Blogi bez ceny. Jacques Blutoir profil.

Obrazek użytkownika wilre
Idee
  27.04.2010
Do dna!
Jak wiadomo osoba świecka podczas liturgii sprawowanej według Mszału Pawła VI może udzielać Komunii Świętej tylko w okolicznościach nadzwyczajnych, do których zalicza się sytuacja – o ile pamięć mnie nie zawodzi – gdy liczba wiernych jest tak znaczna, iż „celebracja nadmiernie by się przedłużyła”.

Zdecydowana większość katolickich parafii w Anglii ma na wyposażeniu liturgicznym takich „nadzwyczajnych” szafarzy. I może należałoby używać formy żeńskiej, bo z mego doświadczenia wynika, że szafarki mają liczebną przewagę nad swymi kolegami po fachu (choć ta obserwacja może być obciążona błędem wynikającym z faktu, że młode kobiety bardziej przyciągają moją uwagę niż starsi mężczyźni). Szafarze i szafarki to zwykle ludzie bardzo pobożni i podobnie jak większość napotkanych przez mnie anglikańskich kobiet-księży łączą najlepszą wolę z największą ignorancją.

Czy mi się to jednak podoba, czy nie, to nijak nie mógłbym interweniować powołując się na prawo kościelne. Na skutek przyjętego sposobu udzielania Komunii liturgia Kościoła rzymskiego na Wyspie zawsze i wszędzie czyniona jest w warunkach nadzwyczajnych, bowiem liczba wiernych jest tak znaczna, iż celebracja mogłaby nadmiernie się przedłużyć. I nie idzie tu wcale o to, że w Anglii katolicy tak gremialnie nawiedzają kościoły, ani nawet o naciąganie przepisu.

Jeśli na niedzielnej Mszy u św. Agaty jest 200 osób (a zwykle jest), to do Komunii idzie 197 – trzej niegodni grzesznicy przypominający smutną prawdę, że nie wszyscy zostaliśmy niepokalanie poczęci, to dwóch protestanckich mężów przybyłych ze swymi katolickimi żonami, oraz ja, który nijak nie potrafiąc skupić myśli na NOM-owych celebracjach nie czuję się dysponowany do przyjęcia Świętych Postaci. Reszta karnie ustawia się w kolejce. Mimo, że całość tej operacji logistycznej dzięki udziałowi sztabu szafarzy zorganizowana jest świetnie, to i tak zawsze nadmiernie się przedłuża. Przyczynę stanowi fakt, że Komunia z zasady udzielana jest pod obiema postaciami.

Przed prezbiterium, pośrodku nawy stoi kapłan wespół z diakonem stałym. Rozdzielają oni Ciało Pańskie. I choć Komunia na rękę nie opóźniana przez żadne zbędne gesty adoracji świadczące o niestabilności emocjonalnej komunikowanego powinna być błyskawiczna, to taka być nie może, bo powodowałaby zatory w przejściu do naw bocznych, gdzie nadzwyczajni szafarze udzielają Krwi Pańskiej. Dystrybucja Tejże jest już rzeczą bardziej skomplikowaną bowiem polega na każdorazowym ostrożnym podaniu kielicha i odczekaniu aż delikwent zamoczy w nim usta. Wierni czynią to bardzo uważnie, aby mieć pewność, że Komunię przyjęli, ale nie w nadmiarze, tak, aby starczyło dla kolejnych braci w świętej, powszechnej i apostolskiej wierze. Później kielich oddawany jest równie ostrożnie szafarzowi, który dokonuje siedemdziesiątego czwartego otarcia jego brzegu płócienną chustką w cudowny sposób nadal zachowującą sterylność.

Kapłan i diakon muszą więc robić wszystko, aby spowolnić wiernych w kolejce po Ciało Pańskie i dlatego z przesadzoną, teatralną flegmą podają kolejne komunikanty uśmiechając się przyjaźnie, błogosławiąc dzieci, z przejęciem dotykając brzuchów ciężarnych kobiet i w ogóle wprowadzając atmosferę luzu i relaksu niesprzyjającą pośpiechowi.

Ale i tak na niewiele by się to zdało, gdyby nie Ci wierni, którzy włożywszy w usta Ciało Pańskie i stojąc w kolejce po Krew Najświętszą tracą cierpliwość i udają się do ławek (trzeba mieć nadzieję, że utrata cierpliwości w takiej sytuacji nie jest grzechem ciężkim, bo to stawiałoby wiernych w nader niekomfortowej sytuacji – ciekawy przypadek dla kazuistów).

Jednej niedzieli, gdy nolens volens musiałem wypełnić obowiązek niedzielny podczas Mszy celebrowanej wg Mszału Pawła VI stanęła przede mną alternatywa czy usiąść obok „zespołu muzycznego”, czy w pierwszej ławce. W trosce o delikatny zmysł słuchu poszedłem naprzód, co z kolei pozwoliło mi cieszyć się tym, co współcześni liturgiści nazywają participatio actuosa.

Gdy przyszedł czas Komunii do pomocy przepracowanym kapłanowi i diakonowi ruszyli szafarze. Cztery panie i dwóch panów nałożyło na ramiona rodzaj zakładanych przez głowę humerałów ozdobionych symbolami eucharystycznymi, przyjęli Komunię, a następnie ruszyli do swoich obowiązków.

