Rybitzky, dachówka i plakaty

Obrazek użytkownika R.Zaleski
Kraj

Jak to się dzieje, że we Wrocławiu plakaty są uznawane za znacznie niebezpieczniejsze, niż spadające z demontowanego dachu, na niezabezpieczony chodniki dachówki. Parę dni temu, znany wrocławski bloger pisał o tym, jak jego kolega spacerując, prawie się z taką spadającą o 3 metry od wózka jego córki spotkał. Przez 3 dni starał się zainteresować tym faktem wszelkie władze miejskie i państwowe. Zetknął się wyłącznie z typową urzędniczą spychologią. W końcu nie załatwił nic. Mógł jedynie w drugiej notce poświęconej temu tematowi wylać swoje żale, cytuję „ Proszę mnie nie zrozumieć źle, to nie jest kwestia układu sił politycznych, to kwestia sprawności instytucji samorządowych, egzekwowalności praw mających dbać o bezpieczeństwo obywatela. Po ostatnich przejściach z maszyną urzędniczą, czy po prostu ze zwykłą głupotą i lenistwem, nie mam zaś większych złudzeń, co do zasad funkcjonowania niniejszego miasta (choć, co nie wątpię, można równie dobrze wpisać „państwa”). Szlag mnie trafia zaś, gdy docierają do mnie komunikaty o kolejnych sukcesach i deklarowanym dobrobycie, w którym od niedawna szczęśliwie żyjemy.”

Ponieważ lubię sobie poczytać, to trudno mi nie zauważyć rozdzierania szat i nie usłyszeć ciągłego biadolenia gazet wrocławskich nad „nielegalnymi” plakatami, są to główne doniesienia z kampanii wyborczej. Jak pisze wczorajsza wrocławska GW, cytując szefa miejskiej instytucji za te sprawy odpowiedzialnej ” Tylko komitet Rafała Dutkiewicza (szefa wypowiadającego się) się do niej (instrukcji) zastosował. Reszta plakatów umieszczonych w pasie drogowym jest nielegalna.” Choć jeden z komentatorów twierdził, że widział plakaty kandydatów Dutkiewicza przy przejściu dla pieszych, co jest niedozwolone. Teraz najlepsze: „ nasi inspektorzy jeżdżą najczęściej nocą i fotografują wszystkie nielegalne plakaty, w dzień natomiast są one usuwane.” Zaiste rewolucyjna czujność i błyskawiczna reakcja .

Rybitzky myli się dając tytuł swojej notce „W weekend polskie państwo nie działa”. Ależ działa, nawet nad ranem w niedzielę. Naruszenia zostają natychmiast wykryte a winnych czeka błyskawiczna kara. Żaden konkurencyjny plakat się nie prześliźnie. Czuwa nad tym ZDiUM, straż miejska, inspektorzy,... w dzień i w nocy. Natomiast zatłoczone dziećmi, niezabezpieczone chodniki, pod kilkoma demontowanymi dachami, spadające dachówki – kompletnie nikogo nie interesują. Jak w końcu kogoś trafią, to wszyscy się zajmą, jak zwykle, zwalaniem winy na innych a potem wyciszaniem tematu w „niezależnych” mediach.

Nawet jakby się kolega Rybitzkyego, po kilku dniach bezskutecznego wydzwaniania, podpalił na posterunku policji, jak w maju w Zgorzelcu ktoś zdesperowany brakiem reakcji urzędników na jego interwencje w sprawie baru hałasującego w nocy pod jego oknami. Czy położył i zaczął głodować 10 dni, jak 60ciolatek walczący o wypłacenie należnej mu renty, w zeszłym roku, na schodach urzędu gminy w Pruszczu Gdańskim. W obu wypadkach te protesty zakończyły się śmiercią. Też by to nic nie pomogło. Wystarczy popatrzyć, co media robią z ostatnim, warszawskim wypadkiem podpalenia się pod oknami premiera.
Pomóc tu mogą tylko wyborcze plakaty, dlatego władze tak się ich boją.

http://rybitzky.salon24.pl/343697,w-weekend-polskie-prawo-nie-dziala
http://rybitzky.salon24.pl/344610,pozytek-z-demokracji
http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/pruszcz-umarl-z-godu-pod-urzedem-gminy_145216.html

Brak głosów