O Śląsk w Polsce

Obrazek użytkownika Jadwiga Chmielowska
Historia

Zakończenie I wojny światowej, klęska państw centralnych, rewolucyjny ferment nie tylko w Rosji ale i u pozostałych zaborców sprawił, że jak pisze we wspomnieniach Józef Grzegorzek: „polska ludność, korzystając z dogodnej sposobności, chwyciła za broń, żeby utorować sobie drogę do nowej Ojczyzny – Polski”.

Niestety brak ciągłości państwa polskiego po 39r sprawił, że do dziś niestety nie przeprowadzono nad tym fenomenem rzetelnych badań. Pewnym wyłomem jest Encyklopedia Powstań Śląskich, która dostarcza wielu informacji ale nie jest to jednak pozycja próbująca kompleksowo rozwikłać istniejące do dziś zagadki. Wydana została w 1982 w PRL i nie zawiera wielu informacji między innymi o antypolskim nastawieniu partii Róży Luksemburg. Likwidacja w III RP Instytutu Śląskiego i paraliż decyzyjny w sprawie budowy Muzeum Powstań Śląskich w Katowicach, sprawiają wrażenie, że spuścizna tych, co rzeczywiście walczyli w Powstaniach ma zostać celowo pomijana. Zdaję sobie sprawę z tego, że mój tekst będzie dla wielu środowisk kontrowersyjny. Nie zamierzam jednak powtarzać wersji podawanych przez wielu badaczy bez uwzględniania innych źródeł – czyli takich, które przeczą ustalonej tzw. poprawności. Poprawność polityczna a tym bardziej historyczna mnie nie interesuje. Nie piszę też pod gust i upodobania recenzentów. Dziwi mnie fakt lansowania przez wielu nawet wybitnych naukowców jednej tylko grupy politycznej związanej z ugodową polityką wobec Niemiec. Ugodowcy wierzyli być może, że ktoś np. tzw. zwycięska Ententa - „Europa” ulituje się nad Polską i nam coś da…. Nie chcieli widzieć tego, że Anglia popierała rosyjskich białogwardzistów i wcale nie chciała popierać Polski. Jej marzeniem był dotychczasowy porządek w Europie. Nawet nie chciała wspierać armii polskiej w wojnie z bolszewikami. Zaopatrzenie dali nam jedynie Węgrzy. Trzeba o tym pamiętać i nie oczekiwać teraz od Europy tego, o co musimy zadbać sami.

Widzę tu pewną analogię z czasami współczesnymi. W podręcznikach szkolnych wspomina się głównie o prookrągłostołowej części „Solidarności”, marginalizuje się lub wręcz pomija organizacje niepodległościowe. Obszernie natomiast opisuje się i promuje środowiska, które chciały widzieć w Polsce „socjalizm z ludzką twarzą” i absolutnie nie wierzyły w niepodległość. Doprowadziło to do obecnego stanu społeczeństwa, które nie wierzy w swą podmiotowość. III RP jest państwem, w którym w zasadzie nie wiadomo kto podejmuje decyzje i ponosi za nie odpowiedzialność.

Rozpocznę cykl o historii Śląska skazanej na zapomnienie. Moje źródła to relacje bezpośrednich uczestników, wspomnienia ale te, publikowane wtedy, kiedy żyli ci, którzy mogli bezpośrednio oprotestować tworzoną fikcję i bajania. Zobaczą państwo jak bardzo historia się powtarza, jak wiele błędów można uniknąć poznając historie naszych przodków.

Zanim wybuchło Powstanie

W listopadzie 1918r. Niemcy były zrewoltowane. Hasła rewolucji październikowej trafiły na podatny grunt w demobilizowanej armii po przegranej wojnie. Ruch komunizujący dotarł także na Górny Śląsk. Naoczny świadek tak opisuje dzień 10 listopada 1918r.w Bytomiu: „Koło południa lotem błyskawicy rozeszła się po mieście wiadomość , że następnym pociągiem wrocławskim przybędzie do Bytomia brygada marynarzy z Kilonii, która w garnizonie bytomskim dokona właściwego przewrotu. Wieść tę roznosili po mieście agitatorzy niemieckiej partii socjalistycznej, żeby wśród mieszkańców szerzyć postrach i niepokój.” Na budynku koszar wojskowych i ratuszu powiewał czerwony sztandar – znak, że władze objęła rada robotników i żołnierzy. Wtedy to powstał plan przejęcia kierownictwa w radzie przez Polaków i rozpoczęcia ruchu zbrojnego, by przyłączyć Śląsk do Polski. Niestety dwóch Polaków odmówiło przyjęcia funkcji w Radzie – zrobili miejsce innym, którzy pomimo, że nosili polskie nazwiska to mieli „duszę niemiecką – spartakusowską”. Plan nie wypalił. Jest to przykład na grzech zaniechania i postawy „ są ode mnie godniejsi” lub „dlaczego właśnie ja – niech inni to robią !”. Skutki opłakane.

W listopadzie dwaj proboszczowie Paweł Brandys z Dziergowic- powiat kozielski i ks. Banaś z Łubowic w powiecie raciborskim organizowali wiece pod hasłem powrotu Śląska do Polski. Na wiecach tych jeszcze w mundurze niemieckiego porucznika występował świetny mówca Alfons Zgrzebniok – porywający tłumy Ślązaków . Niemcy przypuścili kontratak. Por. Burghardt, wysłannik rządu socjalistycznego, zwalczał zarówno polskie ambicje oderwania się od Prus jak i partie centrowe. Jeździł po parafiach, gdzie księża byli obojętni dla „sprawy polskiej”. Akcją partii „Centrum”, skierowaną oczywiście również przeciwko polskim dążeniom Ślązaków, jak i przeciwko rządowi socjalistycznemu kierował z Berlina Erzberger.

Red. Edward Rybarz zabiegał o zwołanie zebrania polskiej inteligencji, które miało zadecydować o zorganizowaniu polskiego wiecu na bytomskim rynku. 12 listopada w Bytomiu spotkali się – Michał Wolski, Kazimierz Czapla, Wiktor Retzlaff, Paweł Maciejczyk, Jan Eckert, Maksymilian Hanke, Tadeusz Palacz, Stanisław Janowski, Janina Omańkowska, Edward Rybarz i Józef Rymer z Katowic ( późniejszy pierwszy wojewoda). Tak o tym wydarzeniu wspomina Józef Grzegorzek: „Po dwugodzinnych obradach okazało się, że o zwołaniu wiecu pod gołym niebem, a co więcej o ruchu zbrojnym na Górnym Śląsku nie chciano nawet słyszeć. Nie można się temu dziwić, jeżeli weźmie się pod uwagę, że wymienieni panowie, byli to ludzie starsi, którzy z małymi wyjątkami na wojnie nie byli i ducha wojowniczego nie mieli. Zaznaczyć jednak wypada, że znaleźli się też tacy, którzy myśl zbrojnego czynu poparli. Ludźmi tymi byli: Edward Rybarz, Paweł Maciejczyk i Wiktor Retzlaff – tworzyli niestety znikomą mniejszość” Zebraniu przewodniczył Kazimierz Czapla – adwokat, dla którego „Alfa i omega wszystkich rzeczy to - §. Natomiast wszystko to, co z paragrafem się nie zgadza, jest nielegalne, więc niedozwolone.” – tak oceniał go w tamtych czasach J. Grzegorzek - późniejszy twórca Polskiej Organizacji Wojskowej G. Śl. Uważał też, że inteligencja śląska, swą zachowawczością nie spełniła pokładanych w niej nadziei - „W „Ulu” zgromadziła się przeto górna warstwa polonii bytomskiej - wszystko ludzie, którzy stanowili niejako uprzywilejowaną kastę przywódców ludowych. A jednak gdy chodziło o to, żeby w historycznej chwili powziąć śmiałą decyzję, nakładającą ciężką odpowiedzialność, wówczas w całej pełni okazała się trafność wypowiedzenia, że „Wielkie czasy zastały małych ludzi”. (…) na drodze do wolności ludu śląskiego stał cały szereg takich paragrafów, które należało zastąpić nowymi” . Na wspomnianym zebraniu powołano polską Radę Ludową na wzór niemieckiego „Volksratu” i postanowiono „unikać wszelkich zaczepnych, publicznych demonstracji i na drodze legalnej domagać się sprawiedliwości dla ludu polskiego na Śląsku” Skuteczność takiej polityki pokazuje fakt, że Rada Ludowa w „Volksracie” bytomskim, po wielkich targach dostała aż 3 miejsca na 20 niemieckich. Od razu Berlin przystąpił do kontrnatarcia - „Ostmarkenverein” ostrzegł władze niemieckie informując o dążeniach polskich. Dodatkowo aby osłabić „spartakusowców” w radach żołnierskich stworzono tzw. „Arbeiter und Soldatenrat”, w którym większość stanowili robotnicy. Szefem śląskich rad robotniczo- żołnierskich został polakożerca O. Hörsing.

W Poznaniu, jeszcze podczas wojny, w 1916r, powstała Naczelna Rada Ludowa (NRL) jako nielegalny Komitet Międzypartyjny.
Korzystając z zamieszania, jakie nastąpiło w Niemczech, po wybuchu rewolucji i zawieszeniu broni, Tymczasowy Komisariat NRL wymógł na władzach niemieckich zgodę na zorganizowanie parlamentu składającego się z reprezentantów osób narodowości polskiej. Warunkiem jednak była zgoda Polaków na to, że sejm nie będzie miał prawa oderwać żadnego fragmentu niemieckiego terytorium.
Komisariat Naczelnej Rady Ludowej wydał 14 listopada 1918r. odezwę w sprawie przeprowadzenia wyborów delegatów do Polskiego Sejmu Dzielnicowego. Wybory odbyły się pomiędzy 16 listopada a 1 grudnia 1918r. Kobiety miały czynne i bierne prawo wyborcze.

W dniach 3-5 grudnia 1918r. w poznańskim kinie Apollo (posiedzenia komisji) i w sali Lamberta w Piekarach (posiedzenia plenarne) obradował Polski Sejm Dzielnicowy. Składał się on z 1399 przedstawicieli Polaków zamieszkujących ziemie pozostające w granicach Niemiec. W posiedzeniach wzięło udział 1100 delegatów.

NRL popierała pokojowe przejęcie ziem zaboru pruskiego przez odradzające się państwo polskie. Tak więc Wojciech Korfanty i Józef Rymer –Ślązacy wchodzący w skład Komisariatu NRL byli przeciwni walce zbrojnej. Korfanty nawet powstrzymywał wybuch powstania w Wielkopolsce.
Sejm Dzielnicowy, wyraził wolę powstania zjednoczonego państwa polskiego z dostępem do morza. Wysłano telegramy do Georges’a Clemenceau, Thomasa W. Wilsona i Davida L. George’a.

W składzie Naczelnej Rady Ludowej w Poznaniu, powołanej w celu koordynacji działań polskich na terenach byłego zaboru pruskiego, Górny Śląsk „zastępował komisarz Wojciech Korfanty”. Ponieważ przebywał na stałe w Poznaniu to mianował na Górnym Śląsku podkomisarza – znanego ze swej zachowawczości, wspomnianego już adwokata - Kazimierza Czaplę. Podkomisariat Naczelnej Rady Ludowej w Bytomiu był uznany przez lud śląska, jako „najwyższa polska władza na tym terenie”. Choć na polecenie Korfantego, Czapla wydał nakaz do wstrzymania się od uczestnictwa w wyborach do niemieckiego parlamentu, to nikt tego nie pilnował. Chciano przez bojkot pokazać, że lud polski nie zamierza mieszać się do niemieckich spraw, a chce należeć do Polski. Księża centrystowscy zachęcali a wręcz nakazywali wzięcie udziału w wyborach. Twierdzili bowiem, że obowiązkiem katolików jest powstrzymanie socjalistycznych rządów w Niemczech. 75% frekwencja była oczywiście ogłoszona przez Niemców jako wielki sukces. W tym samym czasie związani z partią „Centrum” przemysłowcy i arystokracja zaczęli snuć poważne plany stworzenia nawet „Autonomii Śląskiej” – by tylko nie dostać się w łapy bezbożnych niemieckich bolszewików. Lenin wszak snuł plany rewolucji w całym świecie. Lud śląski był głęboko wierzący i hasła czerwonych trafiały w próżnię.

