pogody, przełożeni pułkownika Krasnokutskiego z Tweru zakazali wydania oficjalnego komunikatu, ostrzegającego załogę TU 154 M przed złą pogodą. Personel biura meteorologicznego w Twerze uznał, że nie było podstaw do wydania komunikatu STORM, choć widoczność pogarszała się z minuty na minutę, o czym alarmował Plusnin. Krasnokutski ostro ucina dalsze próby ze strony Plusnina odesłania, czy też uzyskania pozwolenia na zamknięcie lotniska :
6:26:19 UTC Krasn.: „[imię], doprowadzasz do stu metrów. Sto metrów. Bez dyskusji, [wulg.]…”.
Dlaczego Krasnokutskiemu i jego przełożonym zależało na sprowadzeniu samolotu bez względu na okoliczności? Czyż niewystarczająco satysfakcjonowała ich perspektywa utrudnień, które prezydent Kaczyński musiałby pokonać, by dotrzeć do Katynia? Dodatkowego smaczku całej sprawie dodaje fakt, że po jednoznacznej dyspozycji wydanej Plusninowi w prostych, żołnierskich słowach, Krasnokutski udaje się w jakieś ustronne miejsce, z którego po 4 minutach dzwoni do Plusnina , upewniając się, czy aby na pewno polski samolot kontynuuje lot w kierunku Smoleńska. Po uzyskaniu pozytywnej odpowiedzi wraca na wieżę, by złożyć telefoniczny meldunek o 6.33 UTC (8.33 czas. pol.) niezidentyfikowanemu generałowi:
6:33:52 UTC Krasn: „Towarzyszu generale, podchodzi do trawersu. Wszystko włączone, i reflektory w trybie dziennym, wszystko gotowe”.
W związku z powyższym powstaje pytanie: kim był towarzysz generał i skąd nagle ta dziwaczna, sowiecka tytulatura ze strony Krasnokutskiego? Dlaczego dopiero w finale „operacji smoleńskiej” ów generał zażądał komunikatu o pozycji polskiego samolotu, kiedy już nie było wątpliwości, że ten leci do Smoleńska ? Co oznaczało sformułowanie „wszystko gotowe”? Czyżby tak prozaiczna i standardowa czynność, jak włączenie reflektorów przez służby lotniskowe, mogła być materiałem na tyle istotnym, by meldować o nim generałowi, który, dodajmy, przez kilkadziesiąt minut dramatycznych zmagań Plusnina , pozostawał bierny i głuchy?
„Wszystko gotowe” – brzmi raczej dziwnie, zwłaszcza w kontekście fatalnej pogody i świadomości ze strony Krasnokutskiego, iż lotnisko nie jest gotowe na przyjęcie jakiegokolwiek samolotu w tej sytuacji. Zatem, co miał na myśli Krasnokutski i jakiej informacji oczekiwał „towarzysz generał”? Interesująca jest tez rola pułkownika Krasnokutskiego w działaniach po katastrofie.
W „Uwagach RP…” na stronie 57 i 58 można przeczytać:
„Alarmowanie jednostek ratowniczych okręgu smoleńskiego nastąpiło o godz. 6.50 UTC, a ich wyjazd o godz. 6.51 UTC (tj odpowiednio po 9 i 10 minut po wypadku). Z treści raportu nie wynika, dlaczego bezpośrednio po wypadku nie alarmowano jednostki PCz-3, a dopiero o godz. 6.50 UTC. Zgodnie z raportem PCz-3 była w dyżurze na lotnisku Smoleńsk „Północny” w dniu 10 kwietnia 2010 r. od godz. 6.00 UTC. […] Faktycznie, jako pierwsza na miejsce wypadku przybyła jednostka PCz-3 o godz. 6.55 UTC, tj 14 minut po wypadku, mimo iż wypadek miał miejsce ok. 400 m od progu DS. 26”. Czyżby pułkownik Krasnokutski znanym sobie sposobem, nie znoszącym sprzeciwu, zakazał załodze wieży natychmiastowego wszczęcia alarmu? Czyżby „towarzysz generał” nie życzył sobie obecności oddziałów ratowniczo-medycznych, w czasie kiedy operowały tam już inne, lepiej przygotowane na przyjęcie polskiej delegacji? Analizując proces decyzyjny, jaki miał miejsce na linii Smoleńsk-Moskwa-Twer- „towarzysz generał” w dniu 10 kwietnia 2010 r. można dojść do następujących wniosków: mgła wbrew obiegowej opinii mogła stanowić istotną przeszkodę w realizacji planów hipotetycznych zamachowców, a twierdzenie jakoby Rosjanie pragnęli jedynie utrudnić prezydentowi Kaczyńskiemu udział w uroczystościach nie znajduje uzasadnienia w opublikowanych dokumentach.
Pozwolę sobie zakończyć słowami polskich ekspertów, jakie skierowali do Rosjan w swoich „Uwagach RP do raportu MAK” wnosząc o ponowne zbadanie katastrofy smoleńskiej w grudniu 2010 roku. Szkoda, że do lipca 2011 r. tak diametralnie zmienili zdanie, choć żadnych nowych dowodów nie uzyskali. Warto, aby zwolennicy kultowej „brzozy i beczki” zapamiętali te słowa:
„Analiza powinna być oparta na ocenie dowodów, a nie hipotez. Nie można traktować hipotez jako pewników, a w ich udowadnianiu powoływać się na hipotetyczne dowody”.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1798 odsłon
Komentarze
zamach smolenski to robota razwiedki i UKLADU poslusznego Putino
9 Lipca, 2012 - 04:16
a rzadzacemu w Polsce ktora POwoli rozkladaja.
Jest tak wiele watkow ktore wystrczy zlaozyc w calosc a wyjdzie dokladny przebieg zamachu. od przygotowan do wykonania egzekucji a nastepnie zatarcia sladow i znszczenia dowodow.
.
9 Lipca, 2012 - 14:59
8.55 jako przybycie pierwszych strażaków jest oczywiście fałszywe, onegdaj dyskutowałem o tym z blogerem 'ander', obiecał napisac polemiczną notkę, ale do dzisiaj tego nie zrobił.
O 8.55 przyjeżdza na miejsce katastrofy drugi wóz strażacki, ten pierwszy -zwany przeze mnie wozem nr.0- juz tam jest i co najwazniejsze w skład jego załogi wchodzą Polacy w ruskich mundurach (na pewno 'zieloni to Polacy).
Odsyłam do moich notek tutaj na niepoprawnych zamieszczonych...