STRZAŁY DO POLSKIEGO PREZYDENTA

Obrazek użytkownika Inicjatywa Solidarni z Gruzją
Świat

23 listopada w pobliżu gruzińskiego miasta Akhalgori ostrzelano
prezydentów Polski i Gruzji. Dokonano tego na terytorium suwerennego
państwa. Strzelał jednak nie szalony terrorysta, ale skrywający się pod
ochroną rosyjskich wojsk i osetyjskich separatystów bandyta. Strzelał
niewątpliwie na polecenie swoich szefów.

Wielu komentatorów i dziennikarzy nie tyle zainteresowała wiadomość, że
terytorium suwerennego państwa jest narażone na ataki separatystycznych
terrorystów ochranianych militarna potęgą dyktatorskiej Rosji, tylko,
co na tym terenie robił prezydent Lech Kaczyński.

Można być odważnym politykiem

W sierpniu br., zaraz po ataku i zajęciu przez Rosjan Gori,
widzieliśmy, jak przez pierścień rosyjskich doborowych frontowych
żołnierzy przywiezionych z Czeczenii do oblężonego miasta, próbował się
dostać ambasador Estonii i grupa przedstawicieli Parlamentu
Europejskiego. Mimo wycelowanych, odbezpieczonych kałasznikowów,
którymi wymachiwali pijani rosyjscy żołnierze, zachodni dyplomaci
domagali się wjazdu na teren, na który wciąż spadały bomby i gdzie
wciąż rozlegały się strzały. Nie robili tego w blasku fleszy, bo
towarzyszyła im zaledwie garstka dziennikarzy. Nie było wielkich stacji
cytowanych chętnie przez wszystkie media. Nikomu jednak, z tam
obecnych, nie przyszło do głowy zadać pytania: „co tam robią politycy?”.

Byliśmy dumni, że są dyplomaci, którzy potrafią i nie boją się być tam
gdzie ich obecność może pomóc, może ochronić życie innych. 12 sierpnia,
kiedy Rosjanie używając kasetowych bomb niszczyli gruzińskie wioski i
zabijali cywilów, prezydent RP dokonał czynu, który przez wielu
komentatorów jest uznawany za faktyczne uniemożliwienie Rosjanom
zbombardowania, a być może zajęcia Tbilisi. Czynu, który dla Gruzinów
jest przykładem heroizmu, który pokazał im, że można walczyć, a świat o
nich nie zapomniał. Dla kilkudziesięciu tysięcy uchodźców
przebywających wtedy w Tbilisi to był sygnał: „Nie uciekajcie z kraju,
jesteśmy z Wami”.

Co ciekawe, wielu Gruzinów krytycznie patrzących na swojego prezydenta
i jego działania nawet w tych pamiętnych dniach, było podbudowanych
postawą Lecha Kaczyńskiego. Może inaczej wyglądało to z perspektywy
Brukseli, czy Warszawy, gdzie od 63 lat nikt nie musi wyglądać czy
przelatujące samoloty to przypadkiem nie wrogie bombowce. Może inaczej,
ale czy tym bardziej nie powinniśmy spróbować dowiedzieć się i
zrozumieć, co dzieje się w tym kraju?

Dlaczego prezydent pojechał pod Akhalgori?

I nagle padają pytania: Czy nasz prezydent powinien być 23 listopada na
granicy ze zbuntowaną prowincją Gruzji? Czy zmieniono plan wizyty? I o
zgrozo: czy poinformowano Rosję i Osetię Południową, (której Polska nie
uznaje), że w pobliżu Akhalgori będzie przebywał polski prezydent?

Być może Saakaszwili wykorzystał obecność przedstawiciela świata
Zachodu, prezydenta kraju, który jest członkiem UE i NATO, państwa,
które ustami swojego premiera zaledwie kilka dni wcześniej bezwarunkowo
zezwoliło na normalne rozmowy UE z Rosją – współczesnym drapieżnym
agresorem międzynarodowym. Może prezydent Gruzji wykorzystał sytuację,
by pokazać, jak łamane są ustalenia dokonane przez Sarkozyego i
Miedwiediewa. Dokonane ponad Gruzinami, ale które Gruzja zrealizowała,
a Rosja wciąż je bojkotuje, umożliwiając napady, prowokacje, a nawet
zabójstwa.

Każdego dnia, w sercu Gruzji, które dziś w wyniku miażdżącej przewagi
militarnej agresora stało się faktycznym pograniczem z Rosją, zabijani
są gruzińscy policjanci, strzela się do obserwatorów OBWE, giną
przypadkowi mieszkańcy. Dzieje się to w miejscach szczególnie
dotkniętych zniszczeniami wojennymi, gdzie ludziom brakuje podstawowych
środków do życia, a każda noc upływa w atmosferze lęku. Niewątpliwie
Saakaszwili nie zawiózł tam Kaczyńskiego wbrew jego woli. Czy narazili
się na niebezpieczeństwo? Tak, niewątpliwie, ale odważni przywódcy
potrafią być nawet wśród swych żołnierzy w krajach, gdzie toczą się
otwarte wojny. Czy to daje podstawy, żeby obarczać ofiary zamachów za
ich dokonanie?

Czy Polska może kształtować opinię UE...

