Od Zielonej Wyspy do „zielonej karty”

Obrazek użytkownika kokos26
Blog

  Powszechnie wiadomo, że wszystkie dzieci uwielbiają, jak czyta im się bajki. Również dorośli dostrzegają w tym tę zaletę, że oprócz płynącego z nich przekazu, w którym dobro zawsze zwycięża ze złem, prawda z kłamstwem, piękno z brzydotą i miłość z nienawiścią, pozwalają one na dość szybkie wprowadzenie naszych pociech w stan snu, co zapewnia nam trochę świętego wieczornego spokoju.

Z wiekiem z bajek się wyrasta gdyż życie w konfrontacji z nimi nie wygląda już tak zerojedynkowo, a często żywot Kopciuszka zamiast ślubem z pięknym królewiczem kończy finał, jak w „Dziewczynce z zapałkami”.

Nieszczęściem jest, kiedy całe społeczeństwo zostaje doprowadzone do takiego stanu zdziecinnienia, że zaczyna wierzyć w bajki opowiadane przez rządzących i zamiast być czujnym, lekkomyślnie usypia.

Kończące się cztery lata rządów ekipy PO-PSL to nic innego jak ciągłe opowiadanie Polakom bajek nijak mających się do rzeczywistości.

Jednak po 10 kwietnia włodarze III RP coraz bardziej przypominają legendarną Szeherezadę, autorkę „Baśni z tysiąca i jednej nocy”, a naród postrzegany jest przez nich jak złowrogi sułtan Szachrijar, który każdego ranka, kiedy nastaje świt może Szeherezadę zgładzić, jeżeli kolejna opowiadana baśń okaże się nieciekawa i zbyt mało wciągająca.

Dlatego też nasza rodzima rządowa „Szeherezada” ma całe rzesze doradców, którzy podsuwają pomysły, scenariusze oraz dbają oto, aby niekończąca się piękna baśń docierała do szerokich mas poprzez zaprzyjaźnione media.

Szczęście Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej polega na tym, iż zapewne mało, kto od początku do końca wysłuchał pamiętnego, przeszło trzygodzinnego expose premiera. Na pewno jeszcze mniej osób sięgnęło do niego później, aby skonfrontować obietnice z rzeczywistością.

Od razu uspokajam, że nie zamierzam tu analizować tej długiej i nudnej baśni, ani cytować jakiś obszernych fragmentów tego dzieła. Kto chce zrobi to sam by się przekonać, że było tam niespełnionych obietnic tyle, że starczyło ich dosłownie dla każdego.

Takie najjaskrawsze kłamstwa to opowieści Tuska o tym, że po dwudziestu latach odwracania się kolejnych rządów od morza on, człowiek stamtąd to odmieni. No i odmienił. Zlikwidował polskie stocznie i rybołówstwo.

Obiecywał, że nie będzie dzielił, lecz łączył Polaków. No i mamy taki podział społeczeństwa na dwa wrogo do siebie nastawione obozy, jakiego przez te dwadzieścia lat w Polsce nie było.

Obiecywał koniec z polityką nieufności władzy do społeczeństwa i dziś Polska jest na pierwszym miejscu w Unii Europejskiej pod względem inwigilacji własnego narodu, a jeśli chodzi o kontrolę bilingów czy ilość zakładanych podsłuchów to jesteśmy pod tym względem według oficjalnych danych, 145 razy „lepsi” niż Niemcy.

„Naczelną zasadą polityki finansowej mojego rządu będzie w związku z tym stopniowe obniżanie podatków i innych danin publicznych”. Skonfrontujmy z rzeczywistością ten jeden wyrywkowy cytat z expose.

Dodając do tego systematyczne ograniczanie wolności słowa i rzutem na taśmę, w ostatnim dniu pracy parlamentu, ustawowe pozbawienie społeczeństwa dostępu do informacji publicznej, to mamy jak na tacy dzisiejszy obraz Polski.

Pomijam już całą historię z „wyjaśnianiem” tragedii smoleńskiej. Normalne i zdrowe społeczeństwo za taki niespotykany akt zaprzaństwa już dawno rozliczyłoby tę zgraję szkodników.

Tusk i jego ekipa w mediach odgrywają rolę „dobrego ubeka”, który wysłucha, pocieszy, poczęstuje herbatką, podczas gdy jego koleś w tym samym czasie pompuje wodę do celi, wymontowuje z niej okno na zimę i przygotowuje, jako siedzisko odwrócony do góry nogami taboret.

Wróćmy teraz do głównych baśni opowiadanych Polakom przez te cztery lata.

Zaczęło się już w kampanii wyborczej 2007 roku od słynnej i niestety zapomnianej już Drugiej Irlandii. Niestety, kryzys w tym państwie zmusił PR-owców do zmiany hasła na „Zielona Wyspę”, na której to tle prezentowali się, Donald Tusk z Jackiem, a w wersji eksportowej, Vincentem Rostowskim.

Cóż się okazało przed kilkoma dniami? Dowiedzieliśmy się z słodkich jak malina ust polskiego ministra finansów, że polskie elity finansowe, które muszą należeć do najlepiej poinformowanych o sytuacji w Polsce, szykują już sobie możliwość ucieczki z Zielonej Wyspy szczęśliwości do Stanów Zjednoczonych za pomocą „zielonej karty”.

Czy ktoś pomyślał o tych, których nie stać logistycznie, a przede wszystkim finansowo na taki ratunek? Co z milionami Polaków, którzy tu pozostaną?

I tak oto przebyliśmy przez czterech latach bardzo długa drogę. Zaczęła się ta wędrówka od II Irlandii, biegła przez szczęśliwą Zieloną Wyspę, a kończy się planowaną już ucieczką szkodników z wykorzystaniem „zielonej karty”.

Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (38/2011)

Brak głosów

Komentarze

To będzie tylko pozorna ucieczka.
Wyjmiemy ich i ze Stanów.
Z majątkami.Za prawo do życia.
Pozdrawiam myślących.

Vote up!
0
Vote down!
0
#186320

bardziej obłudnego rządu po 1989 nie mieliśmy.
Ten jest najgorszy po każdym względem.

Vote up!
0
Vote down!
0
#186391