Recyklerzy w natarciu
Trudno stwierdzić, co jest przyczyną tzw. owczego pędu w dziennikarstwie. Myślałam dotąd, że przede wszystkim chodzi tylko o ułatwianie sobie pracy. Każdy ma w końcu „kajecik” z numerami telefonów do ekspertów. Są sprawdzeni na „wizji czy fonii”, komentują dla prasy ważne wydarzenie, zawsze chętni do współpracy - jednym słowem stanowią skarb dla każdego zagonionego dziennikarza. Nieważne, że wszyscy korzystają z tych samych „mędrców” pochodzących z tego samego „salonu”. Brakuje czasu, by przedstawiać różne punkty widzenia tej samej sprawy. Wysokość honorariów sprawia, że idzie się na ilość, a nie na jakość, więc nikt nie ma czasu i ochoty na eksperymenty.
Znajomy dziennikarz radiowy powiedział wprost: - Od jakiegoś czasu nie odczuwam żadnej satysfakcji z pracy. Tracę „radość tworzenia”.
Dziennikarz przestaje być twórcą, staje się rzemieślnikiem wykonującym pracę na zlecenie. W niesławnym projekcie ustawy medialnej był nawet zapis o usługach medialnych…
W wielu redakcjach dzień zaczyna się od przeglądu prasy. Co piszą inni, czyli czym się należy obowiązkowo zająć. Jest przysłowiowa Madzia z Sosnowca i mamy serial we wszystkich mediach. Niektórzy podejrzewają nawet, że jakieś wytyczne przychodzą jak za dawnych niedobrych czasów...
Obawiam się niestety, że żadna redakcja nie chce się nadmiernie „wychylić” w żadną stronę. Więc jeden od drugiego przepisuje w zasadzie te same komentarze i … tyle. Wtedy wszystko idzie szybciej, sprawniej, bez wysiłku a wierszówka na konto przecież wpływa. I wtedy nikt niczym nie podpadnie…
Wszędzie w redakcjach liczą się oszczędności i nie ma czasu na zgłębianie tematu, dochodzenie istoty rzeczy, czy wreszcie szukanie własnych tematów … „Sieczka dziennikarska” króluje i panoszy się coraz bardziej. Na ambitne produkcje nie ma pieniędzy. Sama pamiętam, jak pracowałam za 100 zł robiąc półgodzinny program telewizyjny o historii Śląska na antenę TVP O/Katowice. Szukałam żyjących jeszcze świadków wydarzeń, robiłam w zasadzie notacje - tylko cześć nagranych wspomnień wykorzystywałam w programie.
Pracowałam więc za symboliczne pieniądze, by zachować materiały źródłowe dla przyszłych pokoleń. A po to, by przeżyć, trzaskałam na akord wysokopłatne programy „dla Warszawy”. Redakcja rolna i wojskowa były moimi ulubionymi. Nie pozwoliłam sobie jednak nigdy na chałturę. By podwyższyć swoje kwalifikacje skończyłam Wyższy Kurs Obrony na Akademii Obrony Narodowej i korzystałam z konsultacji Wojewódzkiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego. Zasada, którą stosuję, jest prosta – nigdy nie zajmuj się rzeczami, na których się nie znasz.
Prezes SDP Krzysztof Skowroński ma rację, gdy w wywiadzie dla „Uważam Rze” mówi wprost: „Dziennikarze przestają poszukiwać źródeł, nie mają ani czasu, ani pieniędzy, żeby pojechać i sprawdzić, jak jest, by porozmawiać z ludźmi, dowiedzieć się prawdy u źródeł, lecz zajmują się recyklingiem.”
Z moich obserwacji wynika, że niektórzy dziennikarze zajmują się czymś jeszcze gorszym niż „małpowanie” kolegów. Uwielbiają wręcz grzebać w odpadach. Część z nich, chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, że niekiedy nurkują w szambie. Zamówienie, moda, bycie na topie lub przynajmniej w stadzie - „na salonie”, są dla nich tak ważne, że tracą powonienie. Etyka dziennikarska zostaje zepchnięta gdzieś głęboko, w podświadomość. To są prawdziwi recyklerzy.
Trudno mi podejrzewać, że istnieją jakieś wytyczne - na co i na kogo pluć można bezkarnie, a kto podlega szczególnej ochronie.
Niestety, dla wielu dziennikarzy świat kończy się na Warszawie, a właściwie jej centrum. Żerują pod Sejmem, by relacjonować, który polityk coś głupiego powiedział. Naparzanki bez znaczenia, dyskusje o żakiecikach pań posłanek, ploteczki, ploteczki … Odnieść można wrażenie, że piszą jedynie o tym, co są sami w stanie zrozumieć! A społeczeństwo traktują przy tym z góry i usiłują je pouczać na zasadzie: „ciemny ludek to kupi”. Okazuje się, ze społeczeństwo jest o wiele mądrzejsze od samozwańczych elit. Nie chodzi na wybory, bo nie wierzy w zmiany i nie wie też, na kogo głosować. Nie płaci abonamentu - bo i na co… na kolejny głupawy program?
Jakoś brakuje w mediach debaty publicznej o stanie państwa, o zwiększającym się zadłużeniu, o galopującym długu publicznym, przed którym ostrzegają ekonomiści. Dlaczego media nie grzmią na alarm w sprawie kondycji finansowej samorządów?! Czy ktoś napisał o sytuacji szkół wiejskich, które, aby mieć pieniądze na funkcjonowanie stają się szkołami dla mniejszości narodowych?