Już w grudniu 1918 r. delegacja działaczy śląskich pojechała do Warszawy, by zorientować się, jakiej pomocy udzielą władze polskie w przypadku wybuchu powstania zbrojnego. Józef Piłsudski , oświadczył delegatom: „nie ma innej rady, musicie stworzyć POW”.
Natomiast dopiero powstanie w Wielkopolsce (27.12.1918r.) wymusiło zmianę stanowiska NRL i przejęcie kontroli cywilnej i wojskowej nad wyzwolonymi ziemiami.
Uznano też w Poznaniu za rzecz konieczną stworzenie tajnej organizacji wojskowej w poszczególnych prowincjach. Józef Dreyza - naczelnik śląskiego „Sokoła”, choć dla wielu wydawał się najlepszym kandydatem na organizatora tajnego sprzysiężenia wojskowego, to nie zabrał się on w ogóle do jego budowy. Wręcz przeciwnie, tworzył on „Straż Obywatelską” . Zaangażował on do jej tworzenia bardzo pokrętną i dwuznaczną postać Alojzego Pronobisa. Gdy Niemcy zabronili oficjalnej działalności Straży Obywatelskiej to Dreyza wpadł na pomysł znowu utworzenia legalnej organizacji „Związki Wojackie Polaków”. Statuty, listy członków i pobierane składki prowadziły jedynie do dekonspiracji przed Niemcami żywiołu polskiego. Korfanty odpowiedzialny w NRL za Śląsk, te „gry i zabawy” tolerował. Nie przyjeżdżał w ogóle na Śląsk, siedział dalej w Poznaniu.

Już 5 stycznia 1919r. na Śląsk przyjechał z Poznania Stanisław Wiza. Miał on pomóc w zorganizowaniu Polskiej Organizacji Wojskowej. Korfanty polecił mu skontaktowanie się z Podkomisarzem K. Czaplą, a ten odesłał emisariusza do J. Dreyzy, który oczywiście jak usłyszał o tworzeniu POW odmówił. Zagadkowe jest wyznaczenie przez Korfantego właśnie do tych spraw mec. K. Czapli, znanego nie tylko z postaw zachowawczych ale i ślepo posłusznego niemieckiemu prawu. Wiza nie wypełnił misji i pojechał do Poznania po kolejne instrukcje. Po tygodniu wrócił i wtedy zaproponowano tworzenie POW Józefowi Grzegorzkowi. Ten wyraził zgodę. Był znany z tego, że usiłował wcześniej przejąć przez zaskoczenie zrewoltowane koszary, lecz czyn ten nie powiódł się z powodu zbyt ospałej postawy inteligencji bytomskiej.

Znamienne było spotkanie z Dreyzą, które Grzegorzek tak wspomina: „ Dnia 24 grudnia 1918r. podczas przygodnego spotkania na ulicy w Siemianowicach, Dreyza zagadnął zapytaniem czy znane są pomysły poznańskich paliwodów, którzy marzą o powstaniu polskim na Śląsku. Następnie rozwodził się nad ogromem nieszczęścia, jakie polski ruch zbrojny sprowadziłby na ludność górnośląską”.
Józef Grzegorzek powołał błyskawicznie Komitet Wykonawczy POW G. Śl. uważał bowiem- „ za swój pierwszy i kardynalny obowiązek utworzenie silnej, karnej, możliwie dobrze uzbrojonej armii powstańczej”.

Trzeba pamiętać, że w 1910r. na Górnym Śląsku mieszkało 1 257 186 Polaków i 884 045 Niemców. Zaraz po listopadowej rewolucji w Niemczech i abdykacji 9 listopada 1918r Wilhelma II, najaktywniejsi działacze polscy zaczęli skupiać wokół siebie narodowo uświadomionych rodaków – zwłaszcza żołnierzy. Józef Michalski właściciel drogerii w Wodzisławiu Śląskim urządzał u siebie tajne zebrania dla ludzi z okolicznych wiosek. Podobnie czynił Ludwik Piechoczek z Ligoty Rybnickiej. W powiecie bytomskim członkowie „Sokoła” z Piekar i Szarleja zaczęli tworzyć kółka spiskowe. To głównie członkowie Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” i Związku Młodzieży Polskiej „Zet” zasilali polskie oddziały bojowe. Bez jednolitego kierownictwa i wsparcia materialnego i logistycznego te luźne konspiracyjne sprzysiężenia nie mogły zlać się w jednolitą organizację militarną, mogącą walczyć zbrojnie o przyłączenie Górnego Śląska do Polski. Temu miała służyć POW G. Śl.
Chęć czynu zbrojnego była powszechna i bardzo silna.
Jadwiga Chmielowska

Tekst ukazał się w piątkowym wydaniu "Gazety Ślaskiej" z dn. 21 10.2011r.

Brak głosów