O drabinach przystawianych do chmurek.
Są chwile, że bawię się słowem. Powody uruchamiania w sobie huncwota żartobliwych i dobrotliwych opowieści bywają różne. Tym razem powodów dostarczył mi właściciel "Nowego Ekranu" i Szanowni Komentatorzy. Zobaczyłem szklankę a w niej burzę.
Biznes to biznes. Każdy powinien mieć własny. Istotę dobrego biznesu można zawrzeć w senstencji: Primum non nocere. To hasło wisi na blogu właściciela Nowego Ekranu, pana Ryszarda Opary. Gospodarza bloga i właściciela nEkranu widziałem na zdjęciu, bo do Warszawy nie jeżdżę. Nie lubię i szkoda mi czasu.
Otóż, rzec trzeba tak: pan Ryszard, o którym redaktorzy Nowego Ekranu śpiewają już peany, ma własny biznes (a nawet kilka) i wie, jak pomnażać talenty, czyli w tym przypadku kasę. Wielu z nas też wie, ale wielu innych nie ma o tym zielonego pojęcia. Sam zaliczę siebie do zielonych, bo wprawdzie dom wybudowałem, syna spłodziłem i posadziłem tysiące drzew, ale nie produkuję dla siebie milionów, choć ciężko pracuję na chleb nasz powszedni.
Pan Ryszard Opara natomiast produkuje. Wyprodukowane miliony - mam nadzieję - tworzą nowe miejsca pracy. Koło młyńskie kręci się więc zgodnie z nurtem rzeki. Nowy Ekran jest doskonałym przykładem, o co biega, gdy zaczyna się maraton.
Setki blogerów i tysiące komentatorów ma przecież miejsce, gdzie może się napracować do woli - nawet od świtu do nocy. To nic, że 99% robi tu pro publico bono, dla bliżej nie dającej się określić idei. Tak ma robić, bo idea lęgnąca się w głowie Stworzenia jest najpotężniejszą siłą na tym świecie. No, zagalapowałem się nieco, więc poprawię: najpotężniejszą, zaraz po Panu Bogu i Słowie Bożym.
Mikrus ten, czyli felietonik o niczym, produkuje się, bo akurat mam okienko w czasie i przeczytałem burzliwe dyskusje pod notką Ryszarda Opary „Akcje Nowego Ekranu dla blogerów.“ Zrecenzuje to krótko: Burza w szklance wody.
Dostajecie propozycję kupna akcji (no, ja chyba też?) groszowych - za to tych groszy ma być sporo. Dla najmocniej zaklikanych stu „pisarzy pro publico bono“ na kupce uskłada się aż dwieście złotych, a potem kolejne trzy setki zapiszą się na mniejsze kupki groszy. Odpowiednio trzeba będzie włożyć w biznes, czyli zapłacić z własnej kieszeni, po 150, 100 i 50 złotych polskich. To wkład równy 100x200 + 100x150 + 100x100 + 100x50, co daje 50 tysięcy złotych? To mniej więcej pensja dla zespołu redakcyjnego za miesiąc (ile?) pracy. To - gdzieś przeczytałem - 5% akcji z pierwszej emisji akcji, czyli margines marginesu. Bez wpływu na cokolwiek, ale nawet lepiej, gdyż biznes pada pod gruzowiskiem demokracji i liberum veto.
400 blogerom kelner przyniesie szklankę, w której będzie trochę wody i wystawi niewielki rachunek. Nie chcesz, nie zapłacisz, ale pisać pro publico bono nadal będziesz mógł. Proste? Proste, bo nadal piszę - pomimo śmiechu, który wzbudził we mnie szlachetny gest właściciela tego forum. Lubię dobre kawały.
Nie wypijesz wody ze szklanki, którą przyniesie wybrańcom klikalności kelner, nie licz, że dokona się cud jak w Kanie Galilejskiej. Woda nie skonsumowana nie zamieni się w wino przyszłych możliwych zysków.
Wino uderza do głowy. Lepiej wówczas nie wchodzić na drabinę wspartą o materię chmur wyobraźni. Mnie tym razem nie uderza, bo znam się trochę na biznesach. Primo non nocere. Przyjdzie kelner z propozycją, wodę wypije, bo mam w kieszeni dwieście, czy pięćdziesiąt złotych. Nie majątek. To tylko kilka butelek wina, które - z całą pewnością - wypiję do końca tego roku.
Na cud przemiany groszy w grube tysiące nie liczę. To musiałoby bowiem oznaczać, że pan Ryszard Opara ma w planach budowę imperium medialnego na skalę porównywalną do Polsatu, czy TVN-u. Może ma, ja nie wiem.
Jeśli ma, to niech tylko pamięta, że nie należy snuć opowieści w podchmielonym towarzystwie o drabinach wspieranych o chmurki przyszłych sukcesów. Wizje i strategie lubią ciszę bezchmurnego nieba. Chmurki mogą zresztą popłynąć w inne miejsca. Kto tam potrafi przewidzieć, gdzie im się zechce. Prognoza pogody dla Polski nie jest najlepsza. Prognoza pogody dla blogerów również ma mało optymistycznych nut. Dlatego...
Dlatego zabrałem tylko raz głos na ten temat i morda w kubeł. Mam do takich inicjatyw podejście słodko-kwaśne, charakterystyczne dla pisarzy pro publico bono. Czasami coś napiszę i nie mam zamiaru brać udziału w wyścigu szczurów klikalności. Klikajcie, klikajcie, niekoniecznie u mnie na blogu. Klikalność to dużo za mało, by rozbujać biznes. Trzeba jeszcze wiedzieć, komu pomóc, a komu nie szkodzić.
Pozdrawiam pana Ryszarda Oparę, bo może jakimś cudem przeczyta ten tekścik o niczym.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1167 odsłon