EU bydło Polin drastyczne
Ubój rytualny. Jak się ma polskie bydło?
Jest to historia, w której mieszają się religia, polityka, prawo, pieniądze, tortury zwierząt i śmierć dzieci. Rosnący ostatnio hałas wokół tej sprawy rozpoczął się we Francji, w czasie kampanii do wyborów prezydenckich, co pozwoliło uchylić nieco rąbka tajemnicy. Francuzi dowiedzieli się nagle rzeczy tak zaskakujących, że musiały interweniować najwyższe czynniki państwa. Nie wszystko zostało wyjaśnione i wiele rzeczy pozostało po staremu, ale przynajmniej wiadomo już jakie mechanizmy sprawiają, że tak trudno w tej sprawie coś zmienić. Dotyczy to również Polski, kraju który w ciągu kilku lat stał się światowym mocarstwem uboju rytualnego.
Zaczęło się w połowie lutego. Reporterzy bardzo popularnego we Francji programu telewizyjnego „Wysłannik specjalny” na prośbę konsumentów postanowili zainteresować się rynkiem mięsnym. W trakcie śledztwa natknęli się na hodowców bydła, którzy narzekali, że muszą jeździć 400 kilometrów, by zaoszczędzić swoim zwierzętom uboju rytualnego. Jak to? Ano okazało się, że w centralnym regionie Ile-de-France (Paryż wraz z przyległymi departamentami – 12 milionów mieszkańców) wszystkie rzeźnie dokonują wyłącznie rytualnego uboju bydła i owiec. „Pospadaliśmy z krzeseł” – pisali telewidzowie. Właściwie nikt nie zdawał sobie sprawy ze skali zjawiska.
Okres wyborczy sprawił, że problem stanął w centrum debaty publicznej. Pierwsza próbowała go wykorzystać Marine Le Pen, kandydatka Frontu Narodowego, która nazwała „skandalem” fakt, że „już 100% francuskich mieszkańców Ile-de-France je mięso z uboju rytualnego”. To był błąd, bo do aglomeracji paryskiej dociera też mięso z innych części kraju, z rzeźni praktykujących ubój na sposób europejski, ale na inne reakcje polityczne nie trzeba było długo czekać. Prezydent Nicolas Sarkozy ogłosił, że należy uwzględnić postulaty organizacji konsumenckich i stowarzyszeń ochrony zwierząt, tzn. sygnalizować sposób uboju na etykietach opakowań mięsa. Premier François Fillon poszedł dalej – zwrócił się bezpośrednio do żydów i muzułmanów: „Religie powinny przemyśleć, czy należy podtrzymywać pradawne tradycje, które nie mają nic wspólnego ze współczesną nauką, technologią i standardami ochrony zdrowia”. Te słowa ściągnęły nań zresztą oburzenie społeczności żydowskiej, już następnego dnia premier musiał się z nich tłumaczyć Wielkiemu Rabinowi Francji Gillesowi Bernheimowi. Sprawa pozostaje bardzo delikatna.
Bywało, że przed drugą wojną światową Żydów ostro krytykowano za ubój rytualny. W Polsce wprowadzono wówczas ustawę, która powołując się na względy humanitarne go zakazywała, ale wszystko to odbywało się w kontekście propagandy antysemickiej. Po wojennej tragedii narodu żydowskiego krytyka praktyk religijnych kojarzyła się rasizmem. Cztery lata temu legendarna aktorka Brigitte Bardot, która już od dawna działa na rzecz ochrony zwierząt, została skazana na 15 tys. euro kary za „wzywanie do nienawiści” wobec mniejszości muzułmańskiej w jednym ze swych wystąpień.
W imię Boże
Żydzi i muzułmanie wywodzą się ze starych pustynnych kultur pasterskich, które obdarzały zwierzęta szacunkiem. Nakazy religijne zawarte w świętych księgach stanowiły higieniczny postęp – osobiste zabicie przytomnego zwierzęcia dawało pewność, że mięso nie pochodzi ze słusznie zakazanej odtąd padliny. Znalezione zwierzęta padłe lub nieprzytomne po prostu nie dawały gwarancji bezpieczeństwa sanitarnego. Wypowiadana modlitwa z jednej strony sakralizowała zwierzę, a z drugiej stanowiła przedłużenie obyczaju jego „hipnotyzowania” przed ubojem, co ułatwiało sprawę pasterzowi i pozbawiało ofiarę stresu przed samym aktem. Owca nie szamotała się, bo człowiek łagodnie powtarzając modlitwę kładł ją na ziemi i zasłaniał jej oczy naginając na nie jej uszy – zwierzę pozostawało ufne i zrelaksowane.
