To z tych Radków?

Obrazek użytkownika Warszawa1920
Blog

 

 

 

2 sierpnia br., w „Financial Times”, pojawiły się słowa godne męża stanu. Jakaż to duma rozpierać wtedy mogła nasze skromne, prywislińskie serca. Toż mężem tym był sam mąż Anny z d. Applebaum! Chobieliński pogromca komunizmu, wierny (w pojmowaniu moskiewskiego miejsca polskiej racji stanu) uczeń Skubiszewskiego i Geremka, restaurator dyplomacji po Fotygowej degrengoladzie, z XXI w. kolejny z cyklu modzelewskich, skrzeszewskich, rapackich, olszowskich и остатки банды. Słowem (ze słownika WSI24): Talleyrand, nasz miejscowy (ze skraja).

 

Zwyczajem polskojęzycznych mediów właściwie powinniśmy poprzestać na samym przywołaniu faktu owej wekopomnej wypowiedzi, bez żadnych tam wnikań w dosłowne cytowanie słów męża owego. Przywołać i stwierdzić: ZNOWU przedstawiciel PZPO dowiódł potęgi umysłu tej Partii! Widać jednakowoż pozostały w nas ślady miazmatów snujących się po polach, lasach i łąkach polskich za przyczyną trucicielskich zapisów ojczystej tradycji. Zamyśliliśmy albowiem zobaczyć dokładnie, co też nasz oksfordczyk rzekł był. Zgodnie z dobrym, starym zwyczajem: wiedz, co komentujesz.

Urzędnik Ławrowa na kraj nadwiślański, jak pisze „FT”, łaskaw był historycznie objaśnić zawiłości sytuacji geopolitycznej w Libii:

Byłoby lepiej dla Łukaszenki, gdyby nie wzorował się na Mubaraku, czy Kaddafim, lecz wziął przykład z lekcji, jaką dał w roku 1989 polski generał, Wojciech Jaruzelski.

Na pozór wszystko jest po linii. Jaruzelski jest wszak Mojżeszem polskich losów II połowy XX w., Łukaszenka aktualnie jest nie fajny, więc dopuszcza się delikatne tego pana połajanie, z kolei Kaddafi, tym bardziej zaś Mubarak, są już właściwie po tamtej stronie cienia, więc śmiało można podawać ich przykłady jako klasykę błędów i wypaczeń.

Na pozór. Tak się jednak składa, że jesteśmy dziećmi SPRZED rewolucyjnych reform pani, co się z angielska (kolejna z angielska ...) zwie Hala. (Czy to um tej pani taki rozległy, jak ta hala, czy raczej – zgodnie z innym znaczeniem – sienią jej intelektualna konstrukcja zalatuje?). Jesteśmy SPRZED i historię ojczystą znamy. I cóż historia nam mówi? Otóż mówi nam, że z panami Jaruzelskim i Kaddafim w niedawnej przeszłości bywało bardzo nie różnie, ale wręcz odwrotnie – bardzo jednoznacznie. Powiedzieć, iż panowie ci się szczerze uznawali, byłoby dla nich niesprawiedliwością. Ich relacje daleko wykraczały poza standardowe znoszenie się na rynku dyplomatycznym w celu osiągnięcia określonych korzyści ekonomicznych. To była niezwykle zażyła współpraca, oparta na autentycznym szacunku każdego z oprawców względem siebie. Dość powiedzieć, że to nie kto inny, jak właśnie nasz zbawca z grudnia 81 i czasu Magdalenki, w 1983 r. był inicjatorem ... Międzynarodowego Sympozjum na temat Trzeciej Teorii Światowej Muammara Al-Kadafiego (sic!). Sympozjum przeprowadzono, a jakże!, na Uniwersytecie Warszawskim. Obydwaj dżentelmeni odwiedzali się parokrotnie, przy czym Jaruzelski był w Libii jeszcze w 1978 r., tj. w okresie, gdy dopiero przymierzał się do przejęcia dyktatury PRL. Współpraca miała bardzo realny wymiar, nie tylko sformalizowanych umów, ale również znacznych inwestycji prowadzonych przez przedsiębiorstwa znad Wisły. Są to rzeczy znane bardzo dobrze. Znacznie mniej natomiast wiadomo, szczególnie w powszechnym odbiorze, o tym, że PRL lat 70 – ych i 80 – ych był miejscem tak kontaktowo – szkoleniowym, jak i wręcz operacyjnym dla arabskich terrorystów (to w Victorii bandyta, prawdopodobnie z organizacji Abu Nidala, próbował w 1981 r. zastrzelić Abu Dauda; tu prowadzono rozległe interesy, legalizowane przez różne agendy komunistycznego wywiadu i kontrwywiadu). Więcej, czasy Jaruzelskiego (ale i wcześniej) to intensywne i wszechstronne szkolenia wojskowe różnych przyjaciół z nowych państw komunistycznych (Libia, Syria, Wietnam, Kuba). Jest wysoce prawdopodobne, że piloci, którzy w sposób hitlerowski pacyfikowali z powietrza ludność Libii w trakcie tegorocznego powstania w tym kraju, to ci sami żołnierze, których w latach 80 - ych Kaddafi wysyłał do Polski, zaś Jaruzelski przyjmował i szkolił w Dęblinie. Libijczycy przechodzili instruktaże także w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni i Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie. Niezależnie, i oficjalnie, handlowano uzbrojeniem: czołgami, samolotami, bronią strzelecką. Dziś Kiszczak bez śladów zażenowania opowiada o gigantycznych interesach, także takich, które przerodziły się w zwyczajną mafijną kooperację: broń dla terrorystów w zamian za miliony dolarów w gotówce. Wszystko zaś prowadzone bezpośrednio przez wojskową bezpiekę komunistyczną PRL. W 1982 r. w zamachu na ambasadora Izraela w W. Brytanii, Szlomo Argowa (został bardzo ciężko ranny), ludzie Abu Nidala użyli pistoletu RAK. Z tej samej broni strzelano śmiertelnie do przypadkowych osób w ataku na izraelską restaurację Goldenberga w Paryżu (również 1982 r., również Abu Nidal). Granaty F-1 i RG 42 pojawiły się w rękach Palestyńczyków, którzy porwali statek „Achille Lauro”. Producentem tych pistoletów i granatów była PRL.

