"Pragmatycy" kontra niezłomni (2)
Różnice pomiędzy „Kulturą” a niezłomnym Londynem najmocniej uwidoczniły się podczas sprawy reportażu Aleksandra Janty-Połczyńskiego „Wracam z Polski”, którego fragment opublikował Giedroyc w 1948 roku.
Aleksander Janta – jako korespondent amerykańskiej prasy - swoją podróż po okupowanej Polsce rozpoczął w lipcu 1948 roku, W kraju nie był od 1939 roku, nie był więc obciążony bagażem doświadczeń okresu okupacji niemieckiej oraz sowieckiej. Już na wstępie swego reportażu zaznaczył, że jego opowiadanie zostało spisane po powrocie z Polski i „będzie więc musiało liczyć się ciągle z ową odmiennością widzenia prawdy”.
Janta odwiedził wiele miast, m.in. Warszawę, Katowice, Wrocław, Gdańsk, Poznań, Częstochowę, Łódź . Jak sam stwierdził, postanowił wybrać się do Polski mając świadomość, jak bardzo kraj i emigracja mijają się z sobą i sprawdzić, dlaczego emigracja nie ma wpływu na to co się dzieje w Polsce. Chciał pokazać – jak deklarował: „to co się dzieje w Polsce od dna, z perspektywy zwykłego człowieka, z pominięciem oficjalności rządowej czy dyplomatycznej.
Pierwszym jego wrażeniem było zaskoczenie faktem, iż nikt (sic!) nie sprawdzał jego papierów, mimo, że przecież podróżował dużo po kraju, bez żadnej (sic!) kontroli. Nie miał też żadnych trudności ze znalezieniem osób, które chciały opowiadać o sytuacji w kraju. Rozmawiał z różnymi osobami, od robotników, chłopów, recydywistów poprzez członków partii aż po przedstawicieli rządu. Widział się z Sybirakami i kolegami z zachodu, którzy wrócili do Polski. „Spotykałem kogo chciałem i gdzie chciałem” – pisał z naiwnością dziecka.
Będąc świadomy, iż jego relacje może spotkać się z niedowierzaniem, podkreślał, iż każdy akredytowany korespondent posiadał możliwość swobodnego podróżowania po kraju
Twierdził, iż Polacy w kraju mieli świadomość tego, iż przebudowa ustroju odbywa się na drodze rewolucyjnej. Uważali jednak, iż dokonało się to za sprawą zwycięstwa koncepcji innych niż zachodnie, a istniejących już przed wojną. Można więc było wyciągnąć wniosek, iż koncepcje te zwyciężyłyby także bez obecności Sowietów, gdyż taka musiała być kolej rzeczy – iście marksistowski determinizm historyczny.
W jego reportażu, okupowana Polska jawiła się jako kraj szybko i z dumą odbudowujący się własnymi siłami ze zniszczeń wojennych. Najlepszym tego przykładem była dla niego Warszawa – miasto nie tylko podnoszące się z ruin w niebywałym tempie, ale równocześnie rozbudowują się i stwarzające swym mieszkańcom coraz lepsze warunki pracy i życia.
Ludzi partii opisywał z sympatią, doceniając ich ideowość, żelazną dyscyplinę oraz determinację w budowie nowego świata. Oddani sprawie i wierzący, że to co robią było słuszne, nie potrafili myśleć, że mogliby działać w innej rzeczywistości.
Swoją relację zakończył, podkreślając, iż „zadanie moje określam jako danie możliwie bezstronnego świadectwa widzianej i przeżytej przeze mnie rzeczywistości, nie zamykając oczu na strony ciemne obrazu, ale nie pomijając pozytywnych osiągnięć, bez względu na osobisty stosunek sympatii czy sceptycyzmu”. Osąd swojej pracy pozostawił czytelnikowi.
Jego spostrzeżenia były równie naiwne, jak opisy sowieckiej rzeczywistości w okresie wielkiego głodu, tym niemniej Giedroyc - wspominał Pomianowi- uznał, iż relacja Janty była pierwszym dziennikiem z podróży po powojennej Polsce i z tego też powodu zdecydował się go opublikować, gdyż „chcieliśmy mieć obiektywną informację o tym, co się dzieje w Kraju. Dlatego wydaliśmy Jantę. Była to pierwsza obiektywna relacja z pobytu w Kraju, toteż uważałem, że koniecznie trzeba ją wydać, by ludzie wiedzieli, jaka jest rzeczywistość, i by podejmowali decyzję (dotyczącą ewentualnego powrotu – Godziemba) z pełną świadomością. Nigdy jednak nie agitowaliśmy przeciw powrotowi czy za powrotem do Kraju”.
Opublikowanie reportażu wywołało istną burzę na emigracji. Zygmunt Nowakowski w artykule „Wielki spowiednik” opublikowanym na łamach londyńskich „Wiadomości”, zarzucił Jancie charakterystyczne pominięcia: „Pan Janta, rozmawiając z wszystkimi, wszędzie mając dostęp, nie postarał się o to, by zajrzeć na salę sodową. Przecież w Polsce procesy polityczne, na modłę moskiewską, są zjawiskiem powszechnym, codziennym, i zjawiskiem codziennym są wyroki śmierci lub długoletniego więzienia. Pan Janta o tym w ogóle nie wie. O metodach śledztw nie słyszał. Nie obiło mu się o uszy”. Nowakowski podkreślał także, iż Janta, który sam określał się „wielkim spowiednikiem” nie zauważył także istnienia Bezpieki, a opisując sprzeciw chłopa wobec kolektywizacji napisał, iż „został wezwany do UB, i że mu udzielono nagany za użycie podobnych słów”. Publicystę „Wiadomości” zbulwersowało również sformułowanie Janty, iż „Panuje w kraju spokój, który nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek cmentarnością tego pojęcia”. W innym miejscu Janta z niezwykłą bezmyślnością stwierdził, iż „dziś przynależność do AK nikomu nie szkodzi, ani nawet nie przeszkadza w sprawowaniu funkcji państwowych, byle nie było innych powodów i zastrzeżeń wobec dawnych członków podziemnych organizacji”.
