Kiedy kilka miesięcy temu Antoni Macierewicz powiedział na jednym ze spotkań, że 10 kwietnia 2010 r., przy założeniu, że doszło wówczas do zamachu, mieliśmy w istocie do czynienia z aktem wojennym, o czym niebawem przekonają nas kolejne kroki agresora, podniosła się wrzawa w mediach, a politycy rządzącej partii, z udawaną troską o zdrowie psychiczne szefa ZP, kiwali głowami. Tymczasem już dzisiaj...