Podstawowa formuła jest taka sama u żydów i muzułmanów – „W imię Boże”, ale może przybierać też dłuższe formy, np. u muzułmanów „W imię Boże, nic nie może być złego w obecności Jego imienia na ziemi i w niebie, On jest Miłosierny i Wszechwiedzący”. Poderżnięcie gardła i spuszczenie krwi było stosunkowo szybkim i najbardziej higienicznym sposobem uśmiercenia zwierząt – wśród ubojów religijnych tylko wyznawcy sikhizmu (ta religia łączy elementu islamu i hinduizmu) stosują coś szybszego. Według nich sposób muzułmańsko-żydowski przynosi niepotrzebne cierpienia zwierzętom, więc jednym cięciem całkiem odrąbują im głowy.
Technicznie ubój muzułmański (dabiha) niczym się nie różni od żydowskiego (szehita). Rzeźnik bardzo ostrym nożem jednym ruchem przecina zwierzęciu tchawicę, przełyk oraz główne tętnice i żyły, ale nie narusza rdzenia kręgowego – by ułatwić drenaż krwi. We współczesnych rzeźniach przemysłowych wygląda to w ten sposób, że krowę zapędza się do specjalnej klatki, z której wystaje jej tylko głowa i gardło; klatka obraca zwierzę do góry nogami, by rzeźnik mógł łatwiej przeciąć co trzeba i zwierzę wykrwawia się w środku lub jest wyrzucane na specjalną kratownicę.
W Europie robi się to inaczej: najpierw zwierzę jest pozbawiane przytomności, zazwyczaj za pomocą specjalnego pistoletu ogłuszającego lub impulsu elektrycznego – co daje błyskawiczny skutek, a potem wiesza się je do góry nogami i spuszcza krew nacinając jedynie szyjne naczynia krwionośne, bez naruszania gardła – tchawicy i przełyku. Tego wymagają unijne uregulowania, które jednak czynią wyjątek dla mniejszości religijnych. Ten wyjątek zawiera ostrzeżenie przed pewnym ryzykiem sanitarnym.
Między bakterią a torturą
Obrazowo ujmuje je prof. Jean-Louis Thillie, jeden z najlepszych francuskich toksykologów: „Cała głośna w mediach epidemia choroby „szalonych krów”, spowodowała we Francji śmierć 26 osób, które zapadły na chorobę Creutzfelda-Jakoba, tymczasem mało kto wie, że ponad 100 dzieci umiera u nas rocznie od zatruć mielonym mięsem z uboju rytualnego.” Tu głównym winowajcą jest bakteria Escherichia coli (pałeczka okrężnicy) zalegająca w żołądku i jelitach zwierząt. Po przecięciu przełyku w mniej więcej jednej piątej przypadków treść żołądkowa wylewa się zakażając przednie części zwierzęcia – i przemywanie nic tu nie pomaga. Kiedy krowa lub byk zostaje wyrzucona z klatki, końcowe stadium ich agonii odbywa się na leżąco, co dodatkowo sprzyja zakażeniom. Pałeczka okrężnicy nie jest szczególnie groźna dla dorosłych, ale atakuje małe dzieci i osoby starsze. Powoduje uszkodzenie nerek, co oznacza dializy do końca życia lub konieczność przeszczepów, a w niektórych przypadkach prowadzi do śmierci. Francuscy muzułmanie nie jedzą części szyjnych bydła ni głowizny, więc to mięso trafia na ogólny rynek w nadzieniu różnych pierożków, w sosach do pizzy i przede wszystkim w bardzo popularnych stekach siekanych z surowego mięsa, które są odpowiednikiem naszych kotletów mielonych. Do zakażenia dochodzi, gdy taki kotlet nie jest zbyt dobrze wysmażony.
Jest jeszcze problem cierpienia zwierząt, z powodu braku ogłuszania. W marcu tygodnik Le Point ujawnił kilka stron tajnego, ubiegłorocznego raportu francuskiego ministerstwa rolnictwa, który potwierdza liczby podawane przez organizacje ochrony zwierząt. Śmierć krów i byków może nastąpić po 20 sekundach, ale i po 6 minutach (średnio nieco ponad 2 minuty). Cielętom to może zabrać nawet 11 minut, a w ekstremalnych przypadkach koło kwadransa. Samo poderżnięcie gardła jest dla przytomnego zwierzęcia bardzo bolesne. Po tym wstrząsie następne minuty są jeszcze większą torturą, gdyż jego mózg – wbrew temu co twierdzą niektórzy duchowni – cały czas działa. Według sondaży, dla trzech czwartych Francuzów to wystarczający powód, by zakazać uboju rytualnego.