Dlaczego nie widzimy na pierwszych stronach gazet i w głównych serwisach informacji np. o tym, że Polska zobowiązała się przeznaczać na naukę i edukację 6 proc. PKB. Teraz w raportach podaje się jedynie, że poziom wydatków na jednego ucznia jest ten sam. Nikt nie zająknął się nawet, że w takim razie rzeczywiste nakłady spadają, bo mniej jest uczniów. W rezultacie inwestycje w kapitał ludzki są mniejsze.
Czy któryś ze znanych publicystów „warszawskiego salonu” podjął tematykę likwidacji polskiego przemysłu i biedy, przeraźliwej biedy w osiedlach przyfabrycznych?
Minęło kilkanaście lat i nikt w mediach ogólnopolskich nie interesował się dezintegracją państwa polskiego. Ruch Autonomii Śląska mógł swobodnie działać i się rozwijać. Mało tego zdobywał zwolenników na zasadzie – patrzcie Polska się Śląskiem nie interesuje, kiedy będziemy uznani za mniejszość narodową – to dostaniemy dodatkowe pieniądze.
Recykling informacji, mód i poglądów w redakcjach trwa!
Jadwiga Chmielowska
17 sierpnia, 2012 roku
Opublikowane:
http://www.sdp.pl/recyklerzy-w-natarciu-felieton-jadwiga-chmielowska
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 700 odsłon
Komentarze
Re: Recyklerzy w natarciu
19 Sierpnia, 2012 - 16:32
Dostałam mailem taki komentarz:
Artykuł świetny. Robi wrażenie. No i nazywa sprawy po imieniu. Upadek tego zawodu, chyba jest faktem i żadna to pociecha, że i wielu innych również. Pół wieku sowieckiej dominacji zrobiło swoje. Dotyka to nas właściwie na każdym poziomie, w życiu zbiorowym i indywidualnym każdego obywatela, z różnymi tego stanu rzeczy konsekwencjami. Kiedy zawodzi państwo, ostatnim buforem i nadzieją pozostają dziennikarze. Przynajmniej kiedyś,tak było lub może bardziej uściślając, kiedyś wierzyłem w taki porządek rzeczy. Wierzyłem w to, kiedy z kolegami wydeptywaliśmy ścieżki po różnych ministrach, sejmach, prokuraturach... Kiedy usiłowaliśmy zainteresować również różne redakcje problemem przemęczenia pilotów w lotach atlantyckich. Czy ktoś się tym przejął ? Czy kiwnął choć palcem ? Szczęśliwe lądowanie Kapitana Wrony wybiło z ręki ostatni argument ! Żaden z dziennikarzy nie spytał podówczas, dlaczego było tam, wtedy jedynie dwóch tylko pilotów ? Pytania tylko lekkostrawne, niedrążące prosimy. Ważne, że „system zadziałał” i w ogóle mamy sukces. Tylko, że piloci nadal latają przemęczeni, a Murphy nie śpi...nadzieja, więc jedynie w nadal szczęśliwym zbiegu okoliczności. Miałem o tym nie pisać, bo straciłem przez to pracę, a wraz z nią wiarę w sens zmieniania naszej rzeczywistości. I pewnie nie napisałbym Pani o tym, gdyby nie dramatyczne zdarzenie, które w ostatnich dniach dotknęło bezpośrednio również i moją rodzinę.
Zapewne słyszała Pani o zatruciu grzybami młodych ludzi ze Strzelec Krajeńskich. Najciężej poszkodowanym został szwagier mojego bratanka. Dlaczego o tym piszę?
Otóż w krytycznym momencie, kiedy oszalała z rozpaczy rodzina oczekiwała pod salą operacyjną pojawili się...dziennikarze i zaproponowali zrobienie wywiadu, a, jakże ! W takim momencie, kiedy pacjent na stole operacyjnym był w stanie prawie agonalnym!
Operacja trwała około 9 godzin. W tym czasie, przerażonych rodziców kilkakrotnie nękano telefonami, nadal namawiając ich do udzielania wywiadu. Ktoś zadał sobie trud zdobycia numeru ich komórki... News, przebitka, kto pierwszy wyszarpie ochłap!
Wojtek ciągle walczy o życie. Ciągle jest szansa, że będzie żyć, byle tylko przeszczepiona wątroba się nie zbuntowała. Wojtek miał pecha, bo państwo nie zdało egzaminu - spośród całej trójki trafił w do szpitala ostatni. Mimo, iż na początku, był potencjalnie w najkorzystniejszej sytuacji, bo poczęstowano go tymi grzybami, z 6-8 godzin po ich spożyciu przez pierwsze dwie osoby, jego życie zawisło na włosku. Tylko dlatego, że w niedzielę podczas płukania żołądka pierwszej ofiary, ktoś (lekarz, dyspozytor ?) nie dopytał o to, kto jeszcze te grzyby jadł? Nie zainteresował się, nie dopytał, nie wysłał policji, by znalazła, pomogła. Nawet nie zadzwonił, a czas płynął nieubłaganie... Pierwsza ofiara zapłaciła jedynie strachem i płukaniem żołądka, los drugiej (też nikt jej nie powiadomił) ciągle się jeszcze waży. Wojtek w poniedziałek, po straconej około dobie , sam zgłosił się do lekarza, by dowiedzieć się, że jedynym dla niego ratunkiem będzie przeszczep wątroby, jeśli tylko znajdzie się dawca... Taką cenę płaci za czyjąś niefrasobliwość. System nie zadziałał. Państwo nie zdało egzaminu. Czy napisze o tym któryś z dziennikarzy spod sali operacyjnej? Czy odpowie na pytanie, kto zawinił ?
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart