Prof. Ireneusz Krzemiński, czyli„Pomidor” lub „dziadka kalesony”

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

 

 

 

 

 

Postanowiłem wrócić jeszcze do obchodów drugiej rocznicy tragedii smoleńskiej gdyż pojawiło się również sporo głosów sceptycznych czy wręcz ocierających się o apatię i zniechęcenie. W skrócie można je podsumować takim jednym zdaniem.

Minęły dwa lata, a w sprawie wyjaśnienia przyczyn narodowego dramatu drepczemy w miejscu zaś media nadal świetnie współpracują z odpowiedzialnymi za zamach, skutecznie manipulując nastrojami Polaków, z czego można prorokować, że prawdy nie poznamy nigdy lub nie przebije się ona do polskiej i międzynarodowej opinii publicznej.

Myślę, że te głosy to wynik medialnego walca, którym próbowano rozjechać propagandowo patriotyczną manifestację.

Otóż nie jest aż tak źle i jeżeli porównamy zachowania mediów, rządu oraz reakcje polityków reprezentujących delikatnie mówiąc rosyjskie lobby, z tym, co działo się podczas obchodów pierwszej rocznicy to zauważymy wyraźnie, że kłamcy wpadają w coraz większą panikę i przechodzą do coraz bardziej zauważalnej defensywy.

Już na stałe nawet w takich propagandowych szczekaczkach jak TVN24 czy Gazeta Wyborcza pojawiło się, choć jeszcze ośmieszane i wyszydzane, słowo ZAMACH. Drugim takim zakazanym terminem, który w końcu się pojawił jest TŁUM.

Zrezygnowano z przemilczania i lekceważenia rocznicowych obchodów i manifestacji, a zmieniona narracja zaczęła prezentować Polakom zamiast „garstki oszołomów”, „groźny i nieprzewidywalny tłum”, którego logo to wszechobecny w mediach transparent z głową kaczora Donalda i napisem, „Oto głowa zdrajcy”.

Przerażenie tym hasłem zaprezentowała cała medialna czeladź zatrudniona przez establishment III RP poczynając od Lisa, Durczoka, Morozowskiego, Kuźniara, Żakowskiego, a kończąc na Monice Olejnik.

Jednym słowem odmeldowali się na służbie wszyscy ci, których bawił za rządów PiS-u „Giertych do wora, wór do jeziora” czy niesione podczas pamiętnego „niebieskiego marszu” Platformy Obywatelskiej zdjęcie prezydenta Lecha Kaczyńskiego z poderżniętym gardłem.

Ale nie to jest dla mnie kluczowym dowodem na panikę i robienie w gacie przez cały salon z Tuskiem na czele. Okazuje się, że po wprowadzeniu już na stałe przez Jarosława Kaczyńskiego w Brukseli do języka „debaty smoleńskiej” słowa zamach, nie odmeldował się w „wiodących mediach” żaden z eksploatowanych dotąd ekspertów by te teorię dzielnie zwalczać i wyszydzać.

10 kwietnia 2012 roku nie pojawił się na ekranie i na żywo żaden Osiecki, Latkowski, Białoszewski czy rodzinny ekspert TVN24, ojczym Justyny Pochanke, płk Gruszczyk.

Wygląda na to, że chyba gdzieś w ukryciu Kuba Wojewódzki prowadzi casting na kolejny zaciąg nowych nieskompromitowanych „ekspertów” a póki, co trud opluwania poległych i ośmieszania Polaków biorących udział w rocznicowych uroczystościach złożono na barki pary kompletnych ignorantów i żałosnych komediantów, czyli prof. Ireneusza Krzemińskiego i dr. Ewy Pietrzyk-Zieniewicz, oboje z Uniwersytetu Warszawskiego.

Krzemiński tego dnia obskoczył niemal wszystkie słuszne media, a poziom zacietrzewienie i niechęci szczególnie do śp. Lecha Kaczyńskiego i Sławomira Skrzypka okazywany właśnie w tym dniu ukazał jak na dłoni moralne dno tego indywiduum wyzutego z człowieczeństwa.

Ponadto okazało się, że ten pseudo-autorytet w swojej wiedzy na temat tragedii Smoleńskiej zaciął się umysłowo i zatrzymał na ruskiej propagandzie jeszcze sprzed 29 lipca 2011 roku, czyli przed ogłoszeniem raportu komisji Millera i bezczelnie kłamał mówiąc, że samolot niepotrzebnie lądował.

Przecież od tamtej pory już nikt poważny nie może publicznie powielać kłamstwa o „arcyboleśnie prostej przyczynie” Komorowskiego, mówiącej o ryzykownym lądowaniu we mgle, ponieważ udowodniono, że żadnej próby lądowania nie było.

Tylko mentalni sowieciarze mogą zachowywać się w tak haniebny sposób propagując do dziś ruskie kłamstwa, którym zaprzeczyła nawet millerowska komisja.

Przypomina to popularną grę dziecięcą w „pomidora”, występującą w niektórych regionach Polski pod nazwą „dziadka kalesony”.

Polega ona na tym, że pytany z kamienną twarzą na każde pytanie musi odpowiadać „pomidor” albo „dziadka kalesony”. Przegrywa wtedy, kiedy się pomyli bądź zaśmieje.

Krzemiński, którego wypowiedź próbuje ktoś prostować powołując się na ustalenia ekspertów nadyma te swoje kłamliwe, uruchomione przez szwankującą mózgownicę usta i patrząc do kamery plecie na okrągło „pomidor” i „dziadka kalesony”, demonstrując profesorski rekord świata w odporności wiedzę.

Kiedy oglądam dzisiaj to całkiem liczne grono owych na ruską modłę zaprogramowanych pajaców to zastanawiam się gdzie dla tych „elit” III RP znajduje się granica podłości, nikczemności i kłamstwa, poza którą nie ośmielą się wykroczyć?

Czy taka granica gdzieś w ogóle istnieje?

Tekst opublikowany w tygodniku Warszawska Gazeta

Brak głosów

Komentarze

Keine grenzen, sans frontieres. Schengen.
Pozdrawiam
PS.Po coming-out`cie napięcie może tylko rosnąć ;-)

Vote up!
0
Vote down!
0
#247047

i piękną polszczyzną,
Szczęść Boże Autorowi

Vote up!
0
Vote down!
0

panMarek

#247060

R Z/jaraczarek

mógłby jeszcze po rosyjsku pisać mówić
Pewnie byłby bardziej "wiarygodny" ten pachoł

Vote up!
0
Vote down!
0

R Z

#247075

 co widać i słychać i czuć...

Vote up!
0
Vote down!
0
#247107