Niesamowite jest to, że wielu komentatorów jak chociażby dr
Kostrzewa–Zorbas nie potrafi zrozumieć ,gdzie tkwi problem całego
wydarzenia. To nie Kaczyński popełnił przestępstwo, będąc gościem
prezydenta suwerennego kraju, lecz bandyci skrywający się za rosyjskimi
posterunkami i strzelający do ludzi! Kostrzewa w telewizji polskiej
proponuje, żeby sprawę dokładnie zbadać i żeby Gruzja przedstawiła
dowody, że za ostrzał winę ponosi Rosja… Wręcz nieprawdopodobny tok
myślenia! Przypominający ciągłą konieczność tłumaczenia się przez
Polskę, że to nie my mordowaliśmy ludzi w obozach koncentracyjnych!
Teraz Gruzja, ma udowadniać, że to nie Gruzini chcieli zabić polskiego
i gruzińskiego prezydenta…

Według wspomnianego komentatora, Unia Europejska teraz jeszcze gorzej
będzie postrzegać Gruzję. Unia? Czy raczej Francja z prezydentem
Sarkozym, który stroi się w piórka twardziela straszącego rosyjski
dyktatorski duet „tragicznym” losem Busha. Unia, czy raczej Włochy z
Berlusconim robiącym interesy z Gazpromem, i kłamiącym o rzekomych
gruzińskich rzeziach i gwałtach, o których zapewne doniósł mu
przyjaciel Putin. Unia polityków korumpowanych rosyjskimi pieniędzmi,
stanowiskami w radach nadzorczych gazowych spółek? Polska jest
pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej. Wraz z krajami bałtyckimi ma
możliwość i obowiązek pokazywać rosyjskie zagrożenia, bo myśmy
doświadczyli rosyjskiej hipokryzji i barbarzyństwa. Nie jesteśmy w
takim stanowisku sami.

Świetnie to rozumieją Szwedzi, Wielka Brytania czy wspomniane państwa
bałtyckie. Nasi politycy powinni być w Gruzji, bo teraz już nikt tego
nie kwestionuje, że jak tylko Rosja upora się z Kaukazem, następny
będzie ukraiński Krym, a później… Niemożliwe? Wystarczy spojrzeć, jak
świat zakrywa oczy na ciągłe wspieranie przez Rosję reżimów Castro na
Kubie i Chaveza w Wenezueli, który podobnie jak jego rosyjscy koledzy w
Osetii i Abchazji uczy, finansuje i uzbraja terrorystów w Kolumbii i
niszczy brutalnie opozycję we własnym kraju. I czyni to pod okiem USA,
którym sprzedaje ropę. Czemuż więc świat ma nie przymknąć oczu na
rosyjską agresję w Gruzji? A później w innych częściach Europy….

Osetyjczycy też znają nazwisko Kaczyński

Minister Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej Ławrow kilkanaście
dni temu kłamał, że Rosja w Gruzji nie używała bomb kasetowych - wbrew
faktom potwierdzanym przez dziesiątki zachodnich dziennikarzy,
świadectwom ofiar, zdjęciom, relacjom, także naszym. Teraz Kokojty
przywódca osetyjskich rebeliantów bezczelnie oskarża prezydentów Polski
i Gruzji o prowokację. We wrześniu, kiedy zatrzymali nas Osetyjczycy,
właśnie w tym samym Akhalgori, gdy tylko dowiedzieli się, że jesteśmy z
Polski, zaczęli nas wyzywać i poniżać.

„Amerykańskie sługusy, wspieracie gruzińskich bandytów”. Z największym
obrzydzeniem wymieniali nazwisko prezydenta Polski. Znali je wszyscy…
Mieliśmy szczęście, że żaden z nich do nas nie strzelił, choć na
naszych oczach próbowali ostrzelać samochód wiozący cywili. Bez
prowokacji… Ci młodzi ludzie przerzuceni z Osetii Północnej rosyjskimi
samolotami, z rosyjskim uzbrojeniem i umundurowaniem, pod pełną
kontrolą rosyjskiego FSB, pałali chęcią wojny, marząc o dawnych, pewnie
im nawet nieznanych, komunistycznych czasach. Symbolem tych marzeń była
zmiana gruzińskiej nazwy Akhalgori na komunistyczną Leningori.

Ich dowódca mówił nam: „Świat jest podzielony między Rosję i USA. My
jesteśmy z Rosją i my zwyciężymy”. Każdy z nich był gotów za tą
„prawdę” oddać życie, a Saakaszwili i Kaczyński to ich osobiści
wrogowie…

Do kogo mogą strzelać Rosjanie…

Przykre jest to, że wielu naszych publicystów i polityków nie potrafi
zrozumieć szczytu zakłamania, jaki prezentuje Rosja. Ta sprawa przecież
dobitnie pokazuje, że mimo szumnych deklaracji, wciąż Rosjanie nie
zamierzają respektować suwerenności krajów, które z jakiś powodów się
im nie podobają. Kiedyś z sarkazmem mówiono: „Związek Sowiecki broni
swych wewnętrznych interesów na całym świecie”. Dziś z tego zdania
zmieniła się tylko nazwa państwa.

Wydarzenia z 23 listopada nie powinny być kolejnym pretekstem do
partyjnych gierek w Polsce. Tu nie chodzi o sympatię do Lecha
Kaczyńskiego. Dokonano ataku na życie prezydenta RP, na przywódcę
naszej ojczyzny. Jeśli bandyci pod rosyjska ochrona mogą strzelać do
naszego Prezydenta, pamiętajmy, że tak samo mogą strzelać do każdego z
nas…

Paweł Bobołowicz, Wojciech Pokora - dziennikarze Radia Lublin

Brak głosów