We Francji żyje nieco ponad pół miliona żydów i ok. 4 milionów muzułmanów. Nie wszyscy z nich przestrzegają nakazów religijnych, więc najwyżej 5% populacji stanowi klientelę produktów halal i koszernych. Mimo to aż 40% bydła (43% cieląt) i niemal 60% owiec (one wykrwawiają się stosunkowo szybko) przechodzi ubój rytualny bez ogłuszania. Skąd się bierze wielokrotna przewaga podaży nad popytem? Z przyczyn ekonomicznych: stosując ubój rytualny rzeźnie otwierają sobie od razu dwa rynki – ogólny i halal/kasher, oszczędzają na pracochłonnej zmianie procedury produkcji z europejskiej na rytualną i na czasie – eliminując ogłuszanie. Hałas wywołany takim nadużywaniem „wyjątku religijnego” zmusił rząd do natychmiastowego wprowadzenia w życie rozporządzenia, które zezwala na ubój rytualny tylko na podstawie konkretnego zamówienia handlowego.
Nikt nic nie wie
Kwestia uboju rytualnego budzi poważne wątpliwości również wśród mniejszości religijnych. W Stanach Zjednoczonych przełom stanowiła tzw. afera Agriprocessors. Był to największy producent mięsa koszernego w Stanach Zjednoczonych, jedyny i największy na świecie eksporter do Izraela (tę ostatnią funkcję przejęła po nim Polska). Gigantyczna ubojnia miała dobrą markę, gdyż była prowadzona przez ogólnie szanowanych ortodoksyjnych żydów i miała wszystkie niezbędne certyfikaty religijne. Afera wybuchła gdy członkowie organizacji PETA (Ludzie na rzecz Etycznego Traktowania Zwierząt) nakręcili film wewnątrz ubojni: higiena i okrucieństwo wobec zwierząt wołały o pomstę do nieba. Cztery lata temu grupa Agriprocessors przestała istnieć, a jej dyrekcja siedzi w więzieniu. Prezes-rabin Sholom Rubashkin został skazany na 28 lat, ale nie za złe traktowanie zwierząt tylko za liczne oszustwa finansowe, sprowadzanie do pracy nielegalnych imigrantów z Meksyku (do uboju zatrudniano też dzieci) i produkcję ciężkich narkotyków (w podziemiach kombinatu funkcjonowała fabryka metamfetaminy). Dla amerykańskiej społeczności żydowskiej to był szok ze względu na los zwierząt i oszustwo religijne – zdecydowana większość mięsa nie była koszerna, gdyż uboju dokonywali głównie chrześcijanie. Dziś już tylko około jednej szóstej amerykańskich żydów przestrzega wymogów koszerności.
Tak samo nabiera się czasem muzułmanów. We Francji w wędlinach oznaczonych jako halal znajdowano wieprzowinę, a część certyfikatów w ogóle bywa oszustwem. Europejski rynek żywności halal rozwija się bardzo dynamicznie dopiero w ciągu ostatniego dziesięciolecia. We Francji rozwinęły go duże grupy przemysłowe i dystrybucyjne. Wcześniej muzułmanie jedli to, co wszyscy – zresztą Koran uznaje żywność chrześcijańską i żydowską jako dozwoloną (oprócz wieprzowiny i alkoholu). Według badań prof. Gillesa Kepela, znanego francuskiego specjalisty od świata islamu, bardziej ortodoksyjne ostatnio spojrzenie europejskich imamów na ubój zwierząt wzięło się z naśladownictwa rygoryzmu żydowskiego – w podświadomym poszukiwaniu równości, choć paradoksalnie ma akcentować własną tożsamość. W rezultacie niektóre nurty islamu zezwalają na ogłuszanie zwierząt, inne nie, i nie dla wszystkich wyznawców oznaczenie „halal” znaczy to samo.
Oszukani czują się też wszyscy inni, gdyż często jedzą „mięso rytualne”, nie wiedząc o tym. Organizacje konsumenckie od kilku lat ubiegają się o oznakowanie sposobu uboju zwierząt na opakowaniach z mięsem. Mimo obietnic prezydenta Sarkozy’ego będzie to dość trudne do przeprowadzenia na szczeblu europejskim, ze względu na nacisk lobby przemysłu spożywczego i handlowego (sprzedaż mięsa z uboju religijnego bardzo by spadła), jak też wątpliwości, czy nie przyczyni się to do stygmatyzacji mniejszości. Według polityków droga do ograniczenia takiego uboju, a więc i masowego cierpienia zwierząt, prowadzi przez ściślejsze regulacje handlowe i sanitarne.