Przeniesienie zbiorów Ossolineum do Wrocławia skwitował natomiast takim sformułowaniem: „Fakt, że miejscem Ossolineum, po stracie Lwowa, jest Wrocław, stolica Śląska, posiada swoje uzasadnienie w głębokiej przeszłości, dziś od nowa uświadamianej społeczeństwu i światu”. „Trzeba splunąć – komentuje Nowakowski - przeczytawszy tę nikczemność”. Nowakowski z obrzydzeniem cytuje inne kłamstwa Janty, który uważa, iż „Określenie sytuacji Polski jako kraju okupowanego przez Rosjan nie wydaje mi się całkiem ścisłe”, a zachowanie się armii sowieckiej w Polsce „można by określić jako poprawne, bo nie narzucające się i nie mieszające się do polskiego życia”.
Do „Kultury” zaczęły masowo napływać listy wyrażające zgorszenie i sprzeciw wobec publikacji kolejnych odcinków. W wielu listach zarzucano autorowi wręcz współpracę z komunistycznym reżimem. Skala protestów niewątpliwie zaskoczyła Redaktora „Kultury”, który przyznawał, iż nie spodziewał się tak wielu negatywnych reakcji. „Było w tym zresztą – tłumaczył Pomianowi – trochę mojej winy. Janta bardzo często używał słowa „wyzwolenie”, które należało ująć w cudzysłów, czego on nie zrobił, ale co ja powinienem był zrobić. (…) Najgroźniejsza był jednak reakcja Andersa, który zakazał kolportażu „Kultury” w Londynie”.
W obliczu utraty angielskiego rynku, redakcja „Kultury”, wycofała się z pierwotnych planów wydrukowania całości relacji Janty. Zofia Hertz w swoich wspomnieniach przyznała, iż skandal, jaki wybuchł po tej publikacji bardzo pogorszył stosunki między emigracją paryską a londyńską. „Po jego ukazaniu się – wspominała – oskarżono nas o zdradę ideałów niepodległościowych, a Anders zakazał sprzedaży w Londynie egzemplarzy „Kultury” z tym tekstem. (…) Zgodziliśmy się wtedy na jedyny w historii „Kultury” kompromis. Zaprzestaliśmy druku Janty w „Kulturze”, ale opublikowaliśmy go w wydaniu książkowym”. Nie bez znaczenia było, iż Giedroyc nie odważył się opublikować ksiązki Janty pod szyldem Instytutu Literackiego, ale fikcyjnej oficyny, założonej tylko w tym celu.
Tekst Janty spotkał się także ze zdecydowaną krytyką przyjaciół redaktora, m.in. Andrzeja Bobkowskiego, który przyznał rację potępiającym go emigrantom. Brak krytycyzmu, którym szczycił się Janta, działał na jego niekorzyść. Będąc Polakiem, nie powinien – wedle Bobkowskiego – podchodzić do swojej ojczyzny z taką obojętnością, co wywołało słuszne oburzenie. „Na każdym kroku – pisał Bobkowski – w trakcie czytania tego, czuje się, że ten człowiek - przed wyjazdem nie zadał sobie nawet trudu chociażby jakiego takiego wgryzienia się w „realia” Polski współczesnej, zaznajomienia się z personaliami, przeczytania gazet itd., itd. Natomiast czuje się, że jego zetknięcie się z tym krajem nastąpiło poprzez stolik kawiarniany przede wszystkim, a kontakt nastąpił poprzez grupkę dawnych bywalców IPS-u, żonglujących zawsze niezłymi „bons mots” i pływających w tej rzeczywistości jak orzechy w Nilu katarakcie. (..) Kwestia chłopska i wsi po łebkach, problem młodzieży po końcach włosów, baedekerowskie traktowanie miast. (…) Pisane nie jak przez Polaka, ale jak przez cudzoziemca, i to słabego kalibru.”
W tej sytuacji redaktor zmuszony był w kolejnym liście przyznać rację Bobkowskiemu, podkreślając jednak, iż „przy wszystkich swoich jednak wadach jest to człowiek, który słyszy, i myślę, że byłoby dobrze, by Pan do niego napisał bezpośrednio, podając mu swoją ocenę bez owijania w bawełnę”.
Reportaż Janty mógł także stanowić podstawę do zakwestionowania misji emigracji. Sugerował bowiem, iż kraj może jej nie potrzebować. Przede wszystkim jednak zawierał fragmenty usprawiedliwiające politykę władz komunistycznych. Dodatkowo nie wspomniał o systemie rządów,. o uzależnieniu Polski od Kremla, o prześladowaniu żołnierzy AK i Polskich Sił, Zbrojnych, o szalejącym terrorze UB, co najbardziej oburzyło czytelników.
Różnice w stosunku do kraju między Paryżem a Londynem dały o sobie znać z jeszcze większą ostrością w latach 1955-1956, kiedy Giedroyc zdecydował się na zakwestionowanie dotychczasowej polityki emigracji wobec kraju i zaangażował się w poparcie dla Gomułki.
Wybrana literatura:
R. Habielski – Życie społecznej i kulturalne emigracji
Jerzy Giedroyc – Juliusz Mieroszewski, Listy 1949-1956
Jerzy Giedroyc – Andrzej Bobkowski, Listy 1946-1961
Jerzy Giedroyc – Autobiografia na cztery ręce
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1004 odsłony