Szafarka stojąca naprzeciw mnie i udzielająca wiernym Krwi Pańskiej była nieco zaniepokojona. Jak się domyśliłem chodziło o to, że konsekrowanego wina było nie dość wiele. Pożałowałem wówczas, iż nie spodobało się Bogu postanowić, by konsekracja zmieniając chleb w Jego Ciało, a wino w Krew rozmnażała je dodatkowo niczym chleb i ryby nad Jeziorem Galilejskim. Ale natychmiast doznałem oświecenia i pomyślałem, że błądzący i heretycy posiadający ważne święcenia mogliby ten fakt wykorzystywać do celów najzupełniej niegodnych.

W pewnym momencie usłyszałem, że szafarka do przepisowego głośnego The Blood of Christ dodawała ciszej „ale niewiele proszę, bo Ksiądz mało dziś nalał”. Czyniła to z takim nabożeństwem, że nie znający języka angielskiego mogliby wręcz pomyśleć, że ów dodatek to pochodzące z liturgii trydenckiej słowa custodiat animam…. W chwili, gdy podszedł ostatni już wierny szafarka zajrzała do kielicha, uśmiechnęła się z zadowoleniem i powiedziała: „Krew Pańska – do dna!”. Stojąca naprzeciwko niej starsza pani o aparycji Hanki Bielickiej zawahała się, przyjęła Komunię, po czym oddała szafarce kielich i widząc niezadowolenie malujące się na jej twarzy powiedziała: „chyba nie powinnam – prowadzę”.

Jacques Blutoir profil

 

Lisicki gra głupka. Biskupi dzielnie mu sekundują
08.11.2013
Polscy biskupi zdają się być kompletnie oderwani od rzeczywistości. Niektórzy dziennikarze niestety też. Albo udają.
 
Paweł Lisicki, skądinąd bardzo słusznie wzburzony słowami ks. dr. Bochyńskiego (który chyba rzeczywiście postradał rozum), pomstuje nad milczeniem w tej sprawie polskich biskupów. „W Polsce jest ponad 100 biskupów – pisze naczelny «Do rzeczy». – Przez kilkadziesiąt godzin żaden z nich nie zauważył, że ksiądz Bochyński opowiadając publicznie (…) o „dorosłej świadomości” małych dzieci, które można wykorzystywać seksualnie, zasłużył właśnie, przynajmniej symbolicznie, na kamień młyński u szyi. A przynajmniej na natychmiastowe potępienie”.
 
„Czy naprawdę taki tępy, czy tylko gra głupka?” – chciałoby się zapytać za Obersturmbannführerem Kleistem, bohaterem jednego z PRL-owskich seriali szpiegowskich.
 
Lisicki gra głupka, bo trudno uwierz, że nie ma świadomości, że zwierzchnikiem polskich księży nie jest Konferencja Episkopatu Polski in corpore, lecz poszczególni biskupi. Ordynariuszem ks. Bochyńskiego jest abp Marek Jędraszewski, metropolita łódzki, i pod jego adresem redaktor Lisicki powinien kierować pretensje.
 
Oczywiście rozumiem, że dla szeregowego wiernego, dla odbiorcy serwisów informacyjnych, to, jaka struktura zależności panuje w Kościele jest sprawą drugorzędną i mało czytelną (kolejny zły owoc kolegializmu!) – on słusznie domaga się zdecydowanej reakcji biskupów. Tyle tylko, że żaden dziennikarz, któremu leży na sercu dobro Kościoła nie powinien utwierdzać nikogo w przekonaniu, że takiego potępienia może dokonać biskup kielecki, sandomierski, poznański i olsztyński czy wszyscy razem wzięci. Nie! Pierwszy krok należy do abp. Jędraszewskiego. I to na niego należy wywrzeć presję. Tymczasem Jego Ekscelencja ustami swych urzędników ogłosił, że ks. Bochyński złamał zasady wypowiadania się dla mediów (przepraszam, ale znów ciśnie się na usta pytanie zadane przez Obersturmbannführera Kleista) i milczy tak, jak milczał, gdy był biskupem pomocniczym w Poznaniu, kiedy rozgrywała się afera abp. Paetza. Ufajmy, że nie powtórzy tamtych błędów, bo tym razem zawiedzie zaufanie dużo szerszego grona niż tylko grupy kleryków.
 
Należy się spodziewać, że rano (wpis zamieszczam chwilę po północy) dziennikarze pociągną tę sprawę dalej. Amunicji do fajerwerków właśnie dostarczył im kard. Nycz, który nie trzy dni temu, gdy był na to czas, lecz właśnie teraz zaprotestował przeciwko bluźnierczej instalacji „Adoracja” wystawionej w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. Znów kłania się Obersturmbannführer Kleist ze swoim pytaniem, bo jeśli kardynał liczy, że jego protest „przykryje” sprawę ks. Bochyńskiego, to bardzo się myli. A jeśli nawet wydał swoje oświadczenie z najczystszymi intencjami, to brzmi ono jak wołanie: „A u was biją murzynów!”. Nieprzychylne media nie tylko nie dadzą się nabrać, ale je wykorzystają.
Jacques Blutoir profil o 00:42 

 

Brak głosów