Polski paragraf 22
„W naszej ocenie nikt, kto widzi cierpienia zwierząt, nie może zgadzać się na ubój rytualny, nawet jeśli jest silnie związany z religią i kulturą danych narodów. W pełni szanujemy wszystkie przekonania religijne, jednak ten proceder nie może się odbywać kosztem tak wielkiego cierpienia zwierząt” – mówi Ewa Gebert, przewodnicząca Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt „Animals”. Jednocześnie jej organizacja nie odnotowała ani jednej skargi na ten temat – jest on u nas właściwie nieznany. Tymczasem w ciągu kilku lat Polska stała się prawdziwym mocarstwem w produkcji mięsa koszernego i halal. Handel ciągle rośnie - w przyszłym roku nawet połowa polskich krów, byków i cieląt, tj. ok. pół miliona zwierząt może zostać ubitych bez ogłuszania. Wszystko to dzieje się za dyskretnymi murami kilku wielkich ubojni i nie rzuca się w oczy.
Janusz Rodziewicz, prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP, krytykuje hipokryzję na temat traktowania zwierząt w Polsce, wie, że od niedawna setki tysięcy z nich są zabijane bez ogłuszania, ale zwraca uwagę, że „jeśli my zrezygnujemy z tego eksportu, to przejmą go Słowacy, czy inni.” To właściwie nie jest takie pewne, gdyż przepisy europejskie dotyczące „wyjątku religijnego” nie pozwalają na eksport mięsa z uboju rytualnego poza Unię – dotyczą one wyłącznie zaopatrzenia mniejszości religijnych w państwach członkowskich. Polska stała się europejskim „mocarstwem rytualnym” ze względu na… wyjątkowe traktowanie prawa.
Uregulowania europejskie pozostawiają państwom wolną rękę – mogą one wprowadzić u siebie „wyjątek religijny” lub nie. Polska ustawa o ochronie zwierząt, podobnie jak w Szwajcarii, Szwecji, czy innych krajach, w ogóle nie dopuszcza wyjątku dla uboju bez ogłuszania. Masowy ubój rytualny odbywa się więc na podstawie swoistego „paragrafu 22” – rozporządzenia ministerstwa rolnictwa. Jest ono sprzeczne z prawnie stojącą wyżej ustawą, ale zwolennicy eksportu powołują się na stojącą jeszcze wyżej Konstytucję, która gwarantuje swobodę praktyk religijnych.
„Problem w tym, że w Polsce liczba muzułmanów i żydów jest mikroskopijna, produkcja znacznie przewyższa ich potrzeby. Interpretacja polskiej Konstytucji jest teraz taka, że pozwala ona na tortury zwierząt w Polsce, a gwarantuje swobody religijne w Izraelu i krajach muzułmańskich. Wszyscy u nas wiedzą, że to piramidalna bzdura, ale decyzja polityczna została podjęta na najwyższych szczeblach, nic nie da się zrobić” – mówi pragnący zachować anonimowość wysoki urzędnik ministerstwa środowiska.
W Polsce nikt nie robi sondaży na temat uboju rytualnego, a instytucja Głównego Lekarza Weterynarii, teoretycznie mająca dbać o „dobrostan zwierząt”, nie interesuje się problemem uboju bez ogłuszania – nie robi na ten temat żadnych statystyk.
RAMKA:
W islamie halal oznacza to, co dozwolone przez religię, w przeciwieństwie do tego, co jest haram – zakazane (jak np. alkohol, wieprzowina, hazard). Podobnie w religii żydowskiej to, co kasher (koszerne) jest przeciwstawione temu, co pozostaje teref (trefne), choć terminy te odnoszą się tu głównie do kuchni i żywności.
W przeciwieństwie do judaizmu islam nie rozstrzyga jednoznacznie, czy zwierzę przed ubojem ma być przytomne, czy nie. Codex Alimentarius (Kodeks Żywnościowy) ONZ i Światowej Organizacji Zdrowia, podpisany również przez kraje muzułmańskie, definiując halal wskazuje jedynie, by przed spuszczeniem krwi zwierzę było żywe. Obie religie zakazują maltretowania zwierząt.
Największymi eksporterami mięsa do krajów muzułmańskich są Nowa Zelandia i Australia. Uzgodniły jednak ze swoimi klientami, że ubój będzie przeprowadzany według norm europejskich (z ogłuszaniem). W ubiegłym roku Australia zakazała eksportu żywych zwierząt do Indonezji, gdy okazało się, że prowadzi się tam tradycyjny ubój na żywca. W Polsce oba najważniejsze związki religijne wystawiające rzeźniom certyfikaty – żydowski i muzułmański – wykluczają ubój bez ogłuszania.
zdj. J.S. (od góry Bieszczady, Suwalszczyzna, Podlasie, Mazury)
Tekst opublikowany w miesięczniku Focus 6/2012 pod tytułem "Tajna historia mielonego".
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 374 odsłony