Kiedy pod koniec 1985 r. Jaruzelski jechał do Kaddafiego, do Libii, ten drugi miał już ugruntowaną opinię „mecenasa” terroryzmu, nie tylko zresztą spod sztandarów palestyńskiego dżihadu (zbroił także IRA i kolumbijski marksistowski FARC). Po zamordowaniu przez libijskiego agenta brytyjskiej policjantki przed ambasadą Libii w Londynie, w 1984 r. Downing Street zerwał stosunki dyplomatyczne z Kaddafim. Bandyta ten był wtedy zresztą na „fali wznoszącej”. W tym samym grudniu 1985 r. (sic!) doszło do zamachów na stanowiska izraelskich linii lotniczych El Al na lotniskach w Rzymie i Wiedniu (zginęło co najmniej 18 ludzi). Kwiecień roku następnego przyniósł zamachy bombowe na samolot linii TWA (leciał z Rzymu do Aten) i na berlińską dyskotekę „La Belle”. Ponownie były ofiary śmiertelne. W odwecie zresztą Amerykanie zbombardowali wtedy kilka celów w Libii. Potem był jeszcze straszliwy atak na samolot nad szkockim Lockerbie. Wszystkie te tragedie, i szereg innych, miały swe źródła także (może – wyłącznie) w Libii Kaddafiego, sojusznika i politycznego przyjaciela Jaruzelskiego.

Gdy więc dziś nasz bojownik walki z internetowym antysemityzmem grzmi o Hadze dla Kaddafiego, albo nie zna historii PRL albo, wręcz przeciwnie, zna ją dobrze i uważa za chwalebną. Tak w jednym, jak i w drugim przypadku oznacza to kwalifikację, owszem, na szefa dyplomacji, ale Korei Północnej. Jeśli faktycznie dojdzie do postawienia Kaddafiego przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym, zarówno z analizy procesowej, jak i nietrudnej do przewidzenia linii obrony tego bandyty, mogą zostać ujawnione fakty W TROCHĘ INNYM świetle ukazujące istotę walki o wolność i demokrację Jaruzelskiego niż zdaje się uważać nasz as myślenia geostrategicznego.

 

A teraz czas na przywołanie klasyka nad klasyków, ale nie tylko: jak się okazuje, także i proroka zawołanego!

17 marca 1922 r. tow. Lenin, w liście do tow. Mołotowa, takoż dla członków Biura Politycznego KC RKP(b), w te oto słowa zaordynował projekt dyrektywy dla towarzyszy udających się za granicę:

Wobec tego, że tow. Radek, a podobno również tow. Sosnowski udają się za granicę,

                - wobec tego, że do mocnych stron tych niezwykle cennych i wybitnych działaczy nie można zaliczyć zdolności dyplomatycznych ¹, proponuję, by Biuro Polityczne wydało następującą dyrektywę:

                „Wszystkim towarzyszom udającym się za granicę Biuro Polityczne zwraca uwagę, że obecny moment wymaga z jednej strony niezwykłej powściągliwości w deklaracjach i rozmowach na temat mienszewików i eserowców, z drugiej zaś absolutnie bezlitosnej walki z nimi i maksymalnej w stosunku do nich nieufności (jako niezwykle niebezpiecznych, faktycznych popleczników białogwardzistów)”.

Po czem tow. Lenin był łaskaw uzupełnić swój list takim oto post scriptum:

PS. Proszę dać pod głosowanie przez telefon ².

1)      Wyróżnienia: Warszawa1920

2)      Taki ówczesny twitter. Sikorski będzie wiedział o co chodzi.

Jak widać, pan tow. Lenin już równo 89 (azaliż, prorocza i magiczna to liczba) latów wstecz wiedział, jakimi to zdolnościami wykaże się w swoim czasie pan tow. Radek. Nie pomylił się pan tow. Lenin. Nie pomylił.

 

O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.

Brak głosów

Komentarze

Coś jest na rzeczy.

Pozdrawiam

jwp

Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ?
Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

Vote up!
0
Vote down!
0

jwp - Ja też potrafię w mordę bić. Hr. Skrzyński - Panie Marszałku, a jaki program tej partii ? Marszałek Piłsudski - Najprostszy z możliwych. Bić kurwy i złodziei, mości hrabio.

#178398

Tusku napisałam niedawno Tusk-Don-Il i uznałam, że nie jestem na żadnej Białorusi, tylko w Korei Północnej.

Vote up!
0
Vote down!